Dwa szybkie w pupę.pdf

(253 KB) Pobierz
Dwa szybkie w pupę
Dwa szybkie w pupę
http://wyborcza.pl/2029020,75480,6518169.html?sms_code=
Dwa szybkie w pupę
Aleksandra Krzyżaniak-Gumowska 2009-04-21, ostatnia aktualizacja 2009-04-20 13:29:23.0
Współczesny rodzic często nie wychowuje dziecka, ale je hoduje. Jak piękny egzotyczny
kwiat. Rozmowa z Mirosławą Kątną, z Komitetu Obrony Praw Dziecka
Biła pani swoje dzieci?
- Nie biłam, choć zdarzyło mi się uderzyć. I za każdym razem nie wiedziałam, kogo mi bardziej żal - czy własnego
dziecka, które klepnęłam w pupę, czy siebie i własnego cierpienia.
Czemu pani tak cierpiała?
- Bo wiedziałam, że to moja słabość, że mnie poniosło. Nie starczyło mi czasu, siły, woli, żeby ukarać inaczej. To tak jak
czasem wyrwie się jakieś słowo, zanim się zdąży pomyśleć, mnie ta ręka poleciała szybciej, niż umysł zaskoczył. Potem
byłam na siebie wściekła.
Za co dzieci dostawały?
- Moja córka zawsze sprawdzała, jak daleko może się posunąć. Ponieważ chciałam, żeby dzieci były samodzielne, i
szanowałam albo udawałam, że szanuję ich zdanie, co na jedno wychodzi, wieczorem razem wybieraliśmy ubranie.
Chodziło o to, żeby rano to wszystko było na krzesełku i żeby one się same mniej lub bardziej udolnie poubierały. Ja w
tym czasie mogłam też się ubrać, zrobić makijaż i dopiąć im guziki. A Kamilka rano wyciągała np. bluzkę z długim
rękawem w upał czy letnią sukienkę w mróz. Jak ja wypadałam z łazienki, a do wyjścia zostało kilka minut, to z furią
ściągałam z niej to, co założyła, a ponieważ protestowała, to w tym momencie dostawała klapsa i zapłakana szła cztery
kroki za mną do przedszkola.
Czyli robiła się grzeczna.
- Nie bardzo. Mimo tego uderzenia za parę dni sytuacja się powtarzała. W końcu jej powiedziałam, że jeżeli wyciągnie
coś niezgodnie z tym, co ustaliłyśmy, to pójdzie w tym do przedszkola, a ja powiem pani i innym dzieciom, że dzisiaj
Kamilka się ubrała według własnego pomysłu. I wszystkie dzieci będą wiedziały, że Kamilka miała zły pomysł. To
zadziałało. Nie chciała brać na siebie takiej odpowiedzialności. Parę lat temu córka mi powiedziała: "Mama, jakim ja
byłam okropnym dzieckiem". Ja jej na to: "Nie byłaś aż taka okropna". Ale była z piekła rodem.
Teraz jest pani gorącą orędowniczką "zakazu klapsów".
- Bo co to jest klaps? Ja nie wiem. Wiele osób pytałam o definicję. "Klaps to uderzenie dziecka". Ale trzeba by to
rozwinąć: "Uderzenie ręką matki". A "uderzenie ręką ojca"? Tu już bym się zastanowiła, bo właściciel tej ręki to czasem
jest misiek, który waży 120 kg, i to już przestaje być ręka, tylko zaczyna się robić łapa, a z "klapsa" robi się "walnięcie",
"uderzenie", a może i "cios". A jeśli właściciel tej ręki wypił dwa piwa? W mojej ocenie trzeźwość jest tu kryterium, skoro
jest nim w innych sferach życia. Dalej: odległość, z jakiej ta łapa spadnie na dziecko. Z odległości 30 cm to jest
klepnięcie, ale jeżeli właściciel ręki się zamachnie z odległości metr dwadzieścia? Więc może klapsem jest uderzenie z
30-45 cm? Oczywiście ośmieszam to w tej chwili, żeby pokazać, ile jest niewiadomych w tej ewentualnej definicji.
Miejscem do tych klapsów jest pupa dziecka. Teoretycznie nic się nie stanie. Ale jeżeli właściciel pupy się uchyli,
wygnie i ta ręka spadnie 5 cm wyżej, gdzie są nerki dziecka? A jeżeli się wywinie i ręka spadnie na głowę, ucho, buzię?
Takich pytań mam jeszcze bardzo wiele. A w swojej pracy w Komitecie Ochrony Praw Dziecka spotkałam kilka bardzo
dobrych, kochających matek, które niechcący ciężko uszkodziły swoje dziecko.
Jak to "niechcący"?
- Scenariusz był zawsze podobny. Matka kilkulatka wchodzi do pokoju i prosi: „Syneczku, sprzątnij już zabawki, bo
kolacja gotowa”. Opowiadały: „Weszłam za chwilę, a on jeszcze z półki zwalił kolejne samochodziki i kubełek z
klockami. Więc powiedziałam groźniejszym tonem: »Sprzątaj te zabawki, kochanie, bo kolacja czeka «. Wróciłam za
chwilę - nie ruszył się, więc go podniosłam z dywanu za ramię i powiedziałam: »Sprzątnij te zabawki, bo stygnie twoja
kolacja «. I wie pani, co ten smarkacz wtedy zrobił? Z taką nienawiścią na mnie spojrzał, że aż mnie zatrwożyło. Dałam
mu klapsa w pupę, myślałam, że coś się w nim przełamie, a on mi jeszcze pokazał język. Dałam mu następnego klapsa,
a on kopnął mnie w kostkę. Wyobraża sobie pani, żeby czterolatek matkę kopał w kostkę!? Trzy kolejne klapsy mu
dałam, a on na to zrzucił z regału wazon z kwiatami. I już go tak lałam, że nie zauważyłam, jak uderzyłam w ucho i pękł
bębenek, nie zauważyłam, jak dziecko upadło i uderzyło łukiem brwiowym o kant szafki. Ja tego nie chciałam”. Dzieci
bywają prowokujące. Patrzą, jak daleko mogą się posunąć wobec najbliższej osoby. Jeżeli damy się wciągnąć w tę
prowokację, to jedyne, co możemy zrobić, to klaps, klaps, klaps.
Projekt rządowy ustawy mówi o zakazie "stosowania kar cielesnych", projekt poselski o zakazie "form karcenia
naruszających prawa i godność". Pani, jako przedstawicielka opiniujących ustawę organizacji pozarządowych, którą
woli wersję?
1 z 8
2009-04-22 09:29
94244602.003.png 94244602.004.png
Dwa szybkie w pupę
http://wyborcza.pl/2029020,75480,6518169.html?sms_code=
- Zapis będzie dobry, gdy będzie zawierał obie wersje. Ta pierwsza mówi wprost o zakazie bicia, druga zawiera też
zakaz przemocy psychicznej.
Niektórzy rodzice obawiają się, że po wejściu ustawy będą musieli się bać swoich dzieci, bo za klapsa trafią
do więzienia.
- Po pierwsze, w Szwecji, która 30 lat temu wprowadziła podobną ustawę, dzieci nie rzuciły się masowo na posterunki
policji z donosami na rodziców. Nie widzę powodu, dla którego polskie dzieci miałyby to robić. Po drugie, polska ustawa
nie określa żadnych sankcji za "klapsy". Ale po trzecie, taka postawa rodziców świadczy o ich bezsilności. Bezradny
rodzic egzekwuje swój autorytet poprzez działania przemocowe. Bo inaczej niesforny dzieciak wejdzie mu na głowę.
Dlaczego łatwiej nam panować nad sobą w relacjach z ludźmi dorosłymi, którzy nas denerwują - przecież nie chwytamy
szefa za krawat, nie trząchamy nim, nie dajemy klapsów pani urzędniczce? Bo wiemy, że naruszylibyśmy pewną normę
nietykalności fizycznej. A dlaczego z nietykalnością mojego dziecka mogę sobie robić, co chcę? Dziecko jest
człowiekiem, i to jest człowiekiem szczególnym, bo od nas słabszym, mniejszym, mniej rozumnym i w związku z tym
wymagającym specjalnej ochrony. To małe nam nie odda. To małe jest na nas skazane - nie odejdzie, nie porzuci nas,
nie obrazi się na zawsze. Na tym polega dramat dzieci bitych, maltretowanych. Nie skarżą się, bo się wstydzą, bo się
boją dalszych represji, nie wierzą, że świat dorosłych skutecznie przerwie ich cierpienia i ból. Nie skarżą się, bo nie
wiedzą, co się z nimi stanie. Nie skarżą się też dlatego, że boją się, co się stanie z tymi, którzy im to zrobili - z matką,
ojcem. Słyszały coś o więzieniu, policji. I co jest może najdramatyczniejsze, nie skarżą się, ponieważ kochają swoich
oprawców. Każdy, kto choć raz był w domu dziecka czy pogotowiu opiekuńczym, widzi w dokumentach, dlaczego to
dziecko się tam znalazło: że było okrutnie, podle traktowane. A takie dziecko mówi: "bo mamusia nie miała pieniążków",
"bo u nas światła nie było w domu", "bo ja się źle uczyłem". Chronią rodzica. I jak są małe, to z tymi nosami przy szybie
czekają, że ta matka czy ten ojciec - ten okrutnik - przyjdzie i zabierze. Bo kochają. Potem już nie. Potem pojawia się
chłód emocjonalny, a my się zastanawiamy, dlaczego tacy wyrośli. Właśnie dlatego.
Dlatego, że trafiły do domu dziecka?
- Jeżeli dziecko wzrasta bez uczucia miłości, w bólu i cierpieniu fizycznym, upokarzaniu, to najpierw sądzi, że samo jest
winne, a po jakimś czasie "tępieje" emocjonalnie. Uważa, że tak jest świat zbudowany, że tak to jest urządzone, że
inaczej nie można.
No właśnie, rodzice boją się, że znowelizowana ustawa pozwoli pracownikowi socjalnemu odebrać im dziecko i
umieścić właśnie w domu dziecka. Bo ktoś doniósł o klapsie.
- Ustawa mówi o zabezpieczeniu dziecka w sytuacji zagrożenia jego życia lub zdrowia. Nie mówimy tu o sytuacji, że
matka raz bije, raz przytula, bo tu można przeprowadzać korekty zachowania. Mówimy o sytuacji ekstremalnej, w której
pracownik socjalny przychodzi - wezwany czy zaalarmowany - i widzi posiniaczone dziecko i pijanego ojca. Albo dziecko
uciekło przed rodzicem na balkon, a tam mróz. W asyście policji lub pracownika medycznego pracownik socjalny
umieszcza dziecko w rodzinie zastępczej i natychmiast informuje o tym sąd rodzinny. A sąd zdecyduje, czy jest tam
głęboka patologia, czy to był incydent.
W Szwecji były kontrowersje przy wprowadzaniu takiej ustawy?
- Byłam wtedy w Szwecji. Ludzie byli bombardowani programami telewizyjnymi, radiowymi, ogromnymi billboardami
mówiącymi, dlaczego nie wolno bić. Odbyła się ogromna debata publiczna i mimo że nie mówiłam po szwedzku, ona
miała też wpływ na mnie. Pojechałam wtedy po raz pierwszy z mężem i trzyletnim synem do mojego ojca i jego żony -
mało znałam swojego ojca, bo wyjechał, kiedy byłam bardzo mała, ale te nasze kontakty powoli się odbudowywały.
Przypomnę, że to były lata, kiedy w Polsce bardzo ciężko się żyło, i mnie się też ciężko żyło. Byłam na bezpłatnym
urlopie wychowawczym i z dwójką dzieci żyliśmy z pensji męża. Synek zbierał resoraki - matchboksy, więc na promie
przeznaczyłam te swoje uciułane oszczędności na dwa resoraki. Już na miejscu poszliśmy z moim ojcem do jakiegoś
dużego supermarketu. Oni robili zakupy, a my we troje chodziliśmy z pustym wózkiem. Weszliśmy do alejki z
zabawkami, gdzie szwedzkie dzieci otwierały pudełka, nakręcały zabawki. Mój syn wyjął z pudełka jakąś straż pożarną,
a ja mu tłumaczyłam, że nie kupimy tego, bo mamusia nie ma pieniążków. On wkładał mi tę zabawkę do wózka, ja
odkładałam na półkę, on wkładał kolejną, ja odkładałam. Widział, że dzieci wokół się bawiły i nikt im nie przeszkadzał.
Robił się coraz bardziej poirytowany i wreszcie stanął, wyprężył się, buzia w podkówkę i zaczął się drzeć. Pojechałam
dalej. Ale alejka z zabawkami była dosyć długa i po dwóch metrach zrobił ten sam numer. Pamiętam, że się wtedy
rozejrzałam, czy nikt nie widzi, i ku jego zdumieniu wymierzyłam mu "dwa szybkie" w pupę. Myślałam sobie, że za chwilę
mnie tu zamkną, w tej Szwecji, bo dziecko uderzyłam.
W Polsce w supersamie nie przyszłoby pani do głowy, żeby się tak rozglądać.
- Oczywiście, że nie. Chociaż już wtedy bicia dzieci sobie nie wyobrażałam, ale pod wpływem tej szwedzkiej kampanii
dotarło do mnie, że to jest przestępstwo - w sensie prawnym i wychowawczym. Ale - jeszcze raz podkreślam - w tej
ustawie nie chodzi o to, żeby matkę, która szarpie swoje dziecko w supermarkecie, zamykać do więzienia. Ja bym
chciała, żeby pod wpływem ustawy przypadkowy obserwator ośmielił się zwrócić jej uwagę. I żeby ona się najadła
wstydu. Teraz, po 30 latach, bicia rzeczywiście w szwedzkiej mentalności już nie ma.
Za to pojawiło się "bezstresowe wychowanie".
2 z 8
2009-04-22 09:29
94244602.005.png
Dwa szybkie w pupę
http://wyborcza.pl/2029020,75480,6518169.html?sms_code=
- To też Skandynawowie wymyślili i z perspektywy czasu widać, że wychowali trochę ułomne pokolenie. To były dzieci,
którym wszystko było wolno. Biegały po stole, rzucały czym popadnie, a rodzice nie przeszkadzali, "bo nie wolno
stresować dziecka". Totalne nieporozumienie. Żadnego człowieka nie da się przeprowadzić przez życie bez stresu.
Dziecko musi wchodzić w życie również z pewną dawką swoich stresów: że będzie mu źle, że będzie mu przykro, że
będzie się czegoś bało, że będzie mu niewygodnie, że nie dostanie czegoś. Ale te sytuacje, które na poziomie kilku lat
będą go stresowały, uodpornią go na to, co będzie za chwilę w szkole, w dorosłym życiu. Dziecko trzeba wychowywać
w systemie nagród i kar. Trzeba ukarać za jego złe zachowanie, zdyscyplinować, odesłać do pokoju, obrazić się na nie,
powiedzieć: "Nie będę uczestniczyć w zabawie, jeśli łamiesz w niej pewne ustalenia". Dziecku w każdym wieku można
powiedzieć, co to jest norma, co to znaczy, że się umawiamy na coś. Ty chcesz teraz głośno słuchać muzyki, bo musisz
coś przegrać, a mnie pęka głowa. Pytam: "Ile ci potrzeba czasu?". Traktujmy dziecko w każdym wieku jak człowieka,
który umie myśleć. To jest coś, co Komitet zawsze nazywał wychowaniem z poszanowaniem praw: ty masz swoje prawa
jako mały człowiek, ale ja jako rodzic też mam swoje prawa. Jeżeli ja się zgadzam na to, żebyś swoje prawo zrealizował,
bo to słuchanie muzyki jest w tej chwili konieczne, to ja wytrzymam jeszcze 10-15 min ze swoją pękającą głową, ale
oczekuję, że potem ty uszanujesz moje prawo do spokoju i wypoczynku. W ten sposób okazujemy szacunek.
Jak umówić się z dwulatkiem, który pcha palce do kontaktu?
- Według mnie to jest jedna z tych szczególnych sytuacji, która usprawiedliwia zachowanie przemocowe. Właściwie są
tylko dwa przykłady skrajnych sytuacji, kiedy rodzic czy opiekun może, a wręcz powinien zareagować siłowo.
Kiedy powinien?
- Pierwsza sytuacja: realne zagrożenie dla życia dziecka. Na przykład rodzic stoi z dzieckiem przy krawężniku na
pasach. Powinien trzymać to dziecko za rękę, ale czasem się zdarza, że ma zakupy, dziecko ma zajęte ręce. I mimo
mówienia, że czekamy na zielone światło, dziecko wybiega na jezdnię. Tu nie ma czasu na tłumaczenie, na stosowanie
innych sankcji. Rodzic z całą siłą powinien dziecko obezwładnić. To może wyglądać dość dramatycznie, bo chwyci za
włosy, za ramię, kurtkę, kaptur. Dziecko się może przewrócić, może być szarpnięte po jezdni - jest to zastosowanie
przemocy, ale było zagrożenie dla życia dziecka. Tak samo, kiedy wsadza drucik do kontaktu. Druga sytuacja to kiedy
dziecko zagraża innemu dziecku, np. pakuje widelec w oko młodszego brata, siostry, kolegi. Trzeba wyrwać z ręki
dziecka ten niebezpieczny przedmiot. Dopiero potem można się zastanawiać nad tłumaczeniem.
Niektórzy rodzice mówią, że są dzieci, do których nic nie dociera. Mówią: "Boli mnie głowa, proszę, wyłącz
muzykę". I to nie działa.
- "Bo dziecko jest nieznośne" - kwitują. Ja wtedy pytam, czy już takie było nieznośne, jak matka wróciła z nim ze
szpitala. Oczywiście są dzieci, które przychodzą na świat - tak bardzo skrótowo - z pewnymi mikrouszkodzeniami w
centralnym układzie nerwowym. Szacuje się, że takich dzieci jest ok. 2 proc. Na zewnątrz tego nie widać, bo to nie są
tak duże uszkodzenia jak np. przy porażeniu mózgowym, ale proces pobudzania jest większy niż proces hamowania. Z
tej grupy rekrutują się nasi ukochani ADHD-owcy. Więc właściwie tylko z tymi 2 proc. powinny być problemy. A jaki
mamy procent trudnych dzieci choćby na poziomie szkoły podstawowej czy gimnazjum? Niektórzy szacują, że nawet
około 40-50 proc. Co to oznacza? Że coś zepsuliśmy. My - dorośli, my - rodzice, my - wychowawcy, my - panie
nauczycielki w przedszkolu, my - panie nauczycielki w szkole, my - media, dając im szkodliwe nierzadko treści, znowu -
my rodzice, którzy dajemy na te media przyzwolenie. Telewizor, komputer, gry komputerowe to jest trzeci rodzic, który
wlazł na głowę im wszystkim, wdarł się trochę jak koń trojański do domu za ich przyzwoleniem i wychowuje nasze
dziecko. Jak wychowuje? Często bez kontroli, bo rodzicowi się wydaje, że to jest produkcja dla dziecka - bajeczka. A
tam walec przejechał zajączka i zajączek leży na szosie - to jest akt okrucieństwa kompletnie dziecku wypaczający
świadomość, bo w życiu realnym zajączek nie wstanie i nie pobiegnie dalej. Nie obwiniajmy dzieci o to, że gdy mają lat
siedem i matka mówi, że ją boli głowa, to one wzruszają ramionami. Bo mieliśmy tych siedem lat na wychowanie.
To co rodzice sknocili? Przecież kochali swoje dziecko.
- Ale kochać trzeba mądrze. Współczesny rodzic często nie wychowuje dziecka, ale je hoduje. W naszych polskich
rodzinach, w tzw. dobrych domach, zdarzają się hodowle dzieci. Hodowla pięknego egzotycznego kwiatu polega na
tym, że on musi dostać odpowiednie odżywki, odpowiednią ilość wody, musi mieć listki przecierane albo spryskiwane.
Chuchamy na niego i dmuchamy. Tak samo ten mały człowiek dostaje wspaniałe jedzonko, świetne odżywki,
szczepionki, reklamy prześcigają się w pomysłach, co jest dobre dla niego. Dziecko ma osiem-dziewięć miesięcy i się je
wiezie do Egiptu - niech świat zobaczy. To jest nowoczesne hodowanie. A naprawdę dziecku co innego jest potrzebne:
czas dla niego, kiedy będzie czuł bliskość rodzica, rozmowa, poczucie bezpieczeństwa, miłość. W czasie
wychowywania dziecko uczestniczy w życiu rodziny, zna problemy - oczywiście na miarę swoich lat. Dlaczego nasze
dzieci zupełnie się nie orientują w sytuacji finansowej swoich rodziców, zwłaszcza w kłopotach? Nie o to chodzi, żeby
tłumaczyć dziecku, jakie rodzic ma dochody, ale jeżeli w danym miesiącu nie dostanie dodatkowego wynagrodzenia,
przeszedł na inny etat, traci pracę, to powinna się odbyć narada rodzinna, nawet z kilkuletnim dzieckiem. Dziecko
powinno słyszeć, z czego w tym miesiącu czy półroczu rezygnujemy: ojciec nie idzie do klubu, mama rezygnuje z
fryzjera, ale ty, syneczku, również musisz z czegoś zrezygnować. Tylko w ten sposób dziecko będzie czuło, że
współuczestniczy w tym, co się dzieje w domu.
Pytają panią rodzice, co robić z takim wyhodowanym dzieckiem?
3 z 8
2009-04-22 09:29
94244602.006.png
Dwa szybkie w pupę
http://wyborcza.pl/2029020,75480,6518169.html?sms_code=
- Niestety, rzadko. Gdyby pytali, tobym rozumiała, że chcą poprawić relację z dzieckiem. Ale ten problem najczęściej
pojawia się, kiedy zaczynamy mówić o prawach dziecka. Wtedy pada argument: "No jak ja mam respektować jego
prawa, kiedy ono nie liczy się nawet z moim bólem głowy?!". I argumentują tak nie tylko rodzice, ale też nauczyciele i
wychowawcy. Szkolę kadry pedagogiczne i kiedy mówię, że dzieci trzeba wychowywać z poszanowaniem ich praw, to
wtedy natychmiast świat dorosłych mówi o swoim interesie.
A co powinien rodzic zrobić? Iść do psychologa?
- A czemu nie? Niestety, kiedy mówię rodzicowi, który ma problemy, żeby się zwrócił do specjalisty, do psychologa,
widzę najpierw zdumienie, a potem bardzo często oburzenie: "Przecież moje dziecko nie jest wariatem!". Nie rozumieją,
że konsultacja, rada, współpraca z psychologiem to taka sama współpraca jak np. z laryngologiem. Psycholog po to się
uczył, żeby pomagać. A rodzice często działają tylko na intuicję. Niektórzy dają się tyranizować, czują się bezradni.
Przypomina sobie pani takiego bezradnego rodzica?
- Najbardziej wstrząsający przypadek - samotna matka, osoba wykształcona, wychowująca 13-letnią panienkę. To było
tzw. późne dziecko, matka została z nią sama i tak bardzo obawiała się utraty miłości tej dziewczynki, że spełniała
wszystkie jej zachcianki. Opowiadała, że córka znika z domu, że dwa razy już matkę pobiła, wyniosła jej różne
wartościowe rzeczy, nie chce się uczyć, wagaruje, a ona jest bezradna. Poprosiłam, żeby przyszła z tą dziewczynką.
Zobaczyłam kobietę, nie dziewczynkę. Z pełnym ostrym makijażem, najlepszymi ciuchami, ufarbowanymi włosami,
pomalowanymi paznokciami, kolczykiem w nosie. Zobaczyłam taki plastikowy produkt, który był tworem tej porządnej,
zahukanej, skromnej i beznadziejnie głupiej matki. Bo tylko tak można ją określić. Ta kobieta całe życie oddała, żeby
zaskarbić sobie względy tej panienki. Oczywiście sobie nie zaskarbiła, bo córka mówiła o niej w sposób pełen
lekceważenia, ironii, a chwilami nawet obelg.
Matka mówi: "Ja dla ciebie wszystko, a jak ty mi się odpłacasz?".
- Ale ona nie powinna mieć wszystkiego. Kto powiedział, że człowiek ma mieć w życiu wszystko? Każdy człowiek, który
w pewnym momencie dostanie za dużo od życia, nie będzie tego szanował. Dorosły człowiek też. Ta panienka na dobrą
sprawę kwalifikowałaby się do ośrodka zamkniętego. Ja myślałam sobie: "Tam dojdzie do tragedii", bo w momencie
najmniejszego sprzeciwu ona rzucała matką jak piłką. Popełniała przestępstwa wobec tej matki. Ale to był skutek.
Przyczyna tkwiła w 13-letnim procesie demoralizacji w imię tzw. miłości.
Co się z nimi stało?
- Nie pamiętam. Tej matce radziłam ostre i surowe działanie: zgłoszenie pobicia policji, wniosek o dozór kuratora dla
córki. Ale czy te metody były skuteczne - najprawdopodobniej już nie. Ja przypuszczam, że córka uciekła od niej. Ona
przebywała ze znacznie starszym towarzystwem, ci pełnoletni ludzie grozili tej matce. Dziewczyna została zmarnowana.
Jak przez 30 lat działalności Komitetu Ochrony Praw Dziecka zmieniły się problemy dzieci?
- Nadal najczęściej trafiają do nas konflikty okołorozwodowe, które my nazywamy uwikłaniem dziecka w konflikt
rodziców - walka o dziecko, manipulowanie nim. Łamanie praw dziecka w szkole, w szpitalu, przedszkolu. Nasiliło się
zjawisko konfliktów, gdy jedno z rodziców jest cudzoziemcem. Zdarza się wywożenie dzieci za granicę, zarzuty
nieobiektywnego traktowania naszego obywatela przez zagraniczne sądy. Znacznie wzrosło ujawnianie sytuacji
związanych z przemocą fizyczną i seksualną. Nie wiem, czy nasiliło się to zjawisko, czy coraz częściej ludzie zaczęli
zwracać na to uwagę. Kiedyś myślano, że to głównie człowiek obcy, dewiant, pedofil wykorzystuje dzieci. A 80 proc.
takich sytuacji ma miejsce w środowisku domowym, sprawca jest dziecku znany - to może być ojciec, ojczym, wujek,
starszy brat, sąsiad, dziadek. Wiemy, że przestępstwo seksualne to nie tylko gwałt na ciele dziecka, ale też dotykanie
dziecka, namawianie do dotykania osoby dorosłej, masturbacja przy dziecku, oglądanie z dzieckiem albo przy dziecku
filmów pornograficznych. Każde takie zdarzenie niszczy psychikę dziecka. Ale coraz częściej staje się to okazją do
nadużyć. Dochodzi do szafowania argumentem "wykorzystywania seksualnego" przy konfliktach rozwodowych, kiedy
np. matka oskarża ojca o pedofilię.
A czy przy znowelizowanej ustawie nie wystarczy, gdy matka powie, że ojciec dawał dziecku klapsy?
- Nie sądzę, żeby jakikolwiek sędzia eliminował ojca z życia dziecka po oświadczeniu matki, że dawał klapsy. Sąd
powinien zapytać matkę: jeżeli ojciec bił dziecko, to co ona do tej pory robiła, dlaczego nigdzie tego nie zgłaszała? Są
badania psychologiczne, relacje świadków, przecież nagle sędziowie nie stracą rozumu.
Niestety często zdarza się, że przy rozwodzie matka czy ojciec chętnie rozwiedliby także dziecko z tym drugim rodzicem.
Bardzo ciężko to zrozumieć, zwłaszcza matkom, że zły mąż może być dobrym ojcem. Kobiety często mają naprawdę
bardzo poważne argumenty przeciwko partnerowi, który zawiódł czy wręcz okazał się draniem, ale nic nie upoważnia do
wyrokowania, że nie sprawdzi się w roli ojca - chyba że sąd uznał jakieś poważne dowody. A matki oczekują, że dziecko
będzie ojca tak samo jak one nienawidziło. "Jeśli zadzwonisz do niego, to ja przestanę cię kochać" albo "Jeśli się z nim
spotkasz, to babcia umrze, bo serduszko jej pęknie". Taki szantaż jest formą przemocy emocjonalnej wobec dzieci.
A jak ustawa miałaby zdefiniować i sankcjonować przemoc emocjonalną?
4 z 8
2009-04-22 09:29
94244602.001.png
Dwa szybkie w pupę
http://wyborcza.pl/2029020,75480,6518169.html?sms_code=
- Zdaję sobie sprawę, że to skomplikowane. Sama ustawa nie określa sankcji za stosowanie kar cielesnych i nie może
określać wprost sankcji za przemoc emocjonalną. Natomiast zakładam, że będzie odnośnik do kodeksu rodzinnego i
opiekuńczego, który te kwestie uszczegółowi i da sędziemu argument, że taki rodzic nie jest dobrym gwarantem opieki
nad dzieckiem.
Dzieci często same dają rodzicom sprzeczne komunikaty, czego chcą.
- Oczywiście. Dziecko spędza z ojcem weekend, świetnie się bawi, jedzą lody, idą do zoo. Ledwie przekracza próg
domu, na pytanie matki: "Jak było?", odpowiada: "Fatalnie. Wynudziłem się, byłem głodny, tata ciągle tylko dzwonił do
tej pani. Nie chcę się więcej z nim spotykać". Czy dziecko kłamie? Nie. Idąc na spotkanie z ojcem, czuje się jak mały
zdrajca wobec matki. I choć szaleje za tatą, wie, że mama oczekuje od niego czego innego. Mówiąc, że było nudno,
komunikuje jej pośrednio: "Mamo, ja cię nie zdradziłem". Mówi to, co matka chce usłyszeć.
To jak poznać, że jednak dziecku jest źle?
- Można poznać, że coś bardzo mocno przeżywa. Małe dzieci często "uciekają w chorobę" - mają torsje, biegunki,
skarżą się na różne bóle, a jak się je bada, to się okazuje, że nic się nie dzieje. To nieświadome wołanie: "Zwróćcie na
mnie uwagę!". Inne formy "ucieczki": autodestrukcja - już małe dzieci się okaleczają, drapią się, uderzają główką o
ścianę, obgryzają paznokcie do krwi. Albo niszczą, burzą, smarują, tną. Potem przychodzą wagary, ucieczka z domu,
narkotyki, alkohol. I najdramatyczniejsza "ucieczka" - w próbę samobójczą. Nasz najmłodszy samobójca miał pięć lat.
Dziecko z tzw. dobrego domu uwikłane w konflikt rodziców. Był porywany, straszony drugim rodzicem, ukrywany.
Rodzice mieli pieniądze, więc wynajmowali detektywów, namierzali się nawzajem, wyjeżdżali na drugi koniec Polski i
ukrywali dziecko, straszyli tym drugim rodzicem: "matka to suka, która przyjmuje bandytów", a "ojciec chce mamusię
otruć". W ciągu pół roku chłopiec był porywany i "odporywany" osiem razy. Pięciolatek był przerażony tą sytuacją,
kompletnie zdezorientowany, wymęczony. W ciągu paru tygodni dwukrotnie wyskakiwał z okna. Ta druga próba
samobójcza skończyła się ciężką psychozą. Odwiedzałam go w szpitalu - kiwające się apatyczne dziecko, które
przestało mówić. A rodzice przekonują: ja nie biję dziecka.
Czy tacy ludzie nie wiedzą, że w ten sposób krzywdzą dziecko?
- Żądza dokuczenia drugiej stronie albo zadośćuczynienie swojemu cierpieniu zaślepia całkowicie. Jest takie stare
powiedzenie, że w złości nie ma miłości. Do nikogo. Nie rozumieją, że za parę lat dziecko im wykrzyczy: "Tyś mnie
pozbawiła ojca!". Matka tego nie rozumie. Nie wyszła ponownie za mąż, jeżdżą co roku na ciekawe wakacje, poświęca
się dla dziecka, a teraz 12- czy 13-latka jej wykrzykuje, że go spotkała i to całkiem normalny facet. Matka nie rozumie,
że choćby nie wiem jak dobrze wbijała gwoździe i grała w piłkę, nie zaspokoi w dziecku potrzeby miłości do mężczyzny.
Kiedy w 1981 roku powstawał Komitet Ochrony Praw Dziecka, o przemocy wobec dzieci niewiele się
mówiło.
- W tamtych czasach ani milicja, ani pracownicy socjalni nie byli przygotowani do działań interwencyjnych na rzecz
dzieci. Na takiej pustyni powstał Komitet - pierwsza taka organizacja w Polsce, Europie Środkowej i Wschodniej.
Powołało go grono pedagogów, psychologów i prawników pracujących w ogniskach dla tzw. trudnej młodzieży. Ta
młodzież to byli świetni ludzie, tylko skrzywdzeni, najczęściej przez rodziny. Pracowałam z nimi, jeździłam na obozy,
spływy. Nie traciłam kontaktu, nawet gdy urodziły się moje dzieci. Dzwoniła dziewczyna: "Pani Mirko, wszystko się
zawaliło - ja się zabiję". Więc mówiłam, żeby wzięła taksówkę, ja zapłacę, i do późnej nocy rozmawiałyśmy. Moje dzieci
wzrastały w tym klimacie. Jeździły ze mną na te obozy. Moi podopieczni nosili dwuletnią Kamilę na barana, opiekowali
się nią, ona z nich wydobywała najlepsze emocje.
Pierwsza sprawa Komitetu?
- Sześcioletni Daniel został zakatowany pasem, bo nie umiał zawiązać sznurowadeł. Jak się okazało w śledztwie, to był
tzw. dobry dom. Ojciec inżynier, macocha - nauczycielka w liceum w Warszawie. Tak długo biła tym pasem, aż go
zatłukła. Ze śledztwa wynikało, że sąsiedzi wielokrotnie słyszeli krzyk i płacz tego dziecka, ale funkcjonował stereotyp
dobrego domu: czyści, grzeczni, eleganccy, nie ma burd, awantur, a że dzieciak wrzeszczy, to pewnie jest niesforny i
trzeba go dyscyplinować. Panie w przedszkolu zeznawały, że Daniel wielokrotnie przychodził posiniaczony, że miał
ponadrywane uszy i charakterystyczne siniaki na policzkach: z jednej strony jeden siny krążek, z drugiej strony cztery -
od chwytu za twarz z wciśnięciem palców i szarpaniem. Ale dziecko na czas przyprowadzane, na czas zabierane - do
głowy im nie przyszło, by kogoś poinformować.
A skąd sąsiedzi mają wiedzieć, że dziecko nie "płacze, bo płacze", tylko że tam się dzieje coś złego.
- Płacz dziecka bitego czy dziecka maltretowanego jest inny niż dziecka chorego albo takiego, które ma kolkę. Na ogół
temu płaczowi towarzyszą wyzwiska, krzyki, jakieś huki - to dziecko bywa czasami rzucone, popchnięte. Jeżeli nawet
zwykły płacz jest bardzo częsty, moim zdaniem najpierw trzeba się zwrócić do rodzica. Nie ma nic niestosownego, jeżeli
zapytamy sąsiadkę, czy może trzeba jej w czymś pomóc, czy może dziecko jest chore, że tak płacze całymi dniami.
Oczywiście możemy się spotkać z bardzo ostrą, nieprzyjemną reakcją. Ale to jest kolejny sygnał. Rodzic, którego
dziecko choruje i dlatego krzyczy, inaczej zareaguje w takiej sytuacji: spokojniej i bardziej otwarcie. Rodzic, który rzuca
się z pazurami, ma najczęściej coś na sumieniu. Może wtedy warto pójść do najbliższego Ośrodka Pomocy Społecznej?
Nowelizowana ustawa ma ważne zapisy: na OPS i szkołę nakłada oblig zgłaszania takich spraw policji lub
5 z 8
2009-04-22 09:29
94244602.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin