Haig Brian - W matni.pdf

(1710 KB) Pobierz
1029853342.001.png
Brian HAIG
W matni
Z angielskiego przełożył ZBIGNIEW KOŚCIUK
Lisie, Brianowi, Pat, Donnie i Annie
Od autora
Podobnie jak inne powieści, w których występuje Sean Drummond, W matni nie jest książką o
wojnie, lecz kryminałem - thrillerem prawniczym - przypadkowo osadzonym w wojskowych realiach
i ukazanym na tle wydarzeń w Iraku.
Długo i mozolnie dumałem nad tym, czy powinienem napisać powieść nawiązującą do nadal
trwającego konfliktu. Żaden autor - a przynajmniej żaden autor pragnący odnieść sukces komercyjny -
nie powinien uczestniczyć w bieżącej dyskusji na tematy polityczne.
Atmosfera polityczna panująca w Ameryce jest silnie, niekiedy wręcz histerycznie podzielona,
co moim zdaniem jest zjawiskiem pozytywnym. W zdrowej, sprawnie działającej demokracji
obywatele powinni okazywać troskę, przejawiać zaangażowanie, wyrażać opinie -
a wojna z pewnością winna wzbudzać ich zainteresowanie.
Kiedy wstępowałem do wojska, przechodziliśmy od dużej armii opartej na powszechnym
poborze do mniejszej liczebnie, w której służyli wyłącznie ochotnicy.
Abstrahując od innych kwestii, podobnie jak wielu ludzi martwiło mnie, że amerykańska armia
przestanie odzwierciedlać złożoną naturę naszego narodu, a obywatele przestaną postrzegać nas jako
żołnierzy obywateli, uznając za zwyczajnych najemników. Na szczęście, część moich obaw się nie
spełniła. Amerykanie ciągle darzą ludzi w mundurach sympatią i wyjątkową troską, a władze w
Waszyngtonie nie czuły pokusy, aby traktować żołnierzy jak mięso armatnie, siłę najemną - ponure
określenie, które sugeruje spisanie na straty.
Większość autorów pragnie, aby ich książki sprawiały przyjemność czytelnikom, były czytane i
kupowane - niekoniecznie we wspomnianej kolejności. Jest to podwójnie prawdziwe, gdy autor ma
czwórkę wspaniałych dzieciaków, którym trzeba zapewnić jedzenie, ubranie, nocleg i w niezbyt
odległej przyszłości studia. Nie chciałem napisać powieści zawierającej polityczne uprzedzenia i
mam nadzieję, że moja książka nie zostanie w ten sposób odebrana.
Dlaczego zaryzykowałem napisanie powieści o Iraku? To proste: toczymy wojnę w kraju - i
regionie - o którym większość Amerykanów wie zdumiewająco niewiele. Spotkałem wielu
Amerykanów, którzy byli w Paryżu, Hongkongu, a nawet w Kenii - nie udało mi się jednak spotkać
nikogo, kto wspominałby o cudownych plażach w Jemenie (szczerze mówiąc, jemeńskie plaże wcale
nie są takie cudowne).
W 1983 roku, będąc kapitanem armii amerykańskiej, pracowałem dla Połączonego Kolegium
Szefów Sztabów jako oficer łącznikowy do spraw Libanu. Po katastrofalnej inwazji izraelskiej
umieściliśmy tam korpus ekspedycyjny piechoty morskiej w charakterze sił
pokojowych. Liban, niegdyś perła regionu, bardzo się wówczas różnił od kraju, którym był
kiedyś - to skutek dziesięciu lat brutalnej wojny domowej. Długo przed naszym przyjazdem kraj
był wewnętrznie rozdarty, wstrząsany konfliktami religijnymi, rywalizacją klanową, krwawymi
waśniami rodowymi i niszczony przez sąsiadów, którzy wykorzystywali przemoc i podsycali
nienawiść, często za pomocą terrorystycznych metod. Sytuacja była bardzo różna od tej, która panuje
w dzisiejszym Iraku. Z drugiej strony jednak okazała się niezwykle podobna.
Z powodu obsesji na punkcie zimnej wojny każdy oficer z tamtej epoki był ekspertem od
zagrożenia sowieckiego - a przynajmniej za takiego uchodził. Ale gdyby ktoś poprosił
mnie o wymienienie jednej rzeczy odróżniającej sunnitów od szyitów - głównego źródła napięć
i konfliktów w świecie arabskim - w przeszłości, przyszłości i przypuszczalnie w przewidywalnej
przyszłości, zapadłaby martwa cisza. Gdy pewnego ranka zamachowiec-samobójca wjechał
ciężarówką wyładowaną materiałami wybuchowymi w budynek, w którym stacjonowali marines,
okazało się, że kapitan Haig nie jest osamotniony w niewiedzy -
wielu przywódców cywilnych i wojskowych miało bardzo mgliste wyobrażenie, w co się
wpakowaliśmy. Początkowo było to przerażające i dezorientujące, w końcu okazało się tragiczne. Do
dzisiaj jestem przekonany, że dwustu osiemdziesięciu czterech żołnierzy piechoty morskiej zginęło z
powodu naszej ignorancji.
Dziś ponownie znaleźliśmy się w kraju, o którym wiemy zdumiewająco niewiele, ponownie też
spory jego mieszkańców, ich waśnie rodowe i konflikty stały się naszymi.
Sekretarz stanu Colin Powell tak sparafrazował słowa, które prezydent wypowiedział przed
inwazją: „Jeśli potłuczesz porcelanę, staniesz się jej właścicielem". I rzeczywiście, my, większość
Amerykanów - większość wyborców - wiemy bardzo mało o rozbitych skorupach, które nasi
żołnierze próbują skleić własną krwią, ofiarą i odwagą, aby uczynić z nich sprawnie działającą
demokrację.
W ten sposób powstała książka W matni. Mam nadzieję, że uznacie ją za intrygującą, zajmującą
i prowokującą do myślenia. Jak już wspomniałem, jest to powieść kryminalna, która porusza pewne
drażliwe tematy związane z Irakiem. Mam nadzieję, że jej lektura poszerzy waszą wiedzę i wzmocni
zainteresowanie tą problematyką.
Podkreślam, że postacie występujące na kartach tej książki są fikcyjne, chociaż wielu
czytelników z pewnością dopatrzy się pewnych historycznych odniesień i zagadek, do których
nawiązuje intryga.
W tym miejscu najwyższa pora wyrazić wdzięczność kilku osobom. Po pierwsze, dziękuję za
użyczenie godnego nazwiska podpułkownikowi Kempowi Chesterowi, mojemu wielkiemu
przyjacielowi, pierwszorzędnemu oficerowi wywiadu wojskowego, który był na dwóch zmianach w
Iraku. Dziękuję innemu przyjacielowi, którego nazwisko wykorzystałem, Christopherowi Yuknisowi,
który służył krajowi przez niemal trzydzieści lat i był jednym z najinteligentniejszych oficerów,
jakich spotkałem. Dziękuję Jimowi Tireyowi, bliskiemu przyjacielowi, który uczestniczył w wielu
niebezpiecznych misjach i zawsze był dla mnie przykładem. Użyłem również nazwiska kolegi z West
Point, Roberta Enzenauera, który naprawdę jest znakomitym lekarzem, oficerem rezerwy, i który z
wielkim poświęceniem służył osiemnaście miesięcy w Afganistanie i Iraku.
Składam podziękowania Claudii Foster. Prawdziwa Claudia Foster znajdowała się w
wieżowcu World Trade Center pamiętnego 11 września 2001 roku. Była wspaniałą młodą damą,
inteligentną, uroczą i wesołą. Zginęła jak wielu innych, pozostawiając pogrążoną w smutku rodzinę,
która poprosiła mnie o znalezienie godnego miejsca dla niej w tej książce.
Mam nadzieję, że to mi się udało.
Na koniec dziękuję Donniemu Workmanowi. Prawdziwy Donnie Workman pochodził
z rocznika 1966 West Point, był kapitanem akademickiej drużyny Lacrosse - bramkarzem o
niezwykłym refleksie i stalowych nerwach. Bramkarze wszystkich dyscyplin to wyjątkowa grupa
ludzi, jednak bramkarze Lacrosse stanowią klasę sami dla siebie. Donnie ciągle bywał
w naszym domu, gdy mój ojciec wykładał w West Point. Był wzorem dla młodych graczy ze
szkół średnich, dostarczał nam również inspiracji pod wieloma innymi względami. Niecały rok po
ukończeniu studiów wszedł na minę przeciwpiechotną w Wietnamie. Człowiek, którego uważaliśmy
za silniejszego niż życie, który pewnego dnia miał zostać generałem i wielkim człowiekiem, zginął w
ułamku sekundy - nigdy nie został jednak zapomniany.
Dziękuję wszystkim pracownikom Warner Books, którzy wygładzają mój kiepski styl, lansują i
sprzedają moje powieści. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo jestem im wdzięczny i jak bardzo ich
Zgłoś jeśli naruszono regulamin