Czy Pan Bóg jest politykiem.doc

(68 KB) Pobierz
Czy Pan Bóg jest politykiem

Czy Pan Bóg jest politykiem?

Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Powraca ustawicznie problem, co ma dziś religia do polityki, co ma instytucja Kościoła, co mają duchowni. W sytuacji tak ważnych wyborów parlamentarnych jest to problem i ważny, i praktyczny.

 

"Słowo Księży Biskupów''

 

Trzeba nam zapoznać się ze "Słowem Biskupów Polskich przed wyborami parlamentarnymi 2007 roku pt. "Odpowiedzialność za dobro wspólne". Trzeba to "Słowo" przemyśleć, wziąć je do serca i wcielić w życie polityczne. Jest to konieczne, tym bardziej że jest to dziś "Słowo" przełomowe. Przełomowość ta jawi się zaraz na początku, kiedy Episkopat wzywa do udziału w wyborach nie tylko, żeby pobudzić katolików do aktywności politycznej, ale także, żeby wyborcy katolicy podjęli kontrolę społeczną rządzących i w razie potrzeby "wymienili grupy sprawujące władzę i niektórych przedstawicieli elit politycznych źle sprawujących swe funkcje". Można to rozumieć także i tak, żeby poskromić i tę opozycję, która fatalnie i wściekle obciążała całe życie społeczno-polityczne w Polsce. Przede wszystkie widać od razu, że ten list księży biskupów nie jest koniunkturalny. Jakże daleko odbiega od pewnego tekstu, jaki został napisany na jesieni 1953 roku po aresztowaniu Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Przypomina mi się, jak wówczas ostro reagowaliśmy jako studenci na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Powstała taka obiegowa facecja: Słyszałeś? Episkopat ma wydać list, że Boga nie ma. Jak to? Chodzi o to, żeby dla dobra Kościoła nie narażać się władzy komunistycznej. Mutatis mutandis podobnie dziś zachowuje się katolewica, która spycha Kościół do prywatnej piwnicy, żeby nie narażać się obcej poprawności politycznej. Następnie jeszcze większym przełomem jest to, że zdaniem biskupów, trzeba głosować "na te osoby, których postawa i poglądy są bliskie [!], a przynajmniej nie sprzeciwiają się wierze katolickiej i katolickim wartościom oraz zasadom moralnym". Jest to więc otwarte i jasne zalecenie, żeby głosować przede wszystkim na katolików i w konsekwencji na partie, które nie walczą z katolicyzmem, a więc domyślnie nie głosować na SLD, LiD, PO, UW i niektóre inne. I wreszcie księża biskupi uczą, że Kościół nie jest żadną partią, co jest jasne, jednak Episkopat idzie dalej: "Zauważamy jednak, że poglądy niektórych ugrupowań politycznych i ich zaangażowanie polityczne są bliższe chrześcijańskiej wizji człowieka i społeczeństwa, zaś programy innych partii są odległe od nauczania Kościoła lub wręcz z nim sprzeczne. Stąd odpowiedzialne oddanie głosu w wyborach wymaga rzetelnego rozeznania zarówno kandydatów, jak i ich programów". W tych słowach kryje się zapewne też przestroga dla PiS, które nie dotrzymało - choć mogło - obietnicy ochrony życia. Zrodziło to wśród katolików różne podejrzenia. W kampanii wyborczej ludzie PiS muszą się wytłumaczyć, żeby konsekwentni katolicy mogli ich poprzeć. W każdym razie w tekście Episkopatu jest wyrażony pogląd, że nie wszystkie partie są jednakowe: są dobre, ale są i złe, wbrew temu, co mówią amoraliści społeczno-polityczni. I wreszcie pod koniec jest wyrażony postulat, że "duszpasterze i media katolickie nie powinni angażować się w kampanii wyborczej po żadnej stronie". Te słowa można rozumieć dwojako:

a) albo że duchowni i media kościelne nie powinni opowiadać się tylko za jakąś jedną partią dobrą spośród innych dobrych;

b) albo żeby nie drażnić złych partii, w których mogą się znaleźć i katolicy słabej wiary, nie opowiadać się za żadną partią urzędowo w imieniu całego Kościoła, co nie wyklucza jednak wypowiadania się prywatnego poza urzędem. Jest jednak problem, bo z SLD i LiD Bóg został wygnany, a w PO, UW i innych został zamilczany lub wysłany na emeryturę.

 

 

 

Pewien pogłos listu biskupów

 

Słyszy się pewne maksymy niektórych katolików, że "Pan Bóg jest ponadpartyjny" i że "nie sposób bronić opinii, że poza Kościołem nie ma ludzi uczciwych i kompetentnych". Są to wypowiedzi bardzo słuszne z katolickiego punktu widzenia, byle jednak nie zostały osadzone w złym kontekście, np. poglądów Unii Wolności, katolewicy czy liberalizmu. Jak to rozumieć? "Pan Bóg jest ponadpartyjny", tzn. że Bóg nie faworyzuje żadnej partii, żadna z partii nie jest Jego partią i Bóg nie jest jednym z polityków partii konkurujących. Ale trzeba tu zważać na konteksty. Nie można owego zdania tłumaczyć w ten sposób, że Bóg nie ma nic do polityki i że jest Mu obojętne, czy partie są złe, czy dobre, czy szlachetne, czy przestępcze. Bóg bowiem odnosi się istotnie do polityki, do polityków, do partii, do ich moralności, do ich wiary i poglądów. Kto tę relację odrzuca, grzeszy. Kościół jako instytucja zbawcza nie może się mieszać z instytucją państwa, ale Pana Boga to nie dotyczy. On ma istotną relację i do Kościoła, i do państwa - do Kościoła zbawczą, do państwa stwórczą. Podlega Mu w jakiś misteryjny sposób każda dziedzina ludzkiego życia, a więc i polityka. Kto to neguje, jest deistą albo ateistą. I drugie zdanie: "Nie sposób bronić opinii, że poza Kościołem nie ma ludzi uczciwych i kompetentnych. Jest to również prawda, ale zależy od kontekstu. Nikt z katolików nie kwestionuje, że i poza Kościołem są ludzie uczciwi i kompetentni, jak zresztą i tego, że i w Kościele bywają nieuczciwi i niekompetentni. Bo Kościół nie jest dla samych świętych: "Bo nie przyszedłem - mówił Jezus - powołać sprawiedliwych, lecz grzeszników" (Mt 9, 13). Ale nie można przemycać myśli, że w Kościele są tylko dobrzy, a poza Kościołem tylko źli, a tym bardziej że w Kościele są tylko źli i grzesznicy, a poza Kościołem tylko sami dobrzy. Dzisiejsza perfidna propaganda sugeruje takie zdanie: politycy katoliccy są źli i jakby pomyleni, a politycy niekatoliccy są dobrzy, bo wiara ogłupia, a ateizm daje mądrość i rozwagę. Chodzi o to, że w Kościele Bożym dużo łatwiej jest być dobrym i mądrym, bo są wielkie pomoce Boże i szczególne środowisko życia, a poza Kościołem jest o wiele trudniej. Trzeba też, żeby ludzie uczciwi, żyjący poza Kościołem, działali dobrze i żeby nie niszczyli ludzi Kościoła za to, że są w Kościele i że są katolikami. Trzeba również, żeby polityki i etyki nie sprowadzać do nihilizmu, jak to często bywa. Poza tym wśród katolików stało się niemal zasadą, żeby w wyborach nie zważać na charakter partii ani na ich ideologię, a tylko wybierać ludzi godnych, zacnych, uczciwych i doświadczonych. Jednak ta zasada zawiera pewien błąd. Dlaczego? Po pierwsze, trudno poznać, kto jest taki godny, wierny obietnicom i przestrzegający zasad społecznych i moralnych. Po drugie, media, zwłaszcza jeśli są skoligacone jakoś pozytywnie lub negatywnie z daną orientacją polityczną, bardzo często po prostu wszystkich okłamują. Człowieka złego robią dobrym, a dobrego złym. Media dziś, które się bardzo prawdziwościowo i moralnie zdegenerowaly, zachowują się wobec kandydatów, jak i wobec partii, jak staroegipski bóg Ozyrys, który ludzi po śmierci sortuje: kto do nieba, a kto na pożarcie. Po trzecie, parlamentarzysta odsłania się, jaki jest, dopiero po wybraniu go, a wpierw tylko się zaleca. Tak zwana demokracja bardzo dziś się zepsuła. I wreszcie po czwarte, każdy parlamentarzysta wybrany, nawet najuczciwszy, wchodzi w tryby życia partyjnego i parlamentarnego i nie może robić tego, co chce, lecz jest poddany szefom partii, przewodniczącemu klubu, przewodniczącemu komisji i wpływom czynników pozaparlamentarnych. Nie sposób się z tego wymotać. I tak uczciwy kandydat staje się potem zwykłym członkiem partii - dobrze jeśli dobrej, ale fatalnie, jeśli złej. Brak wolności parlamentarnej to znowu zła reguła demokratyczna, pochodzenia amerykańskiego.

 

 

Partie dobre i złe Księża biskupi piszą ze znajomością rzeczy, że nie wystarczy wybrać człowieka mądrego, kompetentnego i doświadczonego, bardziej chyba trzeba uważać, do jakiej partii on przynależy. A zatem najlepiej, gdy jest i godny człowiek, i godna partia, z którą się on wiąże. Ważna jest osobowość. Na przykład spośród senatorów PiS tylko jeden prof. Ryszard Bender wziął w Senacie w obronę niesprawiedliwie atakowanego wielkiego Polaka, Jana Kobylańskiego, przywódcę Polonii w Ameryce Południowej, konsula honorowego w Urugwaju, notabene usuniętego swego czasu przez ministra Władysława Bartoszewskiego, zwolennika UW. I właśnie media antypatriotyczne ciągle atakują u nas kandydatów patriotycznych, jak prof. Ryszard Bender, senator Adam Biela, kandydat na senatora Stanisław Kwolek z okręgu wyborczego Gliwice i bardzo wielu innych. Przez media liberalne najlepiej są przedstawiani liberałowie, ludzie nieczujący dobrze polskości albo ci, którzy odchodzą ze swoich partii do PO, jak marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, notabene zaraz atakujący wściekle Radio Maryja, jak były premier Kazimierz Marcinkiewicz, Antoni Mężydło i im podobni. Brak mocnego charakteru to jest bardzo negatywna cecha kandydata. W ogóle jest bardzo bolesne, kiedy media i niektóre partie kierują się niemal zawsze kłamstwem w sprawach wyborów. Etykę zawieszają na kołku. Zwróćmy choćby uwagę na bezsensowne i ciągłe atakowanie kandydatów z rządzącej partii, że wszystko, co robią, to ma być rzekomo propagandą wyborczą: urzędowanie, wypełnianie obowiązków, karanie przestępców, łapanie złodziei, badanie korupcji, zaostrzanie sądownictwa, karanie pedofilów, obecność na uroczystościach, a nawet pobyt na pogrzebie żołnierza. Że może dochodzić do takiego zeszmacenia osobowości. W tym kontekście uważam, że źle się stało, iż uroczystości katyńskie przeniesiono na listopad. Bolał też nad tym, telefonując na dzień przed swoją śmiercią, ksiądz prałat Zdzisław Peszkowski, sugerując mi, żebym zabrał na ten temat głos. Stało się to jakby Jego testamentem. Dlaczego idzie się na rękę kombinatorom? Dziwimy się też i Zarządom Rodzin Katyńskich, że opowiedziały się tak żwawo za takim przeniesieniem. Czyżby chciały, by wygrała PO? Czyżby chciały, żeby pomordowanych za Polskę czcili ludzie, którzy nie uznają polskości w naszym znaczeniu? Może zwolennicy przeniesienia uroczystości chcą, żeby ofiary walki o wolność Polski były czczone przez zwolenników pójścia Polski w niewolę niemiecką czy brukselską? Przecież Niemcy i Rosja w owym czasie byli współwinnymi tej zbrodni. A jeśli nawet teraz uroczystości te wpłynęłyby na wyniki wyborów, to właśnie trzeba walczyć o Polskę w duchu ofiar. Przeciwnicy dzisiejszej Polski nie znają się na wspaniałomyślnych gestach. Walka między partiami dobrymi i złymi to nie jest tylko salonowiec, ale zmaganie się o Polskę.

 

Elementy sytuacji społeczno-politycznej

 

Ogólnie sytuacja społeczno-polityczna Polski jest nadal bardzo trudna. Toczy się wciąż walka i o duszę Polski, i o jej życie samodzielne, choć są już coraz większe osiągnięcia w dziedzinie gospodarczej, turystycznej i dyplomatycznej. Dwa lata rządów koalicji przyniosły dużo dobrego, zwłaszcza w dziedzinie uzdrawiania życia państwowego. Ale ciągle towarzyszy temu niezrozumiała wściekłość opozycji oraz pewnych ośrodków światowych, które chcą zdławić u nas za wszelką cenę ducha polskiego i katolickiego. Siły te, jedne i drugie, chcą teraz wygrać wybory, by pogrążyć nasze marzenia o naprawdę samoistnej Polsce, kontynuującej duchowe tradycje tysiąclecia. Przewrotni ludzie powiadają, że to teoria spiskowa, żeby uśpić ludzi niezorientowanych politycznie. Tymczasem i oligarchowie zachodni, jak np. George Soros, chcą rozdawać potajemnie znaczone karty w grze o Polskę. Po złych wyborach możemy się bardzo długo już nie podnieść, przytłoczeni ciemną ideologią Zachodu. Po latach możemy ulec siłom niszczącym nas duchowo, a pewne ewentualne korzyści, jeśli takie rzeczywiście są, służą, tamtym ludziom jako jeszcze jedno narzędzie ataku na ducha polskiego. Żebyśmy więc nie ulegli owym wrażym siłom na zawsze, jak kiedyś Sumerowie Akkadom, Drawidowie Ariom w Indiach, Celtowie Germanom w Europie lub Słowianie Wschodni skandynawskim Rusom. Historia to ciągłe zmaganie się ludów, narodów i kultur, i zjawisko UE tego nie zlikwiduje, choć może zażegnywać wewnętrzne wojny zbrojne. Nadal też nie zostały przezwyciężone do końca układy przy Okrągłym Stole, które ta i owa partia niezbyt polska chce nawet umacniać. Mówiąc tak melancholijnie, nie otrzymaliśmy wtedy pełnej władzy ani pełnej samodzielności. Duże grupy ludzi opanowały u nas szczyty władzy państwowej, wiele mienia narodowego, media, finanse, prawodawstwo, służby prawne, życie partyjne, naukę i oświatę, życie kulturalne. Ciężko się wyzwolić z choroby bolszewickiej. Okazuje się, że już nasza Konstytucja z roku 1997 została napisana pod kątem naszego poddania się Europie Zachodniej, czego wtedy większość nie zrozumiała. Pamiętamy też, jak chciano w ciągu kilku lat zabić polską wieś. Leszek Balcerowicz mówił publicznie, że należy szybko zlikwidować półtora miliona gospodarstw wiejskich, rodzinnych, żeby zrobić miejsce dla zachodnich farm. To był nowy atak jakiejś nieludzkiej ideologii i utopii. Dziś już większość ludzi nie rozumie, dlaczego Andrzej Lepper czynnie bronił wsi, jego czyny biorą za przestępstwo. W ogóle w polityce zła jest też bardzo dużo ciemności. Trzeba jeszcze przypomnieć, że w Magdalence uchwalono, iż nie może powstać żadna partia narodowa lub związana z Kościołem katolickim, np. jakaś chadecja, i że żadna partia po komunie nie może powrócić nawet do nazwy przedwojennej. Tam też uchwalono bezkarność dla wyższych figur wojskowych i esbeckich, a także wysokie emerytury dla nich bez względu na ich przeszłość. Zapewne też wtedy postanowiono nie uwłaszczać Polaków na Ziemiach Odzyskanych w celu przetargów z Niemcami, dlatego uchwałę Sejmu o uwłaszczeniu zawetował ówczesny prezydent Kwaśniewski. Media są nadal przychylne politykom nieczującym serca Polski, nawet gardzącym Polską, a zalecającym się do uszminkowanej Europy Zachodniej. Ogólnie przy tym mówi się o "mediokracji", czyli że media rządzą krajem. I wielu ludzi ma istotnie wrażenie, iż rządzą dziennikarze, bardziej zdolni, mniej zdolni i młodsi. Tymczasem dziennikarze mają swoje źródło w wielkich oligarchach finansowych i zarazem ideologicznych, którzy rozciągają nad nimi horyzont intelektualny i moralny. Jeśli więc nowoczesne państwo chce być normalne i żyć, musi odebrać media ateistycznym oligarchom. Jest to konieczne na całym świecie, nie tylko w Polsce. U nas poprawa w pierwszym kanale TVP jest doprawdy niewielka. Nie można sobie wytłumaczyć, co się dzieje w umysłach tych ludzi, którzy są przeciwni nieoligarchicznemu, niezależnemu i prawdziwościowemu medium toruńskiemu, choć ono sprawom społeczno-politycznym poświęca może tylko 1 procent czasu antenowego. Bardzo niebezpieczne życiowo jest ewentualne wprowadzenie euro, za co chcą umierać liberałowie, m.in. moja młodsza koleżanka z KUL prof. Zyta Gilowska. Dziś ludność kilku państw zachodnich chciałaby powrócić do swych dawnych walut, ciąży im zwłaszcza dyktat Banku Centralnego UE. Mądry jest prezydent Francji, Nicolas Sarkozy, który chce, by bank Francji był wolny w stosunku do Banku Centralnego UE. Bez swojego pieniądza nie ma swojej gospodarki. Nasza opozycja aż śni o euro. Co by było, widać już choćby na przykładzie budowy Świątyni Opatrzności Bożej. Otóż zwolennicy służenia ideologii zachodniej zakwestionowali pomoc w budowie owej świątyni w wysokości 40 mln zł, ale jednocześnie poparli subsydium 80 mln zł na budowę cerkwi prawosławnej, wznoszonej w centrum Warszawy, chyba na miejscu dawnej cerkwi, którą postawił zaborca car jako znak swej stopy na polskim Kościele katolickim. A właśnie Świątynia Opatrzności jest realizacją uchwały Konstytucji 3 Maja na znak odrodzenia Polski, nie podległej Rosji (J. Szaniawski). Ciekawe, że obywatele polscy, niechętni Polsce, są też za osłabianiem Kościoła katolickiego. W ogóle liberałowie polscy kuszą świat budżetowy i pracowniczy niebotycznymi podwyżkami, co jest podłym oszustwem. A ogół nęcą nastaniem ery wolności: wolności od etyki surowej, od dyscypliny, prawa, od nakazów i zakazów. Młodzież wabi się obietnicą zezwolenia na narkotyki miękkie, na pełną swobodę w szkole, niekaralność przestępstw, na wolność seksualną, nawet nastolatków, no i dużo pieniędzy z nieba. Starszym obiecują, wyraźnie lub domyślnie, niekaralność wielkich afer, kradzieży, korupcji, pedofilii. Obiecują też zachowanie nienaruszonych korporacji: adwokatów, prokuratorów, lekarzy, notariuszy, artystów i innych. Taka demagogia to nie jest chwyt propagandowy przed wyborami, powinna być karana, gdyż burzy życie społeczne. Z kolei Trybunał Konstytucyjny czyni się superrządem i myśli chyba decydować o najmniejszych sprawach, jak np. o religii na maturze. Przy tym pracuje w duchu liberalnym. Na Zachodzie powstaje Rada Spraw Zagranicznych w Europie, mająca pracować pod egidą lobby żydowskiego dążącego do ujednolicenia polityki w UE i zacierania różnic między narodami, państwami, kulturami, religiami, językami. Wchodzi do tej Rady już kilku Polaków. Taką jednak ideę trzeba uważać za siostrę idei Związku Sowieckiego. Nie sposób też przyjąć nowe rozumienie inteligencji. Robert Krasowski, Włodzimierz Bolecki, Kinga Dunin, Jerzy Sosnowski piszą w "Europie" ("Dziennik" 6.10.2007 r.), że Kaczyńscy zdradzili inteligencję i dlatego i inteligencja ich odrzuca. Z treści wynika, że zdrada polega na tym, iż Kaczyńscy nie są czystymi liberałami i nie odrzucili związków z polskością i Kościołem. I dalej: gdyby Kaczyńscy zdradzili Polskę i Kościół, to by nie zdradzili inteligencji. To kim jest ta nasza polska inteligencja? Myślę, że takie poglądy są chorobą Zachodu. Tak, owi ludzie zapewne poszerzają te swoje kryteria na wszystkich Polaków wykształconych, a nie plujących na Naród, na jego historię i na Kościół katolicki. Jest coś niewytłumaczalnego w psychice ludzkiej źle wykształconej. Trochę podobnie trudno sobie wytłumaczyć, jak były prezydent Wojciech Jaruzelski, człowiek bardzo inteligentny, prześladowany razem z rodziną przez okrutnych komunistów w Rosji, może być tak do końca miłośnikiem komunizmu. A jeszcze wcześniej: nie sposób zrozumieć psychiki Konstantego Rokossowskiego, który urodził się na terenie dzisiejszej Białorusi z ojca Polaka, a matki Rosjanki, miał rodzeństwo w Polsce, jako wojskowy sowiecki był straszliwie torturowany przez NKWD i cztery lata więziony jako rzekomo "szpieg polski", a czcił to NKWD i ich ideologię, i choć trochę czuł się do końca Polakiem, jako marszałek polski opowiadał się za użyciem broni przeciwko manifestującym Polakom w październiku 1956 r. i niszczył w wojsku oficerów polskich. I znowu podobnie nie sposób zrozumieć współczesnych Polaków oddanych całą duszą amoralnej i niszczącej człowieczeństwo ideologii brukselskiej. Może to po prostu robi ateistyczna pustka? A tacy ludzie razem ze złymi partiami chcą urządzać całe życie katolikom polskim, niemal 38 milionom. Widać z tego, jak ciężko jest i będzie pracować władzom polskim, żeby osiągnąć choć podstawową normalność.

 

Niektóre wnioski

 

Także w wyborach mamy wszyscy miłować się po chrześcijańsku. Pan Jezus mówi: "Tak będziecie dziećmi Ojca waszego, który jest w niebie, gdyż On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych" (Mt 5, 45, por. Dz 14, 17). Jednak miłując ludzi złych, także i w polityce, nie można współpracować z nimi w złu ani samemu czynić zło, ani być wobec zła neutralnym, czego chcą ateiści. Dlatego - za naszym Episkopatem - trzeba wspierać kandydatów najlepszych fachowo i moralnie, ale jednocześnie związanych z dobrymi i moralnymi partiami. Pan Bóg daje łaski wszystkim i winniśmy Go naśladować, ale niektórzy odrzucają i Boga, i dobro, także w życiu społeczno-politycznym. Po stronie prawej są partie dobre, szlachetne i patriotyczne, jednak ich większość popełnia grzech pierworodny politycznie, a mianowicie, że się dzielą i nie jednoczą. Przywódcy tych partii i ugrupowań są raczej marzycielami, a nie realistami. Najczęściej kierują się szlachetnymi emocjami, ale nie rozumem politycznym i patriotycznym. Kiedyś ktoś zakładał przed wyborami nowe ugrupowanie i chciał mi wmówić, że osiągną 40 proc. głosów w Polsce. Nic nie pomogło moje naleganie, żeby się połączyli z jakimiś ugrupowaniami już istniejącymi, a przede wszystkim zakorzenionymi w życiu politycznym. I po wyborach okazało się, że nie zdobyli ani jednego posła. Był to więc ideowy i szlachetny idiotyzm polityczny. Przykro to mówić, ale trzeba. Zresztą w normalnych warunkach w tzw. demokracji bez pieniędzy, i to wielkich, nie ma ani silnej partii, ani siły politycznej. W sytuacji spokoju może by uszło, ale w sytuacji potężnych partii złych w Polsce trzeba dziś poprzeć możliwą do przyjęcia partię silną. Mam na myśli Prawo i Sprawiedliwość. Ugrupowanie to ma swoje przewinienia i słabości, ale także dokonało bardzo dużo dobrego i w gospodarce, i w całym życiu polskim. Oczywiście, nie wszystko jest możliwe. Przywódcy tej partii powinni katolików przeprosić za niepodjęcie pełnej ochrony życia i zobowiązać się mocno do naprawienia złego czynu. Zresztą nie wszyscy dotychczasowi politycy muszą być ponownie wybrani. Mogą ich zastąpić inni. A jeśli w tej partii będzie dużo wybitnych nowych posłów, to razem nie pozwolą na nowe błędy przywództwa. W każdym razie nie wolno katolikowi wybierać ponownie tych ze wszystkich partii, którzy głosowali przeciwko życiu. To było bardzo ciężkie przewinienie. Moralnie nie są już godni jakiejkolwiek funkcji społecznej. Wprawdzie w innych krajach Europy nie zważa się na to, ale teraz partie robią się już zdegenerowane moralnie, jak partia bolszewików. Myślę, że duchowieństwo diecezjalne i zakonne, choć nie powinno wypowiadać swych poglądów wyborczych w czasie sprawowania czynności urzędowych, to jednak prywatnie powinno udzielać odpowiedzi ludziom, którzy nie zajmują się polityką lub nie rozumieją zagrożenia Polski i Kościoła ze strony złych polityków i mediów. Duchowieństwo powinno spełniać taką rolę jak w czasach powstań, okupacji i innych prześladowań. Kościoła, który ucieka od bieżących i palących problemów ludzkich, nikt nie potrzebuje. Należy przywrócić żywe związki Kościoła z Narodem. Duchowni niech się nie łudzą, że gdy nie będą bronili Polski i prostego człowieka, to będą mieli autorytet u liberałów, postkomunistów, katolewicy i masonów jako nowocześni i postępowi. Tamci ludzie bowiem nie zaliczają nas ani do inteligencji, ani do intelektualistów. Jerzy Turowicz z katolewicy nawet Prymasa Wyszyńskiego publicznie nie zaliczał do intelektualistów. Uważają nas po prostu za ciemnych i wstecznych chłopów. Musimy więc poprawić sytuację społeczno-polityczną duchowieństwa, bo od niego zależy przede wszystkie stan religijności i patriotyzmu. Gdzie duchowieństwo poszło za liberalizmem, jak w niektórych krajach zachodnich, tam bardzo podupadła religijność i moralność zarówno inteligencji, jak i całych społeczności. I odpowiadam na pytanie postawione w tytule. Według nauki katolickiej, Pan Bóg nie jest ani Bogiem nieobecnym w dziedzinie życia społeczno-politycznego, ani nie jest Bogiem prywatnym lub tylko dla jednostek. Jest Bogiem także społecznym i politycznym. Jest Politykiem nie w sensie walki z kimś lub w sensie wiązania się z jakąś tylko jedną grupą. Ale nie jest Bogiem maskotką lub amuletem. Jest Bogiem Żywym, który na swój sposób, przez swą Opatrzność, kieruje wszystkim i wszystkim daje łaskę, żeby byli dobrzy i żeby tworzyli dobro, także społeczno-polityczne. Jest Panem nie tylko samego Kościoła, ale i państwa. Tyle że nie ingeruje w charakter działań ludzkich, lecz jest jakby tlenem dla dobra, firmamentem i nieboskłonem nad życiem ludzi, którym dał pewien wymiar wolności działania tak czy inaczej. Taka wolność należy do największych darów Bożych, danych wszystkim. Ale to nie oznacza, że wszystkie czyny ludzi są dobre, bo niektórzy odrzucają duchową i naturalną łaskę, a nawet starają się Boga usuwać ze swego świata. Przyjęcie Boga prowadzi do rozwoju życia, także społeczno-politycznego, do jego doskonalenia i do jego prawdziwego usensownienia. Ateizm społeczno-polityczny jest największym złem w tej dziedzinie.

6

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin