SW - Miecz ciemności - Dudek.doc

(58 KB) Pobierz

Dudek

 

Gwiezdne Wojny

Epizod I: Mroczne Widmo

Miecz Ciemności

 

 

Drzwi hangaru otwarły się.

Stała w nich postać odziana w czarny, powiewający płaszcz. W całej krasie mogłaby przypominać człowieka, gdyby nie oczy przypominające szparki, pozakrzywiane, żółtawe zęby i sterczące, równomiernie rozmieszczone małe różki na gładkiej, pomalowanej w czerwono-czarne zygzaki czaszce.

Miecz świetlny niespokojnie drżał pod wygodnym, brązowym płaszczem Qui-Gona, który zamarł w bezruchu i nie odrywał spojrzenia swoich niebieskich, lodowatych oczu od Dartha Maula jakby chciał go przewiercić na wylot.

Darth Maul odrzucił kaptur do tyłu eksponując swoją wytatuowaną twarz, rogi i pieklące się złością i nienawiścią żółte oczy a następnie zrzucił cały płaszcz na podłogę. Obydwoje Jedi poszli w jego ślady.

Sith odpiął swój miecz, a później zaprezentował jego długą rękojeść unosząc go na wysokość swojej klatki piersiowej. Dwie czerwone jak oczy Laigreka wiązki światła wytrysły z otworów po obu stronach rękojeści. Po twarzy Maula przebiegł ironiczny uśmieszek.

Qui-Gon Jinn i Obi-Wan Kenobi także włączyli swoje miecze. Jedi rozsunęli się na boki i zachęceni do ataku przez przeciwnika ruszyli ku niemu.

Obi-Wan wykonał efektowne salto i wylądował za Zabrackim wojownikiem chcąc uderzyć go od tyłu. Sith jednak nie dał się zaskoczyć i odbił cios po czym jedno z jego ostrzy starło się z zielonym, wręcz szmaragdowym ostrzem broni mistrza Qui-Gona. Miecze zaskwierczały jak piła z trudem tnąca metal. Pojedynek przesuwał się powoli ku środkowi hangaru. Walka trwała na dobre. Jedi robili cięcia, atakowali jednak Sith był godnym przeciwnikiem. Bez nadmiernego wysiłku parował ich kolejne ciosy i ripostował je w diabolicznym tańcu, gdzie nie było miejsca dla słabych, zlęknionych i przegranych. Lord Maul wykonał efektowną gwiazdę w powietrzu nie zważając w ogóle na swoje bezpieczeństwo. Zdecydowanie lekceważył dwójkę mężczyzn. Zapewne zawdzięczał to swojej pewności siebie. Słudzy Zakonu Jedi zrozumieli, że ta walka będzie zacięta i bardzo trudna.

Mimo, że Qui-Gon Jinn uznawany był za jednego z najlepszych szermierzy jakiego Zakon Jedi miał zaszczyt szkolić to jednak z sekundy na sekundę zdawał sobie sprawę, że trafił na godnego rywala; ba, może nawet kogoś lepszego od siebie. Sith, któremu właśnie stawiali czoło znacznie lepiej miał opanowaną sztukę władania mieczem świetlnym czego dowodem są perfekcyjnie wyprowadzane ciosy mieczem o dwóch ostrzach. Na dodatek był o wiele młodszy i silniejszy od podstarzałego, dochodzącego sześćdziesiątki Qui-Gona. Siły powoli zaczynały opuszczać Jedi i gdyby nie Kenobi, który wniósł do tego pojedynku świeżość, młodzieńczą zapalczywość i refleks to nie byłoby dobrze. Wspólnie udawało im się powstrzymywać Lorda Sith, ale każda próba ataku nie zdawała zamierzonego efektu. Darth Maul znakomicie przewidywał ich cięcia jakby sam je wyprowadzał, co chwile parując je aby następnie samemu zakręcić przed przeciwnikami kilka młynków jednym z ostrz i pozbawić Jedi kolejnym zapasów sił.

Sith powoli dochodził do furii, szczytu swoich możliwości. Znakomicie dostroił się do Mocy – głównie czerpiąc z zasobów jej Ciemnej Strony. Qui-Gon był pełen podziwu dla rywala, któremu z taką łatwością przychodziło to, co wpajał Obi-Wanowi od początku jego szkolenia: pewność siebie, koncentracja na chwili bieżącej.

Kenobi wykonał poziome cięcie i znów klingi obydwu mieczy zajazgotały skrzekliwie w momencie zwarcia. Rogaty szaleniec zacisnął swoje zęby i przełożył rękojeść swojej morderczej broni do prawe ręki a z jego gardła rozszedł się po całym pomieszczeniu chrapliwy skowyt. Lampy oświetliły jego czarną jak smoła tunikę.

Lord Maul zdecydowanie lepiej zdawał się przechodzić przez trudy tego trwającego już kilkanaście minut pojedynku. W dalszym ciągu hasał jak dzika bestia obracając się w miejscu, kręcąc piruety, salta i gwiazdy ze zdumiewającą swobodą nie przejmując się zupełnie powagą zaistniałej sytuacji. Był pewny swych umiejętności i prowokował Jedi do coraz śmielszych ataków próbując w ten sposób wychwycić chociażby jak najmniejsze błędy w ich technice, które pozwoliły by mu odnieść zwycięstwo. Czekał, aż któryś z mężczyzn się odsłoni i w tym szukał swojej szansy.

Z czoła Qui-Gon Jinna ściekały już obfite strużki potu zatrzymując się na krótko przystrzyżonej siwawej bródce bądź wąsach. Z każdym kolejnym cięciem długie włosy mistrza Jedi spięte w kucyk odbijały się od pleców jak piłeczka pingpongowa. Qui-Gon czuł się coraz bardziej zmęczony, słabszy. Już na samym początku zmarnował wiele sił. Miał nadzieje zakończyć pojedynek w miarę szybkim czasie, gdyż wiedział jak groźny jest Darth Maul. Jednak zadanie to nie powiodło się co było teraz odczuwalne dla prawie sześćdziesięcioletniego rycerza. Padawan Kenobi starał się dzielnie wspierać swego mistrza jednak Maul skutecznie go izolował delektując się smakiem walki z Qui-Gonem. Porażka jaką odniósł na Tatooine wyraźnie podrażniła jego ambicje i za wszelką cenę chciał się teraz zrehabilitować.

Sith cofnął się parę kroków i walka z głównego hangaru przeniosła się do pewnego rodzaju siłowni odpowiadającej za przetwarzanie energii na użytek całego portu w Theed. W powietrzu, ponad ogromną przepaścią, w której znajdowała się niezliczona liczba generatorów, krzyżowały się metalowe chodniki. Przebiegały dziarsko między wielkimi, jarzącymi się fioletowo-białą barwą wiązkami energii skupionymi w kolejnych generatorach.

Cała ta elektrownia nabrzmiewała teraz tylko buczeniem całej ciężkiej maszynerii i skwierczeniem przyłożonych mieczy.

Obi-Wan zmarszczył brwi i zacisnął jeszcze mocniej palce obydwu dłoni na srebrzystej rękojeści swojego miecza. Zrobił wypad w przód i ciął Maula w brzuch. Wytatuowany wojownik z rasy Zabrackiej sparował to uderzenia w bok, obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i wykonał uderzenie stopą z półobrotu trafiając młodego padawana prosto w twarz. Kenobiego odrzuciło trochę do tyłu, po czym w ustach poczuł słodkawy smak swojej krwi. Odwrócił głowę i rzucił się z powrotem w wir walki.

Sith robiąc drobne kroczki w tył doszedł do półokrągłej rampy. Stanął na jej krawędzi i patrzył na Jedi. Był niezwykle dumny z siebie. Słudzy sprawiedliwości i pokoju wyraźnie byli już zmęczeni a ich ciosy nie były takie dokładne jak na początku. Zmarszczki Qui-Gona powiększyły się pod naporem zmęczenia i lejącego się żywcem z niego potu. Na ustach poczuł słoność wydzielanego przez siebie enzymu potowego a następnie głośno zadyszał. Obi-Wan nie czekając ani nanosekundy dłużej zamachnął się i zamarkował uderzenie dając tym samym szansę swojemu mistrzowi na wykończenie zdezorientowanego napastnika.

Mistrz Jinn zebrał w sobie ostatki sił i wyprowadził cięcie kończące. Sith jednak szybko odzyskał kawałki utraconej koncentracji i przewidział całą zasadzkę robiąc salto w tył. Jego buty zatrzeszczały donośnie gdy opadł dość ciężko na jeden z chodników.

Barwy fioletu, bieli, czerwieni i reszty innych kolorów igrały teraz ze sobą w niebezpiecznym tańcu odbijając się od połyskujących, srebrzystych rękojeści.

Twarz Maula błyszczała teraz od nieukrywanej radości, która płynęła z nieustającej walki. Uczeń Ciemnej Strony całe swoje życie poświęcił przygotowaniom do takiej chwili jak ta. Wreszcie miał okazje stanąć twarzą w twarz z Jedi, do których żywił szczególną nienawiść, pogardę i których chciał zgładzić za wszelką cenę.

Sith ostentacyjnie wychwycił moment niezdecydowania młodszego z przeciwników i jednym solidnym kopniakiem zepchnął go o kilka poziomów niżej. Kenobi leciał jak zestrzelony ptak. Bezwładnie, poddając się całkowicie temu co się stanie. Upadł na bark trzy poziomy niżej a następnie jego ciało zsunęło się z metalowej konstrukcji i zaczęło opadać w dół wielkiej studni generatorów. W ostatniej chwili wyciągnął obie ręce i odnajdując resztki sił witalnych podciągnął się na podest.

Qui-Gon Jinn nie pozostał ani chwili dłużny Sithowi i zatopił swoja rękę na jego twarzy zrzucając go dwa piętra niżej. Siła uderzenia oszołomiła Zabraka na moment, toteż mistrz Jedi widząc w tym swoją szansę skończył prosto weń. Nadział się niespodziewanie na nogę przeciwnika, która ugodziła go w żuchwę. Darth Maul robiąc efektowną sprężynę zerwał się na równe nogi w zaskakująco szybkim tempie i ruszył dalej chodnikiem oddalając walkę od padawana Kenobiego. Zanim ten zdołał ponownie wrócić na pole bitwy, Qui-Gon już przydybał z całym impetem swoje szmaragdowe ostrze w krwistoczerwoną klingę dwuostrzowej broni świetlnej adepta Ciemnej Strony.

Kenobi ruszył za nimi wciskając czerwony przycisk i uaktywniając w ten sposób ostrze swojej broni. Wiązki niebieskiego światła otoczone białą poświatą wystrzeliły do góry niczym ptaki wypuszczone z klatki. Młody Jedi biegł ile miał sił w nogach widząc dokąd Sith prowadzi jego mistrza.

Qui-Gon Jinn zaciekle napierał na swojego oponenta tnąc to raz w ramię, potem w głowę, brzuch ponownie ręce i skończywszy na nogach. Lord Sith znakomicie przewidywał kolejne uderzenie blokując je bądź też robiąc uniki przed nimi w postaci zgrabnych piruetów okraszonych skłonami. Obydwoje wlecieli jak stado dzikich, bezmyślnych baranów w wąski korytarz na końcu jednego z chodników. Zmierzając ku kadzi oddawali ku sobie salwy kolejnych ciosów, aż w pewnej chwili strzeliły różowe lasery i podzieliły korytarzyk na pięć równych części. Darth Maul uwięziony został między dwiema ostatnimi blokadami, natomiast Qui-Gon jedną wcześniej. Jedi uklęknął odkładając swój miecz na bok. Oddał się medytacji. Na twarzy Sitha pojawiło się zdziwienie. Chciał zakończyć nędzny żywot starego Jedi jednym machnięciem ostrza jednak laserowa bariera zatrzymała końcówkę jego klingi i zapiszczała w akcie odmowy.

Obi-Wan Kenobi ledwo co się zatrzymał przed pierwszą z barier. Zdał sobie sprawę, że nie tak dużo brakowało do tego aby wpadł na nią i pozbawił się udziału w dalszej walce.. Wyłączył swój miecz i począł kręcić się niespokojnie przy pierwszym z laserów. Był zawiedzony. Czuł, że powinni już wygrać a jak na razie to się na to nie zanosiło. Był zły. Starał sobie przypomnieć szkolenie i uspokoić się, pozwolić by Moc wypełniła całe jego ciało. W głowie kłębiło mu się od pytań i wątpliwości a zarazem rozmyślał nad tym, ile czasu będzie potrzebował aby przebiec wszystkie pięć odcinków serwisowych i nie zostać ponownie złapanym przez kolejną z barier. Zacisnął zęby i pomyślał, że musi się mu udać. Rzucił ukradkowe spojrzenie na swojego przeciwnika poczym znów jego uwagę przykuł oddany medytacji w pełnym wymiarze Qui-Gon.

Mistrz Jedi klęczał pochylony nad swoimi kolanami. Jego jasną tunikę już powoli zaczęły obsiadywać małe kłębki kurzu. Jedi próbował dostroić się z Mocą w jednolitą całość. Czuł jak przepływa mu przez koronę mózgu, leci przez kark, kręgosłup, odcinek lędźwiowy i rozchodząc się kończy swoją wędrówkę u palców stóp robiąc nawrót i ponownie wypełniając cały organizm energią witalną i stoickim spokojem, którego w tym momencie mógł mu pozazdrościć nawet sam mistrz Yoda. Strużki potu nie ociekały już tak obficie z mokrego czoła starszego z Jedi. Mimo wszystko wiek robił swoje. Qui-Gon wiedział, że jeśli nie zaskoczy czymś swojego rogatego przeciwnika to znów opadnie z sił i będzie zdany na swojego ucznia. Nie dopuszczał do siebie myśli co oznaczałaby ich porażka dla całego Zakonu a nawet Galaktyki. Starał się jednak wyrzucić zbędne, pesymistyczne myśli z umysłu, który był jakże chłonny i podatny na działanie wszechobecnej Mocy.

Darth Maul kręcił się między dwiema ścianami laserów. Obrzucił stojącego w oddali Kenobiego piorunującym wzrokiem jakby chciał go zabić bądź też wyrządzić mu inną krzywdę byle by tylko zyskać coś dla siebie na czas walki. Na twarzy Padawana zaiskrzyło zdziwienie. Czerwone oczy Sitha zapłonęły nienawiścią.

Lasery zgasły.

Kenobi włączył ostrze swojego miecza i ruszył przed siebie tak szybko jak tylko potrafił. Jego mistrz również nie miał zamiaru czekać. Poderwał swoje starszawe ciało do góry a zielony odcień jego miecza wypełnił ciemne pomieszczenie kadzi.

Piąta z barier laserowych momentalnie się włączyła i Obi-Wan ponownie stanął jak wryty. Niespokojnym oddechem bacznie obserwował rozwój sytuacji. W jego głowie pojawiła się iskierka nadziei i optymizmu, gdy zobaczył jak Qui-Gon Jinn przejmuje inicjatywę. Patrzył z ogromnym zaciekawieniem jak dwójka mężczyzn pojedynkuje się na wąskim pomoście, który biegł dokładnie dookoła kadzi. Owa kadź służyła do topienia różnego rodzaju metali i na pewno znalezienie się w samym jej centrum nie było by miłym doświadczeniem.

Qui-Gon Jinn zadawał teraz naprzemienne ciosy górne i dolne zmuszając Sitha do nieustannej defensywy. Atakował coraz to mocniej i mocniej spychając rogacza na skraj pomostu. Darth Maul był wyraźnie speszony tym co się przed chwilą wydarzyło. Kompletnie stracił panowanie nad walką ustępując staremu Jedi, który resztki sił odnalazł podczas medytacji. Maul przeszedł do kurczowej obrony nie mając ani chwili wytchnienia. Chciał uciec to w lewo, to w prawo jednak Jedi mu na to nie pozwalał. Zwarcie dobiegło końca i ostrza rozdzieliły się na dobry moment. Ciężkie krople potu spadły z rogów na czaszkę wytatuowanego szaleńca z dużym impetem przygniatając go do ziemi. Sith wyszczerzył zęby. W jego płonących, jarzących się czerwono-pomarańczową barwą źrenicach Qui-Gon dostrzegł nutkę niepokoju. Obrócił zgrabnie miecz w dłoni i znów przystąpił do zwarcia a ostrza zajazgotały ogłuszając obu szermierzy. Jedi zaatakował znów dół, potem górę. Samotna walka znowuż zaczynała go jednak wykańczać a lasery, które więziły Obi-Wana jak na złość nie chciały się dezaktywować. Kolejne ataki nie były już tak silne i Maul dostrzegł w tym szansę na ostateczne rozwiązanie. Zaczął coraz to mocniej odpowiadać ciosem za cios rycerzowi Zakonu. Przesuwali się ciągle po linii wyznaczającej skraj kadzi i błądząc błogo na marginesie błędu. Ten, który go popełni - przegra.

Jedi znów zaatakował. Góra, dół. Lewo, prawo. Jego ostatni cios fatalnie chybił. Wszystkie zapasy sił Qui-Gona zostały właśnie wyczerpane; włożone w to kończące uderzenie. To koniec – pomyślał. Nie miał sił już na żadną reakcję. Maul w złowieszczym tańcu szybko to wychwycił i podbijając swoją długą rękojeścią ręce Jedi ku górze, cofnął się o krok i odwracając do niego plecami ciął go prosto w pierś. Miecz wszedł jak w masło a jarzące się czerwonym światłem ostrze przeszło na wylot po drodze przepalając strój wraz z wnętrznościami mistrza Jedi. Qui-Gon nie zdołał ani jęknąć. Zesztywniał i padł na kolana opuszczając później całe swoje ciało na pomost kadzi. Srebrna rękojeść jego miecza potoczyła się kawałek i zatrzymała na jednym z kafli. Maul elegancko machnął bronią a następnie zwrócił się w stronę uwięzionego w blokadzie laserowej następnego Jedi. Teraz pójdzie o wiele łatwiej – pomyślał.

Lasery ucichły. Różowe promienie znikły w blasku luster, które je wytwarzały. Rozwścieczony do granic możliwości Kenobi rzucił się z pełnym impetem na Sitha jak głaz, który spada z góry i miażdży wszystko co napotka po drodze. Atakował tak zawzięcie, że gdyby nie refleks i orientacja w terenie to spadł by z gzymsu w samo serce wytapianego metalu ciągnąc za sobą sługę ciemności – Lorda Maula. Donośne pomrukiwanie obydwu broni rozniosło się ogłuszającym echem po całym pomieszczeniu i wyszło na zewnątrz zagłuszając pracę silników, które wytwarzały energię do zasilenia całego portu lotniczego i pałacu na Naboo.

Obi-Wan ponowił swoje natarcie. Trzy szybkie uderzenia znacznie zaskoczyły i osłabiły ofensywę przeciwnika, który w akcie rozpaczy zastawił się rękojeścią swojego miecza. Obi-Wan ciął prosto w środek. Połowa broni Sitha została uszkodzona. Teraz pojedynek był równy. Obaj szermierze mieli jednoostrzowe miecze. Szafirowa klinga cięła powietrze tak gładko, łagodnie i z rozmachem, że ogłupiały Sith znów ograniczył się tylko do obrony.

W pewnym momencie Darth Maul obrócił się wokół własnej osi wyprowadzając kolejne kopnięcie z półobrotu. Ponownie trafił młodego Jedi w twarz. Obi-Wan zebrał wszystkie drzemiący weń siły i ponowił serię ciosów celując cały czas w obie piersi rywala a na próbie odcięcia nóg kończąc. Ostatnie z uderzeń Maul ominął z gracją akcentując ironicznym uśmiechem bezradność członka Zakonu Jedi.

Kenobi także zaczynał słabnąć. Jego determinacja, chęć zemsty i wola walki nijak mogły się równać z szaleństwem i furią jaką dysponował teraz jego przeciwnik. Padawan ponowił natarcie i dwa ostrza ryknęły przeraźliwie ocierając się jedno o drugie. Darth Maul zebrał dość sił i wybronił się z tego zwarcia następnie odpychając oniemiałego Jedi Mocą.

I tym razem młody padawan nie zdołał się uchronić od ciosu wroga, wypuścił miecz z ręki, przeturlał się dwa razy po posadzce i runął wprost do kadzi. W ostatniej chwili instynktownie wyciągnął przed siebie ręce chwytając się jednego z owalnych elementów umieszczonych dobry metr pod krawędzią gzymsu.

Lord Maul podszedł do krawędzi posadzki w swojej czarnej, ale już dobrze pokiereszowanej tunice i złowieszczo się uśmiechnął. Spojrzał na ostatkami sił trzymającego się Obi-Wana, na jego chłopięcą twarz, jego włosy ścięte na padawańską modłę i mały, upleciony, chudziutki warkoczyk swobodnie opadający teraz w dół. Sith jednym ruchem stopy posłał świetlny miecz Kenobiego wprost do kadzi.

Młody Jedi spojrzał na niego, zacisnął zęby i poderwał się do góry przywołując do ręki miecz świetlny Qui-Gona. Miecz, którego wytatuowany szaleniec nie zdołał zniszczyć. Obi-Wan zrobił w powietrzu salto i lądując miękko na nogach, wyciągnął rękę przed siebie. Szmaragdowe ostrze przeszyło pierś Sitha z wielką łatwością wchodząc w nie jak w masło. Maul zdobył się na ostatni skowyt jęku, bólu i zawodu, i począł spadać bezwładnie do wnętrza kadzi.

Obi-Wan Kenobi pospiesznie wyłączył miecz i podbiegł do swego mistrza klękając przy nim. Podniósł jego głowę i spojrzał w jego lodowate, niebieskie oczy, które teraz zaszły mgłą i łzami.

- Za późno, już jest za późno – wyszeptał ostatkami sił Qui-Gon Jinn.

- Nie, Mistrzu – powiedział Jedi popierając to zapalczywymi ruchami głowy.

- Jesteś gotów. Przyrzeknij, że wyszkolisz tego chłopca – wyszeptał.

- Tak, Mistrzu.

Qui-Gon zakaszlał.

- On jest tym wybranym.. przyniesie równowagę Mocy.. wyszkol... go...

Qui-Gon wydusił z siebie resztki powietrze i zamknął powieki.

Nie żył.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin