(Opowieści 05) - Wieża nadziei - Margit Sandemo.pdf

(600 KB) Pobierz
(Microsoft Word - Sandemo Margit - Opowie\234ci 05 - Wie\277a nadziei)
MARGIT SANDEMO
WIE ņ A NADZIEI
Z norweskiego przeło Ň yła LUCYNA CHOMICZ-DOBROWSKA
ROZDZIAŁ I
W gł ħ bi lasu w Ļ ród połyskuj Ģ cych zieleni Ģ li Ļ ci biegła droga. Prowadziła wzdłu Ň
wysokiego muru z jasnej cegły a Ň do kutej z Ň elaza bramy. G ħ ste zaro Ļ la i drzewa skrywały
przed spojrzeniami ciekawskich okazały dom, nie tłumiły jednak dobiegaj Ģ cych stamt Ģ d
wrzasków, na których odgłos nawet ptaki milkły przera Ň one.
Od strony stajni wytoczył si ħ powóz z katafalkiem. Wo Ņ nica na moment wstrzymał
konia, usłyszawszy jaki Ļ krzyk, ale wzruszył ramionami i postanowił jecha ę dalej. Pragn Ģ ł jak
najszybciej opu Ļ ci ę to miejsce.
Kornel Sack zaci Ģ gn Ģ ł aksamitne zasłony w oknie, szarpn Ģ ł jednak tak gwałtownie, Ň e
urwał przymocowany u góry pr ħ t. Si ħ gn Ģ ł po list, który pozostawiła mu zmarła dopiero co Ň ona.
Czytał mru ŇĢ c oczy, poniewa Ň był krótkowidzem. Nazbyt zadufanym, by przyzna ę , i Ň potrzebne
mu s Ģ okulary.
Za pó Ņ no odkryłam, Ň e nasze mał Ň e ı stwo jest tragiczn Ģ pomyłk Ģ , Ň e zale Ň y Ci jedynie na
moim maj Ģ t ku... Nie dostanie si ħ on jednak w Twoje r ħ ce...
Aby zabezpieczy ę przyszło Ļę mojej córki, postanowiłam, Ň e Franciszka b ħ dzie przebywała
w tym domu a Ň do chwili, gdy osi Ģ gnie dorosło Ļę . Dom stanowi jej własno Ļę , nie Twoj Ģ ! Jej
tak Ň e zapisałam w testamencie cały maj Ģ tek, który jednak zostanie przekazany jej dopiero w dniu
dwudziestych pierwszych urodzin. B ħ dzie wówczas dorosła i dostatecznie m Ģ dra, by obroni ę si ħ
przed Twymi intrygami. Zarz Ģ dca otrzyma odpowiednie Ļ rodki na utrzymanie dworu.
Testament przesłałam do pewnego biura prawni czego „gdzie Ļ w Europie” z
zastrze Ň eniem, Ň e wolno go otworzy ę , dopiero gdy Franciszka uko ı czy dwadzie Ļ cia jeden lat.
Kiedy nadejdzie ów dzie ı , we dworze pojawi si ħ adwokat, Ň eby sprawdzi ę , czy mojej córce nic
si ħ nie stało. Je Ļ li si ħ oka Ň e, Ň e umarła, cały spadek przejmie skarb pa ı stwa. Je Ļ li za Ļ b ħ dzie cala
i zdrowa, wówczas otrzymasz dziesi ħę tysi ħ cy forintów. My Ļ l ħ , Ň e to odpowiednia zaplata za
Twoje „po Ļ wi ħ cenie „.
Z powa Ň aniem Twoja Ň ona Zita
Kornel Sack ze zło Ļ ci Ģ zmi Ģ ł list.
- Dziesi ħę tysi ħ cy? Dziesi ħę tysi ħ cy z wielomilionowej fortuny! I to dopiero za
siedemna Ļ cie lat? Łudziła si ħ , Ň e na tym poprzestan ħ ? O, nie! Ale skoro tak, to poczekam! A
kiedy upłynie siedemna Ļ cie lat... Ju Ň ja znajd ħ sposób, Ň eby zagarn Ģę wszystko! Dzi ħ kuj ħ
pi ħ knie, droga Ň ono, ale nie zamierzam zadowoli ę si ħ okruchami. Bez trudu poradz ħ sobie z
młod Ģ dziewczyn Ģ , która nie b ħ dzie miała poj ħ cia o interesach.
Nikt jej przecie Ň tego nie nauczy. Nie zdoła mi si ħ przeciwstawi ę . Zostanie ukarana...
Tak! Od dzi Ļ zacznie płaci ę kar ħ !
Popełniła Ļ nieostro Ň no Ļę , Ň ono, nie odmawiaj Ģ c mi prawa pozostania w tym domu.
Napisała Ļ co prawda, Ň e nale Ň y on do Franciszki, ale nic poza tym. Ja nie jestem do Ļę subtelny,
by zrozumie ę , co miała Ļ na my Ļ li. Teraz nadchodzi mój czas, czas siedemnastoletniej zemsty. Ta
smarkula... Zniszcz ħ j Ģ , stłamsz ħ ! Dokonam tego z łatwo Ļ ci Ģ , a wówczas wszystko b ħ dzie moje!
Wezwał zarz Ģ dc ħ , który pracował u niego ju Ň od wielu lat. Był to wysoki m ħŇ czyzna o
szczupłej twarzy, na której malowało si ħ okrucie ı stwo.
- Zwolnisz cał Ģ słu Ň b ħ i przyjmiesz nowych ludzi, godnych zaufania! - Ponure oblicze
Kornela Sacka rozja Ļ nił zło Ļ liwy u Ļ miech. - Wiesz, co mam na my Ļ li. A zreszt Ģ sam przeczytaj
list, który zostawiła mi zmarła mał Ň onka. Zrozumiesz, dlaczego nie Ň ycz ħ sobie, by ktokolwiek
ze starej słu Ň by miał kontakt z dziewczynk Ģ . Sprawa jej wychowania znajdzie si ħ odt Ģ d
wył Ģ cznie w mojej gestii, a ty i twoja Ň ona b ħ dziecie mi pomaga ę . Bela! Franciszka ma w tym
domu pracowa ę . Czteroletnie dziecko szybko zapomni swe najwcze Ļ niejsze dzieci ı stwo, za
kilka lat nie b ħ dzie wiedziała, kim wła Ļ ciwie jest. Nikt obcy nie pozna prawdy. Mamy przed
sob Ģ siedemna Ļ cie lat na to, by j Ģ upokorzy ę i stłamsi ę . Nie wolno nam jednak jej zniszczy ę ,
musimy j Ģ oszcz ħ dza ę szczególnie w ostatnim okresie. Jaki Ļ adwokat przyjedzie j Ģ obejrze ę .
Trzeba si ħ do tego przygotowa ę . Ale mamy czas. Teraz zawołaj tu Franciszk ħ .
Weszła po cichutku, drobna czterolatka. Wdrapała si ħ na wielk Ģ sof ħ , wtuliła plecami w
oparcie. Jej krótkie nó Ň ki w eleganckich bucikach, wzruszaj Ģ co bezbronne, nie si ħ gały nawet
kraw ħ dzi wysokiego mebla.
- Gdzie jest mama? - zapytała przestraszona. Ojczym spojrzał na ni Ģ chłodno. Była
Ļ liczna. Miała ciemne, l Ļ ni Ģ ce włosy i pi ħ kne rysy twarzy. Ubrano j Ģ niczym mał Ģ arystokratk ħ
w dług Ģ sukni ħ ozdobion Ģ koronkami przy szyi i r ħ kawach, z mnóstwem halek pod spodem.
Poniewa Ň ojczym nie odpowiadał, dziewczynka zawołała cieniutkim głosikiem:
- Chc ħ do mamy!
- Tak, pójdziesz do mamy - odezwał si ħ Sack oschle. - Ale najpierw musisz uko ı czy ę
dwadzie Ļ cia jeden lat.
Upływały lata. ņ ycie Franciszki od Ļ witu do nocy wy pełniała ci ħŇ ka praca. Wprawdzie
dziewczynka nie marzła ani nie głodowała, ale i nie zaznała nawet odrobiny ciepła od innych
ludzi. Na co dzie ı spotykała jedynie zarz Ģ dc ħ Bel ħ i jego Ň on ħ , osoby bardzo surowe i
kompletnie pozbawione uczu ę , a tak Ň e wła Ļ ciciela dworu, Kornela Sacka, któremu bezpo Ļ rednio
usługiwała. Nosiła drewno i wod ħ , paliła w piecu, zanim jeszcze wstał Ļ wit, podawała do stołu i
wypełniała wszelkie polecenia pana domu. Zdarzało si ħ , Ň e wysyłał j Ģ w jakiej Ļ sprawie, a po
powrocie karał surowo za to, Ň e nie zrobiła czego Ļ , co rzekomo nakazał jej wcze Ļ niej.
Dostarczało mu to nie lada uciechy. Dziewczynce zabroniono opuszcza ę t ħ cz ħĻę domu, w której
mieszkała. Nie wolno jej te Ň było rozmawia ę z innymi słu ŇĢ cymi, je Ļ liby ich przypadkiem
spotkała.
Z czasem słu Ň ba przywykła traktowa ę j Ģ jak „małego szczura z pa ı skich korytarzy”, a Ň e
byli to ludzie tego pokroju co zarz Ģ dca, nie budziła w nich współczucia.
Franciszka nie uczyła si ħ . Nie potrafiła ani pisa ę , ani czyta ę . Słownictwo, jakie
przyswoiła, było ograniczone, słyszała bowiem jedynie przekle ı stwa i wypowiadane z
nienawi Ļ ci Ģ rozkazy. Zapomniała, Ň e kiedy Ļ umiała si ħ Ļ mia ę . Nawet słowo „ Ļ miech” uszło jej z
pami ħ ci. Wiedziała tylko jedno: jest słu ŇĢ c Ģ pozbawion Ģ wszelkich praw. Strach stał si ħ cz ħĻ ci Ģ
jej Ň ycia. Uznała, Ň e tak ju Ň musi by ę . Jednak gdzie Ļ ħ boko w pod Ļ wiadomo Ļ ci tkwiło blade
wspomnienie innego Ļ wiata, niewyra Ņ ny obraz dobrej pani, któr Ģ chyba nazywała mam Ģ . Ale
mo Ň e to był tylko sen?
Jednak poza dworem istniało inne Ň ycie. Franciszka cz ħ sto stawała przy oknie i patrzyła
na bezkresny las. Lubiła obserwowa ę , jak drzewa zmieniaj Ģ barwy wraz z upływem pór roku.
Gdzie Ļ w oddali wznosiła si ħ wie Ň a, w której odbijały si ħ słoneczne promienie. Dziewczynka nie
pami ħ tała ba Ļ ni z dzieci ı stwa, mimo to cz ħ sto marzyła o tej wła Ļ nie wie Ň y, stanowi Ģ cej dla niej
symbol nadziei i wolno Ļ ci.
Z upływem lat jej egzystencja zamieniła si ħ w koszmar. Pracodawcy traktowali j Ģ coraz
surowiej, ich nienawi Ļę wci ĢŇ rosła. ņ ycie w nieustannym l ħ ku popchn ħ ło Franciszk ħ do
desperackiego kroku. Pewnego letniego wieczoru, obolała i zm ħ czona, z przera Ņ liw Ģ jasno Ļ ci Ģ
u Ļ wiadomiła sobie, Ň e w tym domu do kresu swych dni pozostanie niewolnikiem. Słoneczna
wie Ň a tymczasem n ħ ciła złotym blaskiem. Dziewczynka otarła łzy. Ju Ň si ħ nie wahała. Pójdzie
tam! Podarła zasłony, kawałki powi Ģ zała ze sob Ģ i opu Ļ ciła si ħ z okna w dół.
Było to przedsi ħ wzi ħ cie wymagaj Ģ ce nie lada odwagi, bowiem parku strzegły gro Ņ ne psy.
Na szcz ħĻ cie przewodnik stada, Taj, był przyjacielem Franciszki, co uszło czujnej uwagi Kornela
Sacka. Taj zmusił do milczenia sfor ħ warcz Ģ cych bulterierów, zaczajonych pod Ļ cian Ģ budynku,
gdzie kołysała si ħ nad ziemi Ģ drobna posta ę . Chronił dziewczynk ħ , gdy chyłkiem przemykała
pomi ħ dzy zaro Ļ lami i drzewami. Kiedy zapadł zmrok, pogłaskała Taja z wdzi ħ czno Ļ ci Ģ po łbie i
wspi ħ ła si ħ na gał ĢŅ zwisaj Ģ c Ģ tu Ň nad murem. Podrapana, z rozbitym łokciem znalazła si ħ po
drugiej stronie. Stała przez chwil ħ niezdecydowana, z tego miejsca nie mogła dostrzec wie Ň y.
Pami ħ tała jednak, w jakim kierunku powinna pój Ļę . Wła Ļ ciwie nie bardzo wiedziała, co zmieni
si ħ w jej Ň yciu, kiedy odnajdzie wie Ňħ , po prostu odbierała j Ģ jako symbol dobra. Stanowiła dla
niej cel sam w sobie.
Franciszka bała si ħ i Ļę drog Ģ , wiedziała bowiem, Ň e zaprowadzi j Ģ do ludzi, a ludzie
kojarzyli si ħ jej ze złem. Ruszyła wi ħ c w gł Ģ b mrocznego lasu. Nie umiała rozpozna ę stron
Ļ wiata według gwiazd, nie wzi ħ ła jedzenia ani ciepłej odzie Ň y. Zapomniała o tym! Biegła przed
siebie o niczym nie my Ļ l Ģ c, pchana instynktem ucieczki przed nieuchronnym zagro Ň eniem.
Wabiła j Ģ wie Ň a, symbol Ļ wiatła i nadziei.
Siergiej i Miro z wysoko Ļ ci ko ı skich grzbietów powiedli spojrzeniem po pofałdowanym
krajobrazie. Pod nimi szerok Ģ l Ļ ni Ģ c Ģ wst ħ g Ģ płyn ħ ła rzeka. Po drugiej stronie, za łukowatym
kamiennym mostem, wiodła droga do samotnej osady. Miejsce górskich szczytów zajmowały
tam równiny i niewielkie wzniesienia, a na tle si ħ gaj Ģ cego a Ň po horyzont pasma lasu rysowały
si ħ tu i ówdzie sylwetki zabudowa ı . Jednak po tej stronie rzeki, gdzie si ħ znajdowali, rozci Ģ gały
si ħ wył Ģ cznie dziewicze tereny.
Bracia trudnili si ħ zaj ħ ciem niezbyt chwalebnym, ale bardzo intratnym. ĺ rodki na
utrzymanie czerpali głównie z tego, Ň e nielegalnie przeprowadzali ludzi przez granic ħ . Kazali
sobie za to słono płaci ę , ale uciekinierzy, którym grunt si ħ palił pod nogami, nie dyskutowali o
cenie. Bracia nie byli w Ļ cibscy, równie ch ħ tnie pomagali ludziom opu Ļ ci ę rodzinny kraj, jak te Ň
wróci ę do niego.
- Słyszysz? - spytał szesnastoletni Miro i poprawił si ħ w siodle. - Znowu te psy!
- Nie, to lis. Ujadania psów nie słycha ę ju Ň od trzech dni - odpowiedział mu brat, starszy
o dwana Ļ cie lat brat. - Licho wie, kogo szukali, pewnie jakiej Ļ wa Ň nej osoby.
Siergiej, zahartowany przez twarde Ň ycie na pustkowiu, nie zwykł strz ħ pi ę j ħ zyka. Nic
nie odpowiedział. - Słyszałem w mie Ļ cie, Ň e jakie Ļ ciemne typki, podobno z psami, wypytywały
o dziewczyn ħ . Wspominali o wysokiej nagrodzie dla znalazcy.
Siergiej Rodan, który Ň ywił gł ħ bok Ģ pogard ħ dla ludzi, odezwał si ħ z przek Ģ sem:
- Pewnie chodzi o któr ĢĻ z tych wytwornych damulek, co to uciekaj Ģ przez granic ħ , Ň eby
prze Ň y ę ekscytuj Ģ c Ģ przygod ħ . Znam ten typ! Płac Ģ kup ħ pieni ħ dzy dla rozrywki! Strze Ň si ħ ich,
Miro, jak zarazy. Bo to na nas w ko ı cu spadnie kara za ich fanaberie.
Twarz Mira rozpromieniła si ħ w podziwie dla starszego brata, który wszystko wiedział i
potrafił. Ceniono jego hart i skuteczno Ļę w działaniu. Omal nie awansował do stopnia kapitana
w oddziale stra Ň y granicznej. Rozstał si ħ jednak ze słu Ň b Ģ wojskow Ģ , by po Ļ mierci rodziców
zaopiekowa ę si ħ młodszym bratem. Ponadto zawód oficera był mniej opłacalny ni Ň ich obecne
zaj ħ cie. Siergiej nie był sentymentalny, ale lubił, gdy mówiono na niego „kapitan Rodan”...
Miro stanowił przeciwie ı stwo swojego brata i wła Ļ ciwie nie powinien para ę si ħ tym
zaj ħ ciem, dobrym dla ludzi zimnych i bezwzgl ħ dnych. Serce miał gor Ģ ce, czytał wszystko, co
wpadło mu w r ħ ce, znał si ħ na sztuce i zachowywał z wrodzon Ģ galanteri Ģ . Uciekinierzy ufali
Zgłoś jeśli naruszono regulamin