Kane Stacia - The Downside Ghost 01 - Nieświęte duchy.pdf

(956 KB) Pobierz
348246295 UNPDF
Rozdzi
ał 1
348246295.001.png
Gdyby człowiek, którego miała przed sobą Chess, nie był już
martwy, prawdopodobnie próbowałaby go zabić.
Cholerne duchy. Przez półtora roku nie musiała mieć z żadnym z
nich do czynienia - najlepszy wynik w dziedzinie demaskatorstwa w całym
Kościele. i akurat teraz, kiedy potrzebowała premii bardziej niż
kiedykolwiek, on się pojawił.
Unosił się kilka stóp nad parkietem - w wygodnym
kilkupoziomowym podmiejskim domu Sanfordów w samym centrum
Cross Town - z założonymi rękami i znudzoną miną.
Zupełnie jakby sobie z niej drwił.
- Nie zamierza pan pójść tam, gdzie powinien, panie Dunlop?
Duch Dunlopa pokazał jej środkowy palec. Dupek.
Czemu nie potrafi po prostu pogodzić się z tym, co nieuniknione?
Za życia też był dupkiem, jak wynikało z posiadanych przez nią
informacji. Hyram Dunlop z Westside, bankier i ojciec dwojga dzieci
(wszyscy już nie żyją), od pięćdziesięciu lat powinien spoczywać w
pokoju, a nie zjawiać się tu, żeby dzwonić rurami, tłuc porcelanę i robić
inne głupie rzeczy.
Położyła psią czaszkę na środku pokoju, zerknęła na kompas, aby się
upewnić, że jest zwrócona na wschód, i zapaliła czarne świece po obu
stronach czerepu. Poruszała się automatycznie, bo ustawiała swój ołtarz
już dziesiątki, jeśli nie setki razy. Sięgnęła po rozwidlony pręt osadzony w
srebrnej podstawie i opleciony specjalnie hodowanymi niebieskimi i
czarnymi różami, a torebkę ziemi z grobu pana Dunlopa umieściła przed
czaszką.
Kilka minut zajęło jej przygotowanie kociołka na trójnogu. Pan
Dunlop przesunął się za jej plecami, ale go zignorowała. Okazać strach
przed zmarłym - czy w ogóle jakąkolwiek emocję - znaczyło prosić się o
kłopoty. Napełniła kociołek wodą, zapaliła umieszczony pod nim palnik i
wrzuciła szczyptę tojadu lisiego.
Kawałkiem czarnej kredy naznaczyła drzwi wejściowe, a potem
wzięła się do okien, rozmyślnie przechodząc przez widmo Dunlopa, mimo
nieprzyjemnego chłodu. Jego buntownicze spojrzenie straciło na
stanowczości, kiedy wyjęła sól i zaczęła ją rozsypywać
- Pewnie będzie bolało - uprzedziła.
Jej wzrok powędrował w stronę staroświeckiego zegara w kącie, tuż
za byle jak nakreślonym solnym kręgiem.
Dochodziła ósma. Cholera. Zaczynało ją swędzieć.
Nie jakoś okropnie, ale wystarczająco, żeby rozproszyła się nieco,
akurat wtedy, kiedy powinna być maksymalnie skoncentrowana.
Ledwo zaczęła odcinać dostęp do holu, pan Dunlop wymknął się na
schody prowadzące na górę. Już wcześniej zabezpieczyła sypialnie, więc
symbole na drzwiach i oknach uniemożliwią mu opuszczenie budynku,
ale... jasna cholera!
Zapomniała o kominku w sypialni pana domu. Przewód kominowy.
Nie zastanawiając się, chwyciła torebkę z cmentarną ziemią i
popędziła za panem Dunlopem. Ziemi miała użyć dopiero później, kiedy
pojawi się psychopomp, żeby eskortować ducha, ale żaden inny sposób
zatrzymania Dunlopa nie przyszedł jej do głowy.
Wpadła do sypialni. Nad paleniskiem widać było już tylko stopy
pana Dunlopa, Rzuciła w nie garścią ziemi z torebki.
Dunlop spadł, jego usta ułożyły się w słowa, które zdecydowanie nie
należą do przyjemnych. Nie zwracając na to większej uwagi, zanurkowała
do kominka, żeby naznaczyć przewód kredą, zanim duch znów spróbuje
zwiać.
- Żadnego uciekania - powiedziała stanowczo. - Wiesz, że nie
powinno cię tu być.
Wzruszył ramionami.
Wyjęła z kieszeni ektoplazmarker, w który wyposażył ją Kościół -
Kościół wie, jak chronić ludzkość przed duchami - i go otworzyła. Dunlop
skurczył się w panice. Gdy pochyliła się ku niemu, on zaczął wsiąkać w
podłogę.
Zanim zdołał całkiem zniknąć, zbiegła na dół po sól i dokończyła
odcinanie holu. Dunlop spłynął z sufitu - poza kręgiem.
Przez tych kilka minut, kiedy byli na górze, atmosfera w pokoju
uległa zmianie. Jej energia zmieszana z energią ziół wypełniła pokój mocą.
Chess zerknęła na ołtarz. Psia czaszka grzechotała jak kastaniety, unosząc
się nad podłogą.
Psychopomp nadchodził.
Dunlop cofnął się, kiedy ruszyła ku niemu z ektoplazmarkerem w
wyciągniętej ręce. Przypomniała sobie jego symbol przejścia. Teraz musi
tylko zapędzić go z powrotem do kręgu i naznaczyć symbolem, zanim
przybędzie pies.
Jeden jedyny raz słyszała o Demaskatorze, któremu się to nie udało.
Miał szczęście, bo pies zabrał ducha.
Ale był to wyłącznie fart. Bez symbolu przejścia w chwili, kiedy pies
się zmaterializuje, wyzionęłaby ducha.
Dunlop uderzył o ścianę i obejrzał się zdziwiony. Duch może
przenikać przez przedmioty nieożywione, chyba że dany przedmiot
zostanie utwardzony w wymiarze metafizycznym.
- Naznaczyłam ściany. - Chess rozgarnęła stopą sól, przerywając
linię. - Nie możesz przez nie przejść i uciec. Byłoby dużo łatwiej; gdybyś
się uspokoił i pozwolił mi wykonywać moją pracę.
Pan Dunlop skrzyżował ręce na piersi i pokręcił lekko głową.
Chess westchnęła.
- Dobra. Jak chcesz. - Rozkruszyła między palcami trochę asafetydy i
rozsypała ją na podłodze wokół niego.
- Hyramie Dunlopie, rozkazuję ci wejść do tego kręgu, abyś został
naznaczony i odesłany na wieczny spoczynek, Rozkazuję ci opuścić ten
wymiar bytu.
Wzdrygnęła się na dźwięk warczenia, które rozległo się w pokoju.
Czaszka skoczyła w górę, a za nią zaczęła się materializować reszta psa -
w pełgającym świetle świec było wyraźnie widać każdą kość.
Niech to szlag! Wciąż była w kręgu sama.
Co gorsza, oboje pachnieli asafetydą. Nie umyła rąk.
Pies - za sprawą magii wyczulony na zapach ziela - nie rozróżni ich.
Chess krzyknęła, kiedy rzucił się na nią. Jednocześnie jego szkielet
obrastał ciałem, pokrywał się skórą i sierścią.
Wpadła na Hyrama Dunlopa, a właściwie przeleciała przez niego.
Tym razem chłód wydał jej się jeszcze bardziej przejmujący. Może
dlatego. że nie była na to przygotowana, a może przeraził ją widok ostrych
zębów kłapiących w powietrzu zaledwie centymetry od jej ręki.
Upiorny pies chwycił ją zębami za łydkę i pociągnął.
W jego pustych do tej pory oczodołach pojawiły się jarzące się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin