Jezioro Plaża I Ja.doc

(141 KB) Pobierz

JEZIORO, PLAŻA
I JA

 

  Radio grało, niosąc wakacyjną piosenkę: „To była blondynka, ten kolor włosów tak zwą, sprawiła, że miałem wakacje koloru blond... Blondynka, plaża i ja...” – kończył zachrypnięty Maciej Kosowski w towarzystwie zawodzącego chórku...
 
  Dlaczego moi starzy słuchają tylko „Jedynki”? Ocipieć można! Od początku trwania tej piosenki chciałem wrzasnąć: Wyłącz się! – ale do kogo, do wokalisty czy do czterech ścian własnego pokoju? Bo po pierwsze – to nie była blondynka, tylko blondyn. Po drugie, to jeszcze nie są wakacje, w czasie których mogłoby mi przybyć tych trzydzieści parę piegów. To była zwykła czerwcowa przedwakacyjna, upalna sobota, w czasie której nic mi nie przybyło, oprócz... pół litra spermy w mojej dupie, a ubyło mi tyle samo mojej. I ubyła mi moja cnota. Straciłem ją z... chłopakiem. W życiu bym nie pomyślał, że tak się to stanie...
  Oskar już był po sesji i właśnie z kumplami robił oblewanie, o czym w tym momencie jeszcze nie wiedziałem. Oddychałem pełnymi płucami, bo w budzie po wielu przypałach jakimś cudem udało mi się wyjść na prostą, ale wakacje zaczną mi się dopiero od przyszłego piątku. Do Oskara ściągnął mnie rozpaczliwy sms następującej treści: „20 25 puszek warka strong potrzebne natychmiast dostarcz do wodopoju” – pisane dokładnie tak, jak przytoczyłem. „Wodopój” to ich dacza nad jeziorem. Dwadzieścia pięć puszek? Jasne więc, że balują. I ja mam mu kupić, ze swojej kasy, i dostarczyć? Swoim maluchem? Wiem, że mi zwróci, nie o kasę chodzi, ale to godzina jazdy stąd! Cóż, nigdy się na mnie Oskar nie zawiódł, więc i tym razem się nie zawiedzie. Ma być browar – będzie browar.
  Oskar to super gość. Nieważne, że kuzyn, nieważne, że pięć lat starszy. Zawsze mi imponował. Po pierwsze: super przystojny, po drugie: wysportowany – ale co się dziwić, jest na AWF-ie, a po piąte przez dziesiąte, mądry, nietuzinkowy, elokwentny, luzacki, a jednocześnie precyzyjny, dokładny, staranny, i taki, że... To samo Wioleta, jego dziewczyna. Jakby się w korcu maku szukali. Konkretna aż do bólu, nic nie umknie jej uwadze. I, nazwijmy to, wyzwolona. Wyzwolenie Wiolety w połączeniu z luzactwem Oskara to mówiąc krótko mieszanina wybuchowa. Ale skąd miałem o tym wiedzieć? Razem tej mieszanki nie widziałem. To znaczy: raz widziałem. Choinkowe prezenty. Ona od niego dostała stringi, a on od niej takie zajefajne gatki z trąbą słonia, w którą się wsadzało penisa... Potem przymierzali. Ona ubrała te stringi (w łazience), a on przy mnie (odwrócony tyłem) te gatki, i do tej trąby zapakował penisa. Uff... gorąco mi się zrobiło, gdy go uformował, uklepał i spytał, jak leży. A leżało, że tylko skinąłem głową, bo już nic nie mogłem powiedzieć. A jak ona z tej łazienki wyszła, w tych stringach i w takim mini-biustonoszu, który tylko od dołu trzymał jej biust – czyli wszystko na wierzchu! – poczerwieniałem. Zaczęli się śmiać, tarzać po sobie i całować. Oskar pocałował ją w samą dupcię, która była cała na wierzchu, a ona zaczęła się bawić tą trąbą słonia, a trąba zaczęła się podnosić... Wtedy dyskretnie się zmyłem. Wiedziałem, co może być dalej. Nawiasem mówiąc ja dostałem paczuszkę zapachowych gumek – to na pewno od Oskara! – i też mi uszy poczerwieniały. Przydadzą się. Tylko – kiedy..?
  Oskar ma swoją kawalerkę i jest pan! Ilekroć bawię u niego, nocuję z nim. Dokładnie: z nim. Zawsze lubiłem czuć przy sobie jego ciało, i to daleko wcześniej niż zdałem sobie sprawę, że można je analizować w szczegółach. Gdy podrosłem na tyle, żeby zauważać to i tamto, od razu zwróciłem uwagę, że Oskar nosi w slipach coś wyjątkowo intrygującego, co szczególnie rano rzucało się w oczy, gdy Oskar leżał rozkopany na kołdrze i nieświadomie prezentował mi wszystko, co ma, w stanie najwyższej męskiej gotowości. Wielkimi oczami patrzyłem w jego potężnego penisa, odciśniętego przez slipy tak dokładnie, że widziałem całą żołądź z na wpół odkrytym napletkiem i wielką nabrzmiałą żyłą sunącą spodem tego wielkiego ciała od samych jąder aż po szczyt. On to ma! – myślałem zachwycony; ale bez cienia zazdrości, i z trudem powstrzymywałem pokusę, żeby tego, co widzę, nie dotknąć. Aż któregoś pięknego poranka Oskar zorientował się, że całe jego ciało przestało być dla mnie tajemnicą, że wszystko, co ma, widać mu jak na dłoni i to w stanie, w jakim raczej nie powinienem tego oglądać. I wcale się tym nie przejął. Powiedział tylko: „Na szczęście już nie jesteś dzieciaczkiem i wiesz, po co to jest.” Napiął go jeszcze mocniej, aż mu się całe slipy podniosły, przeciągnął się i dodał, że pewnie trzeba będzie się wybrać na jakąś imprezkę i zerżnąć jakąś dupcię, bo już trudno wytrzymać...
  – Dobrze, że to ty, a nie Teska (Teska to jego poprzednia dziewczyna; nie lubiłem jej) – powiedział wesoło i wsunął obie dłonie głęboko w slipy, przekładając wyprężonego fallusa, a mnie oczy z orbit wyłaziły, gdy przypadkiem uchwyciłem wzrokiem jego grubą żołądź z rozdziawioną paszczą na szczycie. – Od razu musiałbym robić seks – mówił dalej i puścił do mnie oko. – Tak, Przemuś, każda dziewczyna myśli, że jak chłopakowi stoi, to dla niej i od razu chce takiego zobaczyć, pomacać i sprawdzić, jak taki działa. A ja na seks z rana nigdy nie mam ochoty. Jest mi dobrze tak, jak jest – przeciągnął się leniwie. – Jaka wspaniała symbioza. On się przeciąga, i ja – i powtórzył poprzedni ruch, napinając penisa, a ja tylko oczami mrugałem.
  Symbioza... Jak można żyć w symbiozie z własną pałą? Moja wstaje, kiedy chce. Nie mam na to żadnego wpływu! I od razu muszę się nią zająć, czy to rano, czy wieczór, czy w środku dnia. Teraz też mi stał i w panice chowałem go pod kołdrą. Ale to przez Oskara!
  – Zawsze tak widać, przez spodnie też – mówił, jakby się usprawiedliwiał, lustrując wzrokiem to, od czego ja ani na chwilę nie mogłem oderwać wzroku. – Tego ciała mi Bozia nie poskąpiła, ale czasami to kłopotliwe. Średniak by mi zupełnie wystarczył – i znów go przemieszał w slipach.
  Średniak? Jak mój? Bo mój to na pewno zwykły średniak, a czasami myślę, że mógłby być trochę większy, chociaż taki jak u Sławka. Sławek to kumpel od siatkówki. Mamy wspólną szafkę w szatni i razem się przebieramy. On się nie owija ręcznikiem, jak inni i nie odwraca dupą do wszystkich, więc ja przy nim też nie. To raczej my siebie zasłaniamy przed innymi. Zawsze wtedy widzę jego penisa. Jest dłuższy niż mój i na pewno grubszy. Takiego bym chciał mieć.
  – Z tego wniosek, że przy tobie równie dobrze mógłbym spać goły – kontynuował Oskar i pod kołdrą położył dłoń wysoko na moim udzie, a mnie oblała fala ciepła. – Tylko że mógłbym ci narobić odcisków na twojej delikatnej pupie.
  – No wiesz! – rzuciłem się.
  – Bo on jest naprawdę bardzo twardy, a twoja pupcia taka mięciutka, nie?
  – Mięciutka! Co to, niemowlak jestem? – podskoczyłem urażony do żywego.
  – Na szczęście nie. Dlatego przed tobą nie muszę go chować – Oskar nic sobie nie robił ani ze swojego grubego penisa, ani z mojego oburzenia, i dłońmi otaczał swój wyprężony kształt. – Tobie też w nocy stał – dodał pojednawczo. – Jak ci jeszcze kiedyś stanie, możesz go wklepać w mój tyłek. Odcisków mi nie zrobisz – poczochrał mi jaja przez gacie i... niechcący zaczepił o mojego twardego kutasa. Popatrzył na mnie, uśmiechnął się, a mnie się zrobiło porno i duszno. – Dzisiaj już go nie wklepiesz, muszę wstawać. Mam egzamin – powiedział i wygrzebał się z wyra.
  Wklepać w tyłek – to znaczy przytulić tak całego?... Poczułem, jak mój mały podskoczył mocno i jedną wielką kroplą zaślinił sobie całą żołądź. Na pewno zostawi ślad! Ta pierwsza kropla jest zawsze największa i zawsze plami mi gacie!
  – Zgoda! Ale jak ty swojego wklepiesz w mój! – odpowiedziałem zadziornie.
  – O! To jest odpowiedź  – w tonie Oskara brzmiało uznanie. – W gruncie rzeczy i tak wiadomo, że on – tu wskazał na swoje slipy – jest przeznaczony dla kogoś innego. Takie jego prawo – i rozłożył ręce w geście „nic na to nie poradzisz”. – Nie rób takich oczu. Ameryki nie odkrywam. Paradoks mężczyzny właśnie na tym polega, że one tylko z pozoru są nasze – powiedział podchodząc, a penis w slipach już wyraźnie mu malał. –  Przyjdzie taki czas, że dobrowolnie go komuś dasz. Do rączki, do buźki...
  Oblała mnie następna fala gorąca, aż po czubki uszu, a mały znów mi się mocno poderwał.
  – ...a potem między nóżki... – tu Oskar ściszył głos – i m-m-mocno wsadzić, żeby pobrykał. Tak, proszę pana – puścił do mnie oko. – Tylko on cię potrafi wprowadzić do raju. Palcem tego nie zrobisz.
  Do raju... O raju!...
  – Wstajesz, czy zostawić ci drugie klucze? – pociągnął róg kołdry i właśnie odkrył mi gacie ze stojącą pałą! Zakryłem ją szybko dłońmi, a on się uśmiechnął. – Sory... I patrz, to jest właśnie ósmy cud świata: nie ma nóg, a stoi! – zakończył wesoło, przyklepał swojego penisa przez slipy, cmoknął powietrze nad moim czołem i zniknął w łazience.
  Ósmy cud świata, nie ma nóg a stoi!... Że stoi, prawda! I to jak twardo! Od razu wsadziłem łapy w majty. Podrażnię się z nim. Ale przed wytryskiem hamulce, bo znów poplamię gacie i zaraz się wyda, że konia walę!... Nie zdążyłem. Ba! Nie zdążyłem nawet zacząć! Oskar, zaledwie wszedł do łazienki, już wystawił z niej głowę i powiedział, że ktoś powinien przyjść umyć mu plecy, i nawet wie kto – i kiwnął na mnie palcem. Wyskoczyłem z wyra, ptaka postawiłem do góry i przycisnąłem gumką majtek, żeby nie latał mi po nogawce, i... Najpierw totalny paraliż, dopiero potem wziąłem głęboki oddech. Jakbym zobaczył biblijnego Adama. To było samo piękno, podniecające i ekscytujące. Bo Oskar był goły.
  Nie wiem, jak długo myłem mu te plecy, ale robiłem to najdokładniej i najstaranniej, jakbym wkładał w to całą swoją duszę, a on się uśmiechał wyrozumiale, widząc moje nieporadne zakłopotanie i to, gdzie naprawdę patrzę. Stał z przymkniętymi oczami i tylko od czasu do czasu napinały mu się uda, gdy moje palce krążyły tuż przy jego pośladkach. Wtedy moszna też pracowała sama w sobie, a przez penisa przepływała fala wyprężenia, którą on zawsze potrafił opanować. Podziwiałem go. Więc powtarzałem ten dotyk, wiedząc, jaką wywołam reakcję i uśmiechałem się z własnej przebiegłości.
  – Przemuś...?
  Drgnąłem: – Co?
  – Dałbym ci nawet umyć jaja, gdyby to pasowało. Tyle w tobie delikatności – powiedział
  A ja...
  – Tobie mógłbym umyć... – odpowiedziałem, gubiąc wzrok.
  – Nie, Przemuś, nie wypada. Ale...
  – Ale co...?
  – Zawsze cię traktowałem jak młodszego brata. Ale muszę powiedzieć, że też jesteś klasa chłopak – tu wyraźnie zaakcentował słowo „też”. – Jesteś wysoki, szczupły, zgrabny – dodał.
  – Do siatkówki nie biorą krasnali – odpowiedziałem; następne słowa – komplementy? – pominąłem dyplomatycznym milczeniem.
  W tym momencie woda z prysznica prychnęła, kichnęła i szurnęła takim rozbryzgiem, że zmoczyła mi głowę i ramiona. No i gacie oczywiście, bo wszystko pociekło mi w dół po plecach.
  – Rury zapowietrzone – powiedział Oskar. I dodał: – Slipy masz mokre.
  – Widzę...
  Były nie tylko mokre. Były wypchane moim stojącym ptakiem. I niech Oskar nie udaje, że dopiero teraz to zobaczył!  
  – Dlaczego nie zdejmiesz?
  Więc... zdjąłem. Oskar prześliznął się wzrokiem po moim twardo stojącym drążku, którego na darmo przykrywałem dłonią.
  – Weźmiesz tusz, to ci minie – powiedział spokojnie, ale też z absolutnym podziwem dla mojej odwagi. – Albo... Możesz go teraz wklepać w mój tyłek. To znaczy... przytulić... – i przygarnął mnie szeroko.
  Wpadłem w jego ramiona jak w wybawienie. Przynajmniej już mi pały nie widać!
  Nie wyszło mi to wklepywanie. Zaledwie jego dłoń dotknęła mojej dupy a mój penis jego zarośniętego podbrzusza – spuściłem się... Patrzyłem pełen żenady w szerokie ścieżki własnej spermy przecinające jego brzuch i spływające mu aż na jaja i prosiłem, żeby teraz nastąpił koniec świata i ukrył mój wstyd. Tymczasem Oskar wziął mnie oburącz za dupę, przygarnął mocno i zgniatając między nami nasze jaja i pały, uniósł mój podbródek, przymuszając, żebym spojrzał mu prosto w oczy i rzekł:.
  – Wiem, że zrobiłbyś tak samo, gdyby mnie dotknęła podobna przypadłość. Trzeba sobie pomagać – i musnął mi usta jakimś dziwnym pocałunkiem, po którym gęsia skórka wykwitła mi aż na łydkach; jeszcze raz mocnym objęciem rozpłaszczył mi dupę, po czym spłukał się z mojej spermy i po prostu wyszedł.
  Siadłem w kucki pod strumieniem wody i nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Lubię Oskara, ale tym wytryskiem przy nim po prostu się zbłaźniłem!
  Słyszałem, jak wyszedł, zatrzaskując drzwi. Wtedy się wytarłem i ubrałem. Przypomniałem sobie, że idzie na egzamin, a ja nie życzyłem mu nawet złamania pióra! Szybko złapałem komórę. Wystukałem życzenia. Po chwili czytałem odpowiedź: „Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć. A o tym, co było, ani mru-mru”. No i co, czy Oskar nie jest równy, wspaniały, cudowny?
  Od tamtej pory nie ukrywaliśmy przed sobą własnej nagości, a ja – nie przeczę – bardzo lubiłem te chwile, gdy Oskar choć przez moment paradował tylko we własnej skórze. Z podziwem patrzyłem w ten doskonale uformowany walec królujący wśród wspaniałych łonowych włosów, ciężko przewieszony ponad pełnymi jądrami. Lubiłem, gdy nocą „wklepywał” we mnie ten swój ósmy cud świata, a ja dociskałem pośladki jeszcze bardziej, żeby czuć go całego, mocno, najmocniej, żeby nie przegapić żadnego jego pulsującego ruchu; a jak mi się wtedy mój mały prężył! Z niecierpliwością czekałem, kiedy się Oskar odwróci na drugi bok, żebym i ja mógł „wklepać” swojego. Ale od razu zastrzegam: nigdy nie był to dotyk nagości, zawsze slipy w slipy. I nigdy tych slipów spermą nie poplamiłem! Rozumiałem, że byłaby to przede wszystkim plama na moim honorze. Oskar do własnej nagości podchodził z dystansem absolutnego spokoju i na takim luzie, że sam stopniowo nabierałem przekonania, że nagość chłopaka przy chłopaku to zwyczajna rzecz. Oprócz nocy. Do snu koniecznie piżamka, bokserki lub jakieś gatki. „Bo w nocy różne głupie pomysły przychodzą człowiekowi do głowy” – uzasadniał Oskar wesoło... Ciekawe, co miał na myśli?
  Pewnego ranka zauważyłem, że mały Oskara już nie napina mu slipów. Chyba miałem kosmiczne orbity w oczach, bo Oskar poinformował mnie, że od jakiegoś czasu znów prowadzi regularne i, co ważne, udane! życie seksualne i dlatego już nie musi dawać w rurę. Ona ma na imię Iza... A ja wciąż jeszcze byłem prawiczkiem! – i ściągnął piżamę, gotowy do włożenia czystej bielizny, prezentując mi, jak zwykle, całą swą męskość. Jakie grube jądra! Jaki rozgrzany soczysty penis, a włosy zmierzwione wokół aż lśnią! Oblizałem wargi. Wtedy pierwszy raz powiedziałem: „Wiesz, jak ci zazdroszczę?” Miałem na myśli jego ciało, sylwetkę, penisa – a on zakręcił ze mną młyńca, jakby mnie chciał do siebie przytulić i wesoło powiedział: „Nie masz pojęcia, co taka jedna noc w ramionach dziewczyny robi z człowiekiem!” – i postawił mnie z powrotem na nogi. Ślad jego penisa i jąder aż mnie sparzył na brzuchu!    
  Ale z Izą też nie był długo. Wiedziałem o każdej jego dziewczynie, a było ich multum, i z każdą to jego życie było „regularne i udane”. Dopiero potem była Wioleta. O niej nie mówi, że ma „regularne i udane” życie seksualne. Mówi, że z nią to jest szaleństwo, to jest obrządek, poczynając od całowania paluszków u stóp, a na wylizaniu każdego spracowanego włoska po orgazmie kończąc. Gdy to słyszę, nie ma mowy, żeby mi mały nie stanął. Po prostu nie umiem sobie takiego rytuału wyobrazić. Oskar wie o tym i celowo mi dokucza, mówiąc, że jak przyjdzie czas, to też mi jakaś tam wyliże pałeczkę i oddechem ogrzeje jajeczka. A potem się śmieje, widząc, jak mi się mały w majtkach przemieszcza.
  Żeby zakończyć ten wątek: Oskar ma dwadzieścia trzy lata, a ja, chociaż pełnoletni, maturę mam za rok.
  Tego więc popołudnia wziąłem zaskórniaki, kluczyki i plecak, i najpierw do znajomego sklepiku po browarek (w markecie jeden gbur mnie zapytał, czy mam już osiemnaście lat! Musiałem mu legitymację pokazać, bo dowodu jeszcze nie mam). Potem do malucha i w drogę. Godzina dziesięć; darłem z rykiem silnika. Zaparkowałem w cieniu drzew, plecak na bary, i... Pierwszym widokiem, który spowodował, że nogi wrosły mi w ziemię, było dwóch – słownie dwóch – nagusów, ale głowę bym dał, że widzę podwójnie! Bliźniacy? Dokładnie tacy sami, lustrzane odbicie! Takie same umięśnione ciała i dokładnie takie same pały! Oblizałem wargi. Oskar umie sobie dobierać przyjaciół, pomyślałem. Tylko dlaczego są nadzy? Upał to upał, ale już idzie ku wieczorowi. Gdyby nie to, że z nagością Oskara od dawna byłem oswojony, pewnie bym stał jak dupek, sycąc oczy ich widokiem. Ale szybko wziąłem się w garść, złapałem głęboki oddech i powiedziałem:
  – Cześć, jestem Przemek.
  A oni jednym głosem:
  – Cześć. To znaczy, że masz browar – i zaraz odpięli mi plecak i wzięli sobie po puszce. Patrzyłem, jak piją, a ukradkiem wciąż gapiłem się w ich jaja i grube pały! I w ogóle: takie ciała! Czy oni też są z AWF-u, czy ćwiczą na siłce, czy gdzieś?
  Wtedy jeden z nich powiedział:
  – Nie wiem, czy Inga jeszcze może, ale spróbuj się załapać – podbródkiem wskazał mi kierunek na chatę.
  Nie od razu zajarzyłem, na co to miałbym się załapać. Ale gdy pokojarzyłem fakty, że oni są nadzy, a Inga nie wiadomo czy jeszcze może – mały mi zdrętwiał. Seks! O nie! Na pewno nie tu i nie teraz! Nikt mi nie będzie niczego dyktował ani podstawiał jakąś dupę! Najpierw ją oni przelecieli, a teraz mam ja? Ona, wyrypana na lewo i prawo, i ja, jeszcze prawiczek? Żeby się ośmieszyć? Będę sobie chciał zadupić, to sam zadecyduję kiedy i z kim!
  Z tym przekonaniem przekraczałem próg chaty, żeby odnaleźć Oskara i oddać mu browar. Ledwie przestąpiłem półmrok opuszczonych żaluzji, a tu drugie kłębowisko: ich dwóch, ona jedna. Tęższy leżał między jej udami, dupa chodziła mu szybko i jakoś tak nie do taktu, a szczuplejszy naginał swoją pałkę, dając jej w gardło. Pały tamtego nie widziałem, ale na widok tej trochę lżej mi się zrobiło: więc są i takie zwyczajne, wcale nieduże, jak mój... Czy oni właśnie się załapali na tę wspomnianą Ingę? – pomyślałem kompletnie wytrącony z równowagi i bezzwłocznie, żeby mnie nie zauważyli, wycofałem się w stronę głównego wejścia. Głęboki oddech ulgi; lecz tylko na chwilę. Bo tu, na tarasie, rozwaleni w wiklinowym fotelu – Oskar z Wioletą. Goluteńcy. Ona dosiadała go okrakiem, żeglując biodrami. Spociłem się. Co mam zrobić? Nic... Oskar mnie dostrzegł.
  – Chodź, chodź – powiedział swobodnie, jakby to, co robią, było na przykład wspólnym popijaniem porannej herbatki. A Wiolka?
  – O, cześć! Podejdź, daj pyska – powiedziała unosząc się na jego udach, a ja pożerałem widok jej dupy nabitej na gruby korzeń Oskara. Z duszą na ramieniu dałem jej tego pyska, oczywiście w policzek. Nie wiem, jakim wysiłkiem przyjąłem na twarz wyraz absolutnego spokoju i patrząc w jej biust wydukałem: „Cześć...” Bo to, że mały mi jeszcze mocniej stanął, to chyba jasne!
  – Przemuś, my już mamy wakacje! Już dawno w naszej paczce postanowiliśmy, że tak je właśnie zaczniemy! Orgia naturystów! Wiesz, że jesteśmy naturystami, prawda? Jaki to cudowny relaks – mówiła jeżdżąc dupą w przód i w tył i wychylając się jak gimnastyczka na popisie. – Nie jesteś zgorszony?
  – A co to ja, nie z tej ziemi jestem, czy jak? – usilnie postarałem się, żeby mój głos zabrzmiał jak najbardziej naturalnie; przy tym zwyczajnie wzruszyłem ramionami.
  – O Przemcia możesz być spokojna – wsparł mnie Oskar. – U niego jak w studni. Orgia to też dla niego nie nowość.
  Przełknąłem to kłamstwo Oskara. Pewnie było ono „dla dobra sprawy”.
  – Dołączysz do nas? – powiedziała. – Jak by było nas więcej, można by się przesiadać.
  Zdrętwiałem. Ale w odpowiedzi ubiegł mnie Oskar.
  – Ty się nigdzie nie będziesz przesiadać – powiedział szczypiąc jej biust i głębiej podbił biodrami.
  – Ał! Bo mnie przebijesz, nie tak gwałtownie – roześmiała się uskakując w górę i odsłaniając przed moim wzrokiem pół potężnej pały Oskara. – Jesteś zazdrosny? Kochany, jesteś zazdrosny? – pocałowała go, po czym znów osiadła jak kwoka i zaczęła mu dupą ucierać jaja.
  – Mam barek – wskazałem plecak. – Ale na razie...
  – Właśnie. Włóż go w kuchni do lodówki, jest prawie pusta, a na razie zajmij się czymś pożytecznym. I weź sobie od razu dwa – powiedział i znów zajął się Wioletą.
  Nie muszę mówić, że rąbnęło mnie totalnie. Nie miałem pojęcia, że Oskar wyprawia takie orgie! Dlaczego mnie nie uprzedził? Wolałbym wiedzieć, w co się pakuję! Otworzyłem puszkę. Duszkiem wypiłem pół, za chwilę dokończyłem i zgniotłem puszkę butem. Poszedłem ścieżką wprost nad jezioro. Chyba tu będę sobie mógł spokojnie zwalić. Rozpiąłem spodnie. Oczywiście na majtkach już mokra plama od śluzu. Postanowiłem, że jak tylko sobie zwalę, zaraz wracam do domu. Nie mogę tu zostać. I puknąłem się w czoło: tak, po piwie, i może prosto w łapy niebieskich misiów! Jak z deszczu pod rynnę!
  Mały mi szybko strzelił. Chciałem opóźnić, przyhamowałem, ale on sam się napiął i bez ostatniego ruchu, jakby samo coś go od środka pchało, wybuchnął tak mocno, że pierwsza seria spermy z pluskiem poleciała do wody. Jeszcze chwilę się nim pobawiłem, poczekałem, aż opadnie i dopiero schowałem go do spodni. Wróciłem do chaty.
  Dziewczyny były trzy, chłopaków pięciu. Bliźniacy to Piotrek i Paweł, zawsze są razem i zawsze to samo robią. W seksie podobno są perfekcyjni! Gdy ich spotkałem przy drwalni, właśnie odpoczywali po ostrej robocie z Ingą, którą naprawdę wykończyli. Spała na kanapie, a tuż obok, na drugiej kanapie Adrian i Darek jeszcze ujeżdżali Ankę. Teraz była zmiana. Szczuplejszy, czyli Darek, ten z pałką jak moja, ma ładną okrągła dupę, która chodziła mu tak równiuteńko! Widziałem jego kutasa, którego ruchem bioder wysuwał do góry i zaraz takim samym ruchem spadał w dół. A Adrian dawał jej ciągnąć. Ten miał sporą pałę, ale nie była całkiem twarda, lekko ją naginał w jej gardło. Obaj mnie zobaczyli. Przywitali mnie wesołym: „Cześć!” A ja: „Cześć.” Adrian nawet wyciągnął do mnie rękę, ale już się zdążyłem wycofać i ponownie wróciłem na taras, ale z drugiej strony, nie tu, gdzie był Oskar z Wioletą. Czy mam mówić, jak się czuje ten, który jeszcze z seksem nie miał nic wspólnego, a nagle zobaczył grupowe popisy? Więc, ku..., tak właśnie się czułem.
  Potem było ognisko, śpiewy i śmiechy. Darek grał na gitarze, a ja robiłem za Murzyna, pilnując kiełbasek i udek, i dzieląc barkiem, który topniał w oczach. Teraz wszyscy byli „tekstylni”, ale dziewczyny nawet nie miały biustonoszy.
  Adrian chciał pływać. Teraz? Ale Wiolka mu przyklasnęła. Oczywiście na Adama! Adrian od razu zaświecił gołymi jajami, tylko mu odblask płomyka skakał po ciemnych miedzianych włosach i białym wiszącym kutasie.
  – No, dalej, tchórze! – wołał. – Wody się boicie?
  – Tchórze? – poderwali się jak na komendę Piotrek i Paweł, i naraz wszystko się wokół zakotłowało. Gołe jaja, gołe dupy, goły cyc, wszystko migało przed moimi oczami – nie wiedziałem, gdzie patrzeć! – i ze skarpy do wody!
  Nigdy nie pływałem na Adama. Nie byłoby problemu, gdyby nie dziewczyny. A tu trzy. No i co mam ściemniać: mój mały co chwilę mi stawał, a był dwa razy twardszy niż zwykle! Jeżeli bym z którąś poszedł, to pewnie z Anką, była ciut w moim typie. A poszedłem – do wody, żeby ostudzić gorącą krew. Gdy zdejmowałem te swoje trzy czwarte dżinsów do połowy łydek, nagle wyrósł przy mnie Darek, już goły, i zaśmiał się, pytając:
  – Chyba nie będziesz w tym pływał? – wskazał moje majtki. – A może się wstydzisz?
  Tak mnie podejść! Że się wstydzę...! No to mu udowodniłem... Tylko nie przewidziałem, że mały znów mi stanie. Zasłoniłem się, ale zobaczył i pochwycił mnie za rękę, gdy już brałem rozbieg, żeby wraz z pluskiem wody ukryć swój stan. Obie dłonie położył mi na biodrach, a ja przeskakiwałem wzrokiem z jego miękko wiszącego penisa na jego spokojną, uśmiechniętą sympatyczną gębę i z niepokojem czekałem, co zrobi, co powie.
  – Dawno nie miałeś – rzekł tak ciepło i serdecznie, że natychmiast bym za nim w ogień wskoczył! – Ja, gdybym tu sobie dziś nie pojeździł, też by mi stał... Nie chowaj go, u nas wszyscy równi – i sam mi go wziął w rękę. Jakie ma ciepłe palce! I znów się uśmiechnął. – Jesteśmy razem na trzeciej półeczce – teraz pogłaskał mi jaja, a ja stałem jak na wystawie.
  – Na jakiej trzeciej...
  – Na pierwszej jest Oskar, nikt go nie pobije. Na drugiej Piotrek i Paweł, Adrian pół pięterka niżej. A my na trzeciej. Trzymajmy się razem.
  Jedynie skinąłem głową, na więcej gestów nie miałem siły. Jak ten gest zrozumiał Darek, nie wiem. Stałem jak struna, podczas gdy on najpierw przytrzymał mi małego, jakby się z nim witał, a potem zaczął go lekko uciskać, ale tak podniecająco, że w ogóle nie wiedziałem, co się dzieje. Gdy dołożył drugą dłoń, gdy dotknął moich jajek, przejeżdżając po nich delikatnym ruchem samych koniuszków palców, jakby mnie prąd przeleciał. Doznałem takiego podniecenia, że onanizm, którym Darek zaczął mnie obdarzać, odbierałem jak coś spoza tego świata! Gdy uklęknął, gdy zaczął to robić ustami... Pragnąłem, żeby skończył, a zarazem – nie! Żeby tylko nie cofnął ust, ręki, palców... Nie cofnął. Czułem, jak wzbiera we mnie wytrysk. Zaraz polecę! Zacisnąłem pośladki, chcąc wszystkiemu zapobiec, pohamować się i odwrócić własną klęskę, lecz było za późno. Poderwało mi stopy, wyprężyło mnie aż pod jajami i jak ze mnie wydarło... Przegrałem sam ze sobą. Moja sperma pociekła mu między wargami, reszta pomiędzy palcami. Darek przyjął ten fakt z zupełnym spokojem i lekkimi ruchami dokończył mi wytrysk. Nie żyłem z wrażenia, nie mogłem chwycić oddechu. Dyszałem jak lokomotywa. A on przytulił mnie do siebie i przez chwilę trzymał w ramionach. O dziwo, w tym momencie nie czułem już żadnego wstydu! Nie tak, jak kiedyś przy Oskarze. Mój penis wciąż pulsował w jego dłoni, bez reszty sklejony z jego palcami, a on ani na moment nie zwolnił swojego ucisku. Delikatnie przesuwał swe palce po całym moim trzonie, a z każdym jego ruchem mój penis zamiast opadać, jeszcze mocniej się prężył.
  – Chcesz jeszcze raz? – spytał.
  – Nie... Jak będę chciał, to ci powiem – i ostatnim wysiłkiem woli odkleiłem się od niego.
  – Ok. – szepnął z pełną wyrozumiałością. – Trzymam cię za słowo – i znów pochylił się, a jego język, delikatnie wysunięty spomiędzy warg, ściągnął z mojego napletka tę ostatnią kroplę spermy. Patrzyłem bez oddechu, jak przeciąga ku sobie tę lśniącą perłową nić, póki się nie przerwała. Zlizał wszystko, dokładnie. Nie dowierzałem. Co on robi? – i wtedy uwolnił mnie ze swego dotyku. Popatrzył mi prosto w oczy i znów wziął mnie za rękę. – Trzymaj go sobie sam, żeby ci się nie urwał. Do wody! Biegniemy! Teraz! – i dał mi klapsa w goły tyłek.

 

Skoczyliśmy razem ze skarpy, tylko pozostała po nas biała, spieniona fontanna. Woda rzeczywiście mnie ostudziła i nie podniecał mnie już żaden widok. Ani to, że Oskar szczypał wargami biust Wiolety, holując ją na sobie jak podczas ćwiczeń ratunkowych, ani to, że bliźniacy płynęli na plecach ręka w rękę, wystawiając jaja do księżyca, a ich pulchne pały aż lśniły w tej poświacie. Ani to, że na przemian widziałem to dupę Anki, to biust Ingi. Za to Darek bez przerwy był przy mnie, wręcz ocieraliśmy się biodro w biodro; co dziwne, sam poszukiwałem tego dotyku.

 – Dołączysz do nas? Fajny z ciebie chłopak – powiedział i znów mnie dotknął w jaja, aż się skurczyłem.
  – Wy, poważni studenci, i ja, mierny licealista.
  – A co to ma do rzeczy? Jajka masz owłosione, mały ci strzela, że hej!... – mówił wesoło, a ja wciąż widziałem w pamięci tę kroplę spermy, którą on koniuszkiem języka zabrał z mojego penisa. I dotknął mi go. Byłbym się podtopił, na moment zapomniałem poruszać ramionami i zachłysnąłem się wodą. Mimo chłodu poczułem ciepło jego dłoni. Nie wzbraniałem się, to był miły dotyk, z wyraźnym podnieceniem w tle, którego podświadomie chciałem.
  – Zobacz, jak mój się w wodzie skurczył – powiedział i sam nakierował moją dłoń na swojego penisa.
  Oczywiście że „zobaczyłem”. Trzymać w ręku czyjegoś penisa, przebierać palcami po jajach... Aż mi serce mocniej uderzało.
  – Miły w dotyku – rzekłem, żeby zatuszować swoje zmieszanie.
  – Zapunktowałeś – odrzekł. – Nikt mi jeszcze nie powiedział, że on jest miły. Czasem potrafi być jeszcze milszy.
  – To chyba zależy, kto go dotyka – zażartowałem.
  – Dokładnie! – potwierdził. – I zależy, w jakim celu – dodał.
  – Nie dotykałem cię w żadnym celu – zaprotestowałem szybko, z uśmiechem na całej gębie. Sympatyczny jest ten Darek, miły i wesoły!
  – Mm... potrzymaj tak chwilkę – mruczał. – Nigdy mi w wodzie nie stawał, ale tym razem będzie inaczej.
  Stanie mu? To niech mu stanie! Nikomu jeszcze ptaszka nie stawiałem! Zgniatałem go mocniej, czując, jak już rozpycha mi palce.
  – Ze sterem na sztorc lepiej się pływa – zafalował stopami utrzymując się na powierzchni wody – ale podpłyńmy bliżej brzegu, lepiej mieć grunt pod stopami.
  Podpłynęliśmy. Byliśmy tu sami, w tle za nami słychać było wesoły gwar i głośniejszy pisk Wiolety. Bliźniacy rozrabiają, a Oskar im wtóruje. A ja wciąż trzymałem jego penisa, próbując na nim delikatnego onanizmu.
  – Szkoda, że wcześniej nie przyjechałeś – rzekł Darek cicho, a moją drugą dłoń położył na swoich jajach; od razu się w nie wczepiłem, przy tym sam lekko poruszał biodrami. – Wiesz, jak się najebałem? Anka długo się wspina na szczyty, a Adrian szybko chlapie. Musiałem jebać za niego drugą kolejkę. Ale nie żałuję. Miałem taki odlot, że zachlapałem ją i Adriana... A propos Adriana: nie wiedziałem, że chłopak jest taki cieniutki. Niby faja porządna, a tu widzisz, mało wydajna. Gdybyś ty był, wszedłbyś na jego miejsce i na pewno by było inaczej – teraz i on mi przejechał dłonią po jajach. Tym razem nie zerwałem biodrami, i nie dlatego, że też trzymałem jego penisa, więc i na jego dotyk byłem przygotowany. Przeczuwałem, że to zrobi – i przepłynęło do mnie ciepło jego dłoni...
  Trzymał. I leżał na tafli wody, niedbale poruszając ramieniem. Jak on potrafił pływać, operując tylko jedną ręką? I dlaczego Oskar nigdy mi tak łapy na jajach nie położył? Czy dlatego, że dobrze wiedział, jakie to podniecające?
  – Nie będę prorokiem – mówił Darek. – Jeszcze dziś sobie zajebiesz, zobaczysz, jak tylko dziewczynom cipki odpoczną. Proponuję ci Ankę. Jak tylko wsadzisz, puszcza tyle soków, że ci się jaja same z jej dupą sklejają.
  Nie wiedziałem, co odpowiedzieć i jak mam się dalej zachować. Chłopak mnie trzyma za jaja, ja jego, bawimy się swoimi twardymi kutasami... Wiedziałem, że to nie jest normalne, ale wcale nie chciałem zrezygnować z tej zabawy.
  – Wiesz – Darek trzymał mi penisa tuż pod żołędzią – jak on się tak przedtem skleił z moją dłonią, miałem wrażenie, jakby był mój.
  Przypomniałem sobie słowa Oskara: „Paradoks mężczyzny właśnie na tym polega, że one tylko z pozoru są nasze. Musisz go komuś dać w rączkę, do buźki...” I w rękę, i na język Darek już mi go brał. Czy Oskar jest prorokiem?
  – One tylko z pozoru są nasze, przecież w zasadzie przeznaczone są dla kogoś innego – powtórzyłem Darkowi tę mądrość, nie ujawniając jej autora. Popatrzył na mnie z uznaniem.
  – Tak. Przecież to prawda! Mógłbym swojego przeznaczyć dla ciebie. Chcesz?
  Zdrętwiałem, chociaż tego pytania tak do końca nie zrozumiałem. I nie zdążyłem odpowiedzieć, bo wesołe pokrzykiwania za nami umilkły i najpierw obok nas przeleciał Adrian i pędem pobiegł do chaty, Anka z Ingą tuż za nim. Jak śmiesznie, biegnąc, kręciły dupami! Teraz bliźniacy, jak zawsze, razem. Oskar też przepłynął obok nas, przypominając mi o dogaszeniu ogniska – bez jego przypomnień bym pamiętał! – i chwytając Wioletę za rękę, też wyskoczyli na brzeg. Chciałem wybiec za nimi, ale Darek mnie powstrzymał.
  – Nie spiesz się... Chcesz? – powtórzył, stanął dokładnie za mną i wklepał... to znaczy wtulił swojego penisa dokładnie w rowek moich pośladków. Przeleciał mnie dreszcz.
  – Zimno ci? – spytał.
  – Nie, skądże – czułem na sobie jego łonowe włosy, które drażniły mnie i podniecały, a on lekkim ślizgiem poruszał tym penisem do góry i na dół. Przywierał do mnie coraz mocniej! Co za wrażenie! Nie poruszyłem się. Co będzie dalej...? Skojarzenie miałem oczywiste: tak swojego wklepywał we mnie Oskar. I choć zawsze to było przez gacie, wiem, jak na to czekałem.
  Darek ułożył głowę na moim ramieniu, próbując spojrzeć mi w oczy, a od tyłu, przez biodro trzymał mojego penisa. Lekko poruszał biod...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin