Zdolność konkurencyjna polskich marek w Unii.pdf

(60 KB) Pobierz
http://www.cobra.pl/printableNews.php?news_id=113
Dr Anna Murdoch Zdolność konkurencyjna polskich marek w Unii
Europejskiej
[ artykuły ]
W obliczu rychłego znalezienia się Polski w
ekskluzywnym klubie państw zrzeszonych w Unii
Europejskiej toczy się dyskusja na temat
konkurencyjności Polski i polskich marek w
Europie. W dyskusji tej uczestniczą zarówno
dziennikarze, jak producenci oraz specjaliści od
marketingu. Być może nie wierząc w
obiektywność a może fachowość rodzimych
specjalistów dziennikarze, a nawet sami
reklamotwórcy, zapraszają do tej dyskusji również
cudzoziemców. Duży rozgłos uzyskała np.
propozycja promowania Polski przez znane sławne
osobistości, np. Harrisona Forda.
Foto CODES
„Gazeta Wyborcza” z 1-2 czerwca 2002 r. opublikowała rozmowę Konrada Niklewicza z Wallym
Olinsem, autorem książki „Corporate Identity” na temat postrzegania Polski w krajach zachodnich.
Polska, zdaniem Olinsa, nie wyróżnia się w masie krajów postsocjalistycznych. Jakby nie dość było
problemów z nieczytelnością i wyrazistością marki pt. „Polska”, to rady, które podaje Olins są
delikatnie mówiąc ogólnikowe i mało realistyczne. Może nawet deprecjonujące? Czy można bowiem
poważnie podejść do stwierdzenia, że „Polsce wystarczy kilka ‘symboli’ narodowych, np. polska
wódka”?
Proponuje on także, że w celu wypromowania nowego wizerunku Polski należy skoncentrować się
na turystyce, możliwościach inwestycyjnych i eksportowych oraz na polityce. Za przykład podaje
Hiszpanię i Irlandię. Każdy producent, który z troską myśli o przyszłości swoich dóbr u usług nie
może poważnie rozważać tak ogólnie sformułowanych powyższych propozycji eksperta. Nie
umniejszając jego wiedzy aczkolwiek rzuca się w oczy niedoinformowanie na tematy notorycznie
traktowane u nas jako służbowi chłopcy do bicia zarówno na forum publicznym i prywatnym, tj.
słaba jakość polskiej klasy politycznej, trudności zagranicznych inwestorów wynikające z niskiej
przejrzystości sektora publicznego, a w konsekwencji tendencji korupcyjnych oraz z braku
infrastruktury sprzyjającej rozwojowi turystyki proponuję podzielić dyskusję na temat wartości
polskiej marki za granicą, a zwłaszcza w Unii Europejskiej na dwa obszary: Polski jako marki oraz
atrybutów, które powinny mieć polskie marki, aby być w stanie konkurować z markami zachodnimi.
Myślę też, że lepiej zacząć od tematu drugiego, ponieważ uporządkowanie cech wspomagających
jakość marki przyczyni się w długim okresie do utwierdzania pozytywnego wizerunku marki Polski
jako kraju, zbioru producentów i produktów oraz wspierania asocjacji towarzyszących postrzeganiu
Polski.
1. Aby konkurować w Unii, trzeba poznać specyfikę konsumentów tego rynku. Zachodni
Europejczycy to często ludzie kierujący się swoich wyborach konsumenckich relacją cena/jakość.
Oznacza to, że w przeciwieństwie do konsumentów polskich, którzy nadal uzupełniają niedobory z
czasów PRl-u i u których najważniejszym lub jednym z najważniejszych motywów zakupu jest niska
cena (choćby kosztem jakości, która nie jest najważniejszą dla nich cechą produktu) wolą zapłacić
więcej, jeśli są przekonani, że jakość produktu jest tego godna. W obliczu całkowitego otworzenia
się rynku polskiego na produkty unijne, a więc również zwiększonych możliwości dostępu
konsumentów Polaków do informacji na temat jakości produktów, polscy producenci muszą wziąć
151694379.001.png 151694379.002.png
pod uwagę, że z dnia na dzień ich lojalni wydawałoby się klienci staną się kapryśni i wymagający.
Co można zrobić już teraz? Zacząć planować dywersyfikację produktów. Klasa pierwsza i druga?
Klasa krajowa i eksportowa? Klasa polska i unijna? Unikając etykietowania, trzeba jednak zacząć
określać i wyceniać standardy jakości. Jakość ma swą cenę, a mogą nią być obniżone marże lub/i
koszty kształcenia pracowników adekwatnie do potrzeb rynku.
2. Jakość usług, a w tym obsługi klienta jest nieporównywalnie wyższa na zachodzie Europy. Co
prawda, nie dorównuje ona poziomowi „głaskania” klienta w USA lub na Dalekim Wschodzie, ale i
tak obsługa klienta w Polsce może być jedną z przyczyn słabej konkurencyjności. Planując jej
konsekwentną poprawę, trzeba wziąć pod uwagę cechy obiektywne i subiektywne postrzegania
jakości obsługi przez klienta.
Cechy obiektywne to: przestrzeganie standardów mierzalnych (np. punktualność dostaw,
wypłacalność, dotrzymywanie uzgodnionego czasu dostaw , podtrzymywanie komunikacji itp.) oraz
równanie do porównywalnych wzorców.
Cechy subiektywne to:
umiejętność spełniania oczekiwań i życzeń klienta na poziomie uczuć (np. potrzeby czucia się
docenianym, poświęcanie wystarczającej uwagi klientowi). Wydaje się, że wiele przedsiębiorstw
Polsce wprowadziło obiektywne, mierzalne standardy jakości obsługi, np. ISO. Gorzej jest z
subiektywnymi kryteriami. Wyprzedzając oczekiwania klientów z Unii Europejskiej, jak również
Polaków, którzy szybko poznają te standardy po wejściu Polski do Unii, trzeba zaplanować strategię
szkolenia pracowników, mającą na celu wyrównywanie tych poziomów.
3. Konsumenci w rozwiniętych krajach zachodnich różnią się stylami życia od Polaków, a przede
wszystkim sposobami spędzania czasu wolnego. Segmenty są tam bardziej zróżnicowane niż w
Polsce i nie dotyczy to wyłącznie wysokości dochodu do dyspozycji. Hierarchia potrzeb ludzi w
zachodnioeuropejskich społeczeństwach konsumpcyjnych (a są także różnice między
społeczeństwami zachodnioeuropejskimi a północno-amerykańskimi) jest inna niż w Polsce. Choć
konsumenci zachodnioeuropejscy lubią spędzać czas a centrach handlowych, to niekoniecznie
wybierają się tam w niedzielę, całymi rodzinami i to po, aby zrobić zakupy w hipermarketach.
Shopping malls mogą być nowoczesnymi katedrami tu i tam, ale koszyk zakupów tam dokonanych
jest zdecydowanie inny w Polsce i na Zachodzie. O tym także trzeba będzie pomyśleć.
4. Skoro hierarchia potrzeb, dochód do dyspozycji oraz style życia różnią się, różne są także
oczekiwania dotyczące produktów. W morzu krótkotrwałych mód, trendzików i agresywnych akcji
promocyjnych pojawiają się i znikają efemeryczne produkty. Cykle życia produktów skracają się, a
nowe zachcianki są zaspokajane przez coraz to nowe dobra i usługi. Gdy ostatnia gwiazdka pop i
ulubienica mediów pojawi się w nowym stylu spodni, a jej narzeczony ufarbuje włosy na różowo,
natychmiast odnotowuje to „ulica”. Powstaje pytanie, czy polscy producenci będą w stanie tak
szybko reagować na mody i trendziki, czy nie uprzedzą ich konkurenci? Wszak skłonność do
„przeczekiwania”, „wyczekiwania”, marnowania okazji marketingowych to nasza specjalność.
Europejska konkurencja łapie takie szanse w lot. Co do szybkiego reagowania polskich konkurentów
na „luzackie” mody, style bycia i trendy, jestem spokojna.
5. Jednym z wielkich międzynarodowych trendów marketingowych jest „polowanie na luz” (Naomi
Klein nazywa ten trend „cool hunting”). Chodzi tu wyszukiwanie atrakcyjnych akcesoriów i
atrybutów niecodziennych stylów życia, które mają szanse stać się modne, np. grunge. „Łowcy
luzu” jeżdżą po różnych krajach i miastach w pogoni za przejawami stylu życia, który może
stworzyć jakąś modę a za nią potrzeby na produkty, które ją wyrażają. Mechanizmy promocji stylu
życia, produkcji akcesoriów, które go wspierają oraz kreowania popytu działają szybko i sprawnie
na Zachodzie. Czy nasi producenci są świadomi tych mechanizmów, czy wiedzą, które segmenty i
jak odpowiadają na nie i czy będą w stanie elastycznością, pomysłowością i jakością konkurować z
producentami unijnymi? „Ulica” przystosuje się szybko – znów nie mam co do tego wątpliwości ale
czy producenci za nią podążą, a wręcz wyprzedzą?
Powyższe uwagi dotyczą zjawisk, które wiążą się za sobą. Rola mediów w tworzeniu mód, reakcja
producentów oraz przystosowywanie jakości produktów do życzeń klientów to samonapędzający się
mechanizm. Zadajmy sobie pytanie, czy producenci w Polsce wiedzą, że ich marki w Unii przetrwają
tylko, jeśli będą oferowane w tempie narzucanym przez rynek a ich produkcja modyfikowana
błyskawicznie? Czy zdają sobie sprawę, że muszą śledzić rynek i konkurencję w morderczym
tempie, aby nie dać się zaskoczyć żadnemu „łowcy luzu”? Czy są świadomi, że jakość w Polsce ma
zupełnie inną definicję niż na Zachodzie Europy? Czy nie pokładają zbytniej ufności w
konserwatyzmie swoich klientów i to zarówno w ich popycie na produkty zaspokajające potrzeby
niższego rzędu, jak i te dotyczące stylu życia?
Jeśli wiedzą już o powyższych mieliznach i pułapkach nowoczesnego rynku, to pora przyjrzeć się
marce zwaną „Polską”. Moim zdaniem proponowane rozwiązania, które mają przyczynić się do
promocji kraju nad Wisłą, czyli zatrudnienie znanych twarzy czy też bazowanie na stereotypach
(polityka – Wałęsa, turystyka – prymitywizm Puszczy Białowieskiej, inwestycje za bezcen) mogą
wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Na Zachodzie ludzie rzeczywiście wiedzą niewiele na temat
Polski, a często słyszeli o niemiłych naszej duszy stereotypach. Zapomnijmy na chwilę o sławnych
Polakach i żubrówce.
Tylu jest producentów in spe w Polsce, którzy mogliby zająć się polowaniem na przejawy „luzu”.
Jednym z pierwszych, który to uczynił był Arkadius. Można mieć różne zastrzeżenia do poczucia
smaku i taktu w jego sposobie eksploatacji religijności w Polsce, ale nie łudźmy się gdyby nie
uczynił tego Arkadius, zrobiłby to ktoś inny! Są jeszcze inne zasoby, nie wyeksploatowane do cna
przez Polaków, a z pewnością atrakcyjne dla Europejczyków – nasze zasoby kulturowe, nasze
talenty muzyczne, nasze zapotrzebowanie oraz sposoby konsumpcji literatury i sztuki tzw.
wysokiej. Gdy zabierają się do nich „łowcy luzu”, spłycają je do poziomu masowego, dla „ulicy”, dla
produkcji szybkiej, masowej i popularnej. Przykładem jest Madonna, która szuka dla siebie
inspiracji w różnych przejawach kultury, z każdym krążkiem pokazując inne oblicze i inspirując inne
mody. Bez względu na to, czy polscy producenci zdążą czy nie przed europejską konkurencją za
kilka lat pojawią się produkty wykorzystujące polskie motywy a to lasy, a to jeziora, a to motywy z
pasiaków łowickich na ciuchach gwiazdek pop. Na pewno nie pojawi się w nich bocian (budzący tyle
zachwytów u cudzoziemców), bo ten jest już zastrzeżony dla Atlasa. I chwała mu za to.
A zatem jakie polskie marki mają szanse zaistnieć w Unii? Odpowiedź jest krótka takie, które już
teraz myślą o przyszłości, o „kapryśnym” i „znudzonym” czy też „rozpuszczonym” kliencie unijnym.
Być może już sobie planują strategie i co daj Boże ćwiczą na ciągle mało wymagających
konsumentach w Polsce.
Autorką artykułu jest Dr Anna Murdoch. Adiunkt w Katedrze Międzynarodowych Studiów
Porównawczych w Szkole Głównej Handlowej. Wykłada zarządzanie międzykulturowe i kreatywność
w reklamie. Jest autorką czterech książek i kilkudziesięciu artykułów. Wkrótce ukaże się jej nowa
książka „Komunikowanie w kryzysie”. Pisze książkę o stylach życia i kreowaniu nowych produktów.
11 czerwca 2002
© CODES Consulting 2002
Projekt i programowanie Mediarun.pl
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin