Schenkel Andrea Maria - Dom na pustkowiu.pdf

(402 KB) Pobierz
ANDREA MARIA
SCHENKEL
dom
na pustkowiu
Z języka niemieckiego przełożyła
Urszula Pawlik
Tytuł oryginału: TANNÖD
958109076.001.png
Pierwsze lato po wojnie spędziłam u dalekich krewnych na wsi.
W owych tygodniach wioska jawiła mi się jako beztroska, pogodna wyspa. Była
ostatnią oazą spokoju, która jakimś cudem uchowała się pośród wielkiej zawieruchy, jaką
dopiero co przeżyliśmy.
Po latach, gdy życie znowu wróciło do normy i kiedy tamte szczęśliwe wakacje były
już jedynie pięknym wspomnieniem, przeczytałam w gazecie o owej spokojnej wsi.
Cichy przysiółek stał się teraz „skąpaną we krwi wsią”. Fakt ten nie dawał mi spokoju.
Pełna mieszanych uczuć pojechałam na miejsce moich pierwszych letnich wakacji.
Ci, których tam spotkałam, chcieli mi opowiedzieć o popełnionej zbrodni. Chcieli
porozmawiać z kimś obcym, a zarazem zaufanym. Z kimś, kto wśród nich nie pozostanie. Z
kimś, kto przyjdzie, posłucha ich historii i odejdzie.
Panie, zmiłuj się nad nami!
Chryste, zmiłuj się nad nami!
Panie, zmiłuj się nad nami!
Chryste, usłysz nas!
Chryste, wysłuchaj nas!
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nimi!
Synu Boży, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się
nad nimi!
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nimi!
Święta Trójco, jedyny Boże, zmiłuj się nad
nimi!
Święta Mario, módl się za nimi!
Święta Boża Rodzicielko, módl się za nimi!
Święta Panno nad pannami, módl się za
nimi!
Święty Michale,
módl się za nimi!
Wszyscy święci Aniołowie i Archaniołowie,
módlcie się za nimi!
Wszyscy święci niebiescy Duchowie,
módlcie się za nimi!
Święty Janie Chrzcicielu,
módl się za nimi!
Święty Józefie,
módl się za nimi!
Wszyscy święci Patriarchowie i Prorocy,
Święty Piotrze,
Święty Pawle,
Święty Janie,
módlcie się za nimi!
Wszyscy święci Apostołowie i Ewangeliści, Święty Szczepanie,
Święty Wawrzyńcze,
módlcie się za nimi!
Wszyscy święci Męczennicy,
Święty Grzegorzu,
Święty Ambroży,
módlcie się za nimi!
Wszyscy święci Biskupi i Wyznawcy,
Wszyscy święci Doktorowie,
Wszyscy święci Kapłani i Lewici,
Wszyscy święci Zakonnicy i Pustelnicy,
módlcie się za nimi!
Wczesnym rankiem, jeszcze przed świtem, wchodzi do izby. Drewnem, które przytaszczył z
dworu, pali w wielkim kuchennym piecu. Wrzuca kartofle do parownika i zalewa wodą.
Stawia pełny gar na kuchennej płycie.
Wychodzi z kuchni na długi, pozbawiony okien korytarz, łączący dom z oborą. Krowy
trzeba dwa razy dziennie karmić i doić. Stoją sobie w jednym rzędzie. Jedna obok drugiej.
Przemawia do nich stłumionym głosem. Mówienie do zwierząt podczas pracy w
oborze weszło mu w zwyczaj. Brzmienie jego głosu zdaje się działać uspokajająco na bydło.
Jednostajne, monotonnie wypowiadane słowa zdają się mieć kojące działanie. Pod wpływem
spokojnych, śpiewnych tonów spada napięcie. Zna tę pracę. Wykonuje ją przecież niemal całe
życie. Sprawia mu przyjemność.
Podsypuje świeżą słomę na starą podściółkę. Słomę przynosi z przyległej stodoły. Jej
przyjemna, znajoma woń roznosi się po całej oborze. Zapach krów jest inny niż świń. Nie ma
w sobie niczego nachalnego, niczego ostrego.
Potem przynosi siano. Taszczy je ze stodoły.
Drzwi łączące oborę ze stodołą pozostawia otwarte.
Gdy zwierzęta jedzą, doi je. Trochę go to niepokoi. Nie przywykły przecież, żeby to
on je doił. Jednakże jego obawy, że któraś z krów nie dopuści go do siebie, okazują się
zupełnie niepotrzebne.
Zapach gotujących się kartofli czuć aż w oborze. Czas nakarmić świnie. Wysypuje
ziemniaki z parownika prosto do wiadra, w którym zostaną utłuczone, zanim zaniesie je do
chlewa.
Świnie kwiczą, gdy otwiera ich kojec. Wysypuje zawartość wiadra do koryta. Dolewa
trochę wody.
Zrobił, co do niego należy. Nim opuści dom, sprawdza, czy wygasł ogień w piecu.
Drzwi między stodołą a oborą pozostawia otwarte. Zawartość konwi na mleko wylewa na
gnojowisko. Odstawia konwie na swoje miejsce.
Wieczorem znowu pójdzie do obory. Nakarmi psa, który gdy tylko go widzi, zamiast
machać ogonem, wciska się w kąt. Oporządzi zwierzęta. Będzie przy tym uważał, żeby
omijać łukiem kupę słomy w lewym kącie stajni.
Elżunia, lat 8
Siedzimy z Marianną w szkole kolo siebie. Jest moją najlepszą przyjaciółką. Dlatego
siedzimy w jednej ławce.
Marianna bardzo lubi makaroniki mojej mamy. Jak mama je piecze, zawsze przynoszę
trochę Mariannie. Albo do szkoły, albo w niedzielę do kościoła. W ostatnią niedzielę też je
przyniosłam, ale musiałam sama wszystkie zjeść, bo Marianny nie było w kościele.
Co zwykle robimy? To co wszyscy. Bawimy się w policjantów i złodziei, w berka, w
chowanego. A w lecie, w naszym ogrodzie, też i w sklep. Czasami. Budujemy sobie pod
płotem warzywniaka mały stragan. Mama zawsze daje nam koc, na którym możemy rozłożyć
nasze rzeczy: jabłka, orzechy, kwiatki, kolorowy papier i wszystko inne. Co tylko
znajdziemy.
Raz miałyśmy nawet gumę do żucia, którą dostałam od cioci. Pyszną cynamonową.
Ciocia pracuje u Amerykanów i od czasu do czasu przynosi gumę, czekoladę i masło
orzechowe. Albo chleb w takich śmiesznych zielonych puszkach. A raz, w zeszłym roku w
lecie, to nawet przyniosła lody.
Mamie się to nie podoba, bo narzeczony cioci Eli jest z Ameryki i jest cały czarny.
Marianna zawsze mówi, że jej tato też jest w Ameryce i że z pewnością niedługo
przyjedzie, żeby ją tam zabrać. Ale ja w to nie wierzę. Marianna czasami trochę buja. Mama
mówi, że nie wolno kłamać, i jak Marianna znowu zaczyna opowiadać te swoje bujdy, to się
kłócimy. Wtedy zwykle zabieramy rzeczy ze sklepu. Każda swoje. Nie bawimy się dalej i
Marianna leci do domu. Ale po paru dniach się godzimy i wtedy znów jest dobrze.
Na Gwiazdkę dostałam lalkę pod choinkę. Marianna mi zazdrościła. Ona ma tylko
jedną lalkę. Starą, drewnianą. Taką, która była kiedyś jej mamy. Wtedy Marianna znowu
zaczęła opowiadać tę swoją bujdę, że jej tata niedługo przyjedzie z Ameryki i że ją tam
zabierze. Powiedziałam wtedy, że jak tak dalej będzie kłamać, to przestanę być jej
przyjaciółką. Od tego czasu już nic więcej nie mówiła o Ameryce.
W zimie chodzimy czasami na sanki. Na łąkę za naszym domem. Tam jest taka fajna
górka. Wszyscy z całej wsi zawsze przychodzą tam na sanki. Jak się dobrze nie zahamuje, to
wpada się w krzaki. Jak poznają w domu, gdzie byłyśmy, to przeważnie jest awantura.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin