SW - Ostatnia lekcja - Shang.doc

(38 KB) Pobierz
Ostatnia lekcja

Ostatnia lekcja
by Shang

Zbliżał się wieczór. Zachodzące słońce skąpało stojący na wojskowym lądowisku frachtowiec w intensywnie pomarańczowym blasku. Zbudowane ze szkła i błyszczącego metalu wieżowce Coruscant odbijały ów blask, czyniąc tę porę dnia wyjątkowo widowiskową. Było dość wietrznie. Chłodno.

Kapitan frachtowca powoli zmierzał w kierunku dwóch zakapturzonych postaci, które chwilę wcześniej wysiadły z powietrznej taksówki. Zatrzymał się w pół drogi, zmuszając stojącą kilkanaście metrów dalej parę do podejścia. Jak gdyby czytając mężczyźnie w myślach, oboje ruszyli w jego kierunku. Zatrzymali się blisko niego.
- Dam Kein. - Mężczyzna przedstawił się głosem równie chłodnym, jak wiatr rozwiewający mu ciemne włosy. - Jestem kapitanem "Chytrego". - Ręką wskazał znajdujący się za nim niewielki statek.
Wyższy z przybyszów zsunął z głowy kaptur. Mężczyzna skinął głową na znak zrozumienia. Jego długie, mlecznobiałe włosy targane przez wiatr, tańczyły wokół jego twarzy.
- Jestem Rhemus - powiedział cicho, ale wyraźnie. - To moja padawanka, Elia.
Dam spojrzał na tunikę Rhemusa. Na szacie przyciśniętej do ciała przez wiatr widoczne było niewielkie wybrzuszenie. Miecz świetlny. Wiedział, że skrywająca się pod kapturem uczennica tego Jedi również posiada taką broń.
- To miło z pańskiej strony, że zgodził się pan podrzucić nas na Kamino - kontynuował Rhemus. - Postaramy się, aby nasza obecność była możliwie jak najmniej uciążliwa.
- To rutynowy, dwudniowy lot, mistrzu Jedi. Przyda nam się towarzystwo. Zapraszam na pokład.
Kiedy pasażerowie wchodzili po opuszczonej rampie na pokład statku, kapitan westchnął cicho. Miał co do tego lotu złe przeczucie...
 




Dam Kein zaprowadził swoich pasażerów do prowizorycznej kabiny, na jaką przerobiono małą ładownię. Widząc, jak wiele miejsca zajmują dwie prycze i archaiczne urządzenia sanitarne, mistrz Jedi dziwił się, na co komu ładownia, zdolna pomieścić tak mało towarów. Odrobinę czasu zajęło mu dojście do wniosku, że kapitan prawdopodobnie szmuglował broń, stawiając na jakość, a nie ilość.

Kapitan Kein obrócił się na pięcie, oparł ręce o framugę drzwi i krzyknął w kierunku sterowni.
- Pędrak, gdzie jesteś? Rusz tyłek i chodź się przywitać!
W odpowiedzi usłyszeli dźwięk upuszczanych narzędzi i mało wyrafinowane przekleństwo.
- Pędrak, jeżeli znów coś zmajstrowałeś, to nie chcę o tym wiedzieć! Rusz się!
Do kajuty wszedł młody, umorusany chłopiec. Ubrany był w niebieski kombinezon lotniczy, który nawet gdyby nie był cały w smarze i tak nie wyglądałby ani trochę atrakcyjniej. Sam właściciel kombinezonu nie pasował do swojego ubioru. Pomimo oleistych plam na twarzy wyglądał sympatycznie. Włosy, czarne jak płaszcz Sitha, opadały na twarz o łagodnych rysach, która kryła z kolei jasne oczy lśniące jak dwie supernowe.

Padawanka Elia, która do tej pory kroczyła bezszelestnie za plecami swojego mistrza, była bardzo zaciekawiona pomocnikiem kapitana. Ostatnią bardzo interesowały ją kontakty między uczniami i nauczycielami.
- Mistrzu Jedi, panienko. Ten leń i obibok to mój mechanik i drugi pilot.
Młody chłopak podał usmarowaną rękę mistrzowi.
- Miło mi poznać rycerza Jedi.
- Nie wątpię, synu. - Rhemus spojrzał na brudną rękę, lecz nie uścisnął jej.
- Mnie także miło cię poznać.
- Przepraszam. Nie znam się za bardzo na Jedi. - Młody mechanik opuścił głowę.
Zakłopotanie nie trwało jednak długo, gdyż chwilę później Pędrak skinął głową padawance.
- Witam. Czy i do pani mam mówić "mistrzyni"? - Posłał dziewczynie ciepły uśmiech.
Kiedy ta otwierała usta, żeby coś powiedzieć, odezwał się Rhemus.
- Elia jest dopiero padawanką. Sądząc po tym, jak idzie jej nauka, mistrzynią będziesz mógł ją nazwać tydzień po tym, jak obejmiesz dowództwo własnej floty.
Na moment zapadła cisza.
- Co, jak przypuszczam, nigdy nie nastąpi - dodał Kein, jakby odbierał na tych samych falach co Rhemus, gdy sprawa tyczyła się podopiecznych.
Kapitan i mistrz wybuchnęli gromkim śmiechem, który szczelnie wypełnił prowizoryczną kabinę gościnną. Pędrak dołączył do nich po chwili wahania. Nie chciał, by kapitan zbeształ go później za brak poczucia humoru.
Elia także wyszczerzyła zęby. W jej przypadku była to jednak oznaka powoli narastającego gniewu...
 




Parm, czy też Pędrak, jak zwykł go nazywać kapitan, bardzo lubił naprawiać zepsute rzeczy. Sprawiało mu to przyjemność.

Teraz siedział w jednej z tajnych skrytek wmontowanych w ścianę korytarza "Chytrego" i majstrował przy układzie rozprowadzającym chłodziwo. Płytę maskującą wejście odłożył na bok aby intensywniejsze światło z korytarza oświetliło miejsce pracy.

Ostatnio doszedł do wniosku, że lubi reperowanie tylko dlatego, iż to było jedyne zajęcie, za które opiekun go nie karcił. Dam Kein był dobrym człowiekiem, ale jeśli istniało cokolwiek, co nie było mu pisane, to właśnie udawanie mentora. Co prawda Parm określany był przez kolegów przemytników mianem "porządnego chłopca", ale wiedział że nie nauczył się jak być "porządnym" od Kapitana. Czasami trzeba się wychowywać samemu.
- Co robisz?
Usłyszał dziewczęcy głos dobiegający z korytarza. Próbując wydostać się ze skrytki szybciej niż to bezpieczne, chłopak uderzył się w głowę.
Zawył. Szybko wygramolił się z ciasnej dziury i spojrzał na niespodziewanego gościa. Kiedy witał się z padawanką Rhemusa nosiła głęboki kaptur. Nie miał pojęcia jak wyglądała. Widok dziewczyny z odsłoniętą głową wywarł na nim spore wrażenie. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mu się w oczy, nie była ani piękna twarz dziewczyny, ani jej krótkie czarne włosy czy hipnotyzujące fioletowe oczy, lecz tatuaż pod lewym okiem. Był tak misterny, że Perm przez chwilę był pewien, że coś tak precyzyjnego może stworzyć tylko natura. Myśl, że dziewczyna urodziła się z tą ozdobą, wydawała się całkiem niedorzeczna.
- Witaj! - Wydusił z siebie po chwili. - Co... Co tu...
- Robię? Pomyślałam sobie, że zwiedzę statek. Skorzystam z okazji, aby się na chwilę oddalić, gdy mój mistrz wdał się z rozmowę z twoim kapitanem. A ty?
- Eee... Co ja?
- Co tu robisz? Coś naprawiasz?
- Tak jakby. Zepsuł się... Nieważne. Taki jeden drobiazg.
- Słodko. Pogadamy? - zapytała.
- Jasne. Czemu nie - odpowiedział. - Ale... o czym?
- Nie wiem, ty wybierz. Potraktuj to jako rekompensatę za guza - dodała widząc, że mechanik wciąż pociera głowę.
- Dzięki. Nie wiem. Nigdy nie byłem dobry w narzucaniu tematów, ale... może to...
- Słucham.
- Renus...
- Rhemus - poprawiła go padawanka.
- Tak. Opowiedz mi o nim.
- Dobrze. Jest jednym z najbardziej poważanych i zasłużonych mistrzów Jedi z Chandrilli. Słyszałam jak mówią o nim per "wielki wojownik", "srebrny rycerz" albo "wzór cnót Jedi"...
- Słyszałaś tylko? Dlaczego tak mówisz? Chyba znasz swojego mistrza lepiej od innych?
Dziewczyna spojrzała mu głęboko w jasne oczy.
- Właśnie o to chodzi. Znam mistrza Rhemusa lepiej niż inni. Wiem jaki jest naprawdę.
- A jaki jest?
Dziewczyna obniżyła głos do szeptu.
- To tyran i egocentryk. Uważa, że nigdy nie zostanę prawdziwym rycerzem Jedi. Mówi, że żaden padawan nigdy mu nie dorówna.
- To...
- Okropne? Nieprawdopodobne? Wiem. I trudno w to uwierzyć. Ale sama jestem na to najlepszym dowodem. Rhemus mnie nienawidzi. Wykorzystuje każdą okazję, by udowadniać mi, że nie nadaję się na Jedi. Mówi że jest we mnie zbyt niewiele szacunku dla życia i samokontroli.
- Ale jest w błędzie? - zapytał niepewnie Perm.
- Nawet nie wiesz w jak wielkim. Szanuje życie tak bardzo, że...
- Że...
- ...mam zamiar żyć pełnią życia. Czerpać pełnymi garściami z życiodajnej Mocy...
- Nie widzę w tym nic złego. Chwytać życie. To brzmi jak dobry pomysł.
Dziewczyna z niewiadomych powodów uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek. Permowi nie było mu dane cieszyć się pocałunkiem, gdyż w tej samej chwili "Chytrym" zatrzęsło tak mocno, że chłopak wpadł do pobliskiego schowka na narzędzia, strącając je z półek. Zawył alarm.
Elia wstała, zamknęła drzwi schowka blokując zamek. Skierowała się na mostek.
- Poczekaj tu chwilę. Czas chwycić swoje życie za rogi...
 




Rhemus właśnie objaśniał kapitanowi Keinowi, dlaczego sądzi, że jego uczennica kroczy niebezpiecznie blisko ścieżki Ciemnej Strony, kiedy coś wyrwało ich z nadprzestrzeni. Siła odśrodkowa rzuciła nimi o pulpit. Snopy iskier wydobywające się z uszkodzonej konsolety zalały pomieszczenie jasnym światłem. Kiedy Rhemus próbował wstać, Dam Kein z trudem zasiadł w fotelu pilota. Z rozciętej skroni sączyła mu się krew, kapiąc na panel migającego światełkami komunikatora.

Rhemus spojrzał przez przeszklone czoło kokpitu. Dostrzegł statki federacji Handlowej, unoszące się w kosmosie w towarzystwie dziwnego statku-behemota. Jedi domyślał się, że to jeden z eksperymentalnych Interdictorów separatystów, o których słyszał.
- Wywołują nas - szepnął kapitan wpatrując się w migającą diodę. Nacisnął klawisz w komunikatorze, ożył holoprojektor.
- Dooku! - Z niedowierzaniem krzyknął podpierający się o fotel drugiego pilota Rhemus.
- Dlaczego?!- odezwał się próbujący powstrzymać krwotok przemytnik. - Nie mamy na pokładzie nic cennego. Nie mamy tu nic.
- Przybyli po mnie - szepnął Jedi.

Postać Dooku zamigotała lekko.
- Przeceniasz się, Rhemusie. Nie stanowisz żadnego zagrożenia. To nie po ciebie przybyłem.
- Po co więc? - wyszeptał Kein.
Odpowiedziała mu blasterowa błyskawica, która wypaliła dziurę w jego sercu. Kiedy osuwał się na metalową podłogę, do pomieszczenia wkroczyła Elia.
- Elia? Co ty robisz?
- Uczę się! Pierwszy raz czegoś się uczę, mistrzu. Nie ty jednak jesteś moim nauczycielem.
- Elia ja...
Elia nie miała jednak zamiaru słuchać więcej Rhemusa. Kiedy delikatnie ściągała spust, szepnęła pod nosem "żegnaj". Proste słowo, prosty ruch i kolejne serce przestrzelone szkarłatną błyskawicą zwęgliło się.
- Lordzie Dooku. Chyba jestem gotowa zacząć od nowa.
- Doskonale, moja Jedi. Czekam na ciebie.

Wyłączyła komunikator i spokojnie ruszyła w kierunku schowka na narzędzia. Postanowiła wskazać Pędrakowi odmienną drogę. Drogę życia.
Życia, które dzięki jej nowemu mistrzowi stanie się lepsze...

Shang
 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin