Rennison Louise - Zwierzenia Georgii Nicolson 06 - Ciao, bella czyli w sidłach miłości.doc

(918 KB) Pobierz

Jas, przyleciał twój statek kosmiczny. Proszę wsiadać!

Sobota, 7 maja

Słońce świeci jak wielka, żółta, świecąca... yyy... ciepła planeta na grillu. Suuuuuper!

 

10.05 A ja wcale nie jestem samiuteńka jak ten pa­lec. Szczerze mówiąc, bujam się we Wszech­świecie Prawie Całkiem Szczęśliwych.

 

10.10 Wydarzyło się coś czaderskiego. Mój Vati, świa­towej sławy idiota i członek honorowy Klubu Palantów, raz w życiu przypadkowo zrobił coś dobrego. Jedziemy do Krainy Hamburgerów! Naprawdę!

Zgadnijcie, kto już tam jest. Oczywiście oprócz tłumu ludzi w ogromnych, psychodelicznych szortach i tego gościa, który jest pół kurczakiem, pół pułkownikiem. Powiem wam: Bóg Miłości! Masimo, Włoski Rumak, poje­chał do Ameryki, by odwiedzić swoich starych, zosta­wiając mnie - swoją nową prawie dziewczynę o niemal nieskazitelnej cerze - w Krainie Billy'ego Szekspira. A ta­kiego! Ale się ucieszy, jak nagle się pojawię i powiem: Siemka! czy jak tam oni się witają.

A wtedy zacznie się Całuśna Feta za wielką wodą!

 

10.15 Jest jednak łyżka dziegciu w tej beczce mio­du: Vati uparł się, żebyśmy wzięli udział w ja­kimś durnowatym zjeździe cyrkowych samochodzików.

 

10.20 Poza tym wybiera się z nami wujek Eddie, naj­bardziej łysy człowiek na naszej planecie.

 

10.25 No, ale przy odrobinie szczęścia obaj zostaną aresztowani za obrazę moralności, kiedy zało­żą te swoje skórzane motocyklowe spodnie.

 

10.30 Pełna joie de vivre*, która stanowi ogromną część mojej atrakcyjnej, choć skromnej osobo­wości, zadzwoniłam do swojej najlepsiejszej przyjaciółki. - Jas, to mich, twoja najbardziej sehr gut kumpela. Dzwonię do ciebie mit wunderbar wieściami*!

- O Boże. Słuchaj, został tylko tydzień do wyjazdu To­ma i właśnie przeglądaliśmy moje...

- Jas, nie mam czasu na dyskusję o kolekcji twoich gaci. Niech to zostanie między tobą a Tomem.., zupeł­nie dosłownie... cha, cha, cha, cha, cha, cha. Czaisz? Czaisz? Gacie... między tobą a Pysiem... czaisz?

Jak jednak powinnam wiedzieć z długoletniego i mę­czącego doświadczenia, nie warto marnować dowcipu na Jazzy. Przeszłam więc do meritum.

- Jadę do Krainy Hamburgerów, żeby spotkać się z Masimem, Bogiem Miłości całego wszechświata i wszystkich światów równoległych.

- Nieprawda.

- Prawda.

- Ale jak to?

Opowiedziałam jej o podróży, siemce i tak dalej, ale ona jak zwykle była zimna jak góra lodowa.

- A gdzie dokładnie w Krainie Hamburgerów mieszka Masimo?

- Ahaha!!!

- Nie wiesz, prawda?

- No, jeszcze nie, ale...

- Może mieszkać wszędzie.

- Wiem, ale Ameryka chyba nie jest aż tak duża? - Jest ogromna.

Roześmiałam się. Nic nie mogło zepsuć mojego fan­tastycznego nastroju, a tym bardziej szukająca dziury w całym ku jonowała pani Wielkie Pantalony.

- Aż tak ogromna jak twoje spodenki gimnastyczne? - spytałam.

Zapadła cisza.

- Jas, no, ciesz się razem ze mną.

- Wszystko pięknie, ty możesz się kochać, w kim tylko chcesz, ale ze mną i Tomem jest inaczej. Wyjeżdża do Krainy Kangurów, a ja zostanę tu samiuteńka jak ten palec.

O matko kochana.

Pysio jedzie do Krainy Wielkich Białych Baranów tylko na parę miesięcy, ale ja muszę wysłuchiwać jej smędzenia i ględzenia o pięknych czasach, kiedy razem zbiera­li gałązki.

- Jas, słuchaj, mam plan tak genialny, że zadziwiłam nawet samą siebie, i może nawet przyznam sobie jakąś nagrodę.

Nawet nie spytała: Co to za plan?. W ogóle nie ode­zwała się słowem. - Jas, nawet nie spytasz, co to za plan?

- Na pewno durny.

- O, super, wielkie dzięki. Cóż, w takim razie nie będę ci zawracać głowy. Chociaż dotyczy ciebie i twojego szczęścia, jest très bon oraz bardzo, bardzo gut. Au revoir. Bonne chance*.

I odłożyłam słuchawkę. Nawet Jas nie może mi ze­psuć nastroju. La, la, la, la, la, la.

 

11.00 Lepiej już zacznę planować, jakie ciuchy wez­mę na Szlak Miłości. Co noszą Hamburgerianie? Pewnie kowbojskie kapelusze.

 

11.10 Z tego co wiem, Hamburgerianie bardzo dba­ją o higienę osobistą. Ciągle wskakują pod prysznic i tak dalej. Mam nadzieję, że celnik nie zajrzy do torby Libby i nie znajdzie jej kocyka, bo nas zawrócą z granicy.

Och, muszę się zatroszczyć o tak wiele spraw. Chyba utnę sobie małą drzemkę, żeby się trochę zrelaksować, a potem opracuję plan pielęgnacji urody.

 

11.11 Nie da rady.

- Gingey! Gingey, to jaaaa!!! Właśnie się wy­siusiałam!

Moja kochana siostrzyczka kopnięciem otworzyła drzwi mojego pokoju. Hurra.

 

11.13 No, super, przytargała ze sobą swoich psyjaciół: Barbie nurka, konika Charliego, seler naciowy i zezowatego Gordy'ego. Gordy siedzi w aresz­cie domowym, bo jeszcze nie miał szczepień, a dopiero po nich wypuści się go do dżungli naszej ulicy. Ciekawe, jaki zarazek odważyłby się go zaatakować.

Kiedy rozłożyli się wygodnie na moim łóżku, na dole zadzwonił telefon. Tata odebrał i zawołał:

- Georgia, szybko, któraś z twoich koleżanek koniecz­nie musi z tobą przez godzinkę czy dwie pogadać o głu­potach przez telefon twojego ojca!

Mój Vati nie ma za grosz wdzięku, ale mimo wszystko dałam mu przepustkę do raju. Muszę pamiętać, że cho­ciaż jest nienormalny, to jednak umożliwił mi dostęp do Machiny Miłości.

Do Krainy Masima!!!

- Dziękuję, tato! - zawołałam. - Już schodzę, a póź­niej może umilę ci czas grą na pianinie.

Nie mamy pianina, ale liczą się dobre intencje.

 

11.15 Dzwoniła Jazzy Spazzy... he, he. Wiedziałam, że się złamie i będzie chciała poznać mój plan.

- No to jak, chcesz już poznać mój plan? - spytałam.

- Jak uważasz.

- Nie, Jas, nie wykazujesz entuzjazmu. Postaraj się bardziej.

- Nie potrafię.

- Ależ potrafisz. Zbierz się w sobie i tak dalej. Uśmiechnij się, a świat uśmiechnie się do ciebie. No, na pewno chcesz poznać mój plan, zwłaszcza że dotyczy ciebie, moja ty mała włochata kumpelko.

- Wcale nie jestem włochata.

- Mów, co chcesz, ale na wszelki wypadek nie zbliżaj się do cyrku.

- Zamknij się. No dobra, opowiadaj o tym planie. Chociaż jeżeli nie chodzi o to, że chcesz mi dać pienią­dze na wyjazd z Tomem do Krainy Kangurów, to...

- Jas, zapomnij o Pysiu. On będzie zbyt zajęty leże­niem w strumieniach z Robbiem i przytulaniem torbaczy, żeby zajmować się czymkolwiek innym. Ruszamy w drogę.

- Jaką znowu drogę?

- Jadę do Krainy Hamburgerów, a ty... pojedziesz ze mną! Rozumiesz? Przemierzymy całą Amerykę, ty i ja. Będziemy jak Thelma i Louise!

- Nie nazywamy się Thelma i Louise.

- Wiem, powiedziałam tylko, że będziemy JAK one.

- I nie jesteśmy Amerykankami. - Wiem, ale...

- I żadna z nas nie umie prowadzić samochodu. O Boże kochany.

- Jas, przyleciał twój statek kosmiczny - powiedzia­łam. - Proszę wsiadać.

 

12.00 Ihahaha. Jazzy Spazzy wreszcie odzyskała zdrowy rozsądek (mniej więcej). Poczuła za­pach zabawy i chce jechać do Krainy Hamburgerów. I TO BARDZO. Teraz więc musimy tylko namówić na to naszych rodziców. Opracowałyśmy dwustopniowy plan. Stopień pierwszy to zaatakować wdziękiem naszych rodziców, by pozwolili Jas jechać ze mną do Ameryki. (Oraz by dali jej miliardy funtów na drobne wydatki). Zamierzamy być przemiłe i urocze i słuchać, jak ględzą o Beatlesach. Ja już ćwiczyłam błagalny ton. Moi rodzice musieliby chyba być z kamienia, żeby mi nie oddać całej zawartości swoich portfeli.

Jeżeli jednak ten plan zawiedzie i rodzice się nie zgodzą, wdrażamy stopień drugi: bezlitosne marudze­nie. Wiecie... Wszystkim moim koleżankom wolno za­brać kumpelkę ze sobą na wakacje. Dlaczego TYLKO mnie na całym świecie tego nie wolno? Dlaczego wła­śnie mnie? Dlaczego? No dlaczego, dlaczego, dla­czego?.

Dlaczego?

To taaakie niesprawiedliwe.

No dlaczego?

 

Pod drzwiami salonu

21.10 Dobra, zaczynam. Założyłam swoją starą piżamę w Teletubisie, aby zmaksymalizować efekt słodyczy.

Mutti i Vati siedzieli na kanapie przytuleni do siebie. Zobaczyłam majtki mamy. Błe. Zasłony były rozsunięte, każdy mógł zajrzeć do środka. Jakiś grubas przechodzą­cy koło naszego domu mógłby sobie pomyśleć, że to burdel dla spaślaków. Już miałam jej to wytknąć, kiedy przypomniałam sobie o planie. Powiedziałam więc:

- Dobry wieczór, mamo i tato.

- Ile? - spytał Vati, nawet na mnie nie patrząc. Roześmiałam się uroczo.

- Och, tatusiu, nie chodzi o pieniądze, lecz o przyjaźń, miłość i...

- Nie obchodzi mnie, ile twoich koleżanek przekłuło sobie pępek - odezwała się mama. - Nie pozwalam.

- Ale ja...

- To samo dotyczy tatuaży - bredziła dalej. - Ale ja...

- I nie, nie dostaniesz mieszkania w Paryżu ani służą­cego do pomocy w odrabianiu lekcji - włączył się Vati.

Och, myślałam, że wybuchnę śmiechem, ale się opano­wałam. Miałam ochotę powiedzieć tacie, że zdaniem Ro­sie w tej swojej czapce pilotce i skórzanej kurtce wygląda jak burdelmama, ale przypomniałam sobie o atakowaniu wdziękiem i zmusiłam się do słodkiego uśmiechu.

- Ach, wy!!! Żarty się was trzymają! A ja chcę tylko... no wiecie... Jas ma doła, bo Tom wyjeżdża do Krainy Kangurów i, no... Wiecie, to moja kumpela i... no... by­łoby fajnie, gdybyście... to jak, może?

- Co może? - spytał Vati. - Wprowadzić się do nas? Lewitować? Co?

Jakoś to przełknęłam.

- Czy może jechać z nami do Krainy Hamburgerów?

 

22.00 Nasi rodzice się zgodzili. Nie do wiary. Właści­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin