Roberts Nora - Druga_Miłość_Nataszy.pdf

(765 KB) Pobierz
10081719 UNPDF
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Dlaczego wszyscy przystojni mężczyźni zwykle są
już żonaci?
- To podchwytliwe pytanie? - Natasza posadziła na
ladzie dużą porcelanową lalkę i odwróciła się do swojej
współpracownicy. - No dobrze, Annie, jakiego to przy­
stojnego mężczyznę masz na myśli?
- Tego urodziwego wysokiego blondyna, który stoi
przed wystawą ze swoją elegancką żoną i śliczną córecz­
ką. - Annie westchnęła przeciągle. - Wyglądają jak z re­
klamy w magazynie rodzinnym.
- To może wejdą i kupią którąś z reklamowanych za­
bawek.
Natasza cofnęła się o krok i z zadowoleniem przyjrzała
grupce lalek w staroangielskich strojach. Wyglądały do­
kładnie tak, jak chciała. Były wytworne, pełne dystynkcji
i gracji.
Sklep z zabawkami był nie tylko jej miejscem pracy, ale
i największą przyjemnością. Sama wybierała każdą rzecz, od
najmniejszej grzechotki po największego pluszowego misia,
zwracając uwagę na jakość i nie pomijając żadnego szczegó­
łu. W końcu to był jej sklep i to ona odpowiadała za sprzeda­
wane w nim towary. Zależało jej na najwyższej jakości i na
zadowoleniu każdego klienta. Jednakowo traktowała zarów­
no tego, który kupował lalkę za pięćset dolarów, jak i tego,
który kupował miniaturowy samochodzik za dwa dolary.
DRUGA MIŁOŚĆ NATASZY -& 7
- Wiem - westchnęła Annie. - Szkoda, że nie widzę,
jaki ma kolor oczu. Ale ma taką szczupłą, kościstą twarz.
Jestem pewna, że jest niesamowicie inteligentny i że bar­
dzo cierpiał.
Natasza rzuciła jej przez ramię krótkie rozbawione
spojrzenie. Annie, wysoka i chuda, miała serce miękkie
jak wosk.
- A ja jestem pewna, że jego żona byłaby zafascyno­
wana twoją wyobraźnią - stwierdziła.
- To przywilej, nie, raczej obowiązek kobiety snuć
wyobrażenia o takich mężczyznach jak ten.
Natasza nie zamierzała spierać się z przyjaciółką.
- Masz rację. Otwórz sklep.
- Tylko jedna lalka - powiedział Spence, lekko pocią­
gając córeczkę za koniuszek ucha. - Dwa razy bym się
zastanowił nad wprowadzeniem do tego domu, gdybym
wiedział, że znajduje się w odległości kilkuset metrów od
sklepu z zabawkami.
- Gdybyś mógł, kupiłbyś jej cały cholerny sklep z za­
bawkami - odezwała się kobieta stojąca obok niego.
- Nie zaczynaj, Nino - rzucił półgłosem.
Drobna blondynka w różowym żakiecie z lnu wzruszy­
ła ramionami, po czym przeniosła wzrok na dziewczynkę.
- Miałam na myśli, że twój tatuś rozpieszcza cię, bo
bardzo cię kocha. Zresztą zasługujesz na prezent. W czasie
przeprowadzki byłaś bardzo grzeczna.
Frederica Kimball wydęła dolną wargę.
- Podoba mi się mój nowy dom. - Wsunęła rączkę
w dłoń ojca, dając tym wyraz solidaryzowania się z nim
przeciwko całemu światu. - Mam podwórko i huśtawkę
tylko dla siebie.
6 •& DRUGA MIŁOŚĆ NATASZY
Od czasu gdy przed trzema laty po raz pierwszy otwo­
rzyła drzwi sklepu, uczyniła z niego jedno z najlepiej pro­
sperujących przedsiębiorstw w małym uniwersyteckim
mieście na obrzeżach Wirginii Zachodniej. Kosztowało ją
to wiele pracy i samozaparcia, ale sukces zawdzięczała
głównie temu, że doskonale rozumiała dzieci i miała z ni­
mi świetny kontakt. Nie chciała, by jej klienci opuszczali
sklep z jakąś zabawką. Chciała, by opuszczali go z zabaw­
ką właściwą.
- Chyba zaraz wejdą - rzuciła Annie, poprawiając
krótko przycięte kasztanowe włosy. - Ta mała już nie mo­
że ustać w miejscu, tak się niecierpliwi. Mogę otworzyć?
Natasza, jak zawsze dokładna, spojrzała na zegar wi­
szący na ścianie.
- Mamy jeszcze pięć minut.
- No to co? Mówię ci, ten facet jest wprost niewiary­
godny. - Chcąc mu się lepiej przyjrzeć, Annie przesunęła
pudełka z grami planszowymi. - Żebyś wiedziała. Co naj­
mniej metr osiemdziesiąt, bajecznie zbudowany, najwspa­
nialsze ramiona, jakie kiedykolwiek widziałam. O rety,
tweedowa marynarka. Nie myślałam, że zgłupieję na
punkcie faceta w tweedowej marynarce.
- Zgłupiałabyś nawet na punkcie mężczyzny w dżin­
sach.
- Prawie wszyscy faceci, jakich znam, chodzą w dżin­
sach - mruknęła. Zerkała zza regałów, żeby sprawdzić,
czy mężczyzna wciąż stoi przed sklepem. - Latem musiał
się nieźle wysiedzieć na plaży - zauważyła. - Jest cudow­
nie opalony i ma włosy rozjaśnione słońcem. O Boże,
uśmiecha się do tej małej. Chyba się zakochałam.
- Nie pierwszy raz - skwitowała z uśmiechem Nata­
sza. - Wciąż ci się wydaje, że się zakochałaś.
DRUGA MIŁOŚĆ NATASZY ft 9
- Sam siebie oszukuję, wmawiając sobie, że to bez
znaczenia, że ona niczego nie pamięta.
- To jeszcze nic nie znaczy, że chce mieć lalkę z rudy­
mi włosami i niebieskimi oczami.
- Rude włosy i niebieskie oczy - powtórzył nerwowo.
- Takie jak Angela. Ona pamięta, Nino. I nie można tego
lekceważyć. - Wcisnął ręce w kieszenie i odszedł o parę
kroków.
Trzy lata, pomyślał. To już prawie trzy lata. Freddie
jeszcze nosiła pieluchy. Ale pamięta Angelę, piękną, lek­
komyślną Angelę. Nawet ktoś najbardziej liberalny nie
uznałby, że Angela nadaje się na matkę. Nigdy jej nie
przytuliła ani nie zaśpiewała na dobranoc, nie ukołysała
ani nie ukoiła.
Wpatrywał się w małą lalkę z porcelanową buzią, ubra­
ną w jasnoniebieską sukienkę. Długie cienkie palce,
ogromne rozmarzone oczy. Oczy Angeli. Nieprawdopo­
dobnie piękne. I zimne jak ze szkła.
Kochał ją tak, jak mężczyzna może kochać dzieło sztu­
ki, podziwiając na odległość doskonałość formy i wciąż
doszukując się ukrytego w niej znaczenia. Mimo to udało
im się stworzyć cudowną, przemiłą córeczkę, która jakoś
chowała się przez pierwsze lata swego życia niemal bez
udziału rodziców.
Będzie musiał jej to wynagrodzić. Spence na moment
przymknął oczy. Zamierzał zrobić wszystko, co w jego
mocy, żeby dać Freddie miłość, oparcie i poczucie bezpie­
czeństwa, na jakie zasłużyła. Poczucie rzeczywistości. To
słowo mogło się wydawać banalne, ale najlepiej oddawało
sens tego, czego pragnął dla córeczki - prawdziwych, sil­
nych więzów rodzinnych, po prostu prawdziwej rodziny.
Dziewczynka kochała go. Czuł dreszcz wzruszenia,
8 •& DRUGA MIŁOŚĆ NATASZY
Nina obrzuciła wzrokiem wysokiego smukłego męż­
czyznę i małą zgrabną dziewczynkę. Mieli takie same
uparte podbródki. Jeżeli dobrze pamiętała, jeszcze nigdy
nie zdołała żadnego z nich przekonać.
- Wydaje mi się, że tylko ja nie widzę dobrych stron
przeprowadzki z Nowego Jorku. - Nina przybrała nagle
cieplejszy ton i pogłaskała dziewczynkę po włosach. -
Trochę się o was martwię. Nic na to nie poradzę. Chcę
tylko, żebyś była szczęśliwa, kochanie. Ty i twój tatuś.
- Jesteśmy. - Żeby przerwać panujące napięcie, Spen-
ce chwycił Freddie w ramiona. - Prawda, buziaczku?
- Ona by chciała, żeby bardziej. - Nina ścisnęła dłoń
Spence'a. - Otwierają.
- Dzień dobry. - Są szare, zauważyła Annie, patrząc
w oczy Spence'a. Cudownie szare, westchnęła w duchu.
- Czym mogę służyć? - spytała.
- Moja córka jest zainteresowana lalką. - Spence wy­
puścił Freddie z objęć.
- A więc jesteś we właściwym miejscu. - Annie w po­
czuciu obowiązku skierowała swoją uwagę ku dziewczyn­
ce. Rzeczywiście była urocza. Miała szare oczy ojca i jas­
ne rozwiane włosy. - Jaką lalkę byś chciała?
- Ładną - odparła bez wahania Freddie. - Ładną, z ru­
dymi włosami i niebieskimi oczami.
- Jestem pewna, że coś znajdziemy. - Wyciągnęła rękę
do dziewczynki. - Chcesz się rozejrzeć?
Dziewczynka zerknęła w stronę ojca, a widząc w jego
oczach przyzwolenie, podała rękę Annie i poszła razem
z nią w głąb sklepu.
- Do diabła - skrzywił się Spence.
Nina po raz drugi ścisnęła jego dłoń.
- Spence...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin