Pozegnanie przeszlosci Donald Robyn.pdf

(667 KB) Pobierz
Donald Robyn - Pozegnanie przeszlosci.rtf
Robyn Donald
Po Ŝ egnanie przeszło ś ci
(No guarantees)
 
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Camilla usłyszała dzwonek telefonu, gdy odkręciła kurek nad wanną w pralni. Przez
chwilę zawahała się: dzwonki wywoławcze staromodnego telefonu towarzyskiego, który
chyba jako ostatni w Nowej Zelandii pokutował w Bowden, były bardzo do siebie podobne i
łatwo było pomylić dwa długie, oznaczające jej numer, z jednym krótkim i dwoma długimi,
oznaczającymi posiadłość Falls.
PoniewaŜ jednak czekała na telefon, zakręciła kurki, wpadła do pokoju i złapała
słuchawkę.
– 189 M – powiedziała bez tchu.
– To pomyłka, pani Evans.
Ten niski głos, zabarwiony nutą sarkazmu, sprawił, Ŝe Camilla zaczerwieniła się bąkając
krótkie przeprosiny i szybko rzuciła słuchawkę na widełki. Właścicielem głosu z pewnością
był Quinn Fraser. Quinn był pierwszą osobą, która pojawiła się na drodze, kiedy autobus
szkolny został zatrzymany przez byka. Quinn teŜ, jako pierwszy, przybył na miejsce
wypadku, kiedy Dave umierał przygnieciony traktorem.
Lekarz powiedział jej wówczas, Ŝe chociaŜ smutek nie opuści jej nigdy, to najgorsze
przygnębienie powinno minąć po roku. Wczoraj była pierwsza rocznica śmierci Dave’a.
Wydawało się jej, Ŝe minęły wieki, jednak lekarz miał rację. Byłby zapewne tak samo
zdziwiony jak Camilla, gdyby wiedział, Ŝe chociaŜ cierpiała długo i głęboko po śmierci
Dave’a, był to smutek spowodowany raczej nie jej stratą, lecz świadomością tego, co stracił
Dave przez nagłe przerwanie jego Ŝycia, zanim dało mu szansę dokonania tego, do czego był
zdolny.
W poczuciu winy odsunęła od siebie tę myśl. To, co łączyło ją i Dave’a, być moŜe nie
było miłością stulecia, dawało jednak swoiste poczucie spełnienia. Oboje byli zaangaŜowani
w pracę na farmie, co przynosiło jej satysfakcję. Dave nigdy nie podawał w wątpliwość jej
miłości do niego.
Na śniadanie zjadła grzankę i grapefruita z ogromnego drzewa rosnącego w podwórzu.
Pijąc herbatę przeglądała tytuły we wczorajszych gazetach. W pewnym momencie złapała się
na ziewaniu i podniosła głowę w poczuciu winy. Dave zwykle denerwował się, widząc ją
choć trochę zmęczoną. Był zły, kiedy ich niepewna sytuacja finansowa zmuszała ją do
dorywczej pracy u hodowcy warzyw. I chociaŜ on sam równieŜ zmuszony był dorabiać u
przedsiębiorcy budowlanego kopiąc rowy kanalizacyjne, jego męska duma sprawiała, Ŝe
stawał się bezsensownie nadopiekuńczy.
Skończyła właśnie herbatę, kiedy ponownie zadzwonił telefon, tym razem na pewno do
niej.
– Camilla?
– Tak. Cześć, Guy – w jej głosie zabrzmiała radość.
– Próbowałem się dodzwonić do ciebie, ale było zajęte. Czy wciąŜ wybierasz się na tę
wyprzedaŜ?
98804458.002.png
– Tak – przyznała z zapałem. Reklamowano elektrycznego pastucha – rzecz, która była
jej niezbędna. PoniewaŜ nie mogła sobie pozwolić na nowe urządzenie, wszystkie swoje
nadzieje na zdobycie go wiązała z tą wyprzedaŜą. Jednak jakaś nuta w jego miłym głosie
zwiastowała kłopoty.
– Przykro mi, ale nie mogę z tobą pojechać. Dzwonił właśnie mój adwokat i chce się ze
mną dziś rano zobaczyć. Chyba nie uda mi się od tego wykręcić.
– Nic nie szkodzi. Nie myśl o tym. Musisz się z nim zobaczyć. Mój samochód...
– W Ŝadnym razie nie pojedziesz do Tangaroa tym zdezelowanym gratem – przerwał jej.
– Dźwięk jego silnika przypomina piłę łańcuchową. Poza tym droga nie jest łatwa. Zresztą
zorganizowałem juŜ dla ciebie transport.
OstroŜnie, poniewaŜ nie lubiła mieć długów wdzięczności, powiedziała:
– To miło, Ŝe o tym pomyślałeś. Guy zachichotał.
– Zmienisz zdanie, kiedy powiem ci, Ŝe chodzi o Quinna Frasera.
Po chwili milczenia Camilla niebotycznie zdumiona powiedziała ozięble:
– Wolałabym....
– Posłuchaj. Fakt, Ŝe Dave uznał za stosowne kontynuować ten głupi spór, jaki wiódł twój
wuj, nie oznacza, Ŝe ty teŜ musisz to robić. Nie wiem, dlaczego twój wuj poróŜnił się z
Quinnem, ale jak wiesz, spędziłem z Dave’em sporo czasu i uwaŜam, Ŝe jego niechęć do
nawiązania stosunków z najbogatszym człowiekiem w okolicy była śmieszna! Lojalność w
stosunku do zmarłych to jedno, a dać sobie odciąć nos po to tylko, Ŝeby zachować twarz, to
drugie. PrzecieŜ Quinn rzadko kiedy bywał na swojej farmie, kiedy byliście małŜeństwem!
Spędził rok za granicą w jakiejś misji handlowej dla rządu. To jest Nowa Zelandia, a nie jakiś
barbarzyński kraj, gdzie wciąŜ kultywuje się wendetę.
– Quinn Fraser – powiedziała Camilla z rozmysłem – jest aroganckim, władczym
autokratą z perwersyjnym poczuciem humoru. Nie wiem, dlaczego wuj Philip pokłócił się z
nim, ale wystarczyło to, Ŝeby... – powstrzymała się przed zbyt pochopnym stwierdzeniem.
PrzeraŜona złością, która sprawiła, Ŝe straciła panowanie nad sobą, dokończyła szybko:
– Przepraszam, Guy, ale miałam cięŜką noc. Jego głos złagodniał.
– Rozumiem. To smutna rocznica. Nie martw się jednak, nie powiem naszemu
magnatowi, co o nim myślisz. Ale zgadzasz się, Ŝeby cię podwiózł, prawda?
Camilla wiedziała, Ŝe dopóki czek ze spółdzielni mleczarskiej nie wpłynie na jej konto i
tak nie wystarczy jej pieniędzy na napełnienie baku benzyną. JeŜeli chce pojechać na tę
wyprzedaŜ, musi zgodzić się na towarzystwo Quinna Frasera.
– Dobrze, pojadę z nim. Dziękuję za troskę.
– Cieszę się. Będzie czekał na ciebie o dziewiątej trzydzieści. Pamiętaj, Ŝe i on jest tylko
człowiekiem. Być moŜe wygląda i zachowuje się jak grecki bóg. Jednak jeŜeli go urazić,
zacznie krwawić, jak kaŜdy z nas.
MoŜe to i była prawda, jednak Guy był tak dobrym człowiekiem, Ŝe nigdy nie byłby w
stanie zrozumieć kogoś takiego jak Quinn.
A na jakiej podstawie uwaŜasz, Ŝe ty mogłabyś go zrozumieć? – zakpiła z siebie w duchu.
– Wszyscy, którzy go znają, uwaŜają go za cudownego człowieka. Dlaczego jesteś taka
98804458.003.png
pewna, Ŝe za maską wyszukanej ogłady kryje się zwykły barbarzyńca? Nawet go dobrze nie
znasz!
Teraz musiała zapomnieć o dumie i pojechać na wyprzedaŜ z człowiekiem, którego jej
mąŜ nie znosił. W przeciwnym razie nie mogłaby kupić elektrycznego pastucha, a
ucierpiałaby na tym ziemia, którą jej mąŜ kochał bardziej niŜ cokolwiek na świecie – oprócz
niej.
Szybkie spojrzenie na tani, chłopięcy zegarek na jej szczupłym przegubie sprawiło, Ŝe
gwizdnęła cicho i zabrała się do roboty. Miała czas jedynie na to, Ŝeby wziąć prysznic w
maleńkiej łazience i przebrać się w coś bardziej odpowiedniego dla wyszukanego
towarzystwa, w jakim miała przebywać.
Nie miała zbyt wielkiego wyboru. Odkąd wyszła za mąŜ, nie udało jej się zaoszczędzić
nic na ubrania. Nie potrzebowała zresztą wiele. Bowden było okręgiem rolniczym i Ŝycie
towarzyskie, z wyjątkiem posiadłości Fraserów, toczyło się tu w sposób niezobowiązujący.
Wydymając z dezaprobatą pełne wargi, zdecydowała się wreszcie na zgniłozielone spodnie
rozjaśnione bladozłotą bluzką, na którą narzuciła ciemnozieloną zamszową kurtkę.
Popatrzywszy z niechęcią na swe odbicie w lustrze, westchnęła. Kurtka i spodnie
podkreślały ładnie jej długie nogi, ale daleko im było do prawdziwej elegancji. Po chwili
wahania zaczęła szperać w szufladzie, aŜ znalazła słoiczek z resztką róŜu. To przynajmniej
doda jej twarzy trochę koloru.
Przyjrzała się sobie beznamiętnie. Jasnoszare, lekko skośne oczy otoczone gęstymi,
czarnymi rzęsami i proste, czarne włosy błyszczące jak woda nocą w świetle księŜyca, pełne,
mocno czerwone usta i mlecznobiała, nigdy nie opalająca się skóra z siedmioma piegami na
prostym nosie. Reszta była przeciętna: dość dobra figura, moŜe zbyt szczupła, ale
zadziwiająco silna.
Gapisz się tak na siebie, poniewaŜ Quinna widuje się z reguły w towarzystwie
oszałamiająco pięknych stworzeń, a na tobie nie ma ani jednej zmysłowej wypukłości –
powiedziała z wyrzutem, odwracając się tak, jakby widok w lustrze sprawiał jej ból.
Odgłos samochodu mijającego zagrodę dla bydła przerwał tę zadumę, wywołując
jednocześnie na jej policzkach tak rzadkie rumieńce. Strofując się w myślach chwyciła
apaszkę, okulary przeciwsłoneczne, torebkę i pobiegła.
Kiedy samochód zatrzymał się przed bramą, była juŜ w połowie wąskiej ścieŜki biegnącej
w poprzek niewielkiego trawnika, ale i tak Quinn zdąŜył otworzyć bramę, zanim do niej
dotarła.
Guy porównał go do greckiego boga, ale Camilla nie widziała szczególnego
podobieństwa. Zawsze odnosiła wraŜenie, Ŝe owi bogowie byli jedynie niewolnikami
własnych zmysłów, podczas gdy pierwszą rzeczą, jaka uderzyła ją u Quinna Frasera, była
Ŝywa inteligencja, przyćmiewająca jego oszałamiającą męską urodę.
Czy był przystojny? To nie miało znaczenia. Był męŜczyzną nieskończenie
niebezpiecznym za sprawą owej wytwornej wyŜszości i umiejętności panowania nad sobą i
nad wszystkim, co stawało mu na drodze.
„Zwykły samiec”, pomyślała rozwścieczona, uśmiechając się z przymusem.
98804458.004.png
– Dzień dobry, Camillo – w jego głosie pobrzmiewała mieszanina wyszukanej kpiny i
rozbawienia. Otwierając przed nią drzwi samochodu powiedział:
– Przyślę kogoś, Ŝeby zreperował zawiasy w tej bramie.
– Nie, dziękuję – odpowiedziała spokojnie. – Większość znajomych ma w zwyczaju
wchodzić tylnym wejściem.
Nie powiedział nic, uniósł jedynie pięknie zarysowaną brew i niemal bezgłośnie zamknął
za nią drzwi. Nawet odgłosy, jakie wydaje ten samochód, świadczą o bogactwie, pomyślała
posępnie, rozglądając się po wyściełanym skórą i wykładanym drewnem wnętrzu jaguara.
Czy on nie wie, Ŝe jest recesja, najpowaŜniejsza właśnie w sektorze rolniczym? Jej zwinne
palce jakby utraciły swe zdolności, kiedy zaczęła szamotać się z pasem bezpieczeństwa.
Jasne, przecieŜ wieść gminna niosła, Ŝe trzymał wiele srok za ogon i to zarówno w kraju, jak i
za granicą.
Dostała gęsiej skórki, kiedy usiadł obok niej. Pomimo swej potęŜnej budowy poruszał się
z lekkością wielkiego drapieŜnika. Z ponurą determinacją skoncentrowała się na opornym
pasie. Odmawiał jednak współpracy i po kilku bezowocnych próbach poczuła się zmuszona
do spytania:
– Jak to działa?
– O, tak – przeciągnął swój pas w poprzek tułowia i zatrzasnął uchwyt.
Camilla spróbowała podobnie, ale pas się nie poddał.
– Ja to zrobię. – Nawet jej nie dotknął, kiedy przeciągnął i zapiął jej pas, ale mimo to
zadrŜała od bliskości jego smukłych i zgrabnych dłoni.
– Wygodnie ci? – zapytał uprzejmie, kiedy samochód wyjechał na drogę.
– Tak, bardzo.
I to było wszystko podczas pięciu mil ŜuŜlowej drogi łączącej ich farmy z autostradą.
Później, kiedy zgrabnie wyprzedzili jedną z olbrzymich cięŜarówek, które odbierały mleko ze
wszystkich okolicznych farm, takich jak Camilli, Quinn z odcieniem sarkastycznej wesołości
powiedział:
– Zostało jeszcze trzydzieści mil, Camillo. JeŜeli chcesz, to będę milczał przez całą drogę,
ale nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy porozmawiać. Na tematy nie wzbudzające
kontrowersji, oczywiście – zakończył zgodnie.
– Nie składałam ślubów milczenia. Myślałam, Ŝe moŜe wolałbyś się skoncentrować na
prowadzeniu.
Ku jej zdziwieniu zachichotał i posłał jej uśmiech szczerego rozbawienia:
– Widzę, Ŝe nie tracisz Ŝadnej okazji.
Zbiło ją to z pantałyku zupełnie. UwaŜał swój urok za rzecz tak oczywistą, Ŝe to nawet
nie draŜniło, chociaŜ to niesprawiedliwe, aby jeden człowiek posiadał tak wiele.
Zwykle umiała się bronić z uporem. Dzisiaj jednak pewna nuta rozbawienia zagrała i u
niej.
– Przepraszam – powiedziała sama zdziwiona swoją reakcją. – To, co powiedziałam, było
nieuprzejme i jest nieprawdą. Wiem, Ŝe jesteś znakomitym kierowcą.
Cisza, jaka nastąpiła, stworzyła między nimi nową przepaść. W umysłach obojga
98804458.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin