Joyce Graham - Indygo.pdf

(805 KB) Pobierz
349594125 UNPDF
Graham Joyce
INDYGO
Indigo
Przełożyła
Martyna Plisenko
SOLARIS
Stawiguda 2009
349594125.001.png
Dla niepowtarzalnej Tam i Jo Tansey
PODZIĘKOWANIA
Szczególne wyrazy wdzięczności dla mojego redaktora, Jasona
Kaufmana; dla Meg Hamel za informacje dotyczące architektury
Chicago i miasta jako takiego; Mike’a Goldmarka, bosonogiego
pośrednika w handlu dziełami sztuki, ani trochę nieprzypominającego
potwora opisanego w tej książce; dla Tima Howletta, Luigiego
Bonomi, Chrisa Lottsa, Sama Hayesa, Dana Gudgela, Pete’a
Crowthera, Jonathana Lethema i dla wszystkich moich kolegów po
piórze oraz studentów z Nottingham Trent University.
NOTA ODAUTORSKA
Spytajcie naukowców, ile kolorów mieści się w widzialnym spektrum,
a odpowiedzą: sześć. Spytajcie jakiegokolwiek artysty, a odpowie:
siedem. Szukając rozwiązania tej zagadki zapoznałem się gruntownie
z różnymi niezwykłymi książkami, w tym The Art of Seeing Aldousa
Huxleya, Invisibility Steve'a Richardsa, What You Leave Behind
Mahendra Solanki i Rome Christophera Hibbertsa. Dziękuję również
członkom Indigo Society za to, że otworzyli mi oczy; nawet tym,
którzy wciąż sprzeciwiają się wydaniu tej książki.
Graham Joyce
Rzym, 1999
PROLOG
OSPEDALE SAN CALLISTO, RZYM, 31 PAŹDZIERNIKA 1997
Budynek Ospedale 1 San Callisto wyglądał jak gigantyczny, biały tort
weselny. Zajmował rozległą powierzchnię na przedmieściach Rzymu,
około piętnastu mil na zachód od miasta. Jack zaparkował swojego
wynajętego fiata, kurtuazyjnie otworzył przed Louise drzwi od strony
pasażera i razem przeszli przez aleję cyprysową do portyku budynku.
Kiedy wspinali się po marmurowych schodach, Jack powiedział:
- Wiesz, nie musisz tu wchodzić. Możesz zaczekać w
samochodzie.
- To tak samo moja sprawa, jak twoja - odparła. Dlatego wróciła
z nim do Rzymu i dlatego zostawiła Billy’ego pod opieką Dory w
Chicago.
Ich kroki odbijały się echem na nieskazitelnie wyfroterowanej
podłodze sali recepcyjnej. Przedstawili się recepcjoniście w białym
uniformie, potem poproszono ich o zajęcie miejsc na twardych,
plastikowych krzesłach. Przez francuskie okna wlewało się światło
słoneczne tańczące na sterylnych, marmurowych powierzchniach.
Czekali w milczeniu.
Z mroku w końcu korytarza wyłonił się lekarz trzymający
teczkę. Szedł i szedł bez końca w skrzypiących przy każdym kroku
1 Ospedale (wł.) - szpital
butach. Przywitał ich jakoś uroczyście i gestem wskazał, by poszli za
nim nieskończenie długim korytarzem, a potem w górę imponującymi,
marmurowymi schodami. Lekarz raz czy dwa pociągnął nosem, jakby
chciał go oczyścić. Pacjenci, gawędzący na schodach, nagle zamilkli i
zagapili się na gości.
Zgadując myśli Jacka, lekarz powiedział:
- To nie jest zakład zamknięty. Nie ograniczamy pacjentów.
Mamy tu piękny, słoneczny pokój, coś w rodzaju solarium. Lubi w
nim przesiadywać. Przez cały dzień, gdyby jej pozwolić.
Wreszcie otworzył drzwi. Jack z początku pomyślał, że
pomieszczenie jest puste. Zwrócone na południe okna przypominały
rzeźby z żelaza i szkła. Wewnątrz stały tylko białe, wiklinowe fotele.
Potem Jack zauważył młodą kobietę. Ubrana w jeansy i białą koszulkę
siedziała na skraju jednego z foteli i wyglądała przez okno. Prawdę
mówiąc spodziewał się gołych stóp i kaftana bezpieczeństwa.
Młoda kobieta zrobiła krok naprzód.
- Tim?
- Buon giorno 2 , Natalie! - ze sztuczną wesołością powiedział
lekarz. Kobieta nie zareagowała. Podszedł do niej i delikatnie
przegarnął jej włosy.
- Mamy dziś gości! - wreszcie spojrzała na nich przez ramię i
wstała.
- Zostawię was samych - powiedział lekarz, wycofując się. -
Będę w pobliżu.
Była chuda jak szkielet, cały czas mrużyła oczy jakby
2 Buon giorno (wł.) - dzień dobry
Zgłoś jeśli naruszono regulamin