sandemo margit - saga o ludziach lodu tom 03 - otchlań.txt

(377 KB) Pobierz

_____________________________________________________________________________



                             Margit Sandemo


                         SAGA O LUDZIACH LODU


                                 Tom III

                                 Otch�a�

_____________________________________________________________________________



        ROZDZIA� I

111
  W koronach drzew rozbrzmiewa� ci�ki chora�. G��bo-
ki ton grzmia� i d�wi�cza� jak ch�r mnich�w w ogromnej
katedrze. �a�o�nie przepowiada� smutek i nieszez�cia.
Sosny chwia�y si� na wietrze, ugina�y, ze zgrzytem i trzas-
kiem ga��zi. Zza p�dz�cych chmur od czasu do czasu
wy�ania� si� blady, jesienny ksi�yc.
  Sol bieg�a przez las roze�miana, jakby upojona pogod�.
Burza wsp�gra�a z nastrojem jej duszy.
  By�a teraz doros�a i wolna; wolna jak ta wichura
szalej�ca w koronach drzew. Wolna, bo mocno przycis-
ka�a do piersi w�ze�ek Hanny, kt�ry tego dnia odebra�a od
Tengela. Wcze�niej po�egna�a si� ze wszystkimi domo-
wnikami w Lipowej Alei.
  Teraz nadszed� jej czas.
  W drodze do portu w Oslo, gdzie oczekiwa� statek
gotowy do �eglugi do Danii, towarzyszy� jej Are, m�odszy
brat. Jechali konno we dwoje, ale kiedy mieli ju� za sob�
mniej wi�cej po�ow� drogi, Sol zacz�a nalega�, by Are
pozwoli� jej i�� samej na skr�ty. W ko�cu ch�opak podda�
si�, wzi�� podr�ny kufer siostry i ruszy� w drog�,
prowadz�c u boku jej konia, by zgodnie z umow� spotka�
si� z Sol na skraju lasu. Chcia� mie� pewno��, �e
bezpiecznie dotar�a na statek.
  Podr� Sol do Danii za�atwi�a Charlotta Meiden.
Dziewczyna mia�a towarzyszy� s�dziwej szlachciance,
kt�ra ba�a si� samotnie wyruszy� statkiem w tak d�ug�
drog�. Rodzina podj�a t� odwa�n� decyzj� g��wnie
dlatego, �e Sol przez pi�� lat zachowywa�a si� wzorowo.
Ostatnio jednak by�a ju� tak niespokojna, �e nie mieli
sumienia d�u�ej jej zatrzymywa�.
  Tak, naprawd� dobrze si� sprawowa�a. Wytrwa�a, by
odda� si�, kiedy doro�nie, swemu ukochanemu rzemios�u.
Wiele razy by�o jej bardzo ci�ko! Jak�e �wierzbi�y j� r�ce,
gdy widzia�a rosn�ce przy drodze ziele lulka czarnego lub
cykuty albo gdy kto� �le traktowa� jej najbli�szych. Kiedy�
nawet zrobi�a kukie�k� podobn� do jednej z wysoko
urodzonych pa�, kt�ra z pogard� wyrazi�a si� o Charlot-
cie. Sol uda�o si� zdoby� kosmyk w�os�w damy; wszy�a go
w lalk� i ju� mia�a wbi� ig�� w samo jej "serce", ale
opanowa�a si� w ostatniej chwili. Nie wolno jej by�o tego
robi�, przecie� przyrzek�a �wi�cie Tengelowi. Zniszczy�a
lalk� i to uspokoi�o jej sumienie. Ale mimo wszystko
�a�owa�a, �e nie sprawdzi�a, czy nadal posiada moc.
  Ale� tak, na pewno j� ma. Na zawsze! Tengel by�
bardzo zadowolony z jej pracy w�r�d chorych. Teraz
pacjenci ufali Sol prawie tak jak jemu. Naturalnie czasami
ucieka�a si� do bardziej drastycznych �rodk�w uzdrawia-
j�cych, ale robi�a to tak ostro�nie, �e nikt niczego nie
zauwa�y�.
  Nie pomog�a te� nikomu umrze�, chocia� uwa�a�a, �e
niekt�rym powinno si� skraca� czas choroby i cierpienia.
No, tylko kilka razy, ale to by�y takie drobnostki, kt�re si�
w og�le nie licz�, my�la�a beztrosko. Zrobi�a to tylko po
to, by nie wyj�� z wprawy.
  Teraz jej kara by�a ju� zako�czona.
  Nie chcia�a jecha� konno przez las. Pragn�a poczu�
wiatr na twarzy, ziemi� pod stopami i wiedzie�, �e �wiat
nale�y do niej. Chcia�a wtopi� si� w burz� i �mia� si� do
ksi�yca.
  - Jestem wolna, Hanno - szepta�a. - Jestem wolna!
Teraz zacznie si� nasz czas!
  Jej plany zwi�zane z podr� do Danii nie w pe�ni
pokrywa�y si� z tym, co umy�li�a rodzina...
  Wywiedzia�a si� ju� o pewne sprawy. Oczywi�cie
w Danii nieprzerwanie polowano na czarownice i chwyta-
no je, ale by�y to przewa�nie zwyczajne, nie maj�ce poj�cia
o czarnej magii kobiety, na kt�re donie�li s�siedzi. Sol,
przeciwnie, wiedzia�a, gdzie szuka� prawdziwych wied�m
i czarownik�w. Hanna powiedzia�a jej o tym kiedy�
g�osem pe�nym szacunku i podziwu.
  Tam w�a�nie chcia�a pojecha�, tam w�a�nie pojedzie!
  Prawdziwych czarownic nie by�o wiele. To zrozumia-
�e, w�adze zajmowa�y si� nimi zbyt gorliwie. Ale te, kt�re
jeszcze �y�y, s� z pewno�ci� najprawdziwsze.
  A ona by�a jedn� z nich, jedn� z niewielu. Ona i Tengel.
Ale Tengel trwoni� sw� moc na dobre uczynki.
  �e te� mu si� chcia�o! Sol w zupe�no�ci wystarczy�o
pi�� lat w cnocie i przyzwoito�ci.
  Musia�a przystan�� na moment, by popatrze� na swe
bezcenne skarby, do kt�rych tak d�ugo t�skni�a. U�miech-
n�a si� szcz�liwa, przepe�niona nadziej�. W w�ze�ku by�a
czaszka nie ochrzczonego dziecka, znaleziona gdzie� pod
pod�og� ze sto lat temu. By� tam te� palec powieszonego
przest�pcy, serce czarnego psa, ziemia cmentarna, j�zory
�mii...
  I jeszcze co�! Korze� mandragory, prawdziwy klejnot.
Przekazywany z pokolenia na pokolenie, znaleziony przed
wiekami w jednym z kraj�w �r�dziemnomorskich, wy-
grzebany z ziemi na wzg�rzu szubienic, tam gdzie pewien
morderca w godzinie �mierci rozla� swe nasienie. W tym
miejscu w�a�nie wyros�a mandragora, a jej korze� w kszta-
�cie ludzkiej postaci, wyci�gni�ty z ziemi, zawodzi� tak
�a�o�nie, �e czarownik, przyby�y po niego w czwartkow�
noc podczas pe�ni ksi�yca, oszala� od jego krzyku. Tak
g�osi�a opowie��, kt�r� Sol us�ysza�a od Hanny. Obieca�a
strzec bezcennej mandragory jak oka w g�owie!
  Sol zwa�y�a w r�ku powykr�cany, zasuszony korze�.
By� spory, d�u�szy ni� jej d�o�. Nosi� �lady po odci�ciu
bocznych korzeni i koniuszka. By� mo�e uczyni� to
Tengel Z�y, ten z jej przodk�w, kt�ry wzbudza� najwi�k-
szy strach. Prawdopodobnie mandragora pochodzi�a od
niego. W ka�dym razie pewne by�o, �e uci�te kawa�ki
korzenia pos�u�y�y tajemnym uczynkom. Dobrze wie-
dzia�a, jak wykorzysta� korze�. M�g� on rozpali� mi�o��,
zniszczy� wrog�w, pom�c w zdobyciu bogactwa.
  Do korzenia przymocowany by� cienki rzemyk. Po-
chyli�a g�ow�. Teraz to jej w�asno��, zrobi z ni�, co zechce.
  Rozprostowa�a rzemyk i zawiesi�a mandragor� na szyi.
Ci��y�a jej na piersiach, wydawa�a si� sztywna, jakby si�
napr�a�a, jakby by�a �yw� istot�. Sol przeszed� dreszcz.
Z pewno�ci� nied�ugo si� przyzwyczaj�, pomy�la�a.
  Teraz chroni� j� najskuteczniejszy na �wiecie amulet,
talizman przynosz�cy najwi�ksze szcz�cie, symbol maje-
statu w�adzy.
  Poczu�a si� dostojnie, wiedzia�a, �e jest bezpieczna.
  Dag by� w Kopenhadze. Cieszy�a si�, �e zn�w go
zobaczy. Studiowa� na tamtejszym uniwersytecie, chcia�
wyuczy� si� prawa, by otrzyma� wysokie stanowisko
kiedy powr�ci do Norwegii.
  Dag przebywa� w Danii ju� p�tora roku. Rodzina
wierzy�a, �e skutecznie zaopiekuje si� Sol. A mo�e ta podr�
przyniesie jej co� korzystnego, mo�e jakie� stanowisko albo
odpowiednie kontakty? Przez odpowiednie kontakty ro-
mantyczna Silje rozumia�a z pewno�ci� dobre zam��p�j�cie;
Dag mia� przedstawi� Sol w�a�ciwym ludziom na dworze
i w innych wysokich kr�gach. Ca�a rodzina wiedzia�a, �e
wielu ze student�w, przyjaci� Daga, pochodzi�o z zacnych
rod�w. Sol mia�a sp�dzi� u niego miesi�c, potem musia�a
wraca� do domu.
  Zachichota�a, pospiesznie w�druj�c smaganym wichu-
r� lasem. No tak, w pobli�u przyrodniego brata b�dzie si�
czu�a pewniej. Ale "odpowiednie kr�gi"? Sama musi ich
poszuka�!
  Chocia�... Dw�r te� mo�e okaza� si� nie do pogar-
dzenia. Z pewno�ci� s� tam przystojni kawalerowie. Od
czasu, gdy jako czternastolatka uwiod�a parobka Klausa,
Sol kroczy�a drog� cnoty. Teraz zn�w mia�a ochot� na
jak�� przygod�; to, co w�wczas prze�y�a, wcale jej nie
zadowoli�o. By� to tylko triumf podboju, nic wi�cej.
Wiedzia�a, �e w mi�o�ci mi�dzy m�czyzn� a kobiet�
istnieje du�o wi�ksze bogactwo dozna�.
  Z przyjemno�ei� pog�adzi�a w�asne cia�o. Tak, wiedzia-
�a, �e jest pi�kna. S�ysza�a to cz�sto.
  Biedna Hanna, pomy�la�a nagle ze smutkiem. Nigdy
nie mia�a takich mo�liwo�ci jak ja. Brzydka, taka brzydka,
�e ludzie uciekali przed ni�, i tak samotna w male�kiej
g�rskiej dolinie...
  Sol mia�a przed sob� ca�e �ycie, ca�y �wiat!
  Na pewno wykorzysta swe zdolno�ci!
  Wszyscy w domu martwili si� jej wyjazdem. Wiedzieli
jednak, �e Sol koniecznie musi z�apa� troch� wiatru
w skrzyd�a, �eby si� nie zadusi�. Przez ostatnie p� roku
by�a m�cz�ca, niecierpliwa, �atwo wpada�a w gniew. Na
odjezdnym Silje i Tengel wy�ciskali j� mocno, a m�odsza
siostra, Liv, mia�a �zy w oczach. By si� po�egna� i przekaza�
gor�ce pozdrowienia dla ukochanego syna, Daga, przysz�a
tak�e Charlotta Meiden.
  A potem Sol i Are odjechali alej�, lipow� alej� Silje.
Brakowa�o w niej jednego drzewa. Po��k�o i usch�o,
Tengel musia� je �ci��. By�o to drzewo baronowej wdowy.
Szlachetna dama odesz�a, spoczywa�a teraz na cmentarzu
Grastensholm.
  Na starym miejscu Tengel zasadzi� now�, male�k� lip�.
Sol dobrze pami�ta�a t� chwil� i d�ugo nie zapomni
nag�ego wybuchu gniewu przybranej matki.
  - Nie wolno ci wi�cej zaklina� drzew, Tengelu
- m�wi�a Silje, dr��c na ca�ym ciele. - M�czy mnie to
ci�g�e przygl�danie si� im.
  - S� dla mnie wielk� pomoc� - broni� si�. - Wiesz
przecie�, �e dzi�ki nim mog� odkrywa� nie daj�ce ob-
jaw�w choroby.
  - Tak, wiem, ale te lipy doprowadzaj� mnie do
rozpaczy i szale�stwa. Kiedy tylko zobacz� po��k�y li��
albo le��c� na ziemi ga��zk�, chwyta mnie paniczny l�k.
  - Jak chcesz - odpowiedzia� Tengel. - Obiecuj�, �e nie
b�d� ju� ich zaklina�. Nie mamy przecie� nikogo nowego
w rodzinie, komu mogliby�my przypisa� drzewo.
  - Nie, ale wszystkie nasze dzieci, ca�a czw�rka, s� ju�
doros�e. Za par� lat mo�emy spodziewa� si� wnuk�w.
  Tengel wielkodusznie zgodzi� si�, by nowe sadzonki
pozosta�y ju� tylko zwyk�ymi drzewami.
  Sko�czy� si� las, pojawi�a si� wioska. Niesiony wiatrem
zapach morza u�wiadomi� Sol, �e zbli�a si� do fiordu.
W oddali majaczy�y dymy z komin�w wielu dom�w. To
musia�o by� Oslo, okolice twierdzy Akershus.
  Zaczyna�o �wita�. Ksi�yc blad� stopniowo, a jasna
wst�ga nad horyzontem rozszerza�a si� i coraz intensyw-
niej ja�nia�a. Po wyj�ciu z lasu Sol wyda�o si�, ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin