W CIENIU WIELKICH KATEDR.doc

(62 KB) Pobierz
W cieniu wielkich katedr



  W cieniu wielkich katedr.

   Polska przed wizytą Benedykta XVI: podróż po kraju, w którym niebo jest bliżej ziemi.

  W ojczyźnie swego poprzednika papież spotka się z Kościołem, który zmaga się ze swoim wielkim dziedzictwem, a także rolą w państwie i społeczeństwie.

  Na pierwszy rzut oka trudno dostrzec, że Andrzej jest kapłanem. Ma na sobie dżinsy i         koszulę w kratkę. Ale pierwszy guzik przy kołnierzyku jest odpięty i wyziera z pod niego  kawałek koloratki. Duchowny razem z grupą licealistów zwiedza gnieźnieńską katedrę. Tu, w jej pobliżu w 966 roku książę Mieszko miał przyjąć sakrament chrztu. I ponieważ tu znajdował się książęcy gród, Gniezno nazywa siebie dzisiaj „pierwszą stolicą Polski”.

Młodzi ludzie siedzą na stopniach prowadzących do katedry. Ksiądz Andrzej wyciąga gitarę i śpiewa religijną piosenkę. Mówi, że ma w zapasie cały repertuar „kościelnych utworów w stylu pop”. „Ale najbardziej lubię Rolling Stonesów” – dodaje i wygrywa pierwsze takty „Satisfaction“. Szybko jednak przerywa, jakby takiej muzyki nie wypadało grać w cieniu potężnych wież katedralnych.

„Kościół musi stać się bardziej nowoczesny” – mówi jeden z jego uczniów. „Tradycja jest ważna, ale to nie wszystko!“ – dodaje inny.

Obszerne badania Instytutu Socjologicznego Kościoła katolickiego potwierdziło, że najczęściej to właśnie licealiści i studenci oczekują od Kościoła więcej odpowiedzi na problemy, jakie niesie ze sobą współczesność. „No cóż, to dobry znak, że papież Benedykt zezwolił na używanie prezerwatyw“ – uważa jeden z uczniów. „Ale tylko chorym na Aids“ – dorzuca jakaś dziewczyna. „Pożyjemy, zobaczymy!“ – mówi ktoś inny.

Kopuła nad kartofliskiem 

Ksiądz Andrzej nie komentuje tych słów, brzdąka tylko na swojej gitarze. Potem mówi, że ostatnio przeczytał o możliwości kupienia w internecie biletów na koncert Rolling Stonesów w czerwcu w Warszawie. Ale niestety nie ma na to pieniędzy.

Kilku licealistów pojedzie w piątek z kapłanem Andrzejem do Warszawy na mszę papieską. Są dumni, że pierwsza prawdziwa podróż zagraniczna nowego papieża – nie licząc Światowych Dni Młodzieży w jego ojczyźnie minionego lata – prowadzi do Polski. Ale organizatorzy pielgrzymki obawiają się, że Benedykt XVI nie potrafi tak oddziaływać na masy wiernych jak Jan Paweł II. „Ojciec narodu” pozostawił kościół wewnętrznie skłócony. Toczą się w nim burzliwe dyskusje o jego miejscu w społeczeństwie, które raptownie przejmuje zachodnią obyczajowość.

Gniezno, miejsce „chrztu Polski“, leży około 50 kilometrów na wschód od Poznania i jest ważnym miejscem dla polskiego katolicyzmu. Tu ukazuje on tylko jedno ze swoich wielu oblicz. Czy to w Gnieźnie, Licheniu, Lublinie, Toruniu, Krakowie, czy Warszawie, wszędzie ludzie odwołują się do zmarłego papieża Jana Pawła II.

Jak okiem sięgnąć rozciągają się łany zboża i pola ziemniaczane, a w środku wznoszą się katedra w Licheniu, dzwonnica i ogromna kopuła, będące mieszanką neogotyku i secesji. W Licheniu, wiosce położonej w połowie drogi między Poznaniem a Warszawą, znajduje się największa w Polsce katedra. I najmłodsza. Została poświęcona przez Jana Pawła II zaledwie siedem lat temu. Co roku przybywa tu półtora miliona pątników, prosząc o ulgę w cierpieniach, wyzwolenie od zmartwień. Wielu pokonuje ostatnie kilometry do katedry na kolanach, a niektórzy czołgając się na rękach, aby udowodnić Wszechmogącemu swą pokorę.

W Licheniu można kupić polskiego papieża we wszystkich możliwych wersjach. Uśmiechniętego, poważnego, jako figurkę do domowego ołtarzyka czy znaczek do wpięcia w klapę niedzielnego garnituru. Jego podobizna znajduje się także na filiżankach do herbaty, długopisach i laskach. „Od czasu jego śmierci obroty wzrosły dwukrotnie“ – mówi Jan Przemek, właściciel sklepu z dewocjonaliami. „Nowy, niemiecki papież nie sprzedaje się tak dobrze“ – dodaje. Przemek uważa, że może się to zmienić po podróży Benedykta do Polski. „Jeśli uderzy we właściwą strunę“ – zauważa. Będąc Polakiem jest dumny, że niemiecki papież pilnie uczy się języka polskiego. Rzeczywiście, każdej niedzieli podczas modlitwy na Anioł Pański na Placu Świętego Piotra papież wita wiernych dwoma zdaniami wypowiedzianymi po polsku. Wieczorem są one powtarzane w głównym wydaniu wiadomości jako najważniejsza informacja.

Licheńska katedra została wybudowana z datków, zwłaszcza od Polonii z Ameryki Północnej. Przemek żyje całkiem nieźle ze swojego sklepiku. Hitem sezonu jest niebieska butelka wody mineralnej w formie Madonny w koronie. Korona z białego plastiku to korek. Po jego odkręceniu można ugasić pragnienie pijąc wodę z głowy Matki Boskiej.

W Polsce każdy zna KUL – Katolicki Uniwersytet Lubelski. Obok Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie uważany jest za najbardziej renomowaną uczelnię w kraju. Można tu studiować prawie wszystko. „Każdy może się ubiegać o miejsce, nie tylko katolicy – słyszę w sekretariacie. – Nie przeprowadzamy testów na wyznanie wiary“.

Jednocześnie „katolickość” odciska swoje piętno na atmosferze uczelni. Młodzi księża i siostry siedzą na seminariach z socjologii, politologii czy lingwistyki. Wielu studentów nosi na szyi łańcuszek z małym krzyżykiem. Dużą popularnością cieszy się koszulka z nadrukiem „JP II“. Cztery znaki są symbolem generacji młodych ludzi pragnących kierować się w swoim życiu wskazówkami zmarłego papieża.

Co to naprawdę oznacza, można dowiedzieć się z organizowanych prawie codziennie wykładów i spotkań dyskusyjnych na KUL-u. Na nich zderzają się obydwa wielkie prądy istniejące w polskim Kościele: reformatorzy domagający się katolicyzmu, otwartego na świat i tradycjonaliści, którzy w żadnym wypadku nie zamierzają ustąpić pod naporem ducha czasów.

Jednak najbardziej gorącym tematem jest inwigilacja KUL-u przez tajne służby w czasach komunistycznego reżimu. Profesor filozofii Andrzej Bronk uważa za błędne wywlekanie tych spraw na przez media na światło dzienne. Informatorzy SB byli często szantażowani, zwłaszcza gdy potrzebowali dla członków swojej rodziny leków, będących wówczas towarem deficytowym. Wielu z nich było więc także ofiarami. Oczywiście muszą za to odpowiedzieć przed swymi przełożonymi – i przed Bogiem. Innego zdania jest historyk Ryszard Bender, jeden z przedstawicieli narodowych katolików. „Kościół musi się oczyścić” – mówi. Dlatego gdy zapoznał się ze swoją teczką, podał opinii publicznej prawdziwe nazwiska szpicli. Są wśród nich także profesorowie.

Stanisław Sypiański sprzedaje anteny satelitarne do odbioru telewizji Trwam. Obok Radia Maryja i gazety „Nasz Dziennik” rozgłośnia należy do imperium medialnego ojca Tadeusza Rydzyka. Samochód dostawczy Sypiańskiego stoi niedaleko głównego wejścia do centrali rozgłośni w Toruniu. Otaczają ją wysokie ogrodzenie, wszędzie zainstalowano kamery, ulice patrolują ochroniarze.

Sprzedawca anten może być pewny, że klienci go nie zawiodą. Podjeżdża tu bowiem wiele autokarów z pielgrzymami, pragnącymi zapewnić ojca Rydzyka o swoim poparciu. Zapalają świeczkę i modlą się za niego, bo jest prześladowany przez „lumpenliberałów“. Z tego określenia robi użytek nie kto inny, jak Jarosław Kaczyński, przewodniczący narodowo-konserwatywnej partii rządzącej Prawo i Sprawiedliwość. Według stacji ojca Rydzyka liberałowie propagują niemoralne sposoby życia, jak związki małżeńskie homoseksualistów, i profanują narodowe tradycje. Radio Maryja postrzega siebie jako ostrze oszczepu broniącego dorobku „polskiego dziedzictwa“.

Na trzy czwarte programu, emitowanego z bardzo nowoczesnych studiów składają się modlitwy, pieśni kościelne i msze. Ale nie należy lekceważyć audycji publicystycznych. Oczernia się w nich polityków i felietonistów za rzekomą „antypolskość“. Jak do tej pory nie brakowało sformułowań skierowanych przeciwko Niemcom i Żydom, którzy – w pojedynkę i razem – nie mają na celu nic innego, jak szkodzenie Polakom. Zjawisko to przybrało takie rozmiary, że Watykan zdecydował się na interwencję. Od niedawna specjalna komisja złożona z duchownych czuwa nad tym, aby stacja respektowała „polityczną niezależność“.

Zwolenników Rydzyka nie poinformowano o upomnieniu z Rzymu. Wręcz przeciwnie. Radio Maryja cały czas przedstawia się jako swego rodzaju rzecznik medialny Watykanu. Jak ulał pasuje do tego motto papieskiej pielgrzymki do Polski: „Trwajcie mocni w wierze!“. Bo każdy wierny musi odpowiedzieć: „Trwam!“. A dokładnie tak samo nazywa się kanał telewizyjny ojca Rydzyka. „Nie mogło mi się przytrafić nic lepszego niż przesłanie podróży papieża!“ – cieszy się Sypiański. W najlepsze dni zbiera tuziny zamówień na anteny satelitarne z logo Trwam.

Aby dostać się do redakcji „Tygodnika Powszechnego”, trzeba pokonać trzy piętra stromych schodów kamienicy położonej na krakowskiej starówce. Według gromów rzucanych przez Radio Maryja pismo jest „organem zapomnianych przez Boga liberałów”, dążących do oddzielenia katolicyzmu od polskiego dziedzictwa.

Redaktor naczelny, ojciec Adam Boniecki o siwych włosach i żywym spojrzeniu niechętnie słucha słowa „liberalny“. Wie, że na Zachodzie oznacza ono „tolerancyjny i otwarty na świat”. Ale w Polsce ma posmak „braku zasad“. Nie ukrywa, że redakcji bardzo leży na sercu „przyszła rola Kościoła“. Za czasów komunistycznych „Tygodnik“ był jedynym niezależnym pismem w całym bloku wschodnim, uważnie obserwowanym przez służby bezpieczeństwa i krótko trzymanym przez cenzurę. W tamtych czasach mógł ukazywać się tylko w minimalnym nakładzie. Od czasu końca rządów partii komunistycznej rozwinął się do najbardziej opiniotwórczego pisma w Polsce.

Redakcja stoczyła bitwy o rozliczenie się z polskim antysemityzmem czy pojednanie z Niemcami. Gazeta jako pierwsza wydrukowała dokumentację na temat wypędzenia. Tym samym zraziła do siebie wszystkich narodowych katolików, którzy do upadłego bronią mitu Polski jako „narodu bohaterów i ofiar“. W tych dniach w redakcji panuje wielkie poruszenie, bo ojciec Michał Czajkowski, współprzewodniczący zarządu Międzynarodowej Rady Chrześcijan i Żydów, piszący przez wiele lat dla „Tygodnika“, był prawie ćwierć wieku informatorem SB. Jednakże media nie dostarczyły przekonywających dowodów tej współpracy. Niektórzy komentatorzy piszą o zwycięstwie Radia Maryja, które Czajkowski wielokrotnie krytykował za „zawoalowany antysemityzm“.

Już dwa lata minęły od czasu, gdy na wielkim placu budowy położonym na południowych obrzeżach Warszawy po raz ostatni pracowały dźwigi. Cztery grube betonowe filary strzelają na 20 metrów w górę. Według planów, jakie pokazuje wypłowiałe zdjęcie umocowane na płocie, miały one podtrzymywać potężną kopułę. Tu powstać miała Świątynia Opatrzności Bożej, piąty co do wielkości kościół w Europie, większy niż ten w Licheniu. Kardynał Józef Glemp, prymas Polski zawsze skarżył się, że Warszawa jest jedyną metropolią Europy nieposiadającą własnej katedry. Po upadku hegemonii partii w 1989 roku energicznie wspiera realizację swego ulubionego projektu.

Budowa krypty w stanie surowym została już ukończona. Tutaj, pod ogromnym portretem Jana Pawła II odbywają się niedzielne nabożeństwa. Ale na dalszą budowę brakuje pieniędzy. Polacy z zagranicy nie przysyłają datków. A od kiedy przed trzema laty Glemp po raz pierwszy zarzucił Radiu Maryja dążenie do podziału polskiego Kościoła, ojciec Rydzyk nie wspiera już budowy warszawskiej katedry. Glemp wydawał się pogodzony z faktem, że nie uda mu się zrealizować swego marzenia. Sytuacja zmieniła się minionej jesieni, po objęciu rządów przez narodowych konserwatystów. Sejm postanowił przeznaczyć 20 mln złotych (5,2 mln euro) na dokończenie budowy. Wprawdzie konstytucja zabrania wydatkowania pieniędzy z budżetu na budowle kościelne, ale znaleziono rozwiązanie. Miliony mają popłynąć do Instytutu Jana Pawła II, który ma znaleźć siedzibę w murach świątyni. Czy tak się rzeczywiście stanie, będzie musiał rozstrzygnąć sąd.

Wielu warszawiaków zapowiedziało zaskarżenie tych wydatków z budżetu stolicy. Glemp podobno próbował skłonić papieża, by pobłogosławił plac budowy. Ale Benedykt tu nie przyjedzie.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin