Woodiwiss Kathleen E. - Wilk i gołębica.rtf

(13011 KB) Pobierz

Kathleen E. Woodiwiss

 

 

„Wilk i Gołębica”
Legenda

W dawnych czasach, gdy przez lasy północnej Anglii wędrowali jeszcze druidzi, odprawiając przy blasku księżyca sabaty, żył rozkochany w wojnie i przemocy młodzieniec, który do tego stopnia opanował sztukę walki, że nikt nie mógł się z nim mierzyć. Młody człowiek sam siebie nazwał Wilkiem i żerował na ludziach, których upatrzył. Wieść o jego wyczynach dotarła do uszu bogów mieszkających w wysokich górach położonych między ziemią a Walhallą. Wodan, król bogów, wysłał zatem herolda, by zabił zuchwalca, który śmiał ściągać z ludzi haracz i sam wyzywać los. Wezwani stanęli naprzeciw siebie, wyrwali miecze z pochew i rozpoczęli straszliwy bój, trwający przez czternaście dni nowiu. Pole walki rozciągało się od białych klifów południowych wybrzeży po posępne skaliste brzegi północy. Młodzian okazał się tak zręcznym szermierzem, że nawet posłaniec Wodana nie zdołał go pokonać. Herold musiał uznać jego wyższość i ze wstydem wrócił w swe góry. Wodan popadł w długie i głębokie zamyślenie, gdyż w runach zostało zapisane, że ten, kto pokona wysłannika bogów, osiągnie na ziemi wieczne życie. W końcu Wodan wybuchnął śmiechem i niebiosa nad Wilkiem zadrżały. Niebo rozdarła błyskawica, rozległ się huk gromu, a młody wojownik wysunął przed siebie brzeszczot miecza.

- A więc zdobyłeś wieczne życie! - ryknął rozbawiony Wodano - A teraz stoisz przede mną z bronią w ręku gotów do walki. Ale głupota nigdy nie bywa częścią męstwa i nie mogę dopuściĆ, byś bezkarnie pustoszył te ziemie. Masz zatem swoją nieśmiertelność, ale musisz czekać do chwili, aż moja wola da ci zatrudnienie.

Bóg znów wybuchnął grzmiącym śmiechem, uniósł się, a w klingę zuchwale wzniesionego miecza ugodziła błyskawica. Pod niebo powoli wzbił się kłąb dymu. W miejscu, gdzie stał młodzieniec, teraz siedział na tylnych łapach lśniący krwistą czerwienią, powoli stygnący, wielki żelazny wilk. Z wyszczerzonego pyska sterczały mu kły.

Wieść niesie, że w jakiejś głębokiej, cienistej dolinie w pobliżu granicy ze Szkocją, na mrocznej polanie, stoi żelazny posąg wilka. Pokryty jest rdzą, spowijają go bujnie pleniące się pnącza, na łapach zielenieje mech. Powiadają też, iż wtedy, gdy krainę ogarnia wojenna zawierucha, potężna, prężąca się do skoku bestia ożywa, przekształcając się w wojownika - odważnego, silnego, niepokonanego i dzikiego.

A teraz przybyły zza Kanału zastępy Wilhelma. Naprzeciw niego ruszył z północy Harold i rozpoczęła się wojna, która ...

 

1

26 października 1066

Umilkła bitewna wrzawa. Krzyki i jęki rannych powoli cichły.

Pole walki spowił nocny mrok; wydawało się, że nawet czas uległ zawieszeniu. Jesienny księżyc, krwawy i znużony, lśnił nad mętnym horyzontem. Spokój zakłócało jedynie odległe wycie polującego wilka, pogłębiając jeszcze tajemniczą ciszę. Nadciągająca od moczarów mgła unosiła się w postaci siwych pasm nad porąbanymi, ociekającymi krwią ciałami poległych. Niski ziemny wał, gdzieniegdzie tylko wzmocniony kamieniami, pokryty był całunem ciał mieszkańców wioski. Liczący niewiele ponad dwanaście wiosen chłopiec leżał obok swego ojca. Dalej majaczyła wielka, ciemna sylweta dworzyszcza w Darkenwaldzie; w niebo strzelała pojedyncza wieża strażnicza.

W rozległej sieni gródka siedziała Aislinn. Kuliła się na pokrytej słomą posadzce przed krzesłem, z którego jej ojciec, nieżyjący już pan Darkenwaldu, rządził swymi poddanymi. Na smukłej szyi~ miała zaciśnięty mocno powróz. Jego drugi koniec owinięty był wokół nadgarstka wysokiego, smagłego Normana przybranego w kolczę, który rozpierał się na stolcu z herbem Erlanda. Ragnor de Marte obserwował, jak jego ludzie plądrują dwór w poszukiwaniu co cenniejszych przedmiotów. Patrzył, jak wbiegają po schodach do komnat, słuchał, jak trzaskają masywnymi drzwiami, jak bobrują w skrzyniach, a cały łup rzucają 'na rozpostartą przed nim rogożę. Aislinn dostrzegła wśród tych skarbów, które do niedawna zdobiły jej dom, wysadzany drogimi kamieniami sztylet i złoty, filigranowy pas, który bezlitośnie zdarto jej z bioder.

Między grabieżcami wciąż wybuchały sprzeczki o któryś ze skradzionych przedmiotów, lecz ich wódz szybko uciszał swary krótką, ostrą komendą, a sam przedmiot sporu zostawał bardzo niechętnie rzucany na rosnący nieustannie stos łupów. Pite łapczywie przez najeźdźców piwo lało się strumieniami. Mięsiwa, kołacze - wszystko to bez opamiętania pochłaniano na miejscu. Potężnie zbudowany rycerz Wilhelma podnosił co chwila do ust róg napełniony winem, nie zwracając wcale uwagi na to, że jego kolczę i klingę miecza wciąż jeszcze plami krew ojca Aislinn. Dając upust okrucieństwu, szarpał od czasu do czasu powrozem, który boleśnie wrzynał się w delikatną skórę szyi dziewki. Każde pociągnięcie wywoływało na jej twarzy grymas bólu, a Ragnor wybuchał ochrypłym śmiechem. Świadomość zwycięstwa rozpraszała nieco jego ponury nastrój. Z całą pewnością jeszcze bardziej poprawiłby mu się humor, gdyby Aislinn zaczęła płaszczyć się i błagać o litość. Ale ona zachowywała pełen pogardy spokój, panowała nad każdym odruchem i ilekroć na nią spoglądał, rzucała mu wyzywające spojrzenie, co jeszcze bardziej potęgowało jego złość. Ktoś...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin