Korbel_Kathleen_-_Romantyczne_Podróże_01_-_Czarodziejka_z_rajskiej_wyspy.pdf

(574 KB) Pobierz
Sail away
KATHLEEN KORBEL
Czarodziejka z rajskiej
wyspy
Tytuł oryginału
Sail Away
1
179626562.001.png
PROLOG
Noah Campbell marzył o gorącej kąpieli. Przez cztery dni
przekonywał stado krów, żeby zechciały łaskawie przenieść się w
góry na wyżej położone pastwiska. Udało mu się, ale był
wykończony. Poza tym brudny, sponiewierany i szczęśliwy, że może
wreszcie wrócić do domu.
– To lepsze niż Hollywood, co nie, szefie? – powiedział Hank,
zarządca rancza.
– Jasne. – Noah uśmiechnął się jak dziecko. Zdjął kapelusz i
wierzchem dłoni otarł spocone czoło.
Nie znaczyło to, że Noah nie lubił Hollywood. Był jednym z
najlepiej zarabiających aktorów, choć nie występował pod własnym
nazwiskiem. W pracy używał pseudonimu Cameron Ross. Pod
swoim, czy przybranym, zarabiał dość pieniędzy, żeby móc sobie
pozwolić na utrzymanie dużego rancza w górach. Niestety, sława i
pieniądze sprawiły, że nie mógł się z tego rancza ruszyć nawet na
krok bez asysty namolnych fotoreporterów.
Na szczęście miał Ethana. Ethan i Noah Campbellowie byli
kuzynami podobnymi do siebie jak dwie krople wody. Czasami
Ethan udawał Camerona Rossa. Ethana ścigali reporterzy, a Noah
mógł robić to, co mu się żywnie podobało. Nawet przeganiać bydło
na górskie pastwiska.
– Kiedy tam wracasz? – zapytał Hank.
– Jeszcze nie wiem. Muszę jechać z Dulcy do lekarza.
Dulcy od ośmiu miesięcy była jego żoną i prawie tak samo długo
była w ciąży. Bardzo źle to znosiła. Nie ciążę, lecz przymusowe
unieruchomienie. Jeszcze przed miesiącem osobiście prowadziła
ranczo. Pojechałaby i na ten spęd, gdyby lekarz stanowczo jej tego
2
nie zabronił. Była zła jak osa, ale nic jej to nie pomogło. Mąż nie
zgodził się na to, żeby dosiadała konia z brzuchem, z powodu
którego nawet nie mieściła się w siodle.
Dlatego Noah wcale się nie zdziwił, kiedy zobaczył, że wyszła im
na spotkanie. Drobna, rudowłosa i okrągła jak arbuz szła w ich
stronę, machając jakimś trzymanym w ręku przedmiotem.
Noah zaledwie od ośmiu miesięcy był jej mężem, ale osiem
miesięcy to wystarczająco długo, żeby wiedzieć, co oznacza taki
zdecydowany krok i zaciśnięte usta. Coś się wydarzyło. Nie zdając
sobie sprawy z tego, co robi, puścił konia galopem.
– Co się stało? – zapytał. Zatrzymał konia tuż obok żony i
zeskoczył na ziemię.
Dulcy podała mu gazetę.
– Już miałam kogoś po ciebie posłać – powiedziała. – Przeczytaj.
Ledwo rzucił okiem na nagłówki, od razu zrozumiał.
– O Boże! – zawołał. – Muszę natychmiast jechać.
– Razem pojedziemy – oświadczyła Dulcy.
Spojrzał na nią i już wiedział, że nie ma sensu się z nią spierać.
– Dobrze. – Objął ją ramieniem.
Dulcy stanęła na palcach, zarzuciła mu ręce na szyję.
Żadne z nich nie musiało tego mówić, ale oboje wiedzieli, że ta
sprawa niesie ze sobą jeszcze inne konsekwencje.
Tym razem jednak obojgu było to obojętne. Nie było ważne, że
przestaną być anonimowi, że odtąd ich prywatne życie stanie się
własnością tłumów, że już nic nigdy nie będzie tak jak dawniej.
Teraz ważny był tylko powód tych wszystkich dramatycznych
przemian.
Gazeta upadła na ziemię. Nikt się po nią nie schylił. Na
pierwszej stronie widniało zdjęcie Camerona Rossa, a wielki
3
nagłówek gosił: „Cameron Ross zaginął na Hawajach. Pra-
wdopodobnie nie żyje”.
4
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nie mógł sobie przypomnieć, jak się tu znalazł . Ani dlaczego. Ani
nawet kiedy. Na pewno wiedział tylko tyle, że leży na plecach w
wodzie z twarzą zwróconą do bardzo jasnego nieba. No i jeszcze, że
boli go głowa. I noga. A także żebra po prawej stronie. Poza tym
raczej nic mu nie dolegało.
Spróbował usiąść, ale głowa jeszcze bardziej go rozbolała.
Zamknął oczy, lecz niewiele mu to pomogło. Chciało mu się pić,
miał zawroty głowy i było mu niedobrze.
Był bardzo spóźniony. Tyle wiedział. Powinien być teraz w
jakimś innym miejscu. Miał coś zrobić. Coś bardzo ważnego.
Niestety, nie mógł sobie przypomnieć, co. Zresztą chyba nawet nie
zależało mu, żeby sobie to przypomnieć. Kosztowałoby to zbyt wiele
wysiłku. Uznał, że jeśli koniecznie musi coś robić, to przede
wszystkim powinien się zorientować, gdzie jest.
Leżał w szalupie ratunkowej. Należało się jej przyjrzeć. Może
zauważyłby nazwę łodzi, z której pochodziła, albo jakieś nazwisko,
może adres. Cokolwiek.
Otworzył oczy. Nie zobaczył niczego, co mogłoby naprowadzić go
na ślad. Tylko białą niezatapialną szalupę ratunkową, w której nie
było nic oprócz niego. W smokingu, bez butów, nawet bez
skarpetek. Na jego brzuchu leżał wielki czarny kowbojski kapelusz.
Dookoła nie było widać niczego oprócz wody.
Upewniwszy się, że nie warto otwierać oczu, zamknął je i
postanowił, że tak już zostanie. Jakby dla wzmocnienia swego
postanowienia położył sobie na twarzy kapelusz. Pożytek był
podwójny, bo słońce mniej mu teraz dokuczało.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin