Wróżbiarstwo.rtf

(31 KB) Pobierz
Wró¿biarstwo (poznawanie przysz³oœci)

Wróżbiarstwo (poznawanie przyszłości)

Czy człowiek ma prawo szukać rozpoznawania przyszłości, czy jest to postawa chrześcijańska?

Istnieje w tej materii wielki zamęt pojęciowy. Myli się często charyzmat proroctwa, o którym mówi św. Paweł, z jasnowidzeniem a także wróżbiarstwem. To ostatnie zwłaszcza należy do dziedziny okultyzmu, który Kościół traktował zawsze z wielkim dystansem, widząc w nim pokusę czy też otwartą bramę dla ingerencji demonicznej. Obecnie w naszej kulturze panuje tendencja, aby wszystkie zjawiska nadnaturalne czy paranormalne - w tym także dar przepowiadania przyszłości - wyjaśniać w duchu hipotez naturalistycznych. Hipotezy te ignorują lub wręcz wykluczają możliwość wpływu potęg demonicznych. Wiele szkół parapsychologicznych i publikacji (także w Polsce) popełnia błąd rozszerzania swych jedynie prawdopodobnych hipotez naturalistycznych na wszystkie zjawiska nadnaturalne, ignorując nie tylko zjawiska negatywne, ale również charyzmatyczne dary Ducha Świętego - w tym także dar proroctwa - redukując je do wymiaru dostępnej niemal każdemu natury. Jest to nieuczciwością i nadużyciem, choćby z punktu samej tylko metodologii naukowej.

Tylko Bóg może znać przyszłość - mówi św. Tomasz z Akwinu - oraz ci, którym Pan Bóg, jako swym przyjaciołom zechce objawić. Tym, którzy zanim usłyszą Jego obietnice, żyją według Jego przykazań. To bardzo ważne kryterium[1]. Św. Paweł mówi o charyzmacie proroctwa, który zawsze funkcjonuje w kontekście wspólnoty chrześcijańskiej i dla jej duchowego dobra. Bóg nie udziela tego daru dla zabawy czy dla zaspokojenia ciekawości ani nawet nie dla zaspokojenia najpilniejszych potrzeb ludzkich, ale jedynie i wyłącznie dla dobra duchowego człowieka, tj. dla wzrostu jego wiary i miłości.

Dar proroctwa różni się krańcowo od wróżbiarstwa, wobec którego Biblia odnosi się z najwyższą surowością. Bóg daru proroctwa udziela bardzo oględnie, aby nie naruszyć w człowieku równowagi życia z wiary i związanej z tym równowagi psychicznej. Dlatego często należy po prostu przezwyciężyć palącą ciekawość czy bolesną niepewność, traktując je jako pokusę lub jako próbę wiary, pokonując je właśnie aktem wiary i modlitwą. Wiara i modlitwa - są to głębokie akty egzystencjalne i bardzo subtelne wymiary serca, gdzie nic nie może być oszukane. Bóg wymaga bowiem szczerości i zawierzenia. Człowiek zaś, zamiast sugerować się fatalizmem i determinizmem, który tchnie z wróżbiarskich przepowiedni, winien żarliwie prosić Boga o wszelkie dobre pragnienia swego serca. Nawet niektórzy astrologowie twierdzą, że absolutny determinizm nie istnieje, a tym bardziej uważają tak chrześcijanie, którzy wierzą, że ich Bóg wszystko może, a człowiek jest wolny. Stąd wiele nawet prawdziwych proroctw chrześcijańskich jest jedynie warunkowych, zależnych od wolnego zachowania się człowieka. Toteż Kościół był zawsze ostrożny nawet wobec proroctw, które zostały uznane za możliwe. Mówi się o naturalnym darze przepowiadania przyszłości, zwanym jasnowidzeniem (prekognicja), który zresztą jest problematyczny i ciągle nie udowodniony[2]. Może on być wysubtelnionym zmysłem wnioskowania z faktów przeszłych i teraźniejszych, a to już zupełnie inna sprawa. Dary jasnowidzenia przeszłości lub teraźniejszości są dużo bardziej prawdopodobne jako dary naturalne, aniżeli przepowiadanie przyszłości. Istnieje charyzmatyczny, występujący u Ojców Kościoła, dar czytania w sercach ludzkich (kardiognoza), ale wyłącznie w celu pomocy duchowo-religijnej, co odróżnia go od owego rzekomo naturalnego daru, który często pojawia się bez powagi tego kontekstu, co stwarza możliwość nadużycia go, a to jest już znakiem ostrzegawczym. Kościół stwierdza bowiem, że szatan posiada znacznie przewyższającą ludzką znajomość ukrytych faktów teraźniejszych i przeszłych[3]. Stąd lekkomyślne szukanie porad u wszelkiej maści wróżbitów czy jasnowidzów jest nie tylko narażaniem się na wpadnięcie w iluzję i nieposłuszeństwem wobec poszczególnych zakazów Bożych czy kościelnych, ale również nieposłuszeństwem wobec samego ducha doktryny chrześcijańskiej i może sprowadzić na daną jednostkę ogromne duchowe ciemności czy nawet życiową klęskę. Kto zaś ufa Bogu, nigdy się nie zawiedzie, choćby szedł przez ciemną dolinę rozpaczy czy trawiący ogień niewymownych cierpień. Termin "astrologia" kryje w sobie pogańskie kulty gwiezdne, takie jak np. kult Mitry, popularny w Afryce, jak i w Rzymie. Astrologia była również synkretycznie powiązana z innymi kultami, np. kultem Bachusa. Ale nie tylko z powodu idolatrii św. Augustyn jako biskup nakaże palić astrologiczne księgi. Jak bowiem twierdzi biskup z Hippony, pierwsze znaki zodiaku zostały określone przez Chaldejczyków w XIV wieku p.n.e. Chaldejczycy wyobrażali sobie wpływ dwunastu konstelacji na życie ludzkie. Pozwoliło to ułożyć prawdziwe kalendarze (ephemerides), według których ustalano horoskopy. Augustyn wykrzykiwał oburzony: "Cóż takiego wie wróżbiarz, że obiecuje ci długie życie? Uważa się za Boga?"[4] Augustyna, oprócz bezczelności astrologów przepowiadających np. koniec chrześcijaństwa czy koniec świata, najbardziej irytowało to, co uważał za szczególnie niebezpieczne dla zbawienia człowieka, mianowicie wpływ astrologii na ludzką wolę: "Cóż pozostanie z wolności, jeśli przeznaczenie człowieka określone jest układem gwiazd? Jakie miejsce pozostanie dla sądu Bożego?" M. Eliade wyjaśnia to przedziwne zainteresowanie horoskopami współczesnego człowieka przekonaniem, że przydają one człowiekowi jakby nowej godności (gdy jego los jest określony przez coś, co go przekracza) zwłaszcza wtedy, gdy czuje się zagubiony, doświadczając egzystencjalnie bezsensu świata[5].

Augustyn natomiast widzi grzechy astrologów bardzo ostro. Mieszając oni niektóre elementy nauk ścisłych z domysłami, wykazują ewidentnie złą wolę, za którą stoją wpływy demonów. Demony kryją się za szacownymi ludźmi, sprawiającymi wrażenie poważnych naukowców. Współczesne pomieszanie okultyzmu z elementami nauki nie jest więc czymś nowym. Augustyn poświęca całą rozprawę tematowi wróżbiarstwa kierowanego przez demony: "Siedzą i liczą gwiazdy, przestrzenie, bieg, obroty, badają ruchy, opisują, wyciągają wnioski. Wydają się wielkimi uczonymi. Ta cała wielkość i uczoność, to obrona grzechu (podkr. - A. P.). Będziesz cudzołożnikiem, bo taka jest twoja Wenus; będziesz zabójcą, bo taki jest twój Mars. Zatem zabójcą jest twój Mars, a nie ty. Wenus jest cudzołożna, a nie ty. Bacz, żebyś ty nie został potępiony zamiast Marsa czy Wenus"[6]. Istnieje jeszcze inne niebezpieczeństwo, mianowicie deformacja obrazu Boga, którego będzie się oskarżać albo o bezsilność (nie jest wszechmocny), albo o złą wolę (nie jest dobry). Jeżeli bowiem przeznaczenie jest wypisane na niebie, a przeznaczenie to złe gwiazdy, a złe gwiazdy zostały stworzone przez Boga, no to Bóg jest albo bezsilny (żeby np. odwołać ich złe działanie), albo zły (czy też obojętny na ludzkie sprawy, co na jedno wychodzi). Jakie to ma konsekwencje psychologiczne, nie trzeba chyba tłumaczyć. Widzimy także obecnie powrót pogańskiego fatalizmu, gdzie człowiek w swej pozornej niewinności, człowiek udający Boga kreującego dobro i zło, bardzo szybko powraca do oddawania swej wolności w niewolę fatum. To rozgrzeszanie się w imię gwiazd to, jak powiedział słusznie św. Augustyn, uczona lub pseudo-uczona obrona grzechu.

Astrologia jest więc grzeszna. O jednym z klientów astrologicznych porad Augustyn mówi: "Dopuścił się kradzieży, aby nie odkryto jego czynu, udaje się do astrologa. Dość, iż ukradłeś, dlaczego chcesz do grzechu grzech dołączyć?"[7] Ludzie, którzy parają się ową obroną grzechu są zwodzicielami, co jest najcięższym grzechem. Czynią to w imię astrologicznej wiedzy, która jest po prostu nie tylko nieprawdziwa, ale i niemożliwa z racjonalnego (teistycznego) punktu widzenia. Niemoralność połączona z głupotą.

Medycyna okultystyczna (uzdrowienia)

Medycyna konwencjonalna, tradycyjna (akademicka) nie jest w stanie i nigdy nie będzie - uleczyć wszystkich chorych. Są, więc ludzie (także i w Polsce), którzy manifestując prawdziwe czy rzekome zdolności uzdrowicielskie, oferują swoje usługi licznej klienteli. Zjawisko uzdrowicielstwa pozatradycyjnego czy paranomalnego to zjawisko stare jak świat. Zdrowie jest wielkim dobrem, człowiek chory chwyta się więc każdej iskierki nadziei. Ale nie wszystkie uzdrowienia pochodzą od Boga. Nie wszystkie też uzdrowienia pochodzą z neutralnych właściwości natury, których poznawanie trwa nieprzerwanie od starożytności aż do dziś. Istnieją bowiem uzdrowienia, które pochodzą z obszarów sił wrogich Bogu, Kościołowi, z obszarów sił spirytystycznych, demonicznych. I wtedy człowiek szukając dobra - swego zdrowia - może ponieść szkodę dla swojej duszy. Energia ujawniona podczas ingerencji uzdrowiciela, szczególnie podczas gestu nałożenia rąk - energia, której niekiedy przedwcześnie nadaje się nazwy, takie jak "bioenergia", "fluid życiowy" czy "energia kosmiczna" - może posiadać bardzo różne i niezależne od siebie przyczyny[8]. Sam jej skutek uzdrowicielski nie mówi jeszcze nic o jej pochodzeniu. Potrzebny jest szerszy kontekst dla rozeznania duchowego.

Pierwszą przyczyną (całkowicie niezależną) może być energia Boska, siła łaski. Mówimy wówczas o charyzmacie uzdrawiania, który posiadał Jezus Chrystus, poprzez swego Ducha obdarzył nim apostołów i obdarza także dziś niektórych chrześcijan. Jest to rzeczywistość znana i rozpoznana po owocach, wśród których sam fakt uzdrowienia nie wystarcza.

Drugą przyczynę manifestacji owej energii odczuwalnej w ciele przez uzdrawianego próbuje określić hipoteza neutralnego czy autonomicznego obszaru sił natury, który ciągle jeszcze nie znany, zostaje poddany intensywnym badaniom na różnych poziomach. To hipoteza naturalistyczna. Zajmuje się nią dziedzina zwana parapsychologią czy psychotroniką, która z trudem poszukuje swego statusu jako dyscypliny naukowej.

Trzecią przyczyną może być ingerencja sił demonicznych, o czym mówi hipoteza spirytystyczna. Ingerencja duchów może współistnieć z ewentualnymi siłami natury, którymi się one mogą nawet posłużyć.

Nasuwa się pytanie: czy szatan może uzdrawiać? Wielu praktyków pastoralnych i charyzmatycznych odpowiada na to twierdząco. Bądźmy więc czujni, nie dajmy się zwieść (por. Ef 6, 10-12).

Czy więc chrześcijanin może za wszelką cenę i u wszystkich szukać uzdrowienia ze swoich dolegliwości? Pastoralna i charyzmatyczna tradycja Kościoła, bazująca na Biblii i doświadczeniu świętych, zawsze ostrzegała wiernych przed nierozwagą w tym względzie. Istnieją bowiem dwa poważne zagrożenia. Pierwsze - to postawa serca, postawa wewnętrznej niewierności, polegającej na niedostatecznym liczeniu na Pana Boga we wszystkim - Boga, który jest przecież Panem każdej sytuacji. To grzech braku zaufania i zachwianie relacji osobowej z Bogiem, skoro nadmiernie pokłada się nadzieję w czymś, co nie jest naszym Bogiem (ryzyko grzechu idolatrii). Drugie zagrożenie - to realna możliwość ingerencji sił demonicznych, fatalnej w skutkach dla zdrowia psychicznego i duchowego. W momencie uzdrowienia fizycznego choroba może się przenieść do sfery psycho-duchowej. Może więc być z człowiekiem jeszcze gorzej, bo np. może zniknąć ból (ciało), a pojawi się lęk (psychika) czy trudności w modlitwie (duch). Nie takie jest uzdrowienie chrześcijańskie. Zwłaszcza, że szereg uzdrowicieli przyznaje się jawnie do kontaktów ze spirytyzmem czy nawet otrzymania swych darów od tzw. "duchów- przewodników". Trzeba więc przejawiać wielką ostrożność, obserwować czy zachowane są kryteria chrześcijańskie i raczej dmuchać na zimne niż ulec pozornej neutralności czy naturalności działań, stąd też często jest tu już potrzebny charyzmat rozeznawania duchów, o którym mówi św. Paweł. Są trzy podstawowe kryteria charakteryzujące uzdrowienie chrześcijańskie, które powinny występować równocześnie:

-Zasada uzdrowienia czy oczyszczenia całego człowieka, w tym także - a może przede wszystkim - jego duszy (uzdrowienie paralityka przez Jezusa). Z uleczeniem ciała powinny wzrastać również owoce ducha: pokój i radość, wiara, miłość, pokora, pojednanie ze wszystkimi[9].

-Kryterium wiary jako wiary teologalnej, według której wierzy się, iż akt uzdrowienia to dar od Boga, to nowe spotkanie z miłującym Bogiem (a nie jakaś koncentracja woli, którą można by nazwać wiarą psychologiczną). Choroba jest nie tylko faktem, ale również znakiem, który należy odczytać w relacji do Boga. Wielu uzdrowicieli nie żąda od nas nie tylko wiary teologalnej, ale i wiary psychologicznej, zadowalając się jakąś pasywną uwagą. Przypomina to raczej seans hipnotyczny niż zbawcze i personalne spotkanie z Bogiem.

-Osoba uzdrowiciela. Należy się mu bacznie przyglądać czy działa on bezpośrednio w imię Jezusa, bezpośrednio mocą Jezusa - jak ongiś apostołowie. "Jednemu tylko Bogu służyć będziesz" - mówi Pismo Święte. Uzdrowiciel rozpowszechnia często własne zdjęcie, jeszcze częściej uzdrawia za pieniądze i uważa się za niezbędne, jedyne czy może najlepsze narzędzie energii niewiadomego pochodzenia. W praktyce oznacza to: ubóstwienie energii nieznanego pochodzenia (1) oraz samoubóstwienie (2) zwłaszcza przy założeniu filozofii panteizmu, gdzie biorca rzekomej energii kosmicznej jest jednocześnie jej twórcą.

Ponadto, jak stwierdza Orygenes w swoim dziele Contra Celsum (2,40), "bałwochwalcą jest ten, kto niezniszczalne pojęcie Boga odnosi do wszystkiego, tylko nie do Boga" (por. KKK, 2114). Z tego punktu widzenia grzechem bałwochwalstwa będzie także ubóstwianie energii i do tego nieznanego pochodzenia. Mamy tu zresztą dwie rzeczy: ubóstwienie energii, a następnie grzech nieroztropności otwierania się na energię nieznanego pochodzenia:

-Ubóstwienie energii. Według Pierwszego Sympozjum Stowarzyszenia Radiestetów w Warszawie (wrzesień 1981), bioenergia ma następujące cechy:

*posiada własną inteligencję przewyższającą inteligencję człowieka,

*posiada psychiczne i genetyczne cechy charakteru człowieka, od którego pochodzi;

*przechodzi przez wszystkie przeszkody, jak mury, ekrany, specjalne kabiny itp., odległość nie odgrywa dla niej żadnej roli - jej cechą charakterystyczną jest integracja wszechobecnego systemu wartości i sił metafizycznych wszechświata.

W 1983 roku, Biotroniczna Komisja Weryfikacyjna (rodzaj kościoła, uniwersytetu), która powstała przy Stowarzyszeniu Radiestetów w Warszawie, ustanowiła następującą (nowa dogmatyka) definicję bioenergoterapeuty:

"BIOENERGOTERAPEUTA to człowiek posiadający dar przekazywania energii dobra (skąd wiadomo, że dobra?) w sposób skuteczny (jest dobra, bo jest skuteczna?), a zarazem bezpieczny (czy także duchowo bezpieczna?) dla siebie i pacjentów. Ów dar nie musi być uświadomiony sobie przez bioenergoterapeutę, jak również nie musi znać on rzeczywistych mechanizmów przyczyny chorób i ich likwidacji".

Czyli nie wie on trzech rzeczy:

-Nie wie skąd pochodzi energia i jaka jest jej natura (zakłada on tylko, że jest wszechmocna i dobra, czyli boska). Większość bieoenergoterapeutów otwarcie przyznaje się do nieznajomości natury tej energii, powołując się na tajemnicę. Skąd więc wiadomo, że jest to energia dobra?

-Ów dar nie musi być uświadomiony sobie przez terapeutę, czyli nawet nie wie, skąd pochodzi ten dar i czemu służy. Skąd więc wiadomo, że to dar? A jeśli tak, to od kogo?

-Nie musi on znać właściwych przyczyn choroby, jak też wiedzieć dlaczego np. choroby znikają. Jeśli nie zna przyczyn choroby, to skąd wie czy nie znikają tylko objawy, a wtedy będzie jeszcze gorzej, bo ingeruje on w naturalny proces obronny organizmu, lub co gorsza, ingeruje on jakby w sens teologiczny choroby, która jest dopuszczona przez Boga także w jakichś celach duchowych.

Chrześcijanin wie:

-jaką mocą to czyni (moc Chrystusa);

-co to za dar (służy on ewangelizacji, a więc misji zbawczej Chrystusa polegającej głównie na "nawracaniu serca" ku zbawieniu, które jest sprawą życia i śmierci);

-że przyczyny choroby, nawet jeśli nie zawsze mają korzenie bezpośrednio duchowe, to są kierowane przez Boga osobowego i w tym kontekście mają jakiś sens teologiczny, który należy odczytać.

Mamy tutaj istotne przejawy niebezpiecznego irracjonalizmu oraz beztroski duchowej, która przeważnie:

-przedwcześnie identyfikuje objawy empiryczne wtłaczając je w ramy gotowych teorii gnostyczno-magicznych, jak wspomniany energetyzm.

Powstaje tu problem uczciwości intelektualnej; nie uwzględnia zakazów, ostrzeżeń biblijnych (ustanowionych expressis verbis), a często wręcz podważa Biblię jako taką, ponieważ reprezentuje ona światopogląd nie- monistyczny, a nawet anty-monistyczny (odrzucenie magicznych kultów); nie docenia mocy sił spirytystycznych przemieszanych z naturą (naiwny naturalistyczny optymizm), natomiast - jak stwierdza objawienie chrześcijańskie - natura jest skażona (nie zła!) i demony w sensie szerokim również należą do natury.

To wszystko powoduje, że nawet jeśli terapeuta posiada dobre intencje (co nie usuwa grzechu ignorancji zawinionej), to:

-może stać się narzędziem uwikłania ludzi w grzech przeciwko pierwszemu przykazaniu, ze wszystkimi jego konsekwencjami (tzw. obciążenie okultystyczne[10] do trzeciego, czwartego pokolenia);

-może stać się narzędziem działania złych duchów, czemu sprzyja powyższy grzech.

Same takie możliwości (zwłaszcza, że są istotnie powiązane ze sobą) istotnie dyskwalifikują tzw. "bioenergoterapię", gdyż dotyczą one spraw najwyższej wagi. Natomiast w sprawach najwyższej wagi moralno-duchowej sama możliwość nakazuje w sposób konieczny działanie tak, jak by to była realność.

To wszystko potwierdza praktyka, a szczególnie świadectwa byłych bioenergoterapeutów", którzy byli egzorcyzmowani.

5

 


[1] Mówi o tym Nota (s. 144) cytując KKK, 2115.

[2] Z teologicznego punktu widzenia, jest bardzo wątpliwe, żeby istniał jakikolwiek "naturalny" dar przepowiadania przyszłości. Przyszłość należy bezpośrednio do Boga i ponadto wciąż jakby "tworzy" ją wolność człowieka. Jest to sprawa najwyższej wagi, gdyż jakiekolwiek, najmniejsze choćby, informacje o przyszłości mają zawsze nieobliczalne konsekwencje psychologiczne, wpływając na wolność człowieka. Jest bardzo wątpliwe, żeby Bóg w najmniejszym stopniu pozwalał na coś takiego, by nie ochraniał tego tak, jak ochrania np. godność sakramentów, poprzez które działa. Przepowiadanie przyszłości nie może być więc jakimś zjawiskiem czysto naturalnym czy neutralnym, ale zawsze będzie jakimś "wydarzeniem duchowym". Będzie to więc jedynie dar proroctwa, który może podawać jedynie informacje o przyszłości bardzo ogólne (1) oraz warunkowe (2), bo zależne też od postępowania człowieka. Stąd jakakolwiek obecność szczegółowych informacji, nawet w zweryfikowanym już jako dar duchowy darze proroctwa, będzie zawsze podejrzana. Szatan nie zna przyszłości, ale doskonale wnioskuje znając rozmaite mechanizmy natury, które są ukryte dla percepcji ludzkiej. Pisze o tym wnikliwie św. Augustyn. (Por. św. AUGUSTYN, Demoni e profezie. De ivinatione daemonum, Montedit, Milano 1993, s. 63).

[3] Św. AUGUSTYN, Sermones 87, 9, 11. PL 38, 536, w: A. G. HAMMAN, W Afryce Północnej w czasach św. Augustyna, PAX, Warszawa 1989, s. 199.

[4] Por. M. ELIADE, dz. cyt., s. 71.

[5] Św. AUGUSTYN, Enarrationes in Psalmos, 140, 9. PL 37, 1821, w: A. G. HAMMAN, dz. cyt., s 201.

[6] Św. AUGUSTYN, In Iohannis Evangelium tractatus X, 5. PL, 1469, w: A. C. HAMMAN, dz. cyt., s.202.

[7] Przede wszystkim nie wiadomo czy chodzi tutaj o jakąkolwiek energię. Manifestacje czysto wewnętrzne, polegające na "odczuwaniu czegoś" (mrowienie, uczucie ciepła lub zimna) nie świadczą jeszcze o istnieniu jakiejś energii, bo jest to już jakaś koncepcja teoretyczna, która jest nieproporcjonalna do owych efektów wewnętrznych, na podstawie których arbitralnie wnioskuje się o istnieniu jakiejś energii (i do tego energii "kosmicznej"!).

[8] Nieprzypadkowo w różnych językach etymologie słów: zdrowie i zbawienie (np. wł. salute e salvezza), lub zdrowie i świętość (niem. Heil und Heiligkeit) pokrywają się. Jest to wyrazem intuicji wyraźnie pochodzących z Ewangelii.

[9] Chodzi tutaj o rozmaite negatywne skutki psycho-duchowe (niekiedy bardzo tajemnicze), które oprócz tego, że przejawiają się w skłonności do popełniania grzechów okultyzmu, to również przejawiają się w rozmaitych "ciemnych zniewoleniach" (uniemożliwiających modlitwę), tajemniczych niepowodzeniach i "złych" nieszczęściach (mimo zewnętrznych oznak "sukcesu"), które dotykają całe rodziny. Nie chodzi tu o żaden determinizm czy odpowiedzialność zbiorową, ale o pewne skutki grzechu, uznanego przez Boga za najcięższy i określonego jako "nierząd" z mocami ciemności.

[10] Do wielu z tych ludzi (do czego sami się już po nawróceniu chętnie przyznają) odnosi się ironiczna uwaga z Mdr 17,7-8 (cytowana w Nocie, s. 140): Zawiodły kłamliwe sztuczki czarnoksięstwa, spadła haniebna kara na przechwałki z powodu mądrości! Ci, którzy przyrzekali duszę schorzałą uwolnić od strachów i niepokojów, sami na śmieszny strach chorowali.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin