Etienne Balibar- Co zostało ze szkoły Althussera - wywiad z Balibarem.pdf

(96 KB) Pobierz
28287728 UNPDF
Etienne Balibar
Co zostało ze „szkoły Althussera”? - wywiad z
Étienne Balibarem
Andrzej Staroń : Jest Pan, przynajmniej w Polsce, jednym z najbardziej znanych przedstawicieli
„szkoły Althussera”. Czy mógłby Pan powiedzieć, jak doszło do Waszego spotkania?
Étienne Balibar : Przede wszystkim uważam, że nie istniała „szkoła Althussera”, chociaż wiele
osób tak sądzi. Przypisali oni grupie przyjaciół i studentów Althussera znaczną spójność, której nie
było w rzeczywistości. Stało się tak zapewne dlatego, że Althusser od dawna był profesorem w
Ecole Normale Superieure, że w ciągu 20 lat... chwileczkę, dziesięciu lat – między 1950 a 1960 –
wykładał tam filozofię. Uważał się jednocześnie za marksistę, był członkiem partii komunistycznej
i dzięki temu wszystkiemu miał pewien wpływ intelektualny na studentów, którzy przeszli przez
Ecole Normale. Niektórzy z nich stali się później znanymi filozofami, ale, oczywiście, nie wszyscy
filozofami marksistowskimi.
Jeżeli chodzi o mnie, to zacząłem studiować w Ecole Normale Superieure w 1960. W okolicach lat
1958, 1959, 1960 oraz następnych pojawiło się nowe zjawisko. Było to „spotkanie” między tym co
wykładał Althusser, a stanem ducha nowej generacji studentów oraz francuską koniunkturą
ideologiczną tego okresu. Tak się złożyło, że jednocześnie wielu studentów filozofii w Ecole
Normale czy Sorbonie było komunistami, którzy zostali następnie przyjęci do partii, bądź – nie
będąc komunistami – pozostawali pod dużym wpływem marksizmu. Zresztą, wówczas marksizm
stał się bardzo wpływowy wśród francuskiej młodzieży intelektualnej. W tym czasie Althusser
rozpoczął publikację swych podstawowych tekstów, zebranych następnie w „Pour Marx”, a także
innych, które nie znalazły się w tym zbiorze, ale są równie interesujące.
Byliśmy pod ogromnym wrażeniem idei, które Althusser wysuwał w tych artykułach i w
konsekwencji powstało wokół niego koło badawcze, złożone zasadniczo ze studentów Ecole
Normale oraz byłych studentów, którzy niedawno ukończyli studia. To koło nie istniało oczywiście
w sposób instytucjonalny. Upraszczając, można powiedzieć, że w istocie byli to przede wszystkim
studenci Ecole Normale. Większa część była komunistami, członkami Union des Etudients
Communistes, a niektórzy z nich zostali potem przyjęci do FPK. Ale trzeba też pamiętać, że do
partii we Francji wstępuje się bardzo łatwo..., i równie łatwo się występuje. U was trzeba przejść
staż kandydacki i tak dalej. Należy również wiedzieć, że w tym czasie młodzież francuska była
szczególnie zainteresowana polityką. Przede wszystkim na skutek wojny w Algierii, a także
odgłosów rewolucji w trzecim świecie – szczególnie rewolucji kubańskiej – które dotarły wtedy do
Francji. To wszystko przyczyniło się do rozgrzania atmosfery. Naturalnie były jeszcze inne
wydarzenia, także intelektualne. Na przykład dyskusja nad marksizmem, która zajmowała wiele
miejsca w filozofii francuskiej. Wtedy odwoływali się do niego nawet ludzie, którzy – jak na
przykład Jean Paul Sartre – nie byli członkami partii komunistycznej.
A.S.: W pewnym momencie wasze koło pojawiło się na francuskiej scenie filozoficznej jako –
mimo wszystko – „szkoła Althussera”. Kiedy i jak do tego doszło?
É.B.: Jak już mówiłem, byliśmy pod ogromnym wpływem Althussera i stworzyliśmy wokół niego
to koło, które co roku, przez trzy lub cztery lata, organizowało seminaria. Najbardziej znanym jest
seminarium z lat 1964/1965, poświęcone „Kapitałowi”. Pierwsza część materiałów tego
seminarium, poprawiona i przeredagowana, została wydana pod tytułem „Lire le Capital”. Można
teraz powiedzieć, że był to wyraz pracy małego koła „althusserowców”. Używam wprawdzie
terminu „althusserowcy”, ponieważ prawdopodobnie charakter Althussera miał na nas ogromny
wpływ, ale w istocie była to praca bardzo kolektywna. Sądzę, że odkryć dokonywaliśmy wtedy
razem. W tym czasie Althusser pracował wprawdzie nad Marksem, ale raczej nad młodzieńczymi
dziełami filozoficznymi oraz nad klasyczną myślą polityczną. Zna pan chyba jego książkę o
Monteskiuszu? To dobry przykład tego, czym się wtedy zajmował. W istocie Althusser czytał,
odczytywał „Kapitał” po raz pierwszy właśnie z nami, z okazji tego seminarium, co dowodzi, że
idee, które wtedy wysuwał, zostały wypracowane w tej grupie. Można powiedzieć zatem, że
byliśmy „althusserowcami”, ale nie w znaczeniu ludzi, którzy przystąpili do doktryny już gotowej,
już ukończonej przez osobę, której wpływ intelektualny jest bardzo mocny.
Te teksty, zaraz po opublikowaniu, zyskały ogromny rozgłos i zajęły ważne miejsce w dyskusjach
marksistowskich tego czasu. I, oczywiście, wywołały gwałtowne polemiki. Niektórzy filozofowie
marksistowscy opowiedzieli się za, niektórzy opowiedzieli się przeciw. Można powiedzieć, że
francuska refleksja marksistowska spolaryzowała się – zasadniczo – wokół kwestii: za czy przeciw
Althusserowi. Oczywiście, ci którzy byli za, byli też „althusserowcami”. Zatem ten krąg – w tym
znaczeniu – się poszerza. Ale zorganizowana szkoła nigdy się nie ukonstytuowała.
A.S.: Na tym chyba historia się nie kończy, skoro – jak napisał jeden z autorów – Althusser był
tym, który „inspirował” dyskusje z lat sześćdziesiątych we wszystkich znaczeniach, nie tylko
teoretycznym?
É.B.: Oczywiście, istniał na przykład pewien wpływ Althussera we Francuskiej Partii
Komunistycznej, bardzo szybko zwalczony przez kierownictwo partii. Następnie obserwowało się
bardzo duże oddziaływanie Althussera na studentów komunistycznych, oddziaływanie wzmocnione
przez czynnik w istocie bezpośrednio polityczny, który przyczynił się do „rozgłosu” i umożliwił
zaprezentowanie się jako „szkoły Althussera” (śmiech). Chodzi tutaj o małą grupę jego przyjaciół i
studentów, których jednoczyło stanowisko wobec rewolucji chińskiej. W istocie wytworzyła się
wśród studentów tendencja maoistowska, w której uczestniczyli studenci Althussera lub ci, którzy
pozostawali pod jego wpływem. Używali oni – w konsekwencji – pewnych myśli Althussera, aby
nadać swemu ruchowi bazę filozoficzną. Było to tym łatwiejsze, że sam Althusser interesował się
myślą Mao Tse Tunga. Althusser był zresztą jedynym filozofem marksistowskim we Francji, który
traktował Mao jako ważnego myśliciela marksistowskiego. Wielu ludzi interesowało się na
przykład Gramscim, także Althusser, ale nikt nie interesował się Mao. Było zatem łatwo dokonać
identyfikacji althusseryzmu z maoizmem, co nie znaczy, że wszyscy maoiści byli
„althusserowcami” i że wszyscy „althusseryści” byli maoistami.
Oczywiście bardzo szybko doszło do konfliktów z kierownictwem partyjnym. Chociaż zaraz – w
rzeczywistości istniały dwie dysydenckie grupy maoistyczne, ta druga wywodziła się z tradycyjnej
warstwy aparatu partyjnego... W gruncie rzeczy było to jeszcze bardziej skomplikowane, gdyż FPK
była opóźniona w krytyce stalinizmu i dopiero w latach sześćdziesiątych zaadoptowała stanowisko
en gros chruszczowowskie. Pozostała jednak „stara gwardia”, która usiłowała znaleźć schronienie
na pozycjach prochińskich. Grupa ta nie miała oczywiście nic wspólnego z Althusserem. Natomiast
druga grupa, stworzona przez maoistowskich studentów, pozostawała pod dużym wpływem jego
filozofii, tyle że usiłowała nadać jej wykładnię polityczną. Naturalnie była to grupa wykluczona z
partii i problemem stało się to, czy Althusser przyłączy się do nich, czy nie. Oczywiście, uczniowie
i przyjaciele, którzy byli w kierownictwie ruchu maoistowskiego, wywierali na niego bardzo mocny
nacisk. Ale Althusser nigdy nie chciał opuścić komunistów francuskich. Jest to zresztą problem
jego osobistych poglądów politycznych. Pojawił się więc konflikt między nim a częścią jego
dawnych uczniów. Linia podziału przebiegała między tymi, którzy pozostawali z Althusserem w
28287728.001.png
partii komunistycznej i tymi, którzy ją opuścili. Bardzo szybko stosunki stały się wyjątkowo złe
[...].
A.S.: Marksizm Althussera i jego „szkoły” – pozwoli Pan, że dla uproszczenia będę posługiwał się
tym określeniem – nazywa się często mianem „strukturalistycznego”. Czy zgadza się Pan z tym
określeniem?
É.B.: Nie jest ono fałszywe, ale jest niewystarczające. Strukturalizm był rodzajem mody w filozofii
francuskiej właśnie w latach sześćdziesiątych, aż do roku 1968. Później strukturalizm zostawił
ślady, ale potem nikt już nie chciał być strukturalistą. Sam strukturalizm jest obcy marksizmowi.
Tym mianem określono równie dobrze Lévi-Straussa, Barthesa, Lacana, jak i samego Althussera.
Jednak oni bardzo różnią się między sobą. Tym, co ich łączy nie jest pewien rodzaj stylistyki, ale
wspólna krytyka bezpośrednio poprzedzających ich tendencji filozofii francuskiej, szczególnie
fenomenologii, to znaczy filozofii tak różnych jak Sartre’a czy Merleau Ponty’ego, a także
pewnych filozofów chrześcijańskich, jak Ricoeura. Stąd pewien rodzaj wspólnych tematów, które
należało mimo wszystko pogłębić, problemów będących krytyką filozofii podmiotu, filozofii
subiektywności.
Zdarzyło się więc, że Althusser i inni zapożyczali lub imitowali pewne pojęcia pochodzące ze
strukturalizmu lingwistycznego, socjologicznego, antropologicznego. Ale jedynym prawdziwym
strukturalistą był tylko Claude Lévi-Strauss. Tylko on rozwijał pewien sposób posługiwania się
pojęciem struktury i prezentował je jako klucz całej metody, całej swojej teorii relacji społecznych.
Zatem w tym znaczeniu Althusser nie był strukturalistą i dlatego później musiał dystansować się
wobec tez, które mu przypisywano, a które były w rzeczywistości tezami Lévi-Straussa. Mimo
wszystko prawdą jest, że w „Lire le Capital” i w „Pour Marx” znajduje się pewna imitacja języka
strukturalistycznego lub nawet pojęć strukturalistycznych, a także usiłowanie pogłębienia
problemów postawionych przez strukturalistów.
Moja odpowiedź jest trochę dwuznaczna. Myślę, że podobieństwo istnieje i nie jest przypadkowe.
Tłumaczy się ono w części przez koniunkturę epoki, ale w części też przez wpływ samego
strukturalizmu na Althussera...
A.S.: Od którego Althusser się później bardzo odżegnywał.
É.B.: Tak, i dlatego znaczniejszym problemem jest kwestia samokrytyki Althussera. Jest to trudna
kwestia, a to dlatego, że teksty najbardziej kompletne, najbardziej szczegółowe, dokończone
powstały w pierwszym okresie jego twórczości. Natomiast w okresie następnym Althusser
przedsięwziął samokrytykę, która rewidowała wcześniejsze tezy. Rezultatem jest kilka książek, jak
sądzę bardzo interesujących, ale żadna z nich nie jest tak szczegółowa i rozwinięta, jak te z
pierwszego okresu. Mówię tutaj o „Response a John Lewis”, „Elements d’autocritique” i paru
innych. Doprowadziło to do sytuacji zupełnie paradoksalnej. Oto Althusser deklarował, iż oczyścił
już niektóre ze swych pierwszych tekstów, co można w istocie zrozumieć, że usiłował usunąć to, co
wydawało się zbyt bliskie strukturalizmowi. Ale tak naprawdę nie zastąpił tych pierwszych
teoretyzacji propozycjami ekwiwalentnymi, podobnie rozwiniętymi. Złożyło się na to wiele
przyczyn, zresztą połączonych ze sobą: osobistych, politycznych, a także – prawdopodobnie –
teoretycznych.
Możliwe, że Althusser był zdolny tylko do zidentyfikowania pewnych trudności i słabości swych
pierwszych sformułowań, ale nie potrafił skonstruować w ich miejsce nowej całości: równie
koherentnej jak pierwsza. Ale ten problem dotyczy także jego pierwszych tekstów: czy była to
spójna filozofia, czy też wskazówki i kierunki badań? Poza tym czasami można mieć wrażenie, że
krytykując siebie samego anulował bez zastrzeżeń uprzednią całość.
A.S.: Wydaje mi się, że zna się przede wszystkim Althussera z lat sześćdziesiątych, natomiast
bardzo mało mówi się o jego drugim, krytycznym okresie. Co najwyżej, wspomina się o dokonanej
przez niego samokrytyce. Czy mógłby Pan powiedzieć więcej o tym drugim etapie, o ówczesnych
zainteresowaniach Althussera?
É.B.: No cóż, w każdym razie oczywiste jest, że Althusser nadal próbował zajmować się kwestiami
bezpośrednio politycznymi, podobnie jak w latach poprzednich. W każdym razie, ma się wrażenie –
jest to moje wrażenie retrospektywne – że zakres kwestii rozważanych w pierwszych tekstach
Althussera był bardzo szeroki i taki pozostał w następnych pracach. Na przykład wciąż pisał o
problemach tradycyjnych: problemie organizacji ruchu robotniczego, znaczeniu pojęć socjalizmu,
komunizmu, dyktatury proletariatu, stosunku między organizacją i ideologią, partią i masami itp.
Czyli o tych wszystkich kwestiach, które są wspólnym polem marksizmu instytucjonalnego. Ale
jednak w pierwszych tekstach pojawiało się wiele spraw: kwestia nauk humanistycznych,
epistemologii, filozofii, przyczynowości, struktury poznania. Czyli problemy czystej filozofii. A
także problemy psychoanalizy, jej stosunku do marksizmu itp. Te zagadnienia nie interesowały go
w drugim okresie, mówił o nich naprawdę mało i można było mieć wrażenie, że jego samokrytyka
ma głównie charakter polityczny. Niektórzy byli nawet tym wzburzeni, ponieważ mieli wrażenie, iż
Althusser mówił dokładnie odwrotnie, niż mówił poprzednio. Dlatego jedną z myśli, jaką wiele
osób szczególnie akcentowało w „Pour Marx”, a zwłaszcza w „Przedmowie”, była idea, że nie
można przełożyć bezpośrednio na terminy filozoficzne imperatywu działania politycznego.
Tymczasem w drugim okresie Althusser napisał całą serię tekstów bardzo „aktywistycznych”, w
których kładł nacisk na myśl, że w walce klas filozofię można robić tylko z politycznego punktu
widzenia itp. Niektóre z formuł wtedy wysuwanych były zresztą zupełnie tradycyjne: bądź
leninowskie, bądź zmodyfikowane trochę przez wpływ rewolucji chińskiej. Istota rewizji, którą
Althusser usiłował był dokonać, nie jest naprawdę ekwiwalentna.
Dodatkowym utrudnieniem, choć nie jest to kwestia najważniejsza, jest fakt, iż w latach
siedemdziesiątych Althusser pracował o wiele mniej. To znaczy pracował, ale nie publikował
swoich tekstów. Był już wtedy chory i w tych warunkach mało z jego twórczości mogło się
ukazywać. Ja sam posiadam kilka niedokończonych tekstów Althussera. Istnieją też inne –
pokazywał mi je – na temat państwa i prawa. Niestety, wszystkie są niedokończone i opóźniają w
konsekwencji wyrobienie sobie całościowej opinii na temat kierunku ewolucji jego myśli. Należy
przy tym wiedzieć, że także teksty Althussera z lat sześćdziesiątych były napisane w warunkach
patologicznych. Zresztą wszyscy wielcy ludzie są trochę szaleni. Teksty takie, jak „Lire le Capital”
czy „Pour Marx” były napisane w czasie bardzo krótkim – kilku dni, tygodni, w okresach
aktywności trochę frenetycznej, choć, oczywiście, były rezultatem wieloletniej refleksji. Już wtedy
zdarzało się, że Althusser wpadał w depresje i musiał być hospitalizowany. To, co działo się w
latach siedemdziesiątych przyśpieszało tylko chorobę, a okresy twórcze skracały się progresywnie.
Ale to są sprawy osobiste..., o których mimo wszystko należy coś wiedzieć, jeżeli chce się
zrozumieć pewną jego chwiejność, bardzo widoczną między pierwszym a drugim okresem. Co nie
znaczy, że Althusser miał więcej racji przed niż po, to nie jest kwestią wartości. Oczywiste jest, że
pewną rolę odegrały także okoliczności zewnętrzne. Po roku 1969 Althusser nie pozostawał już w
kręgu małego kółka przyjaciół naukowych, lecz stał się znany na całym świecie – w niektórych
krajach nawet w sposób niewyobrażalny. Na przykład w Ameryce Łacińskiej jego teksty były
sprzedawane w setkach tysięcy egzemplarzy, a rewolucyjni studenci uczyli się go prawie jak Biblii.
On nie był izolowany, widywał mnóstwo ludzi, ale nie było wokół niego tego małego kółka z lat
sześćdziesiątych. Jednocześnie był w bardzo, bardzo trudnej sytuacji wewnątrz partii, która sama –
jak i marksizm – zaczynała wchodzić w kryzys. To wszystko w jakimś stopniu przyczyniło się do
„sparaliżowania” go.
A.S.: Przed chwilą wspomniał Pan o kryzysie marksizmu, związanym z kryzysem ruchu
robotniczego...
É.B.: Tak, ten związek jest oczywisty.
A.S.: Czy widzi Pan jakieś rozwiązanie tych problemów?
É.B.: Nie wiem... Gdyby postawił mi pan to pytanie jakieś trzy, cztery lata temu, to zrobiłbym długi
wykład na temat diagnostyk, prognostyk, ale teraz jestem już zmęczony tą dyskusją na temat
marksizmu i nie sądzę, bym mógł powiedzieć coś oryginalnego. Pozostajemy pod wpływem
atmosfery intelektualnej właściwej danemu krajowi i danemu ruchowi. Również we Francji,
przynaj- mniej wśród inteligencji lewicowej, była w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych
pewna moda – jest zresztą obecna także dzisiaj – dyskredytowania wszystkiego, co jest mniej lub
bardziej podobne do marksizmu. Trzeba więc zrozumieć, w jakim sensie można było w poprzednim
okresie zarazem poddać się iluzji zdolności eksplikacyjnych marksizmu i jednocześnie nie brać za
dobrą monetę wszystkiego, co mówi się o śmierci marksizmu. Gdy niedawno spotkałem się z
Lucien Seve’em, też mnie o to zapytał, a potem powiedział: „wbrew pozorom jesteśmy w fazie
nadzwyczaj sprzyjającej rozwojowi marksizmu”. Ja zaś sądzę, że to jest przeszłość i takie
stwierdzenia są trochę śmieszne.
A.S.: Czy sądzi Pan, że kryzys marksizmu dotyczy tylko krajów zachodnich?
É.B.: Wydaje mi się, że jest on o wiele głębszy w krajach socjalistycznych, niż w krajach
kapitalistycznych. Ale pan chce, abym mówił o rzeczach, na których dobrze się nie znam. To, co
otrzymuję z krajów socjalistycznych, dostaję z drugiej, trzeciej, czwartej ręki. Tłumaczone są tylko
kawałki produkcji teoretycznej. Zresztą jest zupełnie prawdopodobne, że nie wiem nic o rzeczach,
jakie dzieją się na obrzeżach marksizmu oficjalnego, a więc ryzykuję powiedzenie głupstwa.
Oczywiście, wrażenie jest takie, że marksizm krajów wschodnich, krajów socjalistycznych,
podobny jest do średniowiecznej scholastyki katolickiej. Ale jest to sformułowanie niewłaściwe,
ponieważ scholastyka średniowieczna stworzyła wielkie dzieła filozoficzne. A jeżeli robi się tam w
naukach humanistycznych, filozofii itp. rzeczy interesujące, to pojawia się problem, czy naprawdę
wytwarza je marksizm, czy też stanowi tylko przykrywkę dla innych koncepcji.
A.S.: Skoro Pański kontakt z filozofią krajów socjalistycznych jest bardzo niewielki...
É.B.: Tak, jest on słaby, bardzo słaby. Przed laty pisał do mnie profesor Nowak z Poznania, ale to
już historia.
A.S.: ...wróćmy więc do Francji.
É.B.: Właśnie. Mówiliśmy o kryzysie marksizmu. On istnieje, oczywiście, ale obecnie istnieje także
pewien rodzaj filozoficznego kryzysu kultury francuskiej. Zupełnie pomieszane są linie sił.
Symbolizują to nazwiska, a raczej ich brak. W poprzednich latach pojawiali się filozofowie, którzy
przeciwstawiali się sobie, polaryzowali dyskusję intelektualną, nadawali jej przez to pewną
strukturę i jasność. Teraz nie ma we Francji filozofów, którzy byliby czymś w rodzaju twórców
„szkoły”, którzy posiadaliby osobowość wytyczającą drogi. Takich, za którymi chciałoby się pójść,
jak ongiś w przypadku Sartre’a, Foucaulta, Althussera czy Deleuze’a, który żyje, ale jest już stary.
A.S.: Bardzo dużo mówimy tu o marksizmie, ale czy Pan uważa się za marksistę?
É.B.: Chcę uważać się za marksistę, dostrzegając gwałtowny antymarksizm panujący we
francuskim środowisku intelektualnym. Uważam, że istnieją pewne fundamentalne pojęcia
marksowskie. Nie wiem, czy są one prawdziwe, ale jestem pewny, że są bardziej prawdziwe niż te,
które usiłuje się umieścić na ich miejscu. Nie sądzę, że można robić ekonomię bez idei wyzysku,
walki klas, i w konsekwencji bez teorii kapitalizmu. Myślę, że to wystarczy, aby się nazywać
Zgłoś jeśli naruszono regulamin