Chmielewska_Joanna - Duch i rzeczka skarbów.txt

(431 KB) Pobierz
JOANNA CHMIELEWSKA
   
   
   
DUCH
   


I. RZECZKA SKARB�W
   
   Wie��, ca�kowicie nieoczekiwana i brzemienna w skutki zosta�a przyniesiona przez trzynastoletniego m�odzie�ca o odstaj�cych uszach i obliczu wdzi�cznie usianym piegami. Niekoniecznie mo�e podobny wys�a�com bog�w, prawie dor�wna� im szybko�ci�.
   Obarczony nowin� Januszek p�dzi� do domu, chc�c czym pr�dzej podzieli� si� ci�arem swojej wiedzy ze starsz� siostr�, Tereska, ewentualnie tak�e z jej przyjaci�k�, Okr�tk�. Sytuacja by�a wyj�tkowa, wie�ci sam wykorzysta� nie m�g� i te dwie dziewczyny, bardzo stare, starsze od niego o ca�e cztery lata, traktowane na og� do�� oboj�tnie, teraz stanowi�y jedyn� nadziej�.
   Tereska i Okr�tka siedzia�y w�a�nie w ogr�dku za domem, uko�czywszy przed chwil� podlewanie, poprzedzone usuwaniem zielska. Odpoczywa�y. Ca�odzienny upa� zel�a� nieco, s�o�ce zni�a�o si� ku zachodowi, zwil�one wod� ro�liny odzyska�y odrobin� �wie�o�ci i zaczyna�y wydziela� z siebie co� w rodzaju mi�ego, wonnego ch�odu. Mo�na by�o nieco odetchn��.
   Skracaj�cy sobie drog� Januszek po�piesznie prze�azi przez ogrodzenie i pojawi� si� znienacka w�r�d krzak�w porzeczek.
   ��Hej, s�uchajcie! � wo�a� ju� z daleka, z wielkim przej�ciem i tajemniczo. � Co� wam powiem! Dowiedzia�em si� czego�! M�wi� wam, galaktyczna bomba!
   Tereska i Okr�tka spojrza�y na niego bez �adnego zainteresowania. Nie zd��y�y jeszcze od�y� po upale i wysi�kach. Zaledwie przed kilkoma minutami wypu�ci�y z r�k narz�dzia ogrodnicze i osun�y si� bez si�, jedna na sto�eczek pod drzewem, a druga na niski pieniek, zamierza�y wreszcie troch� odpocz�� i warstwa przyjemnego odr�twienia odgradza�a je od wszelkich sensacji.
   Januszek wypl�ta� si� z krzak�w.
   ��S�uchajcie, jeden m�j kumpel m�wi, �e w jednej takiej rzeczce, niedaleko, s�uchajcie, m�wi, �e s� raki!
   Dwie pary oczu patrzy�y na niego oboj�tnie i bezmy�lnie.
   ��No to co? � spyta�a po chwili Tereska apatycznie.
   ��Jak to co? Raki s�, m�wi� przecie�! Prawdziwe raki! M�j kumpel m�wi, �e mo�na ich na�owi�!
   Przyjaci�ki nadal patrzy�y na niego bez emocji, w milczeniu, najwyra�niej nie doceniaj�c wagi informacji. Januszek si� zdenerwowa�.
   ��No co tak siedzicie jak zmursza�e pnie! G�uche jeste�cie? M�wi� wam, �e s� raki! M�j kumpel widzia� na w�asne oczy! Mo�na ich na�owi�! Jeszcze jak �yj� nie �owi�em rak�w! Co wy na to? Ta rzeczka jest dosy� blisko� No, co wy na to? Raki podobno mo�na jada�, na�apiemy i zjemy! No? Co wy na to�?
   Do Tereski tre�� komunikatu zacz�a z wolna dociera�. Raki� Stwory nieomal egzotyczne� Z rybami mia�a do czynienia, ostatnio nawet do�� du�o, z rakami nigdy. Rzeczywi�cie, a gdyby tak pojecha� na raki�?
   ��Gdzie ta rzeczka? � spyta�a z odrobin� o�ywienia. Januszek poj�� od razu, �e ziarno zapa�u pada na �yzny grunt.
   Sapn�� triumfuj�co, usun�� ze �cie�ki przewr�con� konewk� i podn�ek le�aka i usadowi� si� na zwini�tym szlauchu.
   ��Za Lublinem. W lesie. B�dzie ze sto pi��dziesi�t kilometr�w, nic takiego. Wiem jak tam jecha�, bo on mi narysowa� drog�.
   ��Kto?
   ��Co kto?
   ��Kto ci narysowa� drog�?
   ��No jak to kto, ten m�j kumpel!
   ��A on co? Nie chce jecha�?
   ��Chce, ale nie mo�e, bo go wlok� do Gda�ska. Rodzina. My�la�em, �e znajd� paru innych kumpli, ale jeszcze nikogo nie ma, nie wr�cili z wakacji. Tylko wy mi zostajecie. No? Co wy na to?�
   Nieobecno�� kumpli Januszka od razu wzmog�a zainteresowanie Tereski proponowan� wypraw�. Wyjazd w towarzystwie bandy niezno�nych smarkaczy by�by w og�le nie do strawienia, w tej sytuacji jednak�e owe niezwyk�e �owy mog�y mie� pewien urok. Ona te� nigdy w �yciu nie �apa�a i nie jad�a rak�w, nigdy w �yciu nie widzia�a nawet z bliska �ywego raka�
   ��No? � powt�rzy� Januszek niecierpliwie. � Jedziemy? Tereska nie namy�la�a si� ju� ani chwili.
   ��No pewnie, �e jedziemy. Mo�emy zaraz jutro. Okr�tka, co ty na to?
   Wsparta plecami o pie� jab�oni Okr�tka wyda�a z siebie ci�kie westchnienie. Zaj�ta by�a w�a�nie porz�dkowaniem w�asnych skomplikowanych uczu�, z kt�rych jedna cz�� k��ci�a si� z drug�. Z jednej strony napawa�a si� b�ogim prze�wiadczeniem, �e po wszystkich wakacyjnych prze�yciach i wstrz�sach te ostatnie dni lata up�yn� �agodnie, bez emocji i okropnych niespodzianek. A� do rozpocz�cia roku szkolnego b�dzie mia�a �wi�ty, anielski, upragniony spok�j Z drugiej jednak�e, po siedmiu tygodniach w��cz�gi po jeziorach mazurskich, po tej wodzie, lasach, �wie�o�ci i przestrzeni, miasto wydawa�o si� beznadziejnie obrzydliwe i duszne, ulice w og�le nie do zniesienia, pla�e i baseny wstr�tne i nawet ten ogr�dek Tereski robi� wra�enie przykurzonego, ciasnego i ograniczonego. W g��bi duszy t�skni�a do tamtego czystego, rozleg�ego pleneru. Propozycja Januszka przestraszy�a j�, zarazem zwi�kszaj�c t�sknot�. Zawaha�a si�.
   ��Bo ja wiem� � powiedzia�a niepewnie.
   ��Co to znaczy, bo ja wiem! � oburzy� si� Januszek. � Raki to jest rzadka rzecz! Jedyna okazja!
   ��No w�a�nie! � popar�a go Tereska. � On ma racj�. Jad�a� kiedy raki?
   Okr�tka pokr�ci�a g�ow�.
   ��Nie jad�am, ale� Ale my�la�am, �e ju� do ko�ca wakacji b�dzie spok�j�
   ��No pewnie, �e b�dzie, czy tu kto� m�wi, �e nie b�dzie spokoju? � zdziwi�a si� Tereska. � Mamy te raki �owi� nerwowo, czy co? A to jest rzeczywi�cie jedyna okazja, �eby tego spr�bowa�, mo�liwe, �e ostatnia. Rak�w jest coraz mniej, przypominam ci, �e one �yj� tylko w czystej wodzie. Jeszcze troch� i na raki b�dziesz musia�a jecha� do Kanady albo do tajgi ussuryjskiej�
   Ca�kowicie pomijaj�c w�tpliwo�ci, czy istotnie w tajdze ussuryjskiej mo�na znale�� urodzaj na raki, na sam� my�l o wyprawie w wymienione przez Teresk� rejony, Okr�tka poczu�a dreszcz paniki. Nieuchronno�� podr�y do tajgi ussuryjskiej, wzgl�dnie w dziewicze puszcze Kanady w celu �owienia rak�w od razu przygniot�a j� niezno�nym ci�arem. Z dwojga z�ego wola�a ju� okolice Lublina, spr�bowa�a jednak jeszcze si� broni�.
   ��A czy ja musz� jada� raki? � spyta�a tonem rozpaczliwego protestu.
   ��Oczywi�cie, �e musisz! � wykrzykn�a Tereska. � Przynajmniej raz!
   ��No pewnie! � przy�wiadczy� gor�co Januszek. � Kto to widzia�, nigdy w �yciu nie zje�� raka! I nie z�apa�! Takie �ycie jest w og�le zmarnowane!
   Okr�tka chcia�a zaprzeczy� tej ocenie sposob�w marnowania �ycia, ale nagle tkn�a j� nowa my�l.
   ��Czy one s� podobne do w�gorzy? � spyta�a z nik�ym o�ywieniem.
   ��Z wygl�du? � zdziwi� si� podejrzliwie Januszek.
   ��Nie, w smaku�
   Januszek ju� otworzy� usta, �eby udzieli� wyczerpuj�cej odpowiedzi, ale Tereska uciszy�a go stanowczym gestem. Nami�tno�� Okr�tki do w�gorzy, w�dzonych i sma�onych, przekracza�a wszelkie granice i Tereska zna�a j� doskonale. Oczywi�cie, �e jedyne, co mog�o sk�oni� jej przyjaci�k� do wyprawy na raki, to nadzieja na smak w�gorzy. Tereska nie mia�a zielonego poj�cia, jak smakuj� raki, ale to by�o bez znaczenia.
   ��Bardzo podobne � o�wiadczy�a z przekonaniem. � Prawie zupe�nie takie same.
   Zaskoczony Januszek z otwartymi ustami spojrza� na siostr�, nie pojmuj�c przyczyn tego dziwnego stwierdzenia. Wed�ug jego wiadomo�ci raki z w�gorzami nie mia�y nic wsp�lnego. Uzna�, �e co� w tym musi by� i na wszelki wypadek przy�wiadczy�. Tak jest, w�gorze i raki to prawie jedno i to samo, z ca�� pewno�ci�, wszyscy kumple m�wili�
   Okr�tka poczu�a w sobie wyra�niejszy cie� o�ywienia, a pragnienie �wi�tego spokoju zdecydowanie przywi�d�o.
   ��No dobrze � zgodzi�a si�. � Ale to jest podobno bardzo skomplikowane. Potrzeba mn�stwa rzeczy� I w og�le czym pojedziemy?
   ��Autobusem oczywi�cie�
   ��Od autobusu to jest kawa�ek � przerwa� m�nie Januszek. � Najmarniej trzy kilometry.
   Teresce pomys� ju� si� zacz�� podoba� i g�upie drobiazgi nie mia�y na ni� wp�ywu.
   ��No i co z tego? Nie przejdziesz trzech kilometr�w? Wyjedziemy jutro w po�udnie i b�dziemy na miejscu akurat przed wieczorem. Raki �apie si� w nocy.
   Okr�tka niespokojnie pokr�ci�a g�ow�, odczepi�a w�osy od pnia jab�oni i wyprostowa�a si� na sto�ku.
   ��Ale chyba musimy mie� wiaderko. Co� s�ysza�am, �e raki �apie si� do wiaderka. One musz� mie� wod�
   ��Nie wiaderko, tylko worek � poprawi� Januszek. � Raki �apie si� do worka.
   ��Nic nam nie przeszkadza zabra� jedno i drugie � zdecydowa�a energicznie Tereska. � Nie ma zakazu wo�enia wiaderek autobusami. Trzeba zapyta� babci�, co wie o rakach, jak to si� wozi i tak dalej, bo mo�e trzeba je mordowa� na miejscu�?
   ��Ja nie morduj�! � krzykn�a Okr�tka nieco histerycznie.
   ��Jakby co, to ja mog� � zaofiarowa� si� Januszek.
   ��A mo�e trzeba je trzyma� w wodzie � ci�gn�a Tereska � jak ryby na przyk�ad. Albo w soli. Babcia mia�a do czynienia z rakami i powinna takie rzeczy wiedzie�. Wiem na pewno, �e trzeba mie� latarki albo pochodnie. Poza tym we�miemy namiot, bo mo�e zostaniemy tam dwa albo trzy dni, mo�emy nie znale�� od razu w�a�ciwego miejsca. Je�eli jedziemy na raki, ja bez rak�w nie wracam!
   ��Fajnie! � ucieszy� si� Januszek. � Jak nie b�dzie rak�w, zostaniesz tam na zawsze i ja zajm� tw�j pok�j. Ale m�j kumpel m�wi, �e to si� �apie na �aby. Na haczyk. Warto by wzi�� w�dki�
   ��Jakie �aby, co� ty? To si� �apie r�k�!
   ��Ale co wy m�wicie, jak� r�k�, podobno to si� �owi siatk��
   ��Ale �aby musz� by� na wabia!�
   Nagle okaza�o si�, �e w kwestii po�owu rak�w wszyscy maj� mn�stwo wiadomo�ci. Fakt, �e wiadomo�ci te by�y sprzeczne ze sob�, nie przeszkadza� w najmniejszym stopniu. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e raki �yj� w wodzie i �e �owi si� je noc�, i w zasadzie ta pewno�� wystarcza�a.
   Narada z babci� uzupe�ni�a wiedz�. Wprawdzie w pierwszej chwili jako artyku� podstawowy i niezb�dny babcia wymieni�a koper, szybko jednak okaza�o si�, i� koper dotyczy drugiej fazy kontaktu z rakami, a mianowicie gotowania. W fazie pierwszej, po�owu, mo�na go pomin��. W kwestii metod �owienia babcia nie mia�a �adnego zdania, co do transportu natomiast wypowiedzia�a si� bardzo stanowczo. Wysz�o na jaw, �e raki musz� przyjecha� w wiad...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin