Jerzy Samp - Pieniądz magiczny.pdf

(131 KB) Pobierz
10948919 UNPDF
Jerzy Samp
Pieniądz magiczny w kaszubskich wierzeniach na temat
zmarłych
Jedną z najbardziej zadziwiających cech kultury duchowej Kaszub jest obfitość motywów
mitycznych bądź też mitopodobnych, wykraczających znacznie poza obszar tego regionu.
Jedne z nich, jak dla przykładu lokalna odmiana Posejdona czy też Neptuna, który tutaj
przybrał imię Goska, legitymują się słowiańską proweniencją. Inne natomiast – jak choćby
zredukowana z czasem do poziomu podrzędnego demona bogini Isztar (Astarte), nosząca na
Kaszubach imię Jastra (stąd i Jastarnia) – szczycić się mogą znacznie bardziej egzotycznym
rodowodem. To nie przypadek, że w twórczości Augustyna Necla, czołowego marynisty
kaszubskiego, z zawodu rybaka, odnajdziemy mit rajskiej wyspy. Autor wprowadził go na
karty swego zbioru baśni kaszubskich noszącego tytuł Demony, purtki i stolemy 1 . W roli św.
Brendana – żeglarza ze średniowiecznej legendy – wystąpił tu stary pucki rybak, trudniący się
przewozem towarów do portów skandynawskich. I choć to nie anioł, lecz jego własna żona
zaraziła go ideą dalekiej wyprawy w nieznane, analogie są aż nadto czytelne 2 .
Sam Necel w przedmowie do tej książki nie ukrywa, iż wiele fragmentów jego dzieła zawiera
wątki antyczne, ale przetrwały one przecież w pamięci jego informatorów, prostych chłopów z
północy Kaszub, głównie zaś rybaków, którzy nigdy nie słyszeli ani o Homerze, ani o
Odyseuszu czy Polifemie, a jedynymi książkami, jakie brali w życiu do rąk, były modlitewniki
i kancjonały.
Czy istotnie w tym, podobnie jak i w wielu innych przypadkach, mamy do czynienia jedynie z
prostą asymilacją treści uniwersalnych bądź też przekazów o wyjątkowo efektownej i
inspirującej fabule? Helena Kapełuś, zastanawiając się nad genezą przytoczonej przez Necla
opowieści o pobycie kaszubskich marynarzy u jednookiego ludożercy, doszła do wniosku, że
“zagadkowość jej polega na tym, iż nie wymieniając Polifema, powtarza ona szczegóły
przygody Odysa i jego towarzyszy, przy czym sceneria morska, wprawdzie uzupełniona
realiami, które w założeniu narratora (opowiadał to rybak-gawędziarz z odwołaniem do relacji
swego ojca) miały uprawdopodobniać zdarzenie, potęguje podobieństwo. Sprawa zaś wygląda
tak, że mamy tu do czynienia z opowiadaniem ludowym, rozpowszechnionym nie tylko w
Europie, ale i w krajach azjatyckich, a nawet w Indiach, obejmującym wiele odgałęzień,
wersji, odmian” 3 .
Przyjrzyjmy się z kolei motywowi, który jednoznacznie będzie nam się zrazu kojarzył z inną
postacią, zaczerpniętą także z greckiej mitologii. Motywowi obecnemu zarówno w
najdawniejszych wierzeniach Kaszubów, jak i w aktualnej wciąż praktyce dotyczącej
postępowania z ciałami zmarłych rdzennych mieszkańców tego regionu. Chodzi o monetę, w
którą zaopatrywane bywają zwłoki tuż przed zamknięciem wieka trumny.
Postawmy pytanie o to, czy istotnie pieniądzowi przypisana zostaje w takich sytuacjach jakaś
moc szczególna, by nie rzec: magiczna? “Pieniądz” to jedno z najobszerniejszych haseł, jakie
składają się na tom czwarty Słownika gwar kaszubskich na tle kultury duchowej Bernarda
Sychty 4 . Lektura tego, jak i innych tomów monumentalnego dzieła dowodzi niezbicie, iż
pieniądz jako taki nie cieszy się wśród Kaszubów najlepszą sławą. Jest on przyczyną wielu
nieszczęść. Odmienia ludzi niekorzystnie, sprawiając, iż stają się chytrzy, obojętni na czyjąś
nędzę. Deprawuje, nakłania do zbrodni, jest trudny do zdobycia, zaś ci, co wchodzą w jego
posiadanie, zwykle zawierają jakąś umowę z siłami nieczystymi.
Bernard Sychta zauważa, iż na całym Pomorzu spotkać można bardzo wiele podań lokalnych
o ukrytych skarbach. Z reguły dusza człowieka, który je zakopał pod ziemią, a tym samym
powierzył opiece diabła, należy po śmierci właśnie do niego, chyba że zdarzy się komuś
odkopać skarb. Demon będący szafarzem zakopanych monet dba o nie, co jakiś czas
przesuszając je, by rdza nie strawiła metalu lub by ten nie zaśniedział. Diabeł strzegący skarbu
jest wielooki, każde zaś jego ślepie to jeden z błędnych ogni spotykanych czasem wśród
uroczysk i mokradeł. Śmiałek, który zachowa milczenie na widok biesa przesuszającego
monety oraz rozgarnie ogień na krzyż, sprawi, iż pieniądze pojawią się na powierzchni ziemi i
będą jego własnością.
Trudno – notuje Sychta – dostać się do takich pieniędzy, które zmarły zakopał i oddał diabłu
w opiekę pod warunkiem, że niczyja inna ręka, jak tylko jego własna może je wydobyć z
ukrycia. “Pół biedy, jeśli rodzina w danym wypadku wie, gdzie zmarły zakopał pieniądze.
Radzi ona sobie wówczas w ten sposób, że bierze nie pochowanego jeszcze nieboszczyka i
przy pomocy jego ręki wyjmuje skarb. Szczęśliwy także zmarły, któremu tym sposobem
skrócono pokutę” 5 . Skąpcy, którym zdarzyło się za życia zakopać posiadane pieniądze,
skazani są wedle dawnych wierzeń na ciężką pokutę. Tak długo muszą błąkać się wokół
miejsca ukrytego skarbu, aż ktoś z żywych nie odkopie tego, co ukryli. Niekiedy zresztą sami
wskazują żywym miejsce ukrycia monet.
“Dëtki 6 mają Żidki, dëtki nikogo nie zbawią” – powiada stare kaszubskie przysłowie.
Dlaczego jednak od najdawniejszych czasów istnieje w tym regionie wspomniany wcześniej
zwyczaj wkładania monet do trumny, lub co więcej – pod język bądź na powieki zmarłego?
Zanim odpowiemy na to pytanie, przyjrzyjmy się bliżej jednemu z niesłusznie chyba
zapomnianych utworów dramatycznych czołowego przedstawiciela pokolenia
Młodokaszubów, jakim był Jan Karnowski (pseud. Woś Budzysz).
Tym interesującym nas utworem jest napisany po kaszubsku obraz sceniczny zatytułowany
Otrôk Swantewita 7 z roku 1920. Podtytuł utworu brzmi Bôjka w 3 obrazach . W pełni zdaje się
on odpowiadać treści, bowiem już choćby z zestawienia występujących tu postaci możemy
odnieść wrażenie, iż mamy do czynienia z rodzajem baśni scenicznej, której akcja rozgrywa
się w całkowicie wyimaginowanym świecie istot zawdzięczających swój żywot ludowej
wyobraźni.
Znajdziemy zatem w Otrôku Swantewita ślady nieśmiertelnych wciąż mitów pomorskich o
Gryfie – opiekunie tej krainy, bęgącym zarazem godłem Kaszub, jak również o cztery lica
posiadającym bóstwie dawnych Słowian – Swantewidzie, którego głównym atrybutem miała
być troska o losy swych wyznawców. Występują tu ponadto tak dobrze pomorskiemu
folklorowi znane twory, jak: Rocitka, Mora, Morska Panna czy Smętek. Tym niemniej
postaciami pierwszoplanowymi są w utworze Karnowskiego ludzie: Czeszk, Owczôrz, Dzecë,
Kobieté i Knôpi.
Dramat oparty został na nadzwyczaj prostym schemacie fabularnym, charakterystycznym
przede wszystkim właśnie dla baśni i podań ludowych. Oto bóg losu i wojny wzywa do
bohaterskiego czynu pogrążonego w letargu Czeszka. Tenże, ożywiony w sposób
nadnaturalny, podejmuje się wykonania powierzonej mu misji i udaje się na “świętą służbę”.
Jego posłannictwo polegać ma na obudzeniu śpiącego Gryfa i sprowadzeniu go na pomorską
ziemię:
“A ptôcha Gryfa obudz tacim słowem:
«Wstań Gryfie, ze zaklętyj schowë,
Czas ju budzec wojska w Borzestowie!»
Téj sadniesz na ptôcha Gryfa i zajedzesz znowu
Do pomorscij zemi. Ale Gryfa muszysz słuchac.
I kôżdy rozkôz spełnic, bo nie dôjdzesz...” 8 .
Bohater dramatu poddany zostaje następnie kolejno po sobie następującym próbom. W
dialogu z Rocitką nie traci odwagi, ulega wszakże pokusie bogactwa. Odkładając na plan
dalszy swoją misję, zdobywa skarb . W scenie trzeciej widzimy już Czeszka jako wielkiego i
zamożnego pana, który dla dukatów sprzeniewierzył się obietnicy odszukania Gryfa. Epizod
ten kryje w sobie niezwykle głęboką wymowę ideową. Traktuje bowiem o euforii władzy i
dostatku , o demoralizującej mocy pieniądza i jego niszczącym wpływie na najbardziej
choćby prawego człowieka. Mówi też o niespełnionych właśnie z tego powodu obietnicach
oraz o słowie, którego nie udało się dotrzymać.
“Jem terô pón, a tak mnie sę zdôwô, jakbëm bëł
panem ju od tësąc lôt. Móm cygarë, móm wino,
móm nôlepszą wódkę, jeżdżę w sztërë konie –
móm wszëtko, co leno chcę.
Co téż bëło za ubzdurzenié, że jô chcôłem
szëkac gniôzdo Gryfa. Na jacié mësle człowiek
nierôz przyńdze? Dzysô sóm sę z tego smieję.
– Żebë leno człowiek tego utrôpieniô ni miôł
z tymi robotnikami. Podôj jim pôlc, a czapną
całą pazurę i scygną cë skórę ze łba” 9 .
To właśnie żądza posiadania i zachłanność gubią w końcu Czeszka i dopiero po utracie
wszystkiego, co zdobył, przypomina on sobie o swym posłannictwie oraz służbie, której się
sprzeniewierzył. Wyrusza więc dalej w świat na poszukiwanie Gryfa. Jednak po drodze czeka
go druga poważna próba. Teraz ulegnie pokusie wdzięku Morskiej Panny. Łącząc się z tą
istotą, ponownie zapomina o swej odpowiedzialnej misji. Refleksja nastąpi dopiero w
momencie, gdy rozpozna w ukochanej “syrenę”, której omamom tak łatwo i szybko uległ.
Wydaje się już, że z właściwej drogi teraz go nic nie zwiedzie. Czeszk bliski jest przecież
celu. Dotarł bowiem do upragnionej wyspy, zbudził ze snu potężnego Gryfa i powraca
niesiony przez ptaka do ziemi ojczystej. Z otchłani wyłania się zamek zaklęty. I oto kiedy
słabnący w locie z powodu wielkiego wysiłku Gryf żąda od bohatera jego serca jako strawy,
ten odpowiada:
“Wszëtko cë ju dôłem, ale serca ni mogę dac,
odwadzi ni mom...” 10 .
Zapada się natychmiast zamek, orzeł-lew tonie w morzu, a wraz z nim niknie ostatni promyk
nadziei dla Pomorzan.
Istnieje wiele wyraźnych analogii między Otrôkiem Swantewita a powieścią Aleksandra
Majkowskiego Żecé i przigodë Remusa . W obu wypadkach główni bohaterowie jawią się nam
na tle świata baśni. Świat rzeczywisty ustawicznie splata się z fantastyką baśniową. Tak
Czeszk, jak i Remus usiłują ratować zapadły zamek, lecz ani jeden, ani drugi z prób tych nie
wychodzi zwycięsko. Możemy nawet dopatrywać się dużego podobieństwa w istocie i
przyczynie ich niepowodzeń. Dość wspomnieć tu o wprowadzonych przez Majkowskiego
zmorach: Strachu, Trudzie i Niewarto. Nie należy jednak zapominać o tym, że tekst Jana
Karnowskiego ukończony został wcześniej niż powieść o przygodach Remusa.
Dramat Karnowskiego jest bodajże pierwszym w literaturze kaszubskiej utworem, w którym
“wieszczy”, a więc kaszubski odpowiednik upiora, wampira, strzygonia czy jakbyśmy go
inaczej nazwali – podniesiony został do rangi głównego bohatera utworu. Interesujący nas
dramat, podobnie jak i szereg innych dzieł tego poety, posiada niezwykle bogato zarysowaną
warstwę symboliczną, czytelną i zrozumiałą przede wszystkim dla tych, do których Otrôk
Swantewita był adresowany. Trzeba bowiem mieć świadomość znaczenia takich słów-kluczy,
jak “zapadły zamek”, “Mora”, “Smętek”, “Gryf”, “Mestwin” tudzież wielu jeszcze innych, by
należycie odczytać intencję autora.
Szczególnie dla nas ważną scenę drugą ( I Obrazu ) tego dramatu otwiera opis tzw. pustej nocy
– obrzędów żałobnych, odprawianych przy zwłokach Czeszka. Już w trakcie jej trwania
uczestnicy sugerują, że zmarły człowiek “miôł bëc wieszczy”. Świadczyła o tym i przesądzała
zaczerwieniona twarz nieboszczyka. Dodajmy, że wedle zakorzenionych wśród Kaszubów
wierzeń należało się w takich wypadkach zabezpieczyć przed pośmiertną działalnością
potencjalnego “żywego trupa” 11 .
W dramacie Karnowskiego uczestnicy pustej nocy, chociaż dokładnie wiedzieli, że Czeszk
przyszedł na świat z “przednyma zębama” 12 , nie posłużyli się jednak żadnym ze
wspomnianych remediów, gdyż mieli świadomość, iż ten zmarły nie pozostawia po sobie na
świecie żadnej rodziny, obcych zaś wieszczy nie nęka przecież po śmierci.
W tym miejscu wypada nadmienić, że istnieje jeszcze jeden środek, w przeświadczeniu
Pomorzan skutecznie zabezpieczający przed upiorem. Karnowski znając go doskonale,
zapewne wiedziony poetycką intuicją, uczynił zeń kolejny, jakże nośny symbol. Środek ten
polega na włożeniu wieszczemu pod język monety. Zwykło się sądzić, iż zmarły nie opuści
swej mogiły dotąd, dopóki całkowicie nie wyssie metalowego pieniążka. Podkreślmy także z
naciskiem, że tym, który w dramacie Karnowskiego dokonuje owej czynności wkładania pod
język zmarłego monety, jest nie kto inny, jak sam tytułowy bóg Swantewit, co sugerować by
mogło przedchrześcijański rodowód niezwykłego “rytuału” o charakterze zabezpieczającym, a
więc apotropeicznym.
“Téj mnie włożëł ten mały pieniądz w gębę.
Wéj tu je [...]” 13 .
“Nad brzedżiem morscim brëkujesz leno zawołac:
– Morscié zwierze do pomocë,
Jô jem w Swantewita mocë!
I cësniesz ten dëtk w morzë” 14 .
Owym “dëtkiem”, jaki otrzymał od Swantewita Czeszk nie jest przy tym zwyczajna, będąca w
obiegu moneta. Ten pieniążek posiada magiczną moc talizmanu, a zarazem symbolu. Kiedy
jeden z uczestników pustej nocy bierze ją do ręki, zaraz odczytuje na głos zawarty na niej
napis, a brzmi on: “Mestwin” 15 .
Przyjrzyjmy się dokładnie tej ważnej scenie, wszak wiadomo, iż zwyczaj wkładania zmarłym
do ust różnego rodzaju przedmiotów jest nie tylko bardzo stary, ale ma także swój wymiar
magiczny. Bynajmniej też nie należy go ograniczać do terenu Kaszub czy szerzej – Pomorza.
Niegdyś osobom podejrzanym o skłonnościu do życia w letargu sypano pod język wapno,
utartą cegłę, czasami zaś umieszczano tam kartkę z ich imieniem bądź karteczkę z książeczki
do nabożeństwa, na której nie było słowa “amen”.
Wydaje się, że ten sposób postępowania z monetą ma bardzo odległy rodowód. W mitologii
greckiej Charon – syn Erebu i Nocy, jeden z piekielnych bogów, do którego obowiązków
należało przewożenie cieni zmarłych przez Styks i Acheron, był na tyle zachłanny, iż nie
zabierał do swojej korowej łodzi tych, co za przewóz nie wnosili żadnej opłaty. Cena
przewozu nie mogła być mniejsza od jednego obola, który starożytni Grecy skrupulatnie
wkładali swoim zmarłym do ust! Dodajmy, iż monety wkładane zmarłym do dłoni albo ust
były zazwyczaj wybite ze szlachetnego kruszcu: złota lub srebra.
Zwykło się też przyjmować, jakoby w starożytnym Egipcie istniała wiara w konieczność
przewozu ciał zmarłych przez jezioro śmierci. Jednak kapłani nie dopuszczali do takiego
Zgłoś jeśli naruszono regulamin