Alejchem Szołem - Notatki komiwojażera.pdf

(617 KB) Pobierz
Alejchem Szołem - Notatki komiwojażera
SZOŁEM ALEJCHEM
NOTATKI KOMIWOJAŻERA
Przełożył JAKUB APPENSZLAK
 
DO CZYTELNIKÓW
Jestem komiwojażerem. Podróżuję jedenaście miesięcy w ciągu roku. Jadę zazwyczaj
pociągiem, najczęściej trzecią klasą, i prawie zawsze odwiedzam żydowskie miasta i
miasteczka. Bo po cóż bym jeździł tam, gdzie nie ma Żydów?
Mój Boże! Ileż to dziwolągów spotyka się po drodze! Szkoda tylko, że nie jestem
pisarzem. Chociaż, prawdę mówiąc, dlaczego nie mam prawa zwać się pisarzem? Kim jest pi-
sarz? Każdy człowiek może zostać pisarzem. Tym bardziej pisarzem żydowskim. Język ży-
dowski - też mi sztuka! Bierze się pióro do ręki i pisze.
Ale, moim zdaniem, nie każdy powinien brać się do pisania. Trzeba się trzymać
swojego zawodu. Fach jest fachem. Tak myślę. Jednakże człowiek próżnujący może znaleźć
rozrywkę w pisaniu.
Jako komiwojażerowi zdarzają mi się w drodze całe dnie, gdy nic nie robię. Siedzę i
myślę. Ot, choćby tłuc łbem o ścianę! Przyszedł mi więc dobry pomysł do głowy. Kupiłem
kajet i ołówek. Wszystko, co tylko po drodze słyszę lub widzę, notuję w moim kajecie. W ten
sposób, jak widzicie, zapisałem sporo stronic. Starczy pewno do czytania na cały rok! W
końcu jąłem się namyślać, co z tym fantem począć? Wyrzucić? Szkoda. Dlaczegóż nie wydać
tego w książce lub nie wydrukować w gazecie? Niech mnie licho porwie, jeśli nie czytałem
gorszych rzeczy!
Wziąłem się tedy do pracy. Rozłożyłem cały towar według gatunków. Wyrzuciłem
gorsze, a zostawiłem to, co najlepsze. Podzieliłem go na numery: pierwszy, drugi i tak dalej.
Każde opowiadanie zaopatrzyłem innym tytułem. Nie wiem, czy zrobię na tym interes, czy
też dołożę. Bardzo pragnąłbym wyjść na czysto!
Nie pytajcie mnie, po co to uczyniłem. Nie wiem. Być może, że to szaleństwo z mojej
strony... Ale przepadło, już się stało! Przed jednym się zabezpieczyłem: przed krytykami.
Zataiłem firmę. Na próżno będą się starali wykryć moje nazwisko. A niech krytykują, niech
się śmieją, niech się pną na gładkie ściany! Dbam o nich tyle co pies o piątą nogę. Nie jestem
pisarzem ani belfrem, ani żadnym łazęgą. Jestem kupcem.
Komiwojażer
258688956.002.png
KONKURENCI
W największym tłoku - gdy Żydzi pchają się wchodząc i wychodząc, gdy w wagonie
rozgorzeje walka o miejsca jak, nie przymierzając, w bóżnicy o rodały 1 - zjawiają się
zazwyczaj oboje: oni ona.
On - czarny, tęgi, rozczochrany, z bielmem na oku, ona - ruda, szczupła, krościasta.
Oboje obdarci i szarzy, w łatanych butach. I oboje z jednakowym towarem: on z koszem i ona
z koszem. W obu koszach plecione obwarzanki, jajka na twardo, woda sodowa i pomarańcze.
Zdarza się niekiedy, że on ma w koszu papierowe tutki z czerwonymi wiśniami lub zielone,
kwaśne jak ocet winogrona. Wówczas zjawia się ona z takimiż wiśniami lub kwaśnymi jak
ocet winogronami.
Oboje przychodzą jednocześnie, przepychają się przez drzwi wagonu. Oboje mówią
jednakową gwarą, ale w sposób .nieco odmienny: on głosem słabym, bez „r”, miękko i
rozwlekle, jakby nie miał języka, ona zaś sepleni, jakby w ustach miała kluski.
Sądzicie może, że konkurują ze sobą obniżając ceny? Nic podobnego. Ceny mają
jednakowe, a cała ich konkurencja polega na tym, że pragną wzbudzić jak najwięcej litości.
Oboje błagają, aby zmiłować się nad ich pięciorgiem dzieci. (On ma pięcioro sierot - ona
również.) Oboje patrzą wam natarczywie w oczy, podsuwają pod sam nos towar i mielą
językiem tak długo, aż chcąc nie chcąc musicie coś kupić.
Oszałamiają was po prostu tą paplaniną i prośbami. Nie możecie się zdecydować, u
kogo kupić: u niego czy u niej? Jeśli zechcecie oboje zadowolić, spotkacie się wnet z
protestem:
- Skoro pan kupuje, niech pan kupi u jednego z nas! Nie tańczy się równocześnie na
dwóch weselach...
A jeśli zamierzacie postąpić sprawiedliwie i kupujecie raz u niego, a innym razem u
niej, to wysuną przeciwko wam mnóstwo pretensji:
- Cóż, dzisiaj się panu nie podobam?
Albo:
- W ubiegłym tygodniu kupił pan u mnie towar i, zdaje się, nie udławił się pan ani nie
otruł!
Rodały - zwój pergaminowy nawinięty na 2 wałki, zawierający Torę
1
258688956.003.png
Gdy zaś zaczynacie im prawić morały i dowodzić, że każdy musi żyć - jak to powiada
Niemiec: Leben und leben lassen - z miejsca otrzymujecie odpowiedź. Nie po niemiecku, lecz
w prostym, zrozumiałym języku żydowskim:
- Wujaszku! Nie siada się na dwóch krzesłach...
Tak jest, drogi przyjacielu! Nigdy nie uda ci się zadowolić wszystkich. Nie próbuj też
wszystkich godzić, bo ci to wyjdzie bokiem! Wiem o tym z własnego doświadczenia. Mógł-
bym ci opowiedzieć, jak to pewnego razu chciałem pogodzić zwaśnioną parę, a w rezultacie
oberwałem burę - i to od własnej żony. Nie chcę jednak mieszać dwóch historii, choć w inte-
resach nieraz tak bywa, że mówi się o jednym towarze, a sprzedaje inny. Zresztą, wróćmy do
naszego opowiadania.
Pewnego razu - było to w dżdżysty, jesienny dzień - niebo rozpłakało się, ziemia była
naga i błotnista, a na stacjach tłoczyli się ludzie. Na każdym postoju tłumy pasażerów.
Wszyscy biegną, popychają się, a Żydzi bardziej niż inni. Każdy chce pierwszy wejść do
wagonu. Każdy obładowany walizami, paczkami, pościelą.
Zgiełk, ścisk. A wśród największej ciżby - on i ona. Oboje z pełnymi koszami i pchają
się jak zazwyczaj jednym wejściem. Nagle... Co się stało? Obydwa kosze leżą na ziemi.
Obwarzanki, jajka, butelki z wodą sodową i pomarańcze poniewierają się w błocie. Krzyki,
piski i jęki mieszają się ze śmiechem konduktorów i wrzawą podróżnych. Dzwonek, gwizd
lokomotywy. Po chwili jedziemy...
W wagonie gwar: wszyscy gadają jednocześnie jak kobiety w bóżnicy lub gęsi na
jarmarku. Trudno uchwycić treść słów. Słychać tylko urywane zdania:
- Zamach na obwarzanki...
- Pogrom jajek...
- Co im zawiniły pomarańcze?
- Szkoda słów!
- Jakie straty ponieśli?
- Dobrze im tak! Niech się nie pchają na siłę i nie plączą pod nogami!
- Cóż mają począć? Żyd szuka zarobku!
- Cha, cha, cha! - rozlega się basowy głos. - Żydowskie zarobki!
- Żydowskie zarobki? - odzywa się .młody, piskliwy głos. - Czy macie lepsze? Dajcie
im - chętnie wezmą!
- Młody człowieku! Nie do pana się mówi! - grzmi basowy głos.
- Nie do mnie pan mówi? Ale ja mówię do pana! Ma pan dla nich lepszą pracę? Aha,
zamilkł pan? Dlaczego pan zamilkł?
258688956.004.png
- Czego chce ode minie ten młody człowiek?
- Czego chce? Powiada pan: żydowskie zarobki? Dobrze. Czy ma pan lepsze? Proszę,
wymień pan.
- Proszę, jak się wam podoba? Przyczepił się...
- Cicho, Żydzi! Zamilknijcie już... Przyszła ona...
- Jaka ona?
- Ta handlarka.
- I gdzież ta ślicznotka?
- O, tutaj...
Skulona, czerwona na twarzy, z zapuchniętymi od płaczu oczyma, z pustym koszem
przepycha się przez ciżbę, szukając wolnego miejsca. Siada wreszcie na koszu, zasłania oczy
podartym szalem i popłakuje z cicha.
Dziwna jakaś cisza zapadła w wagonie. Słowa się wyczerpały, skołowaciały języki.
Nagle zrywa się pasażer i woła niskim, basowym głosem:
- Żydzi! Dlaczego milczycie?
- Co tu gadać? - Trzeba jej pomóc...
Niebywałe! Wiecie, kto to zaproponował? Ten właśnie, który przed chwilą wyśmiewał
„żydowskie zarobki”. Pasażer w dziwacznej czapce na głowie. Jest to rodzaj kaszkietu z
błyszczącym daszkiem. Nosi przy tym niebieskie okulary, zza których nie widać mu oczu.
Uwydatnia się tylko nos mięsisty, gruby, podobny do bulwy.
Niedługo myśląc zdejmuje kaszkiet, wrzuca doń kilka srebrnych monet, podchodzi po
kolei do każdego pasażera i grzmi basowym głosem:
- Ofiarujcie, Żydzi, ile kto może! Ziarnko do ziarnka, zbierze się miarka. Darowanemu
koniowi nie zagląda się w zęby...
Ludzie sięgają do kieszeni, otwierają portmonetki. Dzwonią srebrne i miedziane
monety. Wśród pasażerów znajdował się również kacap w wysokich butach, ze srebrnym
łańcuchem na szyi. Przeżegnał się i wrzucił pieniądz.
Jeden tylko pasażer odmówił i nie chciał dać ani grosza. Był to ten sam, co ujął się za
„żydowskimi zarobkami”. Młody inteligent o tłustych policzkach, z żółtą, spiczastą bródką, w
złotych binoklach. Jeden z tych, którzy mają zamożnych rodziców i bogatego teścia, sami
opływają w dostatki, a jeżdżą trzecią klasą, gdyż żałują pieniędzy.
- Młodzieńcze, wrzuć coś do czapki! - mówi doń pasażer w niebieskich okularach.
- Nie daję - powiada inteligent.
- Dlaczego?
258688956.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin