Rozdzial 1.doc

(101 KB) Pobierz

Rozdział 1

 

Caleb Augustus stał na szczycie góry z rękami skrzyżowanymi na piersi i modlił się po raz ostatni aby jego teorie na temat aerodynamiki i meteorologii były poprawne. Następnie wziął rozbieg, rozłożył ramiona i skoczył z góry. Przez kilka sekund szybko spadał w duł, ale po chwili wielkie skrzydła przywiązane do jego ramion wyniosły go w górę. Zaniósł się głośnym śmiechem. Nic nie mógł na to poradzić. Latał! To prawda, on lata!

 

Nie trwało to długo, ale dłużej niż się spodziewał. Dwa zabłąkane prądy chwyciły go radośnie, tak że poczuł wiatr rozwiewający mu włosy.

Wiedział z doświadczenia, że wściekłe machanie rękami nie zwiększy jego wysokości, a wolniejsze nie zmniejszy jej. Skupił się na utrzymaniu ramion w poziomie, a nadgarstków wysoko, które chwytając wiatr przenosiły go z jednego kierunku na drugi. Był jak łódka w płytkim strumieniu, leciał tam, gdzie zabrał go prąd.

 

Wylądował jakieś sto metrów od miejsca gdzie wzbił się w powietrze. Minutę szybował nad wybrzeżem, jak jastrząb szukający swojej ofiary, następnie wykonał niezgrabnie kilka koziołków przez pustą przestrzeń powietrzną i wylądował uderzając boleśnie w kamieniste podłoże. Ale z doświadczenia nauczył się również, że należy obwinąć klatkę piersiową, kolana i głowę miękkimi warstwami odzieży.  Niezdarnie przetoczył się na kolana i stanął na nogach, następnie znów rozłożył skrzydła i jeszcze raz głośno się roześmiał.

 

‘Leciałem! Noah powinien to zobaczyć!,’ krzyknął. ‘Daj mi pięć lat. Przysięgam, że będę pierwszym śmiertelnym w Samarii, który oprócz aniołów będzie miał skrzydła!’

 

Wielką radość sprawiała mu wiara, która podtrzymywała go przez długi, żmudny proces montowania skrzydeł. Starannie rozwijał miękką, naciągniętą skórę na ramki z drewna i tak samo uważnie poluzował stawy na ramie i zwijał je w małe pęki. Długa podróż, dwie godziny przygotowań, pięć minut lotu, a następnie dwie godziny porządków. Wielu ludzi nazwała by jego prace „małymi” , dla tak dużych inwestycji. Wtedy Caleb przypomniał sobie, że nie było wizjonerów, kreatywnych geniuszy, naukowców takich jak on. Doświadczali oni przyjemności, które trwały nieco dłużej, ale na pewno nie były tak intensywne.

 

Kolejne dwie godziny spędził w drodze powrotnej do domu. Kiedyś obiecał sobie, że będzie mógł polecieć powrotem do Luminaux. Poleci leniwie wzdłuż wybrzeża na jego wielkich rozciągniętych skrzydłach i zobaczy jak całe miasto otwiera usta ze zdziwienia – Jeśli coś może wywołać taką reakcję ze strony ludzi zamieszkujących Luminaux, w co wątpił. Kiedyś. Lecz na razie musiał zadowolić się umieszczeniem jego tobołków w koszyku, przywiązanym do wypożyczonego konia i tyrać z powrotem do miasta, wolniej, niż w tempie jakim pragnął.

 

Wczesny zimowy zmierzch otulił cały horyzont, ale on jako pierwszy zauważył gdzieś w oddali lazurową mgłę, sygnalizującą , że był już blisko Luminaux. Miasto było oświetlone za pomocą kombinacji oświetlenia gazowego, świec i nowej, cudnej, energii elektrycznej. Wewnątrz domów mieściły się białe światła, natomiast na zewnątrz mieszkańcy „Niebieskiego miasta” filtrowali wszystko przez przyciemniane szyby, aby uzyskać wodny blask. Nawet w dzień, Luminaux błyszczało podobnym kolorem, ponieważ zostało zbudowane z szafirowego granitu, miki, kobaltu oraz przepełnione floksami i ostróżkami (nazwy kwiatów). Takiego miejsca nie było nigdzie w Somarii, dlatego Caleb uwielbiał wracać do domu w nocy.

 

Gdy dotarł do bram miasta, następną godzinę zabrało mu odstawienie konia i zaniesienie do przechowalni, eksperymentalnych skrzydeł. Dopiero wtedy poczuł głód. Wyszedł z miasta i skierował się na zachód do obozu Edorów, około stu połatanych namiotów skupionych wokół innych, ale nikt tam nie widział Noah.

 

‘Kiedy wróci? Czy wiecie gdzie poszedł?,’ zapytał nastolatków, siedzących na skraju campingu, grających w kości lub używając tego jako pretekst do zaangażowania się w nieuniknione rytuały zalotów. Caleb nauczył się dawno temu, że w Edorskiej enklawie nie ma potrzeby szukać przyjaciół czy relacji z mężczyznami, z którymi przystępujesz do polowania. Każdy w grupie równie dobrze może znać to działalność, co drugi członek klanu.

 

‘Myślę, że poszedł do miasta,’ odpowiedziała jedna z dziewcząt. Słowem „miasto”, określane były zagraniczne miejsca setki mil stąd, a nie zbiór budynków który widać było przed nimi.

‘ Jakąś godzinę temu’.

 

‘Czy wiesz, gdzie jest to miejsce?’, zapytał cierpliwie.

 

To jest miejsce, w którym jest piosenkarka,’ powiedział jeden z chłopców. ‘ On idzie tam każdej nocy’.

 

‘Pamiętam jak bredził o nowym sopranie,’ powiedział Caleb z uśmiechem. ‘ Czy nie pamiętasz gdzie ona śpiewa?.

 

‘Ta nazwa pochodzi od anioła,’ pomogła dziewczyna. ‘ Cherub. Cos w tym stylu.’

 

Caleb nie mógł się śmiać. ‘ Dobrze. Dziękuję. Spróbuję go znaleźć. Jeśli zobaczycie go przed świtem, powiedzcie że go szukałem. Jestem Caleb.’.

 

Uśmiechnęli się dobrotliwie i skinęli głową. Ruszył w drogę powrotną w kierunku świateł miasta, potrząsając głową nieznacznie. Dziwaczna grupa Edorów. Przyjmują każdego nieznajomego nie znajomego ich otoczenie z życzliwością, nie są ciekawi i nie przejmują się. Mógł całą noc czekać w obozowisku na powrót Noah, zaproponowano mu pokarm, napoje i miejsce do spania. Zrobili to całkiem obcy ludzie. Nic dziwnego, że Edorzy są rasą wymierającą i zniewoloną, a teraz żyją stłoczeni, jako nomadzi, agresywni. Ludność nie ma cierpliwości dla ich życia „bez pośpiechu”. Lubił ich, ale wiedział, że nie mógł by wieść tak nie ukierunkowanego życia.

 

Stanął pod niebieskimi światłami ulicznymi, aby ustalić swoje położenie. Luminaux miało więcej nocnych klubów i sal symfonicznych niż jakiekolwiek miasto w Somarii – nie było czegoś takiego jak dzielnic rozrywkowych, dlatego nie wiedział gdzie mógł być ten nowy artysta Noah’ego. Coś z aniołami. Gdzie może być dziewczyna, o której mówili?

 

 

W końcu bezcelowe krążenie w kółko doprowadziło go do celu, niskiego, ciemnego budynku z przyciemnionymi szybami i drzwiami, zasłoniętymi czarnym aksamitem. Wejścia strzegł szklany anioł, oświetlony od wewnątrz turkusowym płomieniem. Jego kryształowe ręce trzymały trójkątny, niebieski proporzec, na którym wyhaftowane było słowo „ Serach”.

 

To musi być to miejsce, powiedziało siebie uśmiechając się i przeszedł przez miękkie drzwi.

 

Wewnątrz nie było za wiele światła. Słabe niebieskie żarówki oświetlały wąskie pomieszczenie na drugim końcu pokoju, rzucając światło pomiędzy drogą od drzwi do stołów. Świece dawały więcej świtała na stoły, ale Caleb zauważył że klienci pochylają się do siebie aby lepiej widzieć swoje twarze. Kelnerzy przedzierali się ostrożnie poprzez ciemny gąszcz krzeseł i mocno trzymali chwiejące się tace, próbując zapamiętać swoje kroki.

 

Ktoś był na scenie, grając wstępne akordy na doskonale dostrojonych cymbałach. Caleb pomyślał, że musi to być tymczasowa rozrywka, gdyż brzmiało to bardziej jak muzyka w tle niż główny wykonawca. Nie miał umiejętności muzycznych, ale mieszkając w Samarii nie można było nie umieć ocenić kogoś talentu. Muzyka płynęła przez Luminaux jak przez elektryczna gitarę, dostarczała więcej mocy niż zapora Gabriela w Galilei River. Jednak ten wykonawca nie był tym, kogo chcieli zobaczyć wszyscy stłoczeni tu ludzie.

 

Klub był już prawie pełny, stoliki pozajmowane, dwa może trzy tuziny widzów opierało się o ściany, a reszta tłoczyła się pod sceną w małych, podekscytowanych grupkach. Trudno było dostrzec Noah w tym półmroku. Mężczyzna przyglądał się bacznie każdej z grup, ale nigdzie nie było znajomej twarzy przyjaciela. Caleb wolno przesuwał się po ciemnych ścieżkach, podążając od stołu do stołu, oglądając przybyłych.

 

Przecisnął się przez trzy gęsto zastawione rzędy, aż natknął się na mały stolik, stojący pod wschodnia ścianą, skąd można było obserwować scenę pod niewielkim kontem. Siedziała tam tylko jedna osoba. Mógłby powiedzieć że jest to mężczyzna ale nie widział jego twarzy, dlatego powiedział cicho: „Noah?” i czekał na odpowiedź.

 

„Tak, Skąd się tu wzięłoś Caleb’ie? Jesteś z kimś? Siadaj!”

 

Caleb zaśmiał się i usiadł. ‘Szukałem Cię. Dzieci z obozu powiedziały mi, że Cię tu znajdę. Jeszcze raz mogłem podziwiać Edorów za ich intelekt grupowy, za ich zdolność do odczuwania, emocje pochodzące z jednego plemienia, choć oddzielone dystansem, mogą przebyć tysiące mil’.

 

Trudno było zobaczyć jego szeroki uśmiech w ciemności, ale niewątpliwie można go było usłyszeć. ‘Myślę, że powinienem był powiedzieć komuś gdzie idę. Dlaczego mnie szukałeś?’

 

‘Powiedziałeś, że to się nie uda.’

 

‘Nie! Nie polecisz na tych cholernych skrzydłach!’

 

‘Nawet Ja jestem pokorny, że jestem śmiertelny.’

 

‘Nie wierzę w to, nie latałeś a szybowałeś, mam rację? Skoczyłeś z góry, trochę wirowałeś wokół siebie, ale byłeś bez własnego napędu. Nie miałeś kontroli, nie wydłużyłeś dystansu. Nie leciałeś. Mam rację?

 

Caleb pomachał rękami lekceważąco. ‘Byłem w powietrzu, to się liczy. To początek, zarodki lotu. Ok., wiec trwało to może z dziesięć minut.’

 

‘Myślę, że to ma coś wspólnego z siłą ciągu. Miałeś siłę, ale nie masz źródła paliwa, które wytwarzało by moc. Nie wiesz jak dużo siły potrzebujesz.’

 

‘Siła – Dlaczego jesteś taki obłąkany na temat źródła zasilania? Ptaki nie mają specjalnego silnika, tak samo aniołowie – Oni maja skrzydła i podnoszą się do góry. Dlaczego ja musze mieć inne źródła zasilania?’

 

‘Oni mają skrzydła, mają więcej siły, możliwości przystosowania się i szybkości niż biednych, małych śmiertelników ramiona mogą wyprodukować. Jestem przekonany, że ma to tez coś wspólnego masa ciała. Ptaki mają lekkie kości.’

 

‘Ale anioły ważą tyle samo co śmiertelnicy, większość z nich ma dużą masę mięśni, które nie ciągną ich w dół.’

 

‘Wiem. To jest jakaś formuła, której jeszcze nie rozpracowaliśmy.’

 

‘Ale to zrobimy.’

 

‘Jeśli nie my to nikt.’

 

Cicho poruszająca się kelnerka zaskoczyła ich materializując się w ciemności. ‘Napijecie się czegoś?’

 

Caleb spojrzał na Noah. ‘Wina? Domowy drink. Mogę dostać coś do jedzenia? Jestem głodny.’ Odebrała zamówienie i dyskretnie znikła. ‘Czy to nie piękne?’

 

‘Ten pseudo lot. Ten prawie lot.’

 

‘To był—‘ Caleb rozłożył ręce. ‘ Pewnego dnia pójdę spotkać się z aniołem i będę mieć odwagę poprosić go aby przeniósł mnie z Luminaux do Eyrie, wtedy dowiem się jak to jest. Będę bliski poznania jak wspaniałe jest to doświadczenie. Dryfować w dolinie rzeki, gdy pod tobą jest tylko woda. Jak lewitacja. Możesz czuć powietrze. To jest jak rzeka, czujesz opór ciśnienia. ‘Czułem..’ Zaśmiał się. Caleb nie jest człowiekiem religijnym, ale naprawdę tak się czuł. ‘Czułem jakbym był w rękach Boga. Było to straszne ale znaczące.’

 

‘Musisz pozwolić mi spróbować.’

 

‘Oczywiście. Jeśli weźmiesz mnie na przejażdżkę swoją potworną maszyną.’

 

Noah zaśmiał się, żałując. Przez wiele lat przed tym jak Caleb zaczął pracę nad swoimi skrzydłami, mężczyzna starał się zbudować przyziemny pojazd z własnym napędem. Jego projekty były to lepsze to gorsze, ale nawet on musiał przyznać, że jego: duże, niewiarygodne, głośne, śmierdzące wyniki nie były idealnym środkiem transportu.

 

‘Pojedziemy na wycieczkę,’ obiecał. ‘Muszę zobaczyć, jaki dystans jestem zdolny pokonać. Możemy pojechać do Breven albo do Semorrah. Zrobimy sobie wakacje.’

 

‘Wybierz dzień,’ powiedział Caleb. ‘To brzmi wspaniale.’

 

Claeb zaczął jeść szybko przyniesione przez kelnerkę jedzenie i butelkę wina. Był głodny po całym dniu wysiłku fizycznego. ‘Powiedz mi,’ powiedział z pełnymi ustami. ‘ To jest to miejsce o którym mówiłeś? Z piosenkarką?

 

‘ Przekonasz się, kiedy ją usłyszysz.’

 

‘Nie jestem ekspertem.’

 

‘Nie musisz być. Jeśli raz ją spotkasz..’

 

‘Oho! W takim razie to postęp.’

 

‘Kilka nocy temu przedstawiłem jej się. Poczekaj aż zobaczysz ja na własne oczy. W każdym bądź razie jest dość miła. Bardziej niż przypuszczałem.’

 

‘Jesteś zmęczony pochlebstwami intelektualnej elity Luminauzi, ona zakochuje się w prostej dobroci serca Edorskiego chłopca.’

 

Noah rozśmieszyły jego słowa. ‘Coś w tym rodzaju. Odnoszę wrażenie, że ona przybyłą w te okolice niedawno. Każdy człowiek pragnie spokoju i swobody. Zresztą tak to widzę. Jeśli zostaniesz wystarczająco długo, poznasz ją. Przyjdzie do stolika zaraz po ostatnim występie. Ostatnio pracowała przez kilka nocy. Mówię o tym tygodniu.

 

‘Zostanę,’ powiedział Caleb z podziwem. Noah był zazwyczaj bezceremonialny i pogodny w jego licznych romansach, podobnie jak wszyscy Edorzy. To było niepodobne do niego, żeby myślał tak poważnie o kobiecie. ‘Jak ma na imię?’

 

Noah zawahał się przy odpowiedzi. „Lilah.’

 

‘I jeśli dobrze myślę to ona nie jest Edorką?’

 

Zaśmiał się. ‘Nie.”

 

‘Więc, nie mogę się doczekać.’

 

On też nie mógł. Gdy mówił, gracz skończył swoją solówkę na cymbałach i wstał.  Dziwny dźwięk przeniósł się przez tłum, widać było podekscytowanie widowni, gdy ktoś ustawiał na scenie sprzęt. Ucichł zgrzyt kieliszków. Ustał szelest. Każdy odwrócił twarz w kierunku sceny. Nagle światło skoncentrowało się na scenie.

 

Niewidzialne ręce odsłoniły czarną kurtynę, odsłaniając kontury piosenkarki wciąż stojącej w cieniu. Jej twarz był prawie niewidoczna, ale można było dostrzec młode rysy, owalną twarz osłoniętą przez burzę ciemnych loków. Jej ręce skrzyżowane były na wysokości piersi, oplatały barki w błagalnej postawie. Ubrana była w luźne szaty, a jej nieruchoma postawa sprawiła że wyglądała jak marmurowy posąg. Za nią, szczelnie złożone mieściły się anielskie skrzydła, przedstawiając piękno swojej wielkości i krzywizny. Wyglądała tak samo jak wizerunki na grobach, proszące o wieczną modlitwę o litość do Jovah.

 

‘Ona jest aniołem? Czy to jest tylko zrobione dla efektu?’

 

Noah w milczeniu skinął głową, nie odpowiedział, a jego wzrok utkwiony był w wykonawcy. Caleb skoncentrował swoją uwagę powrotem na scenie. Lilah przesunęła się krok do przodu i wyciągnęła ręce do przodu w geście modlitwy. Gdzieś z boku dobiegł do ich uszu melancholijny dźwięk fletu.

 

Cieżko było powiedzieć kiedy tak naprawdę jej głos dołączył do fletu, na pewno usłyszeli dwie, pięć może siedem nieskazitelnych nut, kobiety głos wspinał się w małych odstępach czasu. Jej piosenka byłe bez słów, jej głos tak czysty jak srebrny flet, ale ogólny efekty był absolutnie nieludzki.

 

Caleb poczuł skręt serca z niewytłumaczalnie złym samopoczuciem, poczuł falę głębokiego i niewypowiedzianego żalu z powodu wszystkich utraconych możliwości w życiu, utraconych przyjaciół i zmarnowane lata. Był to łagodny smutek bez cienia goryczy, ale był wstrząśnięty jego dokładnością. Jej niesamowity głos wzniósł się wyżej, jego słodycz prawie znikła, a on wziął długi, głęboki oddech. Więc może człowiek czuje, kto spędził noc szlochając nad znikająca miłością.

 

Jednocześnie oba głosy ucichły. Nie było żadnego ruchu, dźwięku ze stojącego tłumu. Z pochyloną głową ukończyła piosenkę, podniosła podbródek i podeszłą do krawędzi sceny. Badała przez moment publiczność i niewiarygodnie się roześmiała.

 

„Witamy ponownie na niepowtarzalnej zabawie, która możesz doświadczyć tu w Seraph,’ powiedziała a jej melancholijny głos przesycony był sarkazmem. Odrzuciła włosy do Tymu i z uwagą przyglądała się wrażeniu jakie wywołała na odbiorcach. Caleb domyślił się jak wyglądali – ofiary śpiączki z bardzo strasznego świata, jaki pamiętali sprzed wyjazdu. Nie była osobą jaką powinna być kobieta z taka anielskim głosem. ‘ Jestem Lilah. To dla mnie tu przyszliście, nawet jeśli jeszcze o tym nie wiecie. Możecie dopisywać swoje wnioski, śpiewam o tym co czuję. Jeśli nie będę śpiewać o tym co chciał byś usłyszeć, przyjdź jutro w nocy lub przychodź co drugą noc, aż dostaniesz to po co przyszedłeś.’

 

‘Chłopcy?’ dodała, bez przerwy czy zmiany tonu i nagle ukryty zespół zagrał szybką melodię, która byłą Caleb’owi znajoma. Jakaś popularna melodia dnia, bez wątpienia słyszaną ją gdzieś na ulicy czy w zatłoczonej gospodzie. Kiedy głos Lilah rozbrzmiał w pierwszych wersach, zrozumiał że ta wspaniałą piosenka jest jego ulubioną i nigdy nie usłyszy nic lepszego. Dopiero gdy poczuł ukłucie w dłoniach, pojął że klaska wraz ze zgromadzonymi. Znał słowa, mógłby śpiewać.

 

‘Kim ona jest?’ Znalazł czas by szepnąć do Noah, zaraz po tym jak skończyła się ta piosenka i zaczęła następna, ale Noah machnął tylko ręką i nie odpowiedział. To nie ma znaczenia. Lilah znów zaczęła śpiewać coś wolniejszego, ale tym razem optymistycznego i aktualnie, nic innego nie miało znaczenia. Claeb uśmiechnął się głupio a jego serce się podniosło.

 

Koncert konturowany był również w nocy, nastrój tłumu zmieniał się tak szybko jak dźwięk piosenek Lilah, chociaż po jej pierwszym numerze trzymała się raczej radosnych motywów.  Od czasu do czasu jej słuchacze zrywali się na nogi, tupali i klaskali w rytm piosenki, powtarzają za nią refren, by potem ona dokuczała im ze sceny. Było to męczące doświadczenie, nawet dla publiczności, gdy powiedziała dobranoc po trzecim już z kolei bisie. Caleb zauważył, że on również jest obolały, zmęczony i spocony, od stup do głów.

 

‘Czy ona śpiewa tak każdej nocy?’ zapytał, upadając na krzesło z westchnieniem. ‘Skąd bierze siłę?’

 

‘Jestem tutaj każdej nocy,’ odpowiedział Noah, siadając obok przyjaciela. ‘ I myślę że to jest trudniejsze dla nas niż dla niej. Nigdy nie wygląda na zmęczoną. Jakby nie zauważała wysiłku.’

 

Caleb napił się wina o którym zapomniał na godzinę może dwie, a następnie wypił kubek wody. ‘Więc powiedz mi, kim jest ta kobieta? Ona może tak łatwo manipulować tłumem z Luminauzi jak dziecko oczarować wujka. Uważam że jestem dość odporny na perswazję, ale tańczyłem w fotelu razem z resztą.’

 

‘Więc…,’ Noah powiedział niepewnie, ‘ Ona jest aniołem.’

 

Claeb skinął głową. ‘Teraz rozumiem. Tylko anioł może tak śpiewać. Co tutaj robi? Została wyrzucona z Cedrowych wzgórz za niewłaściwe zachowanie? Bo trzeba przyznać że przekroczyła linię raz czy dwa razy.’

 

‘Nie zauważyłem żeby przeszkadzało ci to w czasie występu,’ powiedział ostro Noah.

 

Caleb rozszerzył oczy ze zdziwienia. ‘ No dobrze, powiedzmy że nigdy nie widziałem anioła, który by śpiewał o kobiecie z trzema kochankami. I nie mogę sobie wyobrazić, czy Mika będzie szczęśliwa jeśli się dowie, że jeden z nich wykonuje piosenki dla mas w Niebieskim mieście.’

 

‘Ona nie jest z Cedrowych Wzgórz,’ Noah odparł niechętnie. ‘W każdym razie, to co chce śpiewać musi być męczące dla mas.’

 

‘Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.’

 

‘Jakie pytanie?’

 

‘Kim ona jest? I dlaczego tu jest?’

 

‘Zapytaj jej.’

 

‘Nie wiesz?’

 

‘Myślę, że wyjaśni Ci to kiedy się z nią spotkasz.’

 

‘ Claeb mocno wciągnął powietrze, ale z jego ust wypłynęło tylko westchnienie a nie kolejne pytanie. ‘Dobrze. Kolejną butelkę wina? Wygląda, że będziemy tu do wieczora.’

 

Ale tłum zaczął opuszczać klub wcześniej niż przypuszczał, w ciągu ostatniego występu Lilah, Seraph była prawie pusta. Po sprawdzeniu czasu, Caleb zrozumiał że jest później niż myślał. Piosenkarka śpiewała przez prawie dwie godziny. Noah przysunął z sąsiedniego stołu dodatkowe krzesło i zamówił u kelnerki kolejną butelkę wina oraz talerz serów i owoców. ‘Na pewno będzie głodna,’ powiedziało Caleb’a. ‘ Ja jestem.’

 

Pomimo wszystko, Caleb miał wątpliwości czy Lilah do nich dołączy. Nie wyglądała na osobę która choćby na krótko siada w szeregach ludzi,  to byłoby jak prowadzenie rozmowy z pożarem. A dokładniej z aniołem. Coś czego nigdy nie robił. Ale ona tam była, jej wdzięczny kształt w niejednolitej ciemności baru. Tarasowała sobie drogę pomiędzy stolikami i przesuwała krzesła tak delikatnie jakby stąpała po ścieżce w ogrodzie różanym. Jej skrzydła nadal były mocno przyciśnięte do pleców, jakby były czymś związane. Ich krawędzie sunęły za nią po podłodze i nie przejmowała się że przetoczyły się po rozproszonych wszędzie okruchach.

 

‘Jedzenie i wino, wiedziałam że mogę na ciebie liczyć,’ powiedziała w geście powitania i opadła na przygotowane dla niej krzesło. ‘Ci głupcy myślą, że mogę występować tam całą noc bez odpoczynku. Jestem strasznie głodna.’

 

‘Byłaś cudowna,’ powiedział Noah.

 

Zaśmiała się i szybko ugryzła kawałek sera. „Barowe piosenki,’ odpowiedziała szyderczo. ‘ Dziecko może je zaśpiewać.’

 

‘Nie musisz śpiewać barowych piosenek,’ powiedział Caleb. ‘ Myślę, że poważna muzyka jeszcze bardziej by ich uszczęśliwiła. Dla mnie, najpiękniejszy był twój pierwszy utwór, prawie złamał mi serce.’ Odwróciła się by na niego spojrzeć, zdziwiona że ktoś ośmielił się do niej mówić lub jakby dopiero zauważyła że ktoś inny jest przy stole.

 

Każde jej pióro było oślepiająco białe.

 

Czy jesteś upoważniony przez publiczność Luminauzi?’ Zapytała. ‘Czy masz własną salę koncertową? Może jesteś muzykiem? Masz do zaoferowania miejsce, gdzie piosenki o duchowości i mistycyzmie zostaną ochoczo powitane?’

 

Niezwykłe było to, że mogła robić to samo z głosem kiedy mówiła i kiedy śpiewała, wzbudzając takie emocje jakich oczekiwała. Caleb był uparty i tym razem zdołał się jej oprzeć. ‘Musisz mieć na celu Giordano i La Breva,’ powiedział spokojnie. ‘Oferują muzykę klasyczną i ludzie zawsze się tam tłoczą. Zresztą uważam że cokolwiek tu zaśpiewasz, klub będzie pełny. Masz niesamowity głos.’

 

‘Dziękuję,’ powiedziała wciąż go wyśmiewając. ‘ Tak czy owak śpiewam co wybiorę. Więc nie lituj się nad moim repertuarem. Wybieram co czyni mnie szczęśliwą.’

 

To stwierdzenie było wyraźnie nie prawdziwe, ktoś mniej nie szczęśliwy niż Lilah byłby w tym Momocie trudny do zlokalizowania. Jej pełne czerwone usta z własnej woli stawały się bardziej smutne niż ponure. Nawet kpina w spojrzeniu kobiety nie mogła zasłonić tego głęboko ukrytego zmęczenia. ‘Cóż, wydaje mi się żę śpiewasz to o co proszą odbiorcy,’ powiedział szybko. ‘Nigdy nie bawiłem się tak dobrze na koncercie.’

 

‘Dziękuję,’ powiedziała ponownie. ‘ Wróć tu czasem.’

 

Dopiero w tym momencie Noah zabrał głos aby ich przedstawić. ‘Lilah, to jest mój przyjaciel Caleb. Mówiłem Ci o tym że jest inżynierem.’

 

‘A tak, ten który buduje maszynę latającą,’ powiedziała odwracając wzrok w stronę Caleb’a. ‘Powiedz mi, jak idą pracę?’

 

Nagle Caleb zdał sobie sprawę, że jej bardzo ściśnięte skrzydła za jej plecami, trwale umocowane jakby nie były jej częścią.  Większoś...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin