Bolesław Prus - Nowele.pdf

(427 KB) Pobierz
104433835 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
104433835.001.png 104433835.002.png
BOLES£AW PRUS
NOWELE
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdañsk 2000
KATARYNKA
Na ulicy Miodowej co dzieñ oko³o po³udnia mo¿na by³o spotkaæ jegomoœcia w pewnym wie-
ku, który chodzi³ z placu Krasiñskich ku ulicy Senatorskiej. Latem nosi³ on wykwintne, ciem-
nogranatowe palto, popielate spodnie od pierwszorzêdnego krawca, buty po³yskuj¹ce jak
zwierciad³a - i - nieco wyszarzany cylinder.
Jegomoœæ mia³ twarz rumian¹, szpakowate faworyty i siwe, ³agodne oczy. Chodzi³ pochylo-
ny, trzymaj¹c rêce w kieszeniach W dzieñ pogodny nosi³ pod pach¹ laskê, w pochmurny -
dŸwiga³ jedwabny parasol angielski.
By³ zawsze g³êboko zamyœlony i posuwa³ siê z wolna Oko³o Kapucynów dotyka³ pobo¿nie
rêk¹ kapelusza i przechodzi³ na drug¹ stronê ulicy, a¿eby zobaczyæ u Pika jak stoi barometr
i termometr, potem znowu zawraca³ na prawy chodnik, zatrzymywa³ siê przed wystaw¹
Mieczkowskiego, ogl¹da³ fotografie Modrzejewskiej - i szed³ dalej.
W drodze ustêpowa³ ka¿demu, a potr¹cony uœmiecha³ siê ¿yczliwie.
Je¿eli kiedy spostrzega³ ³adn¹ kobietê, zak³ada³ binokle, aby przypatrzeæ siê jej. Ale ¿e robi³
to flegmatycznie, wiêc zwykle spotyka³ go zawód.
Ten jegomoœæ by³ to - pan Tomasz.
Pan Tomasz trzydzieœci lat chodzi³ ulic¹ Miodow¹ i nieraz myœla³, ¿e siê na niej wiele rzeczy
zmieni³o. To¿ samo ulica Miodowa pomyœleæ by mog³a o nim.
Gdy by³ leszcze obroñc¹, biega³ tak prêdko, ¿e nie uciek³aby przed nim ¿adna szwaczka
wracaj¹ca z magazynu do domu By³ weso³y, rozmowny, trzyma³ siê prosto, mia³ czuprynê
i nosi³ w¹sy zakrêcone ostro do góry Ju¿ wówczas sztuki piêkne robi³y na nim wra¿enie,
ale czasu im nie poœwiêca³, bo szala³ - za kobietami. Co prawda, mia³ do nich szczêœcie
i nieustannie by³ swatany. Ale có¿ z tego, kiedy pan Tomasz nie móg³ nigdy znaleŸæ ani
jednej chwili na oœwiadczyny bêd¹c zajêty je¿eli nie praktyk¹, to - schadzkami. Od Frani
szed³ do s¹du, z s¹du bieg³ do Zosi, któr¹ nad wieczorem opuszcza³, a¿eby z Józi¹ i Filk¹
zjeœæ kolacj¹.
Gdy zosta³ mecenasem, czo³o, skutkiem natê¿onej pracy umys³owej, uros³o mu a¿ do cie-
mienia, a na w¹sach pokaza³o siê kilka srebrnych w³osów. Pan Tomasz pozby³ siê ju¿ wów-
czas m³odzieñczej gor¹czki, mia³ maj¹tek i ustalon¹ opini¹ znawcy sztuk piêknych. A ¿e
kobiety wci¹¿ kocha³, wiêc pocz¹³ myœleæ o ma³¿eñstwie. Naj¹³ nawet mieszkanie z sze-
œciu pokojów z³o¿one, urz¹dzi³ w nim na w³asny koszt posadzki, sprawi³ obicia, piêkne
meble - i szuka³ ¿ony.
Ale cz³owiekowi dojrza³emu trudno zrobiæ wybór. Ta by³a za m³oda, a tamt¹ uwielbia³ ju¿
zbyt d³ugo. Trzecia mia³a wdziêki i wiek w³aœciwy, ale nieodpowiedni temperament, a czwar-
ta posiada³a wdziêki, wiek i temperament nale¿yty, ale nie czekaj¹c na oœwiadczyny mecena-
sa wysz³a za doktora.
3
Pan Tomasz jednak nie martwi³ siê, poniewa¿ panien me brak³o. Ekwipowa³ siê powoli, co-
raz usilniej dbaj¹c o to, a¿eby ka¿dy szczegó³ jego mieszkania posiada³ wartoœæ artystyczn¹.
Zmienia³ meble, przestawia³ zwierciad³a, kupowa³ obrazy.
Nareszcie porz¹dki jego sta³y siê s³awne. Sam me wiedz¹c kiedy, stworzy³ u siebie galeri¹
sztuk piêknych, któr¹ coraz liczniej odwiedzali ciekawi. ¯e zaœ by³ goœcinny, przyjêcia robi³
œwietne i utrzymywa³ stosunki z muzykami, wiêc nieznacznie zorganizowa³y siê u mego wie-
czory koncertowe, które nawet damy zaszczyca³y swoj¹ obecnoœci¹.
Pan Tomasz by³ wszystkim rad, a widz¹c w zwierciad³ach, ¿e czo³o przeros³o mu ju¿ ciemiê,
i siêga w ty³ do bia³ego jak œnieg ko³nierzyka, coraz czêœciej przypomina³ sobie, ¿e b¹dŸ co
b¹dŸ trzeba siê o¿eniæ. Tym bardziej, ¿e dla kobiet wci¹¿ czu³ ¿yczliwoœæ.
Raz, kiedy przyjmowa³ liczniejsze ni¿ zwykle towarzystwo, jedna z m³odych pan rozejrzaw-
szv siê po salonach zawo³a³a:
- Co za obrazy! A jakie g³adkie posadzki! ¯ona pana mecenasa bêdzie bardzo szczêœliwa.
- Je¿eli do szczêœcia wystarcz¹ jej g³adkie posadzki - odezwa³ siê na to pó³g³osem serdeczny
przyjaciel mecenasa. W salonie zrobi³o siê bardzo weso³o. Pan Tomasz tak¿e uœmiechn¹³ siê,
ale od tej pory, gdy mu kto wspomnia³ o ma³¿eñstwie, macha³ niedbale rêk¹, mówi¹c:
- Iii!...
W tych czasach ogoli³ w¹sy i zapuœci³ faworyty. O kobietach wyra¿a³ siê zawsze z szacun-
kiem, a dla ich wad okazywa³ du¿¹ wyrozumia³oœæ.
Nie spodziewaj¹c siê niczego od œwiata, bo ju¿ i praktykê porzuci³, mecenas ca³e spokojne uczu-
cie swoje skierowa³ do sztuki. Piêkny obraz, dobry koncert, nowe przedstawienie teatralne by³y
jakby wiorstowymi s³upami na drodze jego ¿ycia. Nie zapala³ siê on, nie unosi³, ale - smakowa³.
Na koncertach wybiera³ miejsca odleg³e od estrady, a¿eby s³uchaæ muzyki me s³ysz¹c ha³a-
sów i nie widz¹c artystów. Gdy szed³ do teatru, obeznawa³ siê wprzódy z utworem drama-
tycznym, a¿eby bez gor¹czkowej ciekawoœci œledziæ grê aktorów. Obrazy ogl¹da³ wówczas,
gdy by³o najmniej widzów, i spêdza³ w galerii ca³e godziny.
Je¿eli podoba³o mu siê coœ, mówi³:
- Wiecie, pañstwo, ¿e to jest wcale ³adne. Nale¿a³ do tych niewielu, którzy najpierwej po-
znaj¹ siê na talencie. Ale utworów miernych nigdy nie potêpia³.
- Czekajcie, mo¿e siê jeszcze wyrobi! - mówi³, gdy inni ganili artystê.
I tak zawsze by³ pob³a¿liwy dla niedoskona³oœci ludzkiej, a o wystêpkach nie rozmawia³.
Na nieszczêœcie, ¿aden œmiertelnik nie jest wolny od jakiegoœ dziwactwa, a pan Tomasz mia³
tak¿e swoje. Oto - nienawidzi³ kataryniarzy i katarynek.
Gdy mecenas us³ysza³ na ulicy katarynkê, przyœpiesza³ kroku i na parê godzin traci³ humor.
On, cz³owiek spokojny - zapala³ siê, jak by³ cichy - krzycza³, a jak by³ ³agodny - wpada³
w gniew na pierwszy odg³os katarynkowych dŸwiêków.
Z tej swojej s³aboœci nie robi³ przed nikim tajemnicy, nawet t³omaczy³ siê.
- Muzyka - mówi³ wzburzony - stanowi najsubtelniejsze cia³o ducha, w katarynce zaœ duch ten
przeradza siê w funkcj¹ machiny i narzêdzie rozboju. Bo kataryniarze s¹ po prostu rabusie!
Zreszt¹ - dodawa³ - katarynka rozdra¿nia mnie, a ja mam tylko jedno ¿ycie, którego mi nie
wypada trwoniæ na s³uchanie obrzydliwej muzyki.
Ktoœ z³oœliwy, wiedz¹c o wstrêcie mecenasa do graj¹cych machin, wymyœli³ niesmaczny zañ
- i... wys³a³ mu pod okna dwu kataryniarzy. Pan Tomasz zachorowa³ z gniewu, a nastêpnie
odkrywszy sprawcê wyzwa³ go na pojedynek.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin