Góra rodzi mysz.doc

(83 KB) Pobierz
Wygląda na to, że góra urodziła mysz

Ryszard M. Machnikowski

 

 

Góra rodzi mysz.

 

 

Wygląda na to, że góra urodziła mysz. Raport Dicka Marty’ego, sprawozdawcy Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, dotyczący kwestii domniemanych więzień CIA w Europie miał więcej dziur niż szwajcarski ser (wypowiedź Denisa MacShane’a). Opierał się on na doniesieniach prasowych, które trudno uznać za udowodnione oraz „anonimowych źródłach”, których wiarygodności nie sposób ustalić, a brakowało w nim faktów. Także kwestia ewentualnego impeachmentu prezydenta Busha, w związku z autoryzowaniem przez niego po 11 września 2001 r. programu podsłuchów prowadzonego przez Agencję Bezpieczeństwa Narodowego (NSA), zdaje się być bardzo odległa. Spór o to, czy działania te były legalne toczy się nadal, lecz przeciwnikom prezydenta USA niezmiernie trudno będzie udowodnić, że złamał on prawo. Obie strony sporu inaczej interpretują prawo, co nie jest rzadkim zjawiskiem w tak skomplikowanych przypadkach. Również uwaga mediów poświęcona metodom używanym w „wojnie z terroryzmem” jest dziś znacznie mniejsza, niż jeszcze dwa miesiące temu. W tej sytuacji także podana przez amerykańskie gazety informacja, że na liście Narodowego Centrum Przeciwterrorystycznego (NCTC) znajduje się ok. 325 tysięcy nazwisk osób na całym świecie, podejrzewanych przez amerykańskie władze o działalność terrorystyczną lub jej wspieranie, nie zdołała już wzbudzić poważniejszych kontrowersji. Media niemieckie zajmują się dziś raczej kwestią wsparcia, jakiego niemieckie instytucje rządowe (BND) udzieliły Amerykanom w przeddzień i w trakcie inwazji na Irak w 2003 r. Okazało się bowiem, że dokładnie wtedy, kiedy kanclerz Gerhard Schroeder i minister spraw zagranicznych Joschka Fischer publicznie potępiali i odcinali się od amerykańskiej inwazji na Irak, instytucje wywiadowcze państwa niemieckiego aktywnie wspierały amerykańskie działania zbrojne, przekazując plany obrony Bagdadu oraz wskazując cele potencjalnych bombardowań. Dość szczegółowe informacje na ten temat „przeciekły” do mediów amerykańskich i niemieckich zapewne nieprzypadkowo. Nie jest jednak pewne, czy niemiecki parlament powoła specjalną komisję aby wyjaśnić tę sprawę – szczegóły osłabiłyby zapewne rządzącą Niemcami „wielką koalicję” – najwyraźniej o wiele łatwiej wypomina się hipokryzję politykom z obcych krajów, niż własnym.

Mimo spadku publicznego zainteresowania kwestią więzień CIA, sprawa metod stosowanych w walce z terroryzmem jest warta poważnego potraktowania. Jak pisałem w pierwszym numerze Komentarza, kontrowersje z końca ubiegłego roku dotykają niezwykle istotnego problemu – zakresu środków, jakich mogą używać demokracje w walce z przeciwnikiem, którego główną (choć nie jedyną) metodą walki jest atak terrorystyczny, a jakich metod używać im absolutnie nie wolno. Jak wspomniałem, problem ten nie jest nowy – Brytyjczycy dyskutowali te kwestie ćwierć wieku temu, rozprawiając nad shoot to kill policy, stosowaną przez służby specjalne i armię brytyjską w walce z IRA, Hiszpanie rozważali ten problem w związku z ujawnieniem afery GAL, Izraelczycy zaś znają go od momentu powstania Państwa Izrael, choć ostatnich kilkanaście lat obfitowało w nowe spojrzenie na tę kwestię, w związku z nasilającą się kampanią ataków samobójczych Hamasu, a później OWP przeciw celom cywilnym w Izraelu. W USA dyskusja taka rozpoczęła się tuż po ataku z 11 września 2001 r. oraz podaniu informacji, że amerykańskie służby złapały znaczące postacie al Kaidy takie jak Abu Zubajda czy Chalid Szejk Muhamed (notabene wg. telewizji ABC mieli oni być przetrzymywani w Polsce). W naszym kraju nawet dyskusja o domniemanych więzieniach CIA nie skłoniła dziennikarzy i publicystów do zajęcia się tym tematem wprost (z wyjątkiem artykułu Dawida Warszawskiego, zatytułowanego Ile wolno w walce z terrorem? zamieszczonego w Gazecie Wyborczej z 28 – 29 stycznia 2006) – w natłoku licznych niesłychanie ważnych spraw krajowych temat ten nie mógł zostać uznany za godny wystarczającej uwagi.

Sądzę jednak, że nie należy czekać na atak terrorystyczny wymierzony w obywateli polskich, lub dokonany na terytorium naszego kraju (uspokajający komunikat w tej sprawie wydał niedawno minister Wassermann – jego zdaniem Polska nie jest zagrożona atakiem terrorystycznym i jest dobrze przygotowana do radzenia sobie z jego skutkami) lecz, korzystając z komfortu dzisiejszego pełnego bezpieczeństwa (czy też raczej jego iluzji), warto ten problem spokojnie i rzeczowo rozpatrzyć. Na Zachodzie, w dyskusji dotyczącej metod zwalczania terroryzmu powiedziano dziś niemal wszystko, nie dochodząc jednak do ostatecznych konkluzji. Strony sporu okopały się na swoich pozycjach i trudno przypuszczać, by się z nich wycofały. W Polsce, jak już wspomniałem, szersza publiczna dyskusja nawet jeszcze się nie rozpoczęła. Dlatego warto zapoznać polskich czytelników z poglądami Marka Bowdena, znanego dziennikarza i pisarza amerykańskiego, autora m. in. Blackhawk Down (1999 - na podstawie tej książki Ridley Scott nakręcił swój znany film pod takim tytułem – w Polsce był on wyświetlany jako Helikopter w ogniu) czy Killing Pablo (książkę o operacji zabicia kolumbijskiego barona narkotykowego – Pablo Escobara).

 

 

Bowden o mrocznej sztuce przesłuchiwania

W 2003 r. w październikowym numerze wpływowego miesięcznika amerykańskiej inteligencji Wschodniego Wybrzeża The Atlantic Monthly Bowden opublikował bardzo obszerny artykuł zatytułowany The Dark Art Of Interrogation, w którym poddał on dokładnej analizie zagadnienie przesłuchiwania więźniów i ich ”zmiękczania” przed i w trakcie przesłuchań. Jak sugeruje sam tytuł, zdaniem Bowdena przesłuchanie jest rodzajem sztuki, choć jej natura jest mroczna. Autor odbył podróże do wielu krajów w których władze muszą zmagać się z problemem terroryzmu, rozmawiał z wieloma ludźmi bezpośrednio zaangażowanymi w walkę z nim, m. in. z Michaelem Koubi, niegdyś głównym śledczym izraelskich służb bezpieczeństwa Szabak oraz Jerrym Georgio, śledczym nowojorskiej policji.  Z jego artykułu wyłania się możliwie pełny obraz metod i środków stosowanych współcześnie w państwach zachodnich w trakcie przesłuchań podejrzanych o działalność terrorystyczną – autor opisuje zarówno niesłychanie brutalne i krwawe metody używane przez armię francuską w Algierii w latach 50., wyrafinowane i niekiedy brutalne metody stosowane przez Izraelczyków, amerykańskie eksperymenty ze środkami psychotropowymi oraz metody stosowane współcześnie. Bowden zwraca uwagę na cztery, w moim przekonaniu bardzo istotne kwestie.

Po pierwsze, wprowadza on istotne rozróżnienie na stosowanie „przymusu fizycznego” (coercion) oraz stosowanie tortur” – jego zdaniem nie każda forma presji fizycznej jest torturą. Po drugie, twierdzi on, że stosowanie „tortur” powinno być zawsze prawnie zabronione i obarczone surowymi sankcjami karnymi. Atmosfera zachęty dla tortur zawsze będzie skutkować ich nadużywaniem, zwłaszcza przez tych, którzy nie mają odpowiedniego profesjonalnego przygotowania, a których osobowość ulegnie skłonnościom do sadyzmu, jeśli tylko okoliczności im to umożliwią – nietrudno zauważyć, że Bowden antycypował głośny skandal z maltretowaniem irackich więźniów przez amerykańskich strażników w więzieniu Abu Ghraib, który wybuchł niedługo po wydrukowaniu jego artykułu. Po trzecie, jest rzeczą bardzo istotną wobec kogo stosuje się zaostrzone metody przesłuchań – czy poddaje się im ludzi podejrzewanych o ciężkie przestępstwa, czy, tak jak w tyraniach i autokracjach, więźniów politycznych. Po czwarte, zauważa on, że cywile tacy jak działacze organizacji obrony praw człowieka, nie zaangażowani w „walkę z terroryzmem” mają, co zrozumiałe, odmienne podejście i mentalność niż ludzie zaangażowani w walkę („wojownicy”) – odróżniają ich priorytety, wiedza oraz rozumienie zagadnienia.

 

 

Nie każda forma presji fizycznej jest torturą

Pierwsza kwestia dotyczy samej definicji pojęcia „tortury” – jest ono różnie rozumiane – zwolennicy twardego obchodzenia się z terrorystami mają skłonność do jego wąskiego rozumienia, obrońcy praw człowieka starają się je maksymalnie rozszerzyć na wszelką formę nacisku fizycznego na przesłuchiwanego. Jednak nie każde użycie przemocy fizycznej wobec przesłuchiwanego jest torturami – sugeruje Bowden. Te metody presji fizycznej na przesłuchiwanego, które nie powodują jego trwałego okaleczenia, silnego bólu czy też, co oczywiste, śmierci do tortur nie powinny być zaliczane. Zatem narażenie na hałas (które nie prowadzi do głuchoty lub nie powoduje silnego bólu, lecz jedynie dyskomfort), zmiany temperatury czy oświetlenia w pomieszczeniach, w których są przetrzymywani podejrzani, konieczność długotrwałego pozostawania w niewygodnej pozycji nie , w myśl argumentów Bowdena, torturami. Nie jest torturą nieregularne i niesmaczne karmienie, uniemożliwianie snu, intensywne, wielogodzinne przesłuchiwanie czy też presja psychiczna wykorzystująca elementy kulturowych antagonizmów. Torturą jest natomiast z całą pewnością bicie przesłuchiwanego, stosowanie elektrowstrząsów, duszenie lub podtapianie, wyrywanie części ciała czy wbijanie w nie ostrych przedmiotów, i jako takie metody te muszą być bezwzględnie zakazane i w przypadku odkrycia, że były stosowane, surowo karane. Oficerowie śledczy muszą wiedzieć jasno i otwarcie, które metody są dozwolone, a które nie. Ponadto, presję fizyczną powinny stosować, i to tylko w nadzwyczajnych przypadkach te osoby, które nie mają skłonności do nadużywania przemocy, a nie wszyscy oficerowie śledczy, o strażnikach więziennych już nie wspominając.

 

Stosowanie tortur powinno być zawsze prawnie zabronione

W ten sposób przechodzi się do kwestii drugiej – stosowanie tortur powinno być zawsze bezwzględnie zabronione, co powinno być jasne dla wszystkich, a używanie metod zaostrzonej „presji” fizycznej powinno być ograniczone do wyjątkowych sytuacji tj. takich, w których jasno i wyraźnie wiadomo, że w danym momencie zagrożone jest życie i zdrowie ludzkie, a informacje posiadane przez przesłuchiwanego mogą temu zapobiec (obecne w amerykańskim prawie pojęcie clear and present danger). W innych przypadkach powinna być ona zabroniona – nie należy stosować nacisku fizycznego „na wszelki wypadek”, gdy zagrożenie nie jest precyzyjnie określone. Tylko takie zasady mogą dać gwarancję, że przemoc fizyczna nie będzie nadużywana przez osoby do tego niepowołane, a skłonne do jej użycia w warunkach atmosfery zachęty i bezkarności. Jeżeli takie warunki nie będą spełnione, zwycięży, twierdzi Bowden, obecna w naturze ludzkiej, choć na ogół dobrze ukryta, skłonność do dręczenia bliźniego, czego dobrym symbolem może być zachowanie amerykańskich strażników z więzienia Abu Ghraib. Bez zachęty, tworzonej przez oficerów wywiadu i spodziewanej bezkarności, być może nie ulegliby oni tak łatwo pokusie dręczenia irackich więźniów, nie mówiąc już o tworzeniu dokumentacji fotograficznej oraz przechwalania się nią. Nikt nie ma wątpliwości, że skandal Abu Ghraib poważnie skompromitował USA na arenie międzynarodowej, dostarczając przeciwnikom Ameryki argumentów przeciwko temu krajowi i czyniąc walkę z terroryzmem o wiele trudniejszą. Koszt stosowania tortur przez funkcjonariuszy demokratycznego państwa jest zawsze o wiele wyższy niż ewentualne zyski, które przynosi. Godna uwagi jest opinia powtarzana przez Bowden za oficerami śledczymi, że podczas stosowania tortur ludzie, by uwolnić się od bólu, przekazują informacje nieprawdziwe, zgodne jednak z intencjami tego który przesłuchuje – mówią to, co ten chce usłyszeć, a nie to, co jest prawdą.

Autor zauważa, że tylko w wypadku gdy stosowanie przemocy wobec przesłuchiwanych związane jest z ryzykiem osobistego poniesienia kary i zakończenia kariery, przesłuchujący może rozstrzygnąć, czy jest ono rzeczywiście niezbędne...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin