Służba publiczna.txt

(36 KB) Pobierz
Szkola BDSM im. Arystypa z Cyreny - Służba publiczna

        Opowiadania: MaleDom: Służba publiczna
                        Posted on 18-01-2006 o godz. 00:24:03 
                        Topic: 4.Opowiadania 
                        Jak zawsze we wtorek, bezpośrednio z biura udałam się do 
                        mieszkania mojego Pana. Zgodnie z rytuałem zadzwoniłam, 
                        żeby powiedzieć, że jestem w drodze. Mam do przejechania 
                        prawie całe miasto, co w godzinach szczytu nie jest 
                        prostą sprawą. Pan mój jednak nie traktuje tego jak 
                        przeszkody do nauki posłuszeństwa. Wręcz przeciwnie. 
                        Wyznacza mi czas, w jakim mam dotrzeć do Niego, a za 
                        każdą minutę spóźnienia czeka mnie kara.

                        Jaka - dowiaduję się zawsze dopiero w momencie jej 
                        wymierzania. Tym razem mój Pan wyznaczył mi 25 minut. 
                        Wiedziałam już, że nie ominie mnie kara. 30 minut 
                        zajmuje dojazd pod warunkiem, że nie utknę w korku. Cóż, 
                        znam zasady i zaakceptowałam je, jak na suczkę 
                        przystało. Wybrałam trasę przejazdu i wsiadłam do 
                        samochodu. Wakacyjny czas sprzyjał mi, miasto było 
                        przejezdne i wyglądało na to, że uda mi się dojechać w 
                        wyznaczonym czasie. Została minuta. Zamknęłam auto i 
                        szybkim krokiem udałam się do drzwi mojego Pana. 
                        Nacisnęłam dzwonek.
                        - Kto tam? - zapytał beznamiętnie.
                        - Panie, to Twoja suka prosi o pozwolenie wejścia, aby 
                        mogła łasić się do Twoich nóg - wyrecytowałam ułożoną po 
                        drodze prośbę. 
                        Mój Pan bardzo lubi, kiedy zwracam się do niego 
                        niestandardowo, potrafi docenić inwencję i kreatywność. 
                        Wiedziałam, że spodoba mu się to powitanie. Zwlekał z 
                        odpowiedzią.
                        - Wejdź. Spóźniłaś się i mam nadzieję, że miałaś ku temu 
                        powód - powiedział z zadowoleniem.
                        A więc jednak przekroczyłam wyznaczony czas. Kara mnie 
                        nie ominie. Przekraczam próg i wchodzę do hallu. Jest 
                        pusty. Dziwne. Pan zawsze wychodzi mi na spotkanie. 
                        Chwila zastanowienia. Gdzie On jest? Wybieram gabinet. 
                        Klękam przed zamkniętymi drzwiami tak, jak nauczył mnie 
                        Pan. Wyprostowana, ręce z tyłu, wzrok spuszczony. A może 
                        powinnam się rozebrać? To mogłoby Go ucieszyć... A 
                        jeżeli ma gości? Nie chcę stawiać Go w niezręcznej 
                        sytuacji. Wstaję i delikatnie pukam do drzwi.
                        - Wejdź - odpowiada zniecierpliwiony.
                        Ten niespokojny głos może oznaczać tylko jedno, 
                        dzisiejsze spotkanie nie będzie zwyczajne.
                        - Witaj mój Panie i proszę nie każ mi czekać, ale od 
                        razu wymierz mi karę, na którą zasłużyłam wystawiając na 
                        próbę Twoją cierpliwość - proszę z wzrokiem wbitym w 
                        podłogę.
                        - Prosisz o karę? - zapytał.
                        - Tak Panie, zasłużyłam na nią i przyjmę ją z Twojej 
                        ręki, jak na sukę przystało - odpowiadam wciąż nie 
                        podnosząc wzroku.
                        Pan podszedł do mnie, dotknął mojej brody i podniósł 
                        twarz.
                        - Patrz na mnie - powiedział cicho.
                        Nie śmiem patrzeć w te oczy, nie potrafię skłamać 
                        patrząc w nie, a przecież nie mam wytłumaczenia mojego 
                        dzisiejszego spóźnienia. Spuszczam wzrok, pomimo że 
                        wiem, co teraz się stanie.
                        - Patrz na mnie suko, kiedy mówię do ciebie - słyszę i 
                        jednocześnie czuję wymierzony policzek.
                        Policzek nie jest mocny, nigdy nie jest mocny, ale jest 
                        taki upokarzający. Boli, ale nie w miejscu uderzenia, 
                        boli w środku. Boli dusza, boli godność, boli duma. To 
                        jest jak czuły pocałunek na powitanie. To potwierdzenie 
                        istniejącego status quo. Dzięki temu wiadomo jest, że 
                        nic nie zmieniło się. Ja jestem Jego suką, a On jest 
                        moim Panem. Ten jeden prosty dotyk po raz kolejny 
                        potwierdził moją uległość. To rytuał.
                        - Dziś nie zasłużyłaś na karę. Nie spóźniłaś się - 
                        powiedział ciepło.
                        - Cieszę się, że przyjechałaś na czas. Mam dla ciebie 
                        niespodziankę - zaczął tajemniczo.
                        - Dziś nie zostaniemy w domu - wyszeptał tym swoim 
                        obezwładniającym głosem.
                        - Czy chcesz wiedzieć, co się dziś wydarzy? - zapytał.
                        - Nie Panie, wiesz, że przyjmę od Ciebie wszystko, 
                        cokolwiek dla mnie przygotowałeś.
                        Niepewność tego, co ma się wydarzyć jest jedną z tych 
                        rzeczy, które pociągają mnie najbardziej. To 
                        niesamowite, jak bardzo podniecające jest nieznane. 
                        Momentalnie zaczynam snuć domysły na temat tego, co ma 
                        się wydarzyć. Moja wyobraźnia pracuje już na pełnych 
                        obrotach.
                        - Panie, czy mam się przebrać? - pytam chcąc w ten 
                        sposób uchylić rąbka tajemnicy.
                        - Nie, twój ubiór jest perfekcyjny - odpowiada z 
                        uśmiechem.
                        - Zabierzemy jedynie kilka niezbędnych rzeczy i możemy 
                        ruszać - rzekł wychodząc do hallu.
                        - Wychodzimy - powiedział otwierając drzwi.
                        Zatrzymałam się za progiem czekając, aż zamknie drzwi. 
                        Szłam za nim, ale ze zdziwieniem stwierdziłam, że 
                        minęliśmy jego samochód.
                        - Będziesz prowadzić - powiedział tonem nieznoszącym 
                        sprzeciwu.
                        Wie, że tego nie lubię. Jak zawsze w takich wypadkach 
                        usiadł z tyłu, za siedzeniem kierowcy. Tylko on wie, 
                        gdzie mamy pojechać. Ruszam. Słyszę jedynie komendy 
                        "skręć w prawo", "pojedź do końca ulicy", potem "w 
                        lewo"... I... podjechaliśmy pod centrum handlowe. 
                        Zakupy? Tutaj? Dziwne... A może kino? Może rzeczywiście 
                        kino... pewnie ta mała sala... hmmm zobaczymy. 
                        Zatrzymuję auto na parkingu podziemnym, naprzeciwko 
                        wejścia. Wyłączam silnik i czekam na dalsze polecenia. 
                        - Teraz założę mojej suczce obrożę - usłyszałam i 
                        jednocześnie poczułam dotyk na szyi.
                        Wzdrygnęłam się na myśl, że mam chodzić wśród ludzi w 
                        obroży. W końcu to wykracza poza ustalone zasady. Nasz 
                        układ miał się ograniczać jedynie do nas dwojga. Przez 
                        głowę przemyka mi myśl, żeby skorzystać z hasła 
                        bezpieczeństwa.
                        - Czy ufasz mi? - zapytał.
                        - Tak - odpowiedziałam bez przekonania.
                        - Czy na pewno mi ufasz? - powtórzył pytanie.
                        - Tak Panie - moja odpowiedź nadal nie była 
przekonująca.
                        - Cieszę się. W takim razie zrobimy to, co zaplanowałem 
                        - odpowiedział spokojnie.
                        Zobaczyłam Jego dłoń, która trzymała cieniutką złocistą 
                        obrożę, która bardziej wyglądała na biżuterię niż 
                        obrożę. Bez protestu pozwoliłam zapiąć ją sobie na szyi. 
                        Dla postronnego obserwatora nie do rozpoznania, dla nas 
                        była symbolem mojej uległości wobec Pana. 
                        - Teraz pójdziemy na kawę. Nie wiem gdzie. Trzeba będzie 
                        czegoś poszukać...
                        - Panie dziękuję za tak piękny prezent - powiedziałam z 
                        wdzięcznością.
                        - To nie wszystkie niespodzianki na dziś... - zawiesił 
                        głos.
                        Moim oczom ukazał się krótki łańcuszek zakończony z 
                        jednej strony maleńkim karabińczykiem, z drugiej 
                        kółkiem. Kiedy został przypięty do obroży zwisał jak 
                        wisiorek. Wiedziałam już, że mój Pan nie zamierza 
                        upubliczniać łączącej nas zażyłości wobec wszystkich 
                        obecnych tu osób. Zaczęłam gubić się w domysłach, co 
                        takiego zaplanował dla mnie. Może sklep z bielizną? Może 
                        z meblami? Nie wiem. Poczułam jak ciągnie lekko za 
                        łańcuszek, odw...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin