J.M. Snyder - Devilish Good Time [PL].pdf

(173 KB) Pobierz
386065760 UNPDF
Diabelnie dobry czas
Devilish Good Time
J.M. Snyder
Jacob zauważa najbardziej gorącego chłopaka, jakiego zna, Bobbyego Montague. Ale
na chłopaka takiego, jak Jacob nikt nie spogląda drugi raz, póki Bobby nie opiera
się o niego na korytarzu... Czy opowieść o Diable z Jersey przerwie ich gorący
moment...
Jest weekend przed Halloween, ale nikt nie przychodzi na piwne przyjęcia
bractw w kostiumie i jestem pewien jak cholera, że nie tak ubrany. To nie moje
miejsce. Opieram się o scianę z dala od głównego ruchu i wydaje mi się, że to
przyjęcie to jedna wielka strata czasu, kiedy widzę Bobbyego Montague pośród
tłumu. Jest mojego wzrostu, ale bardziej umięśniony, jest członkiem drużyny
pływackiej, i prawdopodobnie najbardziej seksownym facetem, jakiego widziałem
dotychczas w kampusie od czasu, kiedy zapisałem się do Rutgers dwa lata temu.
Jest w nim coś wyjątkowego, aura, która sprawia, że wydaje się idealny, i patrzenie
na niego przypomina mi, że ja nie jestem. Biorę spory łyk ciepłego piwa z butelki w
mojej ręce i daję sobie jeszcze dwie minuty zanim wrócę do akademika i mojego
eseju o Blade Runner, który mam napisać na poniedziałek.
I wtedy Boby odwraca się do mnie.
Przypadkowo, myślę, ale rozlewam piwo na przód mojej koszulki i jestem
pewien, że poczuł moją pęczniejącą erekcję przez jeansy nas obu. Odwraca się i
wyciera, on wyciera moją koszulkę wilgotną serwetką, cały zadowolony.
- Cześć! Przepraszam. Nie zauwazyłem cię...
- Nic się nie stało. – to najwięcej ile kiedykolwiek powiedziałem do chłopaka
tak gorącego jak Bobby i jestem pewien, że będę leżał godzinami dziś w nocy,
wściekły na siebie, że nie dodałem nic więcej. Kocham cię, może, albo przeleć mnie.
Nie jestem drobiazgowy.
Więc zaskakuje mnie, kiedy Bobby spogląda na moją twarz i ponownie
przygląda mi się. Chłopak taki jak ja nie otrzymuje zazwyczaj drugiego spojrzenia.
- Nie chodziłeś przypadkiem na zajęcia filmowe Fuchsa w zeszłym semestrze?
Prawda jest taka, że jestem na każdych zajęciach filmowych, ponieważ jest to
mój główny przedmiot a Fuchs jest szefem wydziału. Ale tak, brałem udział w kursie
w tym terminie a Bobby siedział trzy rzędy niżej i dwa miejsca obok. Spędziłem
większość wykładów wpatrując się w tył jego krótkich blond włosów. Szukając
mojego imienia strzelał:
- Jesteś Jake?
- Jacob. – ledwie wyrosłem na dwadzieścia i wyglądam na pięć lat młodszego
niż w rzeczywistości jestem, dzięki mopowi nieposłusznych czarnych loków
okrywającemu czubek mojej głowy. Nie wyglądałem na Jakea. Ponieważ uśmiechał
się do mnie i ponieważ nie byłem wstanie wymyślić nic innego do powiedzenia
wypaliłem:
- Ty jesteś Bobby.
Tłumaczenie: GeDeTe
www.gedete.blog.onet.pl
1
Skinął głową, nadal się uśmiechając, zastanawiam się czy nie jest pijany.
Intensywny sposób, w jaki wpatruje się we mnie sprawia, że chcę cos zrobić;
sztuczkę karcianą albo może stanąć na rękach, cokolwiek by przerwać ten uśmiech.
Jest nietrzeźwy. Silny zapach Obsession emanował od niego jak feromony.
Przenoszę ciężar ciała z jednej nogi na drugą czując się nieporadny i niezdarny.
Sprawia, że staję się napalony, czy ja to powiedziałem? Kiedy tylko ktoś przechodził
obok nas, robił krok bliżej w moja stronę, przyciskając swoje ramię do mnie i
trącając moje kolano swoim, aż mój penis jest twardy i boli w jeansach.
Skorygować plan gry – zapomnieć o eseju i samo zaspakajaniu się. Już sam
fakt, że Bobby przypomniał sobie moje imię, albo jego pochodną, jest dobre dla kilku
mokrych snów, co najmniej.
Przełykam to, co zostało z mojego piwa i zastanawiam się jak długo będę w
centrum uwagi nieruchomego wzroku, Bobbyego zanim całkiem odpłynie. Nie mogę
wymyślić nic o czym moglibyśmy rozmawiać – jaki jest jego kierunek? Na jakie
zajęcia jeszcze razem chodziliśmy? Oh Boże – ale Bobby nadchodzi.
- Chodzisz także na jej zajęcia w tym semestrze? - Przytakuję, a jego szeroki
uśmiech zmienia się nikczemnie. – Jaka jest tematyka tym razem?
Z jego lubieżnego uśmiechu domyślam się, że wie i po prostu chce abym
powiedział to głośno, aby mógł to wyrzucić. Rozważam nie odpowiadanie, ale Bobby
ma w sobie coś takiego, że zawsze dostaje to, co chce, więc niskim głosem
mamroczę:
- Filmy gejowskie.
Ze śmiechem Bobby uderza mnie w ramię a moja skóra płonie pod jego
dotykiem.
- Jesteś odważniejszy niż ja. - mówi, co może być odbierane na tak wiele
różnych sposobów. Jego ręka nadal spoczywa na moim ramieniu, tak jakby
zapomniał, że zostawił ją tam. – Oglądaliście już tak jakieś porno? Czy w większości
jakieś artystyczne pierdoły?
Waham się, ponieważ nie mogę myśleć o porno z Bobbym dwie stopy ode mnie,
chciałbym, i w tym momencie przysuwa się bliżej, kiedy ktoś przechodzi obok. Przez
nasze koszulki czuję jeden twardy sutek ocierający się o moje ramię. Fakt, że jest to
najciekawszy fragment mojego wieczoru podkreśla tylko jak bardzo to przyjęcie nie
jest dla mnie. Chociaż nie nawiedzę tego robić, odsuwam się krok do tyłu i
zaczynam:
- Słuchaj, naprawdę powinienem iść...
Gdzieś z zatłoczonego holu rozbrzmiewa dziewczęcy głos.
- Bobby! – odwraca się na wpół, zaciskając palce wokół mojego ramienia i
podnosi swoją butelkę piwa w pozdrowieniu, kiedy ona wyłania się przed nami.
Już jej nienawidzę. Długie włosy, oczywiście blond, proste i zwiewne z
zakręconą grzywką. Wielkie oczy otoczone przez zbyt mocny makijaż. Zielone jak u
krokodyl. Każdy palec zatipsowany i pomalowany krwistoczerwonym lakierem,
błyszczącym przy każdym ruchu jej ręki. Kiedy dociera do nas, przerywa zdyszanym
chichotem:
- Omójboże, Bobby! Widziałeś Rayana? Krąży gdzie tutaj...
Podnosi palec, który nie jest dużo większy niż jej wzrost, jaki ma w obcasach i
robi show rozglądając się cię po tłumie.
Tłumaczenie: GeDeTe
www.gedete.blog.onet.pl
2
- Jesteśmy tak inni niż pozostali. Myślałam, że to ma być impreza, wiesz? Kto
zaprosił tych wszystkich pierwszorocznych? Tam jest... Rayan! Rayan! – woła
ponownie i macha nerwowo, jakby ktoś mógłby przypadkiem minąć ją.
Odwracający się Rayan gra w bejsbol – góruje nad naszą trójką i sprawia ze
czuję się jeszcze bardziej nieistotny. Jestem poza swoją ligą. Kiedy dziewczyna trąca
swojego chłopaka, wydaje mi się, że umknąć gdyby tylko Bobby puścił moje ramię.
Ale przysunął się bliżej. Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje, praktycznie jest na
mnie a ja gapię się w swoje buty starając się nie oddychać na wypadek gdyby
okazało się, że to sen. Nie pasuję tutaj, do tych wszystkich atrakcyjnych ludzi.
Przyjście na tą imprezę było wielkim błędem. Jeszcze chwila albo krócej, Bobby zda
sobie sam z tego sprawę i puści moje ramię albo obudzę się w basenie mojej własnej
spermy i znienawidzę się do końca za wymyślenie takiego scenariusza. Żadna
sekunda teraz, naprawdę....
Z piskiem, dziewczyna krzyczy:
- Oh! Ja głupia. Kim jest twój przyjaciel, Bobby?
Chcę zniknąć. Niech ściana otworzy się za mną jak w starych horrorach,
wciągnie mnie do tajnego laboratorium gdziekolwiek, daleko od tych trzech par
błyszczących oczu, które niespodziewanie przyparły mnie do muru. Jakoś,
nieprawdopodobnie, znajduję głos:
- Jestem Jacob, nie jesteśmy prawdziwymi...
- Jest na filmoznawstwie. – przerywa Bobby. Dziewczyna ohs, pod wrażeniem.
– Jake, to jest Rayan, mój współlokator? I jego dziewczyna Amber. – Przekładam z
kiwnięciem rękę trzymającą butelkę piwa i obdarzam obydwoje milczącym
uśmiechem. – Chodziliśmy razem na zajęcia Fuchs w zeszłym roku.
Amber przysunęła się bliżej, jak gdyby zwierzała się komuś z sekretu i mówi
wystarczająco głośno, aby usłyszał ją cały dom.
- Oh, to ta lesba.
Obdarzam ją drwiącym spojrzeniem, nie cierpię dziewczyn takich jak ona.
- Jest główną doradczynią Studenckiego Związku Gejów i Lesbijek. – Mówię.
Bobby chichocze obok mnie, ale czy dlatego że ponownie powiedziałem słowo gej czy
dlatego że postawiłem się Amber, nie wiem. – Oczywiście, że jest lesbą.
- Cóż... – Mówi Amber urażonym tonem. Wydaje się, że nie może wymyślić nic
innego do dodania, ponieważ odwraca się ode mnie i wydyma usta do Rayana. –
Chodźmy stąd. Ta impreza jest taka drętwa.
Sposób, w jaki Rayan spogląda na Bobbego sprawia, że wydaje mi się ze może
oni wszyscy przyszli razem. Boby patrzy ma mnie ze wzruszeniem ramion i mówi:
- Jestem gotowy, Jake...
To trwa już stanowczo za długo.
- Także powinienem już iść. – Mówię, znajdując w końcu odwagę, aby wyrwać
moje ramię z uchwytu Bobbyego. – Naprawdę. Mam esej o dziwacznym podtekście w
Blade Runner, którego nie pisze się sam. – Wymuszam szeroki uśmiech, co mam
nadzieję pozwoli mi odłączyć się w bezproblemowy sposób. – Trzymajcie się.
Co mnie zaskakuje, to Amber, która mówi:
- Zaczekaj. Także idziesz. – kieruje się do Bobbyego – Zostawiasz go samego,
Bob. Nie jest zabawnie jeździć, kiedy jesteśmy tylko we trójkę.
Tłumaczenie: GeDeTe
www.gedete.blog.onet.pl
3
Mógłbym napisać esej o podtekście do jej słów – dwie pary. Ona i Rayan
opuszczają przyjęcie, aby mogli być sami, ale przyprowadzili tutaj Bobbyego, więc
muszą go też zabrać, nie mogą czuć się dobrze, jeśli jest nie do pary.
Więc zabierzmy także przyjaciela, czy tak właśnie myślą? Albo jest lepsza w
czytaniu dziwnych podtekstów niż ja? Czy ona wie coś o Bobbym, o czym ja tylko
śniłem? Patrząc na nas chce mi się krzyczeć. Jestem dziewięćdziesięcioośmio
funtowym słabeuszem a on jest super atletą. Faceci tacy jak on nie zadają się z
takim jak ja. To proste.
Faceci jak on skaczą przez życie z przyjęcia na przyjęcie a faceci jak ja piszą
depresyjne wiersze o tym, dlaczego nie jesteśmy wyluzowani. Ale on jest miły, on jest
tym jedynym, który do mnie podszedł, i jestem pewien, że stara się znaleźć jakiś
zgrabny sposób, aby powiedzieć Amber „Co do cholery rozkwita w twoich pieprzonym
umyśle?”, wtedy zwraca swój rozpromieniony uśmiech do mnie i pyta:
- Więc... Chcesz iśc?
O mój Boże. Na więcej sposobów niż jeden.
* * *
Bobby gramoli się na tył samochodu Rayana, a ja powstrzymuję się od
podążenie za min, ponieważ nie ma tam prawdziwego tylnego siedzenia. To jeden z
tych sportowych samochodów, które jeżdżą nisko nad ziemią i nie są przystosowane
dla pasażerów. Tuzin wymówek przelatuje przez mój umysł, powodów, dla których
miałbym nie wsiąść do samochodu: ponieważ nie jestem dobry w rozmowach jest na
szczycie listy. Ale zanim zdołam zaprotestować, Amber popycha mnie z tyłu i jestem
już rozwalony na kolanach Bobbyego, a jego ręce niespodziewanie są dookoła mnie.
- Sory. – mamroczę starając się jednocześnie usiąść, ale jego ramię owija się
wokół mojego barku przytrzymując mnie w miejscu. Amber pada na przednie
siedzenie miażdżąc moje kolana. Do nikogo konkretnego mówię: - Czuje się
zmiażdżony.
Bobby śmieje się w moje ucho. Spoglądam na niego, ale jest tak blisko, prawie
się całujemy, więc się odwracam. Każdy jego oddech łaskocze mnie za kołnierzykiem
mojej koszuli ogrzewając tył mojej szyi. Proszę, myślę, nie pewny, co to jest, ale chce,
aby się stało, ale proszę, oh proszę, oh, proszę. Śmieje się ponownie, rozluźniając się
wokół mnie, i nagle czuję jak samochód powiększa się do rozmiarów SUVa, jest tyle
przestrzeni pomiędzy nami. Starając się brzmieć nonszalancko pytam:
- Wracamy do kampusu?
Z przodu Amber zaprzeczyła ruchem głowy, kiedy Rayan włączał samochód.
- Jedziemy na małą przejażdżkę. – mówi... albo raczej, tyle słyszę zanim silnik
włącza się a muzyka zaczyna wyć z głośników za mną. Ciężki bas łomocze a moje
serce przyzwyczaja się do uderzeń. Czuję smak rytmu z tyłu ust, czuję go w zębach,
tętni we mnie jak krew w moich żyłach.
Wyrywamy z podjazdu z zawrotną prędkością, każdy wybój na drodze odbija
się w moim kręgosłupie, jestem bliski, aby poprosić o ściszenie muzyki, kiedy ręka
Bobbyego dryfuje na moje kolano. Wpatruje się jak opalone palce rozkładają się na
moich jeansach, zaledwie cal od mojego krocza. Nie mogę wydusić z siebie słowa.
Tłumaczenie: GeDeTe
www.gedete.blog.onet.pl
4
Rayan bierze szybko zakręty. Z każdym zwrotem, Bobby i ja ślizgamy się
razem aż jestem niemal na jego kolanach. Jego ręka przesuwa się krok po kroku w
górę mojego uda. W tym samym czasie docieramy do autostrady, ledwie dotyka
koniuszka mojego penisa. Staram się przesunąć trochę nogi, aby nie był tak, blisko,
ale siedzenie Amber powstrzymuje mnie od zajęcia wygodniejszej pozycji. Niemal
bezmyślnie, Bobby przesuwa swój kciuk zgodnie z muzyką i uderza w mój penis, w
co trzeci takt. Musi to czuć, jak jest twardy, cholera. Zamykam oczy i modle się o
siłę, aby nie skończyć.
Zatrzymujemy się na autostradzie na nieokreślony czas. Noc wiruje w
smugach światła. Muzyka osiada jak ciężki ból głowy gdzieś za moimi oczami. Bobby
szepcze mi do ucha:
- Chodź do mnie. – I ciągnie mnie bliżej. Owija ramiona wokół mojego pasa,
jego łokieć jest teraz na moich kolanach, niesamowicie duży ciężar nad moim
wypchanym kroczem. Umiejscawia swoja brodę na moim ramieniu, uśmiecha się
szeroko i krzyczy przez muzykę. – Masz niesamowicie niebieskie oczy.
Ponieważ nie wiem jak na to odpowiedzieć, nic nie mówię. Przez moment
wpatrujemy się w siebie nawzajem, niemal dotykając się nosami, jego gorący oddech
na moim policzku. Wtedy odwraca się w stronę przodu i krzyczy:
- Amber! Wyłącz to gówno. Nie mogę uderzać do niego, jeśli nie może mnie
usłyszeć!
I znowu chce zniknąć. Po prostu zapaść się całkiem w siedzenie, niech
pochłonie mnie całego i wyrzuci na ulice, kiedy samochód odjedzie z hałasem.
Muzyka cichnie o stopień albo dwa, nic odczuwalnego, Amber odwraca się i
uśmiecha szeroko. Jej ramie jest rozciągnięte między przednimi siedzeniami a jej
ręka najprawdopodobniej na kolanach Ragana robi dużo więcej niż teraz Bobby robi
mi. Przesuwam się trochę a Bobby rozluźnia rękę na moim ramieniu, chociaż nadal
mnie trzyma. Ta cała jazda jest surrealistyczna.
Zjeżdżamy z autostrady, wylądowaliśmy gdzieś na bocznej drodze.
Zastanawiam się czy mają jakiś plan czy Rayan po prostu pozwala decydować
samochodowi. Wkrótce opuszczamy oświetloną główną drogę i znajdujemy się na
nierównej jednopasmowej drodze z wysoką zielenią po każdej stronie. Droga wije się
przez las, samochód mknie po niej, prowadząc nas daleko od New Jersey, które
znam głęboko w dzikie ostępy, których raczej nie odwiedzam. Przez przednią szybę
widzę zieloną drogę znikająca w ciemności nocy i pasma wyglądające jak duchy. Pine
Barrens.
- Gdzie jesteśmy? – mieszkam tu od dwóch lat, chodzę do Rutgers w Camden,
wszystko, co wiem o Pine Barrens to to, że pokrywa większość dolnej części stanu. –
Gdzie do cholery jedziemy?
Bobby wzrusza ramionami i sadowi się bliżej mnie.
- Rozluźnij się. Mówi mi, jak gdyby mógłbym wyłączyć napięcie miedzy nami
jak światło. – Ciesz się jazdą.
Czy jest poważny? Przyglądam się mu przez chwilę, starając się wyczytać myśli
zza tych ciemnych oczu, ale jego nieuchwytny szeroki uśmiech nie pozwala mi
myśleć. Mój umysł szepcze, przynajmniej spróbuj. Niepewnie wysunąłem rękę i
dotknąłem jego kolana. Przesunął się ostrożnie na siedzeniu, rozsuwając nogi, i
kiedy nie zaczyna śmiać się albo krzyczeć na mnie, moja ręka przesuwa się powoli
na szew po wewnętrznej stronie jego uda.
Tłumaczenie: GeDeTe
www.gedete.blog.onet.pl
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin