Ruskie sołdaty.doc

(37 KB) Pobierz
Wstąpiłem, znaczy przekroczyłem próg

Pociąg pospieszny relacji Moskwa-Ufa. Wsiadam do wagonu pierwszej klasy, gdzie przedziały z miejscami do leżenia są zamknięte- w przeciwieństwie do otwartych w klasie niższej. Konduktor wpuszcza mnie do przedziału. Jestem sam. Myślę, że tak będzie aż do Ufy stolicy Baszkirii. Przynajmniej się porządnie wyśpię. a grudniowa noc jest długa.

Po kilku godzinach pociąg wtacza się na jakąś dużą stację. Pukanie do drzwi. Otwieram. Do przedziału wtłacza się dwóch potężnych, atletycznych żołnierzy. Bezceremonialnie ściągnąwszy płaszcze i zimowe czapki siadają naprzeciwko mnie. Milczenie. Po chwili blondyn (rasowy Rosjanin) odzywa się do szatyna: "Ale będzie pieprzenie" - i myśląc, że nie rozumiem po rosyjsku, komentują dalej: "Rozwalimy mu dupę tak, że rano nie będzie się mógł wysrać." Uśmiech na mojej twarzy budzi zakłopotanie.

- Ty rozumiesz po rosyjsku.

- Oczywiście - odpowiadam.

Zmieszanie przeradza się w gwałtowny śmiech. Wszyscy śmiejemy się i padając sobie dłonie wymieniamy swoje imiona. Władimir to ten blondyn, a Jura szatyn. Wiem już dużo. Z zainteresowaniem spoglądam na ich nogi, maksymalnie rozwarte przy siedzeniu. Obaj wydają się być z tego zadowoleni. Zadaję sobie w duchu pytanie, czy aby w tych kroczach nie umieścili jakichś poduszek, aby było im cieplej.

Zamykamy drzwi przedziału. Wyjmują flachę wódki (okropna) i "stakanczik". Częstują. Pierwszy odruch prawie wymiotny, oni natomiast piją po szklance na raz bez skrzywienia ust. Wracają do Ufy do jednostki, mieszkają blisko siebie w jakiejś wsi, gdzie diabeł mówi dobranoc, Władimir jest żonaty, a Jura jest kawalerem. Wiem dużo, ale najbardziej rajcuje mnie, co będzie dalej.

W przedziale jest wprost gorąco, a wóda też robi swoje. Widzę, że są już dość dobrze wstawieni. Proponuję, aby położyć się na posłaniach i rozluźnić spodnie. Chłopcy nie oponują. Władimir ściąga swoje ciężkie buciory, a później cały mundur. Zostaje w grubych kalesonach. Jura czyni to samo. Wyglądają śmiesznie. Teraz dokładnie widać między ich nogami te ogromne zasoby mięcha, jednak u Jury jakby nieco skromniejsze. Zdejmuję marynarkę i spodnie wełnianego ubrania, Pozbywam się kozaczków. Cały czas obserwują mnie dokładnie.

Siadamy znowu na siedzeniach. Władimir proponuje jeszcze po jednym. Przełykam z niesmakiem odrobinę, a oni po kolejnej  szklanicy. Zaczynają miętosić swoje krocza oddzielnie, a potem jeden drugiemu śpiewając przy tym „Kalinkę”. Widzą moje podniecenie i sterczącego pod kalesonami kutasa. Pierwszy zrzuca kalesony Jura. Moim oczom ukazuje się piękny, długi, gruby, wygięty w dół zaganiacz, otoczony dwoma wysoko umieszczonymi, prawie przy pa­chwinach, jajcami. Chuj sterczy solid­nie, łeb odkryty zupełnie, lecz ciągle skierowany w dół.

- Piękna pyta - mówię. - Ma chyba ze 25 cm.

- To jeszcze nic - odzywa się dum­nie Władimir. - Jak zobaczysz mojego, to dopiero oszalejesz. W całym na­szym "rajonie", a nawet "obłasti" nie ma takiego drugiego "chera". Nawet sama caryca nie zmieściłaby mnie w swojej dziurze.

Myślę sobie: pijany, ale rozmiar kro­cza mówi za siebie - ogier. Władimir nie czekając dłużej ściąga grube kale­sony. Nie wiem, czy to fatamorgana, czy wpływ alkoholu, ale moim oczom ukazuje się ogromnie długi, koński ku­tas, lekko napełniony krwią, zwisający prawie do samych kolan. Żołądź rów­nie ogromna, ale jeszcze do połowy zakryta. Kutas pokryty licznymi gruby­mi żyłami koloru fioletowego i małymi czerwonymi naczynkami. Brązowy ko­lor ostro kontrastuje z jasnoblond wło­sami, pokrywającymi łono, i jeszcze ciemniejszą, czekoladową torbą z dwoma jajami wielkości gęsich, któ­re zwisają swobodnie między udami. Chciałbym uchwycić to na fotografii.

- To dopiero początek. Jak mi sta­nie, to zobaczysz.

Zaczyna walić tę olbrzymią kiełbasę, ręce wykonują zamaszyste ruchy, człon zaczyna twardnieć i stawać. Jest monstrualny, demoniczny, ustawia się prostopadle do brzucha. Władimir chwyta go obiema rękoma, później uj­muje go Jura, na końcu ja - człon jest tak długi, że wystarczyłby jeszcze na kilka męskich dłoni.

-              Nu, skolko jemu?

Nie wiem. Wymiguję się od odpowiedzi.

- Chyba ze 35 cm mówię w końcu.

- Sorok.

40 cm – może to być prawda, choć raczej 35. Nie ma linijki. Nie jest to nawet mo­del sudański, lecz lacha ogiera, zresztą grubością też dorównuje tylko koniowi. Władi­mir staje na baczność - dzida w tej po­zycji ustawia się już nie prostopadle, ale pod kątem rozwartym do po­wierzchni ciała. Rura od roweru.

- Wsiądź - mówi.

Siadam na tej wygodnej długiej sztandze, a ona zupełnie się nie ugina. To dopiero bydlę!

- Teraz chcę cię pierdolić w dupę. Połóż się i pokaż.

Kładę się i rozwieram pośladki.

- Ładna dziura. Wejdzie.

Mocnymi łapami rozwiera mój otwór, podziwia, wkłada palec, później trzy, i jeździ nimi głęboko.

- Wejdzie - powtarza - ale najpierw Jura zrobi tam trochę miejsca.

Jura bez słowa wchodzi we mnie od tyłu. Ból jest niewielki, ale jednak go czuję. Jura pierdoli długo. Czuję, że za­raz poleci. Wreszcie krzyk Jury i sper­ma zalewa moje wnętrze. Władimir nie czekając naślinia swego konia i usta­wia się siedząco. Ja siadam na niego. Czuć mastkę. Władimir jest delikatny. Gdy łeb pokonuje i przedziera moje zwieracze, chuj powoli zaczyna się wtłaczać w dupę. Jura patrzy, a jego kolega delikatnie gładzi mnie po ciele i wpycha swego potwora. Co jakiś czas sprawdzam, ile jeszcze na wierzchu. Ciągle bardzo dużo., Zostało około 10 cm, Władimir mówi:

- No dobra, dalej nie trzeba,  zaczynam jebać.

Trzymając mnie za półdupki swymi wielkimi łapami, potrafił tak koordyno­wać ruchy, aby te 10 cm były ciągle na wierzchu. Przezywałem niesamowitą ekstazę. Ten prostacki wiejski chłop dostarczał mi nieziemskich uniesień. Szczególnie wówczas, gdy nabijając się na tę sztangę odnosiłem wrażenie, że moja dziura nie ma końca – a kiedy powoli wysuwał tego kolosa, czułem jakby opuszczał mnie ogień. Oczy za­szły mi mgłą.

Nagle zmienił taktykę - jednym ru­chem załadował me nogi na swoje sil­ne ramiona i rozłożywszy je maksy­malnie zaczął dupczyć w tej pozycji. Ruchy były teraz szybkie, gwałtowne, zatraciłem świadomość. Dziura była tak rozwarta, że gdy się tam chwyci­łem, poczułem, że mam w dupie pień grubego drzewa.

Władimir w pewnej chwili wyjął chu­ja i strzelał porcjami nasienia na moją twarz. Było tego tyle, że nie tylko twarz, włosy, piersi, brzuch i podbrzu­sze lepiły się od spermy. I ten zapach ­ostry i zajebisty. W tym momencie również ja rąbnąłem z rury. W prze­dziale pachniało samczym zapachem spermy i potu.

Rano Władimir sprawdził moją dziu­rę, która nawet nie bolała. Wylizał do­kładnie ten wielki odbyt, a Jura obcią­gnął mi druta. Była chyba szósta, ale na dworze trwała grudniowa noc. Chłopcy przyszli do siebie, ale byli cią­gle rozebrani; ja także. W przedziale unosił się coraz intensywniejszy za­pach chłopów (wiadomo, że w ra­dzieckich pociągach okna się nie otwierały), Szczególnie silnie odbiera­łem zapach żołnierskiej spermy i skarpet.

Zaczęła się znowu swobodna rozmowa. Władimir powiedział do mnie:

- Jesteś prawdziwym skurwielem, a nie żadnym mięczakiem. Lubię ta­kich, co dają głęboko i bez ględzenia. My w naszej jednostce to ciągłe się pierdolimy lub ruchamy gruchę ręką. Tak się składa, że większość chłopaków ma pyty podobne do mojej, niektórzy krótsze lecz grubsze, inni nawet dłuższe okazy. Pod prysznicem, czy przy innej okazji walimy te konie, a czasami organizujemy zawody, kto strzeli najdalej. Raz zająłem nawet drugie miejsce – wyprzedził mnie tylko jeden byczek z Kaukazu, który dupnął prawie na dwa metry. To był armatni strzał. Dupczymy się dużo we wszystkie strony. Ja sam lubię dawać.

W tym momencie wypiął swoją wielką dupę w moją stronę i roz­sunął maksymalnie dziurę dłońmi. Była wielka, otwarta. W tej pozycji zmieściłaby wielką pomarańczę. Kulki analne nie dla nich - pomy­ślałem. Usiadł znowu i mówił da­lej:

- Dupczenie to męska rzecz. Nikt nikogo nie prześladuje. Go­rzej, gdy chłopak ma ochotę na ssanie chuja. Każdy dałby z chę­cią possać, ale samemu ssąc uchodzi za mięczaka. Czasami zdarza się, że trzeba nadstawić dupy jakiemuś oficerowi z potęż­ną pałą, ale to obowiązek. Zresztą przyjemny.

W tym momencie stukanie do drzwi.

- Czaj - mówi konduktor i wchodzi z trzema szklankami herbaty. Widok trzech gołych fa­cetów z podnieconymi chujami wcale go nie dziwi, a w kroku ro­śnie mu szybko maszt Zostawia herbatę, idzie zamknąć swój prze­dział i wraca. W jednej chwili wypuszcza ze swoich spodni potężnego ptaka i bezceremonialnie ładuje go w moje usta. Zaczyna się jazda.

- Świetnie ciągniesz! Jeszcze żadna kurwa tak mi nie dogodziła, a ciągnęło go dużo panienek w pociągu. Głębiej, głębiej! - przynaglał i po chwili strzelił gorącą zawartością jaj. Sperma była słodka i bardzo gęsta. Wyjął chuja z moich ust i ściągnąwszy resztki nasienia ze skórki rąbnął nimi o podłogę. Ospermione palce dał do wyliza­nia Władimirowi. To bardzo pod­nieciło Władimira i po sekundzie konduktor leżał pod jego ciężkim cielskiem. Spodnie zdążył zdjąć, ale butów i skarpet już nie. Wła­dimir wpierdolił mu w pozycji kla­sycznej, choć konduktor wył nie­miłosiernie. Władimir długo wtła­czał w niego swoje soki, aż w końcu wyciągnął - z dupy kon­duktora chlusnęła nadwyżka spermy. Ubrał się szybko i wy­szedł.

Pociąg zbliżył się do Ufy. Ufa powitała nas mgłą, śniegiem i wiatrem. Na koniec usłyszałem od Władimira:

- Może jeszcze kiedyś się spotkamy, to wtedy moja dupa będzie tylko do twojego użytku.

Chyba na tamtym świecie ­- pomyślałem i zrobiło mi się jakoś dziwnie smutno.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin