Godki śląskie - Józef Ondrusz - bajki i podania śląskie.txt

(469 KB) Pobierz
J�zef Ondrusz GODKI �L�SKIE
VAVHXSO
 vmsVis az aiN�ve i viNvaod
zsnaaNOjazof    '
MIEJSKI BIBLIOTEKA PUBLICZNA w Zabrzu	
�	ZN   KLAS.
	NR INW.
W
i� J�zef Ondrusz, 1973 Illustrations � Marie Malecka, 1973
PI�KNY JEST �L�SK CIESZY�SKI.
TU WYSTRZELAJ� W NIEBO DYMI�CE KOMINY KOPAL� I HUT, TAM ZNOWU SMUTNE KOLUMNY JODE� I �WIERK�W DOSTOJNIE KO�YSZ� SI� NA WIETRZE I DUMNIE SPOGL�DAJ� ZE STROMYCH ZBOCZY BESKIDZKICH NA CA�Y TEN UMI�OWANY KRAJ OD MOST�W JAB�ONKOWSKICH A� GDZIE� PO BOGUMIN.
�YJE TU LUD DOBRY I PRACOWITY, SERCEM CA�YM PRZYWI�ZANY DO TEJ ZIEMI OBFITUJ�CEJ W CZARNE DIAMENTY, SK�PO JEDNAK RODZ�CEJ SMACZNY I PACHN�CY CHLEB.
ZA TO KWIATY KWITN� TUTAJ WSZ�DZIE. PE�NO ICH NA ��KACH I MIEDZACH, NA UGORACH IPRZYDRO�ACH, NA CZARNYCH HA�DACH I KAMIENISTYCH GRONIACH BESKIDZKICH.
DO TYCH KWIAT�W PODOBNE S� STARODAWNE OPOWIE�CI LUDOWE, KT�RYCH SPOTYKAMY TUTAJ NIEPRZEBRANE BOGACTWO. MIESZKAJ� ONE W PROSTYCH LUDZKICH SERCACH. STAMT�D JE POZBIERA�EM I SKROMN� ICH WI�ZANK� ODDAJ� TOBIE, DROGI CZYTELNIKU. KOCHAJ JE TAK MOCNO, JAK TEN PROSTY LUD �L�SKI, KT�RY JE STWORZY� I W SERCACH SWYCH PRZECHOWA�.
J.O.
I
O POCZ�TKACH MIAST, WIOSEK, KO�CIO��W I ZAMK�W
i
O ZA�O�ENIU CIESZYNA
Dawno, bardzo dawno temu, kiedy na ziemiach polskich oddawano cze�� �wiatowidowi, Perunowi, Pochwistowi, �adzie, Marzannie i innym bo�yszczom z drzewa i kamienia wyciosanym, w drewnianym grodzisku po�r�d puszcz nieprzebytych mieszka� ksi��� Leszek, kt�ry rz�dzi� wszystkim polskim ludem. Lubili go ludzie, bo by� im dobrym w�adyk�.
Ksi��� Leszek mia� trzech syn�w � Bolka, Leszka i Cieszka.
Synowie ksi�cia �yli na ojcowskim grodzisku szcz�liwie, strzelali z kusz, je�dzili ko�mi, uczyli si� ciska� w��czniami, a kiedy wyro�li na zgrabnych m�odzian�w, w�wczas ze swymi dru�ynami do puszcz je�dzili na �owy.
Pewnej nocy letniej sen jako� do ksi�cia nie przychodzi�, wi�c w�adyka wyskoczy� z pos�ania i uda� si� na szczyt wie�y zamkowej, a�eby tam na �wie�ym powietrzu przesiedzie� do rana, bo w komnacie gor�c i duszno�� dokucza�y mu niezmiernie. Przeszed� ganek wyd�a-�ony bukowymi dylami, min�� stra�e pochyleniem w��czni oddaj�ce mu honory, a potem wszed� do wie�y i schodami pi�� si� powoli w g�r�.
� Ach, jaka pi�kna noc! � odetchn�� ksi��� g��boko �wie�ym powietrzem i usiad� wygodnie na d�bowej �awie.
Noc by�a naprawd� pi�kna. Po bezgwiezdnym niebie p�yn�a powoli srebrna tarcza ksi�yca, a leciutki wiaterek przynosi� gdzie� z g��bi puszczy miodny zapach kwitn�cych lip i ch�odzi� swym tchnieniem rozja�nione czo�o w�adyki.
Ksi��� Leszek zaduma� si� i ws�ucha� w subtelny poszum puszcza�skich drzew. O czym one gwarz�?
Przymkn�� powieki, bo tak si� lepiej my�li i s�ucha.
A kiedy po d�ugiej chwili otworzy� oczy, daleko, w tych stronach, gdzie s�o�ce codziennie schodzi z nieba do puszczy, b�yszcza�y na niebie trzy gwiazdy.
�  Trzy gwiazdy! � szepn�� w�adyka. � A jak jasno �wiec�, jak mrugaj�!
11
Znowu si� zamy�li�.
I on ma trzech syn�w. Czy�by to znak jaki� dali mu bogowie? Tak, to bardzo dziwne, �e tylko trzy gwiazdy rozb�ys�y dzisiaj na niebie. Jaki te� �wiat jest w tamtych stronach? Inny, czy taki sam jak tutaj? Jacy ludzie tam mieszkaj�?
Znowu spoyrza\ na migoc�ce gwiazdy i znowu przypomnia� sobie
swych syn�w.
� Akurat! Bolko, Leszko i Cieszko... � m�wi� cicho sam do siebie i wodzi� palcem od gwiazdy do gwiazdy.
Pogr��y� si� w my�lach.
~ Ju� wiem' teraz ju� wiem,  co zrobi�!  --- powiedzia� po chwili do
siebie z rado�ci� i zerwa� si� z �awy. Wychyli� si� z wie�y na zewn�trz i zawo�a� w d�:
�  Hej, wy tam, stra�niki! Do mnie tu chod�cie, a chy�o!
Na podw�rcu ozwa�y si� szybkie kroki i w mig potem zastuka�y na schodach prowadz�cych na wie��. Przed ksi�ciem stan�a wezwana stra�.
�  Czego chcecie, w�adyko?
� Id�cie mi zaraz i syn�w moich tu sprowad�cie/
Stra� posz�a, a Leszek z powrotem usiad� na �awie, zapatrzy� si� w gwiazdy i oczekiwa� syn�w. Nie trwa�o d�ugo, a na wie�y zjawili si� wszyscy trze}: Bolko, Leszko i Cieszko. Podeszli do ojca. Stra� sta-
�  Tam, widzicie? Widzicie te gwiazdy? � spyta� ksi��� i wskaza�
r�k� na zach�d.
�  Tak, widzimy! � odparli synowie.
� Trzy s� te gwiazdy, tak jak i wy trzej jeste�cie. To bogowie jaki� mi znak daj�. Skoro si� tylko �wit uczyni, pojedziecie w tamte strony. Wszyscy trzej. Ka�dy ze swoj� dru�yn�. Ka�dy obierze inn� drog�. Kiedy li�cie posypi� si� z drzew, wtedy wracajcie. A teraz ju� id�cie i ka�cie budzi� dru�yny. Niechaj przygotowania czyni� w drog�, bo nowy dzie� za chwil� za�wita. Id�cie!
M�odzianie odeszli, a ksi��� na nowo pogr��y� si� w zadumie. Jeszcze wsch�d s�o�ca nie rozz�oci� nieba na dobre, a ju� synowie w�adyki ze swymi dru�ynami byli gotowi do drogi. Trzy grupy je�d�c�w
I
12
uzbrojonych w kusze i w��cznie trzyma�y rumaki u pysk�w, a Bolko, Leszko i Cieszko na samym przedzie stali i oczekiwali swych rodzic�w. Wyszli niebawem na ganek, a synowie podbiegli do nich i do n�g im si� rzucili.
Kr�tkie by�o po�egnanie syn�w z matk� i ojcem, bo w mig potem tr�bacze zagrali na rogach wsiadanego.
� Jed�cie i wracajcie szcz�liwie! � krzykn�� z ganku w�adyka i powia� synom czapk� na po�egnanie, a ksi�na �yczy�a im szcz�liwej drogi ruchem r�ki.
Bolko, Leszko i Cieszko r�wnie� powiewali swymi czapkami, a ich dru�yny lasem podniesionych w��czni �egna�y ksi�cia i ksi�n�.
W wysokim cz�stokole rozwarto bram� na �cie�aj.
Ozwa�y si� rogi, zastuka�y ko�skie kopyta, a w chwil� potem dziedziniec opustosza�. Je�d�cy pojechali, a ksi�na z ksi�ciem poszli na wie��, �eby jeszcze stamt�d patrzy� za nimi tak d�ugo, dop�ki nie znikn� w nieprzejrzanej g�stwie puszczy.
Zaraz na podgrodziu bracia po�egnali si� z sob� i pojechali ze swymi dru�ynami na zach�d. Ka�dy inn� drog�.
W pierwszym dniu jeden drugiemu dawali zna� o sobie graniem na rogach my�liwskich, ale ju� nazajutrz odg�osy tr�bienia stawa�y si� coraz to cichsze i mniej wyra�ne, a� w podwiecz�r zupe�nie umilk�y.
Bracia ze swymi dru�ynami jechali teraz ka�dy swoj� drog�. Jechali d�ugo i d�ugo, bo wiele ju� razy s�o�ce rozb�ys�o na niebie i zgas�o, i du�o ju� nocy je�d�cy przespali w nieprzebytej puszczy.
Cz�sto przystawali w drodze i na swych rogach my�liwskich grali, a potem nas�uchiwali uwa�nie, czy nie doleci do nich cho� odg�os jaki�, co by im zna� dawa�, w kt�rej stronie bratnia dru�yna si� znajduje. Ale nic, nic do ich uszu nie dosz�o pr�cz szumu puszcza�skich olbrzym�w.
Bracia ze swymi dru�ynami jechali i jechali...
�ywili si� zwierzyn�, w kt�r� puszcza obfitowa�a, pragnienie gasili przy krynicach wytryskaj�cych z ziemi.
Dru�yna Leszka podczas swej w�dr�wki natrafi�a na niewielk� rzeczu�k�. Nieg��boka i nieszeroka by�a ta rzeczu�ka i p�yn�a w t� sam� stron�, w kt�r� dru�yna na koniach zd��a�a. Zaraz wi�c Leszko
13
�A
postanowi�, �e od teraz pojad� jej brzegiem, w tym samym kierunku, w jakim ona p�ynie.
Pragnienie bardzo im dokucza�o, bo s�o�ce piek�o niemi�osiernie, a od samego rana nie natrafili jeszcze na �r�d�o, z kt�rego mogliby si� napi� wody. W rzece by�o jej pod dostatkiem, to prawda, ale przed kil-loi dniami pada� ulewny deszcz i tak j� zm�ci�, �e Judzie pi� jej
nie mogli.
Min�o ju� po�udnie, a je�d�cy wci�� jeszcze jechali spragnieni. Zbli�ali si� do jakiego� wzg�rza. Leszko wyprzedzi� dru�yn�, bo
dru�yn� obraca.                            chwilowo zapomnia�, bo tuz u stop
Ale Leszko o graniu na rogu cnwi
Po   ZaspOKOjemu   t^o__
nie jecha�, bo tak �licznego miejsca nigdzie jeszcze dot�a mc n�F-------
i tak smacznej wody nigdzie jeszcze dot�d nie pili. Tu, obok �r�de�ka przenocuj�, a jutro rano, r�wno ze s�onkiem wyrusz� w dalsz� drog�. Konie, puszczone wolno, pas�y si� spokojnie, a dru�yna rozsiad�a si�
wok� �r�de�ka i gwarzy�a.
Leszko przypomnia� sobie postanowienie, jakie powzi��, nim spostrzeg� �r�de�ko, wi�c wybieg� na sam wierzcho�ek wzg�rza, przytkn�� do ust sw�j r�g my�liwski i zagra� w cztery strony �wiata. Kiedy echo umilk�o, gdzie� daleko, bardzo, bardzo daleko ozwa� si� r�g. Kto� gra� tak samo jak Leszko. Zabi�o mocno Leszkowe serce. � Czy�by to by� kt�ry� z braci? Teraz Leszko raz po raz gra� na rogu, a tamten kto� nieznajomy zaraz
mu tak samo odpowiada�.
Leszko przywo�a� sw� dru�yn� na wierzcho�ek wzg�rza, gdzie wszyscy
s�uchali dalekiego grania.
14
�  G�os coraz to bardziej wyra�nieje � powiedzia� kto� z Leszkowej dru�yny � isto ten cz�owiek za naszym graniem idzie.
� Mo�e nie jeden, ale ca�a dru�yna! � ozwa� si� inny.
� Wyznacz czterech. Niechaj id� ku �r�d�u, bo ogie� trza roznieci�, a tego zabitego w drodze jelenia obedrze� ze sk�ry i upiec. Isto si� wszystkim chce je��, a i tamci, kt�rzy w nasz� stron� jad�, k�skiem nie  pogardz� � zwr�ci�   si�   Leszko do czarnow�osego   dru�ynowego.
Czterech odesz�o, a reszta pozosta�a na wzg�rzu i niecierpliwie wypatrywa�a swe oczy w daleko��, czy aby nie jedzie ju� stamt�d ten, kt�rego zbli�anie si� r�g my�liwski raz po raz oznajmia�.
A Leszko niekiedy oczy przymyka� i my�la� o braciach...
Mi�so jelenia dopieka�o si� nad ogniem, kiedy r�g zabrzmia� zn�w w�r�d puszcza�skich d�b�w i lip. Przybywaj�cy ludzie musieli ju� by� st�d o kilka strzela� z �uku, wi�c Leszko zszed� ze swymi towarzyszami ze wzg�rza ku �r�d�u.
Wkr�tce w�r�d drzew ozwa�y si� ludzkie g�osy i parskanie koni wietrz�cych w pobli�u wod�.
Zaraz potem spo�r�d drzew wy�onili si� je�d�cy.
�  Swoi! � kto� krzykn��.
Leszkowi a� dech zapar�o. S��wka jeszcze nie zd��y� wyrzec, a ju� jeden z przyjezdnych p�dzi� do niego z radosnym okrzykiem:
�  Dy� to Leszko! Leszko! Witaj, bracie!
�  Bolko! Witaj, witaj! Witajcie nam wszyscy!
Bracia padli sobie w ramiona, a ich dru�yny wita�y si� wzajem gromkimi okrzykami i rzucaniem czapek w g�r�.
Pytaniom nie by�o ko�ca. Przecie kupa czasu ju� si� nie widzieli, mieli sobie zatem o czym opowiada�. Tyle przejechali roztolicznych okolic, tyle przyg�d najrozmaitszych prze�yli.
� A Cieszka nie spotka�e�? � spyta� brata Bolko.
� Nie, nie spotka�em.
�  Gdzie si� te� b�dzie obraca�?
�  Sam nie wiem... � powiedzia� cicho...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin