Silverberg Robert - Planeta Majipoor 06 - Lord Prestimion.pdf

(2523 KB) Pobierz
345593957 UNPDF
Robert Silverberg
Lord
Prestimion
Lord Prestimion
Przełożyli
Agnieszka Modzelewska
Krzysztof Sokołowski
SOLARIS
Stawiguda 2010
345593957.001.png 345593957.002.png
Dla Jima Burnsa, który pokazał mi, jak wygląda prawdziwy Majipoor.
Najdrobniejszy postępek władcy, choćby tylko kaszlnął, wywołuje skutek
gdzieś w świecie, zaś poważne jego dzieła wypełniają kosmos echem. Na
zawsze.
Aithin Furvain Księga zmian
 
Cześć Pierwsza
Księga Powstania
1
Koronacyjna ceremonia, prastary rytuał, śpiewy i uroczyste przejęcie władzy, i grzmiący
dźwięk trąb, i formalny strój, i korona na głowie... to wszystko skończyło się przed
pięćdziesięciu minutami, a koronacyjna uczta miała się zacząć za kilka godzin.
Przygotowania, krzątanina, szum i hałas, dzieło tysięcy zaproszonych na wieczorne przyjęcie
gości i tysięcy służby, zawładnęły ogromnym gmachem, który od dziś i na długo miał przyjąć
imię Zamku Lorda Prestimiona. Tylko nowy Koronal pozostał na uboczu, samotny, otoczony
sferą krzyczącej ciszy.
Po walkach i nieszczęściach wojny domowej, po uzurpacji tronu, po bitwach, klęskach,
po dniach zawodu i rozpaczy, nadeszła chwila zwycięstwa. Prestimion namaszczony został na
Koronala Majipooru. Był gotów podjąć obowiązki. Z radością.
Lecz ku jego wielkiemu zdumieniu o tej wspaniałej godzinie w jego duszy zakiełkował i
rozkwitł wielki niepokój. Poczucie ulgi i, tak, triumfu, na myśl o tym, że wreszcie rozpoczyna
rządy, stłumił niezwykły niepokój. Skąd się wziął? Co go niepokoiło? Dlaczego? Doczekał
przecież chwili triumfu, powinien się radować. A jednak...
W gorączce tego wspaniałego dnia, pod koniec uroczystości Prestimion zamarzył o jednej
wolnej chwili, a kiedy ceremonia wreszcie się zakończyła odszedł i skrył się w ogromnej
Wielkiej Sali Lorda Hendighaila, gdzie wreszcie mógł być sam. Tu, w długich, wysokich,
mieniących się jak tęcza rzędach składano koronacyjne dary, tu przybywały one od miesiąca;
prawdziwa rzeka cudowności niezmordowanie wpływająca na Zamek, niosąca bogactwa
wszystkich prowincji Majipooru.
Prestimion wiedział tylko, kiedy mniej więcej Lord Hendighail żył - siedemset, osiemset,
a może dziewięćset lat temu. O jego czynach nie wiedział nic, ale należało wnioskować, że
jeśli już coś robił, to na naprawdę wielką skalę. Sala nazwana jego imieniem należała do
największych w ogromnym Zamku, ogromna komnata dziesięciokrotnie dłuższa niż szersza,
wysoka odpowiednio do wymiarów, przykryta stropem z bali czerwonego drewna ghakka,
wspartym na jęczących pod jego ciężarem kolumnach z czarnego kamienia, pokrytych
skomplikowanym maswerkiem o wzorze ginącym w mroku wysoko, nad głową.
Lecz Zamek był przecież miastem samym w sobie: zatłoczone centrum i stare,
zapomniane przedmieścia, a Lord Hendighail wybudował hol nazwany jego imieniem po
północnej stronie Góry Zamkowej, a była to ta zła strona, nieodwiedzana i zapomniana.
Prestimion, który niemal całe życie przeżył na Zamku, nie pamiętał sali Hendighaila, być
może jego noga wcześniej w niej nie postała, dopiero dziś. W czasach bardziej współczesnych
służyła za magazyn na towary, dla których nie znaleziono jeszcze właściwego miejsca. I taką
też rolę pełniła dziś. Magazynu na dowody hołdu, składane wstępującemu na tron
Koronalowi.
Wypełniały ją rzeczy wręcz zdumiewające, fantastyczne w kształcie i barwie cuda
Majipooru. Zwyczaj nakazywał niezliczonej liczbie miast, miasteczek i osad konkurować
między sobą na wspaniałość daru, złożonego rozpoczynającemu rządy Koronalowi. Jednak
zdaniem starszych ludzi, pamiętających ostatnią koronację, tę sprzed czterdziestu lat, takiej
manifestacji hojności jeszcze nie widziano. Na miejsce dotarło już pięć, dziesięć, piętnaście
razy więcej dóbr, niż można się było spodziewać. Oszałamiały Prestimiona swą
wspaniałością, ogłuszały i oślepiały. Miał nadzieję, że widok tego bogactwa, pochodzącego z
najdalszych krańców planety, podniesie go na duchu i pocieszy w tej nieoczekiwanie ponurej
chwili. Koronacyjne dary miały być przecież dowodem na to, że świat z radością wita go u
progu rządów.
A jednak, ku niemal bolesnemu rozczarowaniu stwierdził, że działają na niego wręcz
odwrotnie. W tym nadmiarze bogactwa było coś niepokojącego. Niezdrowego. Prestimion
pragnął, by świat powiedział mu, że z radością wita młodego, energicznego Koronala,
zajmującego na Zamkowej Górze miejsce przynależne do tej pory staremu, zmęczonemu
Lordowi Confalume, ale ta fala kosztownych darów była doprawdy przesadnym dowodem
wdzięczności. Przekraczała akceptowalne granice, zakłócała proporcje, zdawała się
wskazywać, że świat opanowała gorączka dzikiej radości z jego wyniesienia, gorączki
nieproporcjonalnej do wagi wydarzenia.
Zdumiewała taka skala. Przecież z całą pewnością nikt aż tak nie pragnął odejścia Lorda
Confalume’a. Confalume był w swoim czasie wielkim Koronalem, choć oczywiście wszyscy
wiedzieli, że jego czas się skończył i przyszła pora na kogoś nowego, dynamiczniejszego, że
tron należy się komuś takiemu jak on. Mimo wszystko taka liczba darów wydawała się
świadczyć, że zmianę władcy przyjęto z ulgą równą radości.
Skąd ta ulga? - dziwił się Prestimion. Jaki jest powód takiego nadmiaru radości,
graniczącego z ogólnoświatową histerią?
Tak niedawno skończyła się gwałtowna wojna domowa. Czy to dlatego?
Nie. Obywatele Majipooru nie mieli prawa wiedzieć niczego o ciągu przedziwnych
zdarzeń: konspiracji, uzurpacji i strasznej wojnie, będącej ich konsekwencją, o nader okrężnej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin