HARRIS CHARLAINE Martwy w rodzinie PIERWSZY TYDZIEŃ - Źle się czuję z tym, ze od tak cię zostawiam - powiedziała Amelia. Jej oczy były opuchnięte i czerwone. Pozostawały takie od pogrzebu Tray’a Dawsona. - Musisz zrobić to, co konieczne - powiedziałam posławszy jej bardzo promienny uśmiech. Mogłam odczytać poczucie winy, wstyd i wszechobecną rozpacz krązące w myślach Amelii. - Ze mną jest juz o wiele lepiej - zapewniłam. Słyszałam siebie bełkoczącą radośnie i nie umiałam przestać. - Nieźle juz sobie radzę z chodzeniem i wszystkie ubytki w nogach wypełniły się. Prawda, ze jest lepiej? - Ściągnęłam z talii pasek, zeby pokazać miejsca, które były wygryzione. Ślady po zębach ledwo mozna było dostrzec, mimo ze skóra nie była całkiem gładka i odrózniała się swoim bladym kolorem od reszty otaczającego ciała. Gdyby nie spora dawka wampirzej krwi blizna z pewnością przypominałaby taką po ugryzieniu rekina. Amelia zerknęła w pośpiechu, jak gdyby nie mogła znieść widoku śladów ataku. - Chodzi o to, ze Octavia ciągle pisze do mnie maile, w których powtarza, ze muszę wrócić do domu, aby przyjąć wyrok z rąk trybunału wiedźm, albo z tego, co po nim zostało - powiedziała pospiesznie. - Muszę tez zobaczyć jak idą wszystkie naprawy w moim domu. Zresztą, odkąd powróciło tam kilkoro turystów, a wracają mieszkańcy i odbudowują domy, magiczny sklep został na nowo otworzony. Mogę zatrudnić się na pól etatu. Dodatkowo, mimo ze kocham ciebie i mieszkanie tutaj, odkąd umarł Tray… - Uwierz mi, rozumiem. - Przechodziłyśmy przez to kilka razy. - Nie, zebym ciebie obwiniała - powiedziała Amelia próbując uchwycić moje spojrzenie. Naprawdę nie obwiniała mnie. Skoro umiałam czytać w jej myślach, wiedziałam ze mówi prawdę. Nawet JA, ku mojemu zdziwieniu, do końca się nie obwiniałam. Prawdą było to, ze Tray Dawson, kochanek Amelii i wilkołak, został zabity, gdy odgrywał rolę mojego osobistego ochroniarza. Prawdą było takze to, ze zaządałam ochroniarza od stada wilkołaków zamieszkującego najblizej mnie, poniewaz byli mi dłuzni przysługę, a moje zycie potrzebowało ochrony. Jednakze byłam obecna podczas śmierci Tray’a Dawsona z rąk władającego mieczem wróza i wiedziałam, kto był za to odpowiedzialny. Więc tak do końca nie czułam się winna. Czułam się bardzo przybita stratą Tray’a, a to był dopiero wierzchołek góry lodowej reszty moich horrorów. Moja kuzynka Claudine, czystej krwi wrózka, takze zginęła w Wojnie Wrózek, a poniewaz była moją najprawdziwszą matką chrzestną było mi jej brak na wiele sposobów. I była w ciązy. Harris Charlaine - Southern Vamp 10 – Martwy w rodzinie 7 Byłam pełna róznego rodzaju bólu i wątpliwości, zarówno tych fizycznych jak i mentalnych. W czasie gdy Amelia schodziła z ramionami pełnymi ubrań po schodach, ja stałam w jej sypialni, starając się pozbierać. W końcu zrobiłam to i podniosłam pudło z duperelami pochodzącymi z łazienki. Pokonywałam stopnie powoli i ostroznie az w końcu dotarłam do jej samochodu. Oderwała się od upychania ubrań do pudeł, które były juz zapakowane do bagaznika. - Nie powinnaś tego robić - warknęła podenerwowana. - Nie jesteś w pełni zdrowa. - Jest w porządku. - Ani trochę. Zawsze podskakujesz, gdy tylko ktoś niespodziewanie wchodzi do pokoju, zresztą widać tez, ze bolą cię nadgarstki - powiedziała. Złapała pudło i wrzuciła je na tylnie siedzenie. - Ciągle odciązasz tą lewą nogę, a podczas deszczu cała jesteś obolała. Pomimo tej całej wampirzej krwi. -Wydobrzeje w mgnieniu oka. Z biegiem czasu to wszystko przestanie być takie świeze i nie będzie juz zaprzątać moich myśli - odpowiedziałam Amelii. (Jeśli telepatia czegokolwiek mnie nauczyła, to tego, ze ludzie potrafią pogrzebać nawet najbardziej powazne i bolesne wspomnienia, jeśli da się im odpowiednią ilość czasu i odwróci się ich uwagę). - Ta krew to nie krew jakiegoś tam wampira. To krew Erica, mocna rzecz. A moje nadgarstki mają się juz o wiele lepiej. - Nie wspomniałam, ze moje nerwy były rozchwiane niczym wijący się z gorąca wąz, poniewaz były na uwięzi przez kilka ładnych godzin. Dr Ludwig, lekarz ogólny nadnaturalnych, powiedziała, ze moje nerwy i nadgarstki (koniec końców) wrócą do nomy. - Wracając do tematu krwi… - Amelia wzięła głęboki wdech i przygotowywała się zeby powiedzieć coś, co z pewnością miało mi się nie spodobać. Poniewaz usłyszałam to zanim cokolwiek wydobyło się z jej ust zdązyłam się przygotować. - Czy myślałaś o… Sookie, wiem, ze nie pytałaś, ale uwazam, ze nie powinnaś juz przyjmować więcej krwi Erica. To znaczy, wiem ze on jest twoim facetem, ale musisz pomyśleć o konsekwencjach. Niektórzy przemieniają się przez przypadek. Na to nie ma reguły. Mimo ze doceniałam troskę Amelii to wkraczała na teren prywatny. - Nie wymieniamy się krwią - powiedziałam. Zbyt wiele razy. - On wziął tylko łyczka ode mnie… podczas no wiesz… miłych chwil. - Aktualnie Eric niestety miewał o wiele więcej miłych momentów niz ja. Łudziłam się, ze magia sypialni powróci. Jeśli którykolwiek męzczyzna potrafił leczyć seksem, tym męzczyzną z pewnością był Eric. Amelia uśmiechnęła się, co było moim celem. - Przynajmniej… - odwróciła się nie kończąc zdania, ale pomyślała, Przynajmniej na seks masz ochotę. Nie tyle miałam ochotę na seks, co czułam, ze powinnam próbować się nim cieszyć, ale definitywnie nie chciałam o tym rozmawiać. Moja zdolność do wyzbywania się ograniczeń, co jest kluczowe dla dobrego seksu, przestała istnieć podczas tortur. Byłam absolutnie beznadziejna. Mogłam jedynie liczyć, ze i ta sfera wydobrzeje. Wiedziałam, ze Eric wyczuwa mój brak spełnienia. Pytał się kilka razy, czy jestem pewna, ze chcę uprawiać seks. Prawie zawsze odpowiadałam „tak”, bazując na teorii rowerowej. Tak, spadłam z niego, ale zawsze byłam chętna, zeby wsiąść jeszcze raz, aby spróbować kolejnej jazdy. Harris Charlaine - Southern Vamp 10 – Martwy w rodzinie 8 - Więc jak tam wasze relacje? - spytała. - Pomijając bzykanko. - Wszyściutkie rzeczy znajdowały się juz w aucie Amelii. Ociągała się chcąc opóźnić straszny moment, w którym wsiądzie do samochodu i odjedzie. Tylko duma powstrzymała mnie od tego zeby się nie rozryczeć. - Myślę, ze dogadujemy się całkiem nieźle - powiedziałam, wkładając duzo wysiłku w to, aby zabrzmieć radośnie. - Ciągle nie jestem pewna co tak naprawdę czuję, a co jest wynikiem tej naszej więzi. – To było całkiem przyjemne, móc rozmawiać o moim nadnaturalnym przywiązaniu do Erica, jak i o najzwyklejszym damsko-męskim przyciąganiu. Nawet przed moimi obrazeniami odniesionymi w Wojnie Wrózek, Eric i ja wykształciliśmy coś co wampiry nazywają więzią krwi (poniewaz wymienialiśmy się krwią kilka razy). Mogłam wyczuć gdzie znajduje się Eric i w jakim jest nastroju, on mógł wyczuć to samo w stosunku do mnie. Zawsze był odrobinę obecny, gdzieś z tyłu mojego umysłu, jakbyś włączył wentylator, który wydaje cichy brzęczący dźwięk, taki który ułatwia ci zaśnięcie. (Dobre było to, ze Eric przesypiał cały dzień, poniewaz mogłam mieć chwile samotności, przynajmniej przez jakiś czas. Moze on czuł to samo, gdy ja szłam do łózka nocą?) To nie tak, ze słyszałam głosy w swojej głowie, czy coś w tym rodzaju. Przynajmniej nie dokładnie tak. Ale gdy czułam się szczęśliwa, musiałam sprawdzić czy to, aby na pewno ja jestem szczęśliwa, a nie Eric. To samo z gniewem; Ericowi bardzo zalezało na gniewie, kontrolował go i pieczołowicie magazynował, szczególnie ostatnio. Moze nauczył się tego ode mnie. Sama ostatnimi czasy byłam dość mocno przepełniona gniewem. Całkiem zapomniałam o Amelii. Wkroczyłam wprost w swoją własną dolinę rozpaczy. Wyrwała mnie z tego stanu. - To tylko wstrętne usprawiedliwienie - powiedziała gorzko. - Weź przestań Sookie. Kochasz go, albo nie. Nie odkładaj myślenia o tym zwalając wszystko na waszą więź. Chlip, chlip, chlip. Jeśli tak jej nienawidzisz, dlaczego nie szukałaś sposobu zeby się z niej wyswobodzić? - Zauwazyła wyraz mojej twarzy i irytacja spowiła jej własną. - Czy chciałabyś, zebym zapytała Octavię? - spytała bardziej umiarkowanym głosem. - Jeśli ktokolwiek mógłby wiedzieć, to właśnie ona. - Tak, chciałabym się dowiedzieć - odpowiedziałam po chwili. Wzięłam głęboki wdech. - Masz rację. Tak mi się wydaje. Byłam tak załamana, ze odkładałam podjęcie jakiejkolwiek decyzji, czy wprowadzenie w czyn tych, które juz podjęłam. Eric jest jedyny w swoim rodzaju. Ale uwazam, ze jest… odrobinę przytłaczający. - Był silną osobowością, i był przyzwyczajony to odgrywania roli grubej ryby w mieście. Wiedział tez, ze miał przed sobą nieskończoną ilość czasu. Ja nie miałam. Nie zdał sobie jeszcze z tego sprawy, ale prędzej czy później tak się stanie. - Przytłaczający czy nie, kocham go - ciągnęłam Nigdy przedtem nie powiedziałam tego na głos. - I myślę, ze doszłyśmy do sedna sprawy. Harris Charlaine - Southern Vamp 10 – Martwy w rodzinie 9 -Tez mi się tak wydaje. - Amelia próbowała się do mnie uśmiechnąć, ale była to załosna próba. - Słuchaj, trzymaj tak dalej, z tą samoświadomością. - Stała przez chwilę, a jej twarz zastygła w półuśmiechu. - Więc Sook, lepiej będę się juz zbierać. Ojciec mnie oczekuje. Będzie zaangazowany w moje sprawy czekając az wrócę do Nowego Orleanu. Ojciec Amelii był bogaty, wpływowy i nie miał za grosz wiary w moc Amelii. Bardzo się mylił nie doceniając jej magii. Amelia urodziła się z ogromnym potencjałem mocy, jak kazda prawdziwa wiedźma. Jeśli Amelia podda się dobremu szkoleniu i otrzyma trochę dyscypliny stanie się naprawdę przerazająca, celowo przerazająca, a nie z powodu jej natury skłonnej do drastycznych pomyłek. Miałam nadzieję, ze jej mentorka, Octavia, ma gotowy plan co do rozwoju i treningu talentu Amelii. Po tym jak pomacham Amelii jadącej podjazdem, szeroki uśmiech spełzł z mojej twarzy. Usiadłam na schodach, na ganku i płakałam. Ostatn...
Ireth_Eylein