SW - Jak zostać łowcą nagród - Leonidas.doc

(57 KB) Pobierz
„Jak zostać Łowcą nagród” – Opowieść Gragry

Leonidas

 

Jak zostać łowcą nagród – Opowieść Gragry

 

 

- Tak, tak! I na pewno to ty jesteś tą idealną osobą!

- Kto wie! Nigdy nie mów nigdy, każdy kiedyś odnajdzie swoje przeznaczenie!

- Ech.. ty nigdy nie zrozumiesz w czym tkwi problem...

Dwa stworzenia od kilkunastu minut prowadziły ożywioną kłótnię, nie mogąc w żaden sposób dojść do jakiegokolwiek porozumienia. Z resztą nie było to szczególnie dziwne. Kłótnie w ich domu pojawiały się tak często, że nim jeden konflikt został zażegnany, rodził się następny. Każdy kto chciał mieć budzenie za darmo, po prostu przeprowadzał się w południowe rejony Mos Espa i  prawie każdego ranka miał pobudkę o stałej porze, gdyż wtedy zwykle wybuchały spory.

- Gragra! Ale ty nie rozumiesz! – zwrócił się jeden z kłócących do swego oponenta – to może być szansa która mi się już nigdy nie powtórzy!

- Nie Satol! to ty nie rozumiesz! Jesteś z rasy Swokes Swokes! My nie jesteśmy łowcami nagród, złodziejami i poszukiwaczami przygód! Jesteśmy urodzonymi handlarzami! – to ostatnie słowo Gragra zaakcentowała bardzo mocno.

- Ale zawsze kiedyś przyjdzie odmiana! I ja wierzę, że nadeszła właśnie teraz! Otworzyła się przede mną droga którą mogę zacząć kroczyć!

- A czy ty kiedykolwiek widziałeś jak wyglądasz? Czy myślisz, że z twoimi gabarytami, fajtłapstwem i innymi wadami uda ci się zostać choć namiastką łowcy? Prędzej zginiesz niż zdążysz sobie przypomnieć jak to dobrze było być handlarzem a nie bawić się w przygody!

- Ja już postanowiłem...spróbuję!

- Ech a rób co chcesz....ale pamiętaj, że nie zamierzam cię później wykupywać z więzienia i płacić łapówek strażnikom! – powiedziała wzburzona Gragra  - Idę na bazar! Zajmować się tym do czego zostałam stworzona – HANDLEM! – kobieta rasy Swokes Swokes wytoczyła się z małego pomieszczenia pokrytego biała elewacją.

 

Dzień na Tatooine był jak zwykle słoneczny, toteż chcąc zdążyć przed największym żarem, Gragra szybko, na tyle na ile pozwalała jej zwalista postura, udała się do swojego małego kramiku w Mos Espa. Przez całą drogę rozmyślała gniewnie słowa wspólnika „On łowcą nagród? Niech wybije sobie to z głowy...”

A wszystko zaczęło się od tego, że trzy dni wcześniej Satol przyszedł do ich wspólnego domu niezwykle poddenerwowany i oświadczył, że spotkał w mieście człowieka poszukującego członków do swojej szajki z jakąś tajną misją... zainteresowani mają przejść test, który zweryfikuje ich możliwości i  przydatność do zespołu. Pierwszą rzeczą o jakiej sobie wtedy Gragra pomyślała było wyrzucenie Satola wraz z jego durnowatym pomysłem za drzwi, wszak byli zaledwie kuzynami a już nie raz zdarzało się, że w ten dość bezceremonialny sposób kończyła ich kłótnie. Jednak z drugiej strony zbliżały się wyścigi Boonta i potrzebowała kogoś do pomocy w handlu toteż tym razem oszczędziła sobie kłopotu, ale tylko pozornie, bo od tamtego czasu nieustanne kłótnie wpisały się w jej normalny rozkład dnia.

 

Kiedy Gragra dotarła do swojego miejsca pracy, wspomnienia porannej sprzeczki uleciały jej z głowy, którą teraz zaprzątały sprawy zwiazane tlyko i wyłącznie z jej kramem. Powoli zaczęła rozkładać i rozwieszać swój asortyment do sprzedaży, który w dużej mierze składał się z różnego rodzaju i długości  Chub i Gorków, którymi raczyła się spora cześć istot odwiedzających Tatooine. Na jej twarzy malowało się skupienie, zakłócane czasami rozjarzeniem się jej czerwonych oczu, kiedy tylko przypominała sobie o wydarzeniach z dzisiejszego poranka.


W mieście panował ruch większy niż zwykle, a na planetę z różnych stron galaktyki przybywała masa istot różnych ras z nadzieją na szybkie wzbogacenie się u bukmacherów. Zdarzali się wśród nich także zwykli turyści, po prostu byli ciekawi tego niecodziennego wydarzenia jakim były wyścigi ścigaczy Boonta. Zewsząd krzątali się mechanicy i sprzedawcy części, oferujący przybywającym na planetę swoje usługi. Handlarze nie ukrywali swojego zadowolenia z tego faktu, gdyż ich towary w okresie poprzedzajacym wyścig zawsze sprzedawały się lepiej niż zwykle, nawet po mocno zawyżonych cenach. Także Gragra miała jak dotąd niezły utarg, nie starając się zbytnio o klientów. Gdy tylko nie obsługiwała klienteli obserwowała różne istoty, szczególnie, że większości z nich widziała po raz pierwszy w życiu. Jej wzrok padł na dziwnego osobnika o wydłużonej twarzy i czym w rodzaju uszu, które niczym długie włosy opadały mu na plecy. Poruszał się bardzo frywolnie, dziwnym niezrównoważonym chodem jakby był conajmniej po beczce jakiegoś koreliańskiego trunku. Nieznajoma istota zbliżyła się do straganu Gragry i niespodziewanie pochwyciła swoim długim językiem jedną z Chub, która była przywiązana do stojaka. Gragra zerwała się na równe nogi.

- Hej! Zapłacisz za to? – krzyknęła do niego – Kosztuje siedem wupiwupi – dokończyła z naciskiem.

Istota spojrzała na nią głupio i momentalnie wypuściła Chube z pyska, która poleciała wprost na jakiegoś Duga siedzącego w pobliskiej knajpce. Dug natychmiast poderwał się ze swojego miejsca i skoczył na zaskoczonego całą sytuacją nieznajomego. Gragra przyglądała się im z dużym zaciekawieniem, gdyż najbardziej interesowało ją kto zapłaci jej za skradziony towar. Do tejże dwójki podszedł około 10-letni jasnowłosy chłopiec i począł coś wyjaśniać rozsierdzonemu Dugowi. Ten po chwili odstąpił od powalonej na ziemię istoty i rzucił mała monetę w kierunku Gragry.

- Masz, chociaż za to ścierwo powinnaś dostać połowę mniej. - powiedział

Gragra chwyciła w locie mały pieniążek i schowała go do kieszonki umieszczonej na brzuchu swej spódnicy.

- Jak śmie podważać jakość mojego  towaru – pomyślała gniewnie – ale pal licho...najważniejsze, że zapłacił.

W pewnej chwili w nozdrzach poczuła charakterystyczną woń, która zawsze byłą zapowiedzią złych wieści – zbliżała się ogromna burza piaskowa. Zaklęła cicho, gdyż było to jednoznaczne ze zwijaniem straganu i porzuceniem nadziei na większy zysk. Kiedy tylko uwinęła się z robotą pospieszyła do domu szybko obliczając swój dotychczasowy utarg.

 

Kiedy tylko Gragra przestąpiła próg swojej małej mieściny poczuła, że dzisiejszy wieczór nie będzie należał do spokojnych. Z resztą czy kiedykolwiek należał?

- Satol już jestem! – krzyknęła, oświadczając kuzynowi o swoim przybyciu. Robiła to tylko z przyzwyczajenia bo lokum miało tylko dwa pomieszczenia i nawet cichy szept był słyszalny w drugiej izbie.

- A co tak szybko? – zapytał zajadliwie Satol.

- I co się głupio pytasz? – dobrze wiesz że idzie burza...

- A tak „wszystko wiedząca Gragra” się odezwała!

- Nie zaczynaj znowu! nie będziesz łowcą koniec kropka! – powiedziała Gragra, obnażając wściekle zęby. 

- Ale...

- Powiedziałam nie! Jeśli pójdziesz na te śmieszne „kwalifikacje” to wypad z interesu i nie chcę cię znać! Jutro ty idziesz na bazar i wybij sobie z głowy te głupie bajeczki!

 

***

 

W dzień wyścigu odczuwane było pewne lekkie poddenerwowanie, które udzielało się wszystkim, którzy choć trochę interesowali się zawodami, a jeszcze bardziej tym, którzy postanowili jakaś część swojego majątku postawić na któregoś z zawodników. Gragra odpoczywała w domu popijając zwolna jakąś kiepską imitację soku z ruji. Wystające z jej głowy rogi pokryła specjalnym środkiem, który nadawał im połysk – w końcu była kobietą i mogła od czasu do czasu pozwolić sobie na trochę wypiększającego luksusu. Zamierzała cały dzień spędzić na zajmowanie się tylko i wyłącznie sobą nie interesując się wyścigiem ścigaczy, które uważała za dobre, tylko ze względu na możliwość większego zysku podczas jego trwania. Gragra usiadła na miękkim siedzisku i pociągnęła spory łyk z butelki gdy usłyszała, że ktoś wzywa ją przez komunikator umieszczony przy drzwiach wejściowych.

- Kogo to niesie... – pomyślała i z wielką niechęcią powlekła się ku drzwiom. W interkomie zobaczyła niską postać w kapturze – z wygladu przypominającą Jawe.

- Czego chcesz? – zapytała – nie potrzebuję żadnego robota ani nic z waszego złomu – rzuciła.

- A co powiesz na informację, która na pewno cię zainteresuje? – zapytał w Jawa.

- Nie ma czegoś takiego. Wszystko co mnie interesuje to wiem i na pewno nic się w tej kwestii nie zmieniło – odpowiedziała coraz bardziej rozsierdzona. W końcu Jawa zabierał swą gadaniną jej wolny czas.

- A co powiesz na coś związanego z twoim wspólnikiem - Satolem?

- Satolem? A co on może mieć przede mną do ukrycia? Jakieś dodatkowe dochody czy co? No, ale niech stracę...gadaj mi wreszcie – powiedziała z niechęcią.

- Najpierw zapłać – powiedział Jawa.

Gragra otworzyła właz wejściowy i wyszła na zewnątrz podając postaci mała płytkę z należnością za informacje.

- No gadaj. Byle to co masz mi do powiedzenia warte było swojej ceny.

- Satol nie sprzedaje dzisiaj... widziałem go w siódmym hangarze na lądowisku w Mos Eisley.

- Mos Eisley? A co go tam przygnało? przecież dzisiaj nie ma żadnych dostaw!

- No właśnie...nie był sam...kręciło się z nim jeszcze kilku osobników i jakiś człowiek o długich włosach. Podobno jakiś łowca nagród poszukujący ekipy do zlecenia...

W oczach Gragry pojawiły się nagle czerwone ogniki a z jej pyska zaczęła ciec śluzowata biała maź.

- A to gnój!- wybuchła gromkim krzykiem - Nie no teraz to się doigrał! Już ja mu pokażę! Przygód mu się zachciało ot co!

Odepchnęła Jawę i ruszyła w kierunku małej i  starej jednostki latającej, która służyła Gragrze i Satolowi do wożenia towaru na bazar. Weszła niezgrabnie do niej i z pełną mocą silników ruszyła w kierunku Mos Eisley.

 

***

 

Mos Eisley jak zwykle pełne było różnych podejrzanych typów: głównie przemytników i różnego rodzaju pilotów liczacych na intratne zlecenie, a także złodziei i rzezimieszków. Groźnie wyglądająca kobieta rasy Swokes Swokes skutecznie odstraszała wszelkich drobnych kieszonkowców od zbliżenia się do niej i próby obrobienia jej z zasobów sakiewki. Dzięki temu Gragra przez nikogo nie niepokojona bez problemów dotarła do wskazanego przez Jawę hangaru.

- Już ja mu dam popalić – pomyślała - nie sądziłam, ze będzie aż tak głupi i zdecyduje się wziąć udział w tym „teście na łowcę”...

Nie zastanawiając się weszła do środka i zobaczyła, że w samym centrum hangaru stał średniej wielkości myśliwiec „Łowca Głów typu Z-95. Obeszła go powoli zastanawiając się gdzie udał się jej wspólnik. Wtem niespodziewanie jedno z dział laserowych myśliwca oddało w jej stronę kilkustrzałową salwę. Gragra rzuciła się płasko na ziemię czując jak promienie laserowe mijają jej głowę o centymetry. Wiedząc, ze jej jedyną szansą na unikniecie śmierci jest dostanie się w pobliże myśliwca, poderwała się z podłogi i ruszyła w jego stronę. Sama zdziwiła się swoją zwinnością -  w końcu nigdy nie mogła podejrzewać, że ze swoją posturą będzie zdolna do tak szybkich ruchów. Doskoczyła do brzegu statku uchylając się przed serią kolejnych wystrzałów.

- W co wpakował się ten kretyn? – pomyślała – znając jego, już pewnie dawno został usmażony przez jedną z tych laserowych wiązek..

Wtem po lewej stronie pomieszczenia pojawił się jakiś Rodianin ubrany w biały kombinezon. W ręku trzymał gotowy do strzału blaster. Gragra cofnęła się w stronę dziobu myśliwca wciąż uważając aby nie odejść za daleko i nie narazić się na strzały ze strony statku. Rodianin podszedł bliżej, wyraźnie lekceważąc cofającą się Gragrę.

- A co to? – zapytał – następny wielki, śmierdzący, ślamazarny osobnik z marzeniami? – dokończył wyniośle.

Gragra zrozumiała sens tych słów...to znaczy, że Satol już musiał tutaj być – pomyślała.

Rodianin zbliżył się do Gragry na wyciągniecie ręki.

- No to jak? Ty też chcesz mieć szybką śmierć, czy może pójdziesz po rozum to głowy i zwiejesz stąd tak szybko jak pozwala ci na to twoje wielkie cielsko? – powiedział.

Gragra była rozwścieczona i niedbała o to co może się wydarzyć. Skoro mówi to co mówi to oznaczać może to tylko jedno : „zabił mojego wspólnika!” W czerwonych oczach Gragry znów zapaliły się dzikie ogniki. Sama niewiedząc co robi, z dzikością i z niewiarygodną szybkością rzuciła się na zaskoczonego Rodianina, wytrącając mu z broń z ręki. Przydusiła go całym ciężarem swojego ciała a ręce zacisnęła na jego wąskiej szyi. Przerażony Rodianin zaczął się wyrywać, ale ze swoją mierną posturą nie miała szans wyswobodzić się z żelaznego uścisku kobiety. Nagle Gragra usłyszała że ktoś biegnie w jej stronę. Uniosła głowę wciąż dusząc bezradnego Rodianina i spojrzała przed siebie. W szybkim biegu zbliżał się do niej humanoid z wymierzonym w jej stronę blasterem. Gragra zerwała się na nogi i ruszyła w jego kierunku. W momencie kiedy zdecydował się on oddać strzał, zanurkowała na podłogę tym samym podcinając mu nogi. Człowiek zachwiał się i upadł, co natychmiast wykorzystała i rzuciła się na niego w identyczny sposób jak na swą poprzednia ofiarę. Ku zaskoczeniu Gragry, po chwili usłyszała za sobą cichy śmiech i odgłos czegoś co przypominało głośne klaskanie. Obróciła się i zobaczyła osobnika opisanego przez Jawę – długowłosego człowieka o jasnej karnacji. To zapewne jest ten łowca – pomyślała.

- No no no...naprawdę bardzo imponujące...bardzo...jestem pod ogromnym wrażeniem – powiedział nieznajomy.

- Pozwól, że się przedstawię – Kirmo Foiny – łowca nagród – spojrzał na łapiących oddech niedawnych przeciwników Gragry – widzę, że moi ludzie nie stanowią dla ciebie żadnej przeszkody a wiedz, że to jedni z najlepszych zabójców w tej części Galaktyki.

- Mało mnie to teraz obchodzi! –ryknęła Gragra – lepiej powiedz co zrobiłeś z moim wspólnikiem – podobnym do mnie też z rasy Swokes Swokes, podobno kręcił się tutaj...

- A tak...wiem jak musisz się wstydzić za tego tchórza...wogóle nie podjął walki tylko trząsł się jak by był na Hoth... – mężczyzna zagwizdał – dajcie tutaj tego który od razu się poddał – krzyknął.

Z przeciwległej strony hangaru podeszło dwóch ludzi trzymających przestraszonego Satola.

- Ty zdziadziały kretynie! Co ty sobie wyobrażasz! – poczęła zwymyślać go Gragra.

- Och nie zaprzątaj sobie nim głowy...przejdźmy do sedna – powiedział Foiny – mam dla ciebie bardzo intratną propozycję. W związku z tym, że poszukuję śmiałków na pewne zadanie zdecydowanie widział bym cię w mojej ekipie. A płacę naprawdę nieźle.

Łowca wymienił taką sumę, która zawróciła by niejednemu w głowie a już na pewno komuś takiemu jak Gragra. Kobieta spojrzała na Foinego a następnie na trzęsącego się Satola.

- Jestem handlarką! Nie jestem łowcą! Nie zajmuję się takimi rzeczami jak ty! To nie moja działka i nie zamierzam się w to angażować! – odpowiedziała mu natarczywie.

- Widzę, że ciężko cię przekonać...rozumiem...powiedzmy, że podwoję twoją stawkę...myślę, że to bardzo uczciwa propozycja.

Gragrze zaświeciły się oczy. Ale tym razem nie ze złości....tyle pieniędzy..., ale przecież jej rasa nigdy nie należała do łowców...od zawsze byli handlarzami..., ale Satol mówił, że kiedyś musi nadejść odmiana..., ale co ona będzie słuchać takiego głupca...jednak z drugiej strony.. – w głowie Gragry myśli kłębiły się w niewiarygodnym tempie.

- Zgoda – ryknęła i spojrzała na zszokowanego tą decyzją Satola.

- Ale Gragro....sama mówiłaś... – zaczął Satol

- Zamknij się! – ryknęła na niego – Jak mnie nie będzie masz się wszystkim zająć, zrozumiano?

- Ale...? – spróbował ponownie.

- Pilnuj interesu i zamknij się – ryknęła wściekle Gragra na wspólnika – w końcu sam mówiłeś ze kiedyś musi nadejść odmiana...więc masz się mnie słuchać i robić to co mówię a może kiedyś do czegoś w życiu dojdziesz – zakończyła.

W końcu nie każdy może zostać łowcą nagród!

 

 

KONIEC

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin