1981 - Alistair MacLean - Rzeka smierci.pdf

(923 KB) Pobierz
Rzeka śmierci
A LISTAIR
M AC L EAN
R ZEKA Ś MIERCI
Alistair MacLean
2
Rzeka śmierci
PROLOG
Na nad starożytny grecki monaster nadciągały ciemności. Pierwsze wieczorne
gwiazdy zaczynały migotać na bezchmurnym egejskim niebie. Morze było spokoj-
ne. Powietrze, jak to często opisywano, naprawdę pachniało winem i różami. Żółty
księżyc stał prawie w pełni. Właśnie wychylił się zza horyzontu, kąpiąc w swej ła-
godnej i delikatnej poświacie lekko pofałdowany krajobraz, co nadawało nieco ma-
gicznego nastroju ciemnym i odpychającym zarysom monasteru, który - na przekór
wszystkiemu - drzemał spokojnie tak samo jak przez niezliczone wieki.
W tym momencie trudno było jednak uznać nastrój panujący wewnątrz mona-
steru za równie magiczny, jak na zewnątrz. Magia rozwiała się i nikt nie drzemał,
ponieważ spokój zniknął z tego miejsca. Ciemność ustąpiła miejsca smrodliwym
lampom naftowym, i trudno było uznać ich zapach za winny i różany. Ośmiu
umundurowanych esesmanów nosiło dębowe skrzynie przez wyłożony kamiennymi
płytami hall. Okute brązem skrzynie były małe, lecz tak ciężkie, że trzeba było czte-
rech mężczyzn, by unieść każdą z nich. Operacją tą kierował sierżant.
Wszystkiemu zaś przyglądało się czterech mężczyzn, z których dwaj byli wy-
sokiej rangi oficerami SS. Pierwszy z nich, Wolfgang von Manteuffel, wysoki,
szczupły, o zimnych, niebieskich oczach, mimo swoich trzydziestu pięciu lat był już
w stopniu generała majora. Drugim był Heinrich Spatz; krępy, śniady mężczyzna,
uważający, że życie polega głównie na patrzeniu na wszystkich wilkiem. Był w
stopniu pułkownika i miał tyle samo lat, co jego kolega. Pozostali widzowie tego
spektaklu to dwaj mnisi w zakapturzonych habitach. Byli to starzy i dumni ludzie,
choć w tym momencie duma mieszała się ze strachem. Nie odrywali oczu od dębo-
wych skrzynek. Von Manteuffel szturchnął sierżanta końcem oprawionej w złoto
malachitowej laski, którą z trudem można było uznać za regulaminowe wyposaże-
nie oficerów SS.
- Sierżancie! Myślę, że zrobimy wyrywkową kontrolę.
3
Alistair MacLean
Sierżant wydał rozkaz najbliższej grupie tragarzy, którzy nie bez trudu postawi-
li swój ciężar na podłodze. Przyklęknął, odbił wbite w żelazne okucia szpilki i
uniósł wieko. Skrzypienie starych żelaznych zamków było najlepszym świadec-
twem tego, że wiele lat musiało upłynąć od czasu, kiedy po raz ostatni dokonywano
takiej operacji. Nawet w świetle migających i kopcących lamp naftowych zawartość
skrzyni lśniła, jakby była czymś żywym. Skrzynia zawierała tysiące złotych monet,
które błyszczały i wyglądały tak świeżo, jakby wybito je właśnie tego dnia. Von
Manteuffel w zamyśleniu poruszył je końcem swojej laski z zadowoleniem przyj-
rzał się ich połyskowi i odwrócił się do Spatza.
- Sądzisz, Heinrichu, że są prawdziwe?
- Jestem zaskoczony - odparł Spatz. Nie wyglądał jednak na takiego. - Aż mi
brakuje słów. Czyżbyś sądził, że pobożni ojczulkowie handlowali śmieciem?
- W dzisiejszych czasach nikomu nie można ufać - von Manteuffel ze smut-
kiem potrząsnął głową.
Jeden z mnichów wykazując wielką siłę woli, ale i sporo włożonego w ten gest
wysiłku, oderwał wzrok od błyszczącej skrzynki i spojrzał na von Manteuffla. Był
to bardzo szczupły mężczyzna, stary i mocno przygarbiony - musiał mieć bliżej
dziewięćdziesiątki niż osiemdziesiątki. Jego twarz była bez wyrazu, ale niewiele
mógł zrobić, by ukryć “mowę” swoich oczu.
- Te skarby należą do Boga - odezwał się. - I strzegliśmy ich przez stulecia. Te-
raz złamaliśmy nasze śluby.
- Nie powinieneś przypisywać sobie całej zasługi - odparł von Manteuffel . -
Pomogliśmy ci. Ale nie zamartwiaj się. Będziemy tego strzec zamiast was.
- To prawda - poparł go Spatz. Nie trać wiary, Ojcze. Z pewnością okażemy się
warci tego posłannictwa.
Wszyscy dalej stali w milczeniu, aż zabrano ostatnią skrzynię. Dopiero wtedy
von Manteuffel wyciągnął rękę w stronę ciężkich, dębowych drzwi.
- Dołączcie do swoich braci. Jestem pewien, że wszyscy zostaniecie uwolnieni,
kiedy tylko nasze samoloty odlecą.
4
Rzeka śmierci
Dwaj starzy ludzie wykonali polecenie. Wyraźnie byli przybici i załamani nie
tylko na duchu, ale i na ciele. Von Manteuffel zamknął za nimi drzwi i zablokował
je dwoma sztabami. Po chwili weszli żołnierze, wtaczając pięćdziesięciolitrową
beczkę z benzyną, którą ułożyli na boku tuż przed drzwiami. Było jasne, że wcze-
śniej zostali dokładnie poinstruowani.
Jeden z żołnierzy wybił szpunt beczki, a drugi wysypywał prochem ścieżkę aż
do drzwi wejściowych. Ponad połowa zawartości beczki wylała się na posadzkę;
część przesączyła się nawet pod dębowe drzwi. Żołnierz wyraźnie był zadowolony,
że trochę benzyny zaoszczędzono. Ostatni podeszli do drzwi wyjściowych von
Manteuffel i Spatz. Von Manteuffel zapalił zapałkę i rzucił ją na prochowy lont. Z
wyrazu jego twarzy można było wnioskować, że siedzi właśnie w kościele...
* * *
Lądowisko znajdowało się w odległości zaledwie dwóch minut marszu. Zanim
obaj esesmani dotarli tam, żołnierze skończyli już ładować i umocowywać skrzynie
w dwóch wielkich junkersach Ju-88 stojących obok siebie na polu startowym, któ-
rych silniki pracowały na wolnych obrotach. Na rozkaz von Manteuffla żołnierze
pobiegli do stojącego dalej samolotu i weszli na jego pokład. Obaj oficerowie,
chcąc podkreślić swoją wyższość, powoli podeszli do drugiej maszyny. Trzy minu-
ty później oba Ju-88 były już w powietrzu. W kradzieży, szabrze i plądrowaniu
krzyżacka sprawność nie miała sobie równych.
W ogonie prowadzącego samolotu, za rzędami skrzynek starannie owiniętych
przymocowanymi do podłogi siatkami, siedzieli von Manteuffel i Spatz ze szkla-
neczkami w dłoniach. Wyglądali na spokojnych i beztroskich. Obydwaj mieli miny
ludzi zadowolonych z dobrze spełnionego obowiązku. Spatz wyjrzał leniwie przez
okienko. Nie miał najmniejszych kłopotów ze zlokalizowaniem tego, czego szukał.
Trzysta, może pięćset metrów pod lekko pochylonym skrzydłem wściekle palił się
wielki budynek oświetlając ziemię, wybrzeże i morze na dobry kilometr. Spatz do-
tknął ramienia von Manteuffla, by podziwiał ten widok. Von Manteuffel wyjrzał na
moment przez okno i obojętnie odwrócił się w drugą stronę.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin