Wojna polsko-ruska pod flaga biało-czerwona.pdf

(863 KB) Pobierz
Dorota Masłowska
Dorota Masłowska
Wojna polsko-ruska pod
flagą biało-czerwoną
Najpierw ona mi powiedziała, że ma dwie wiadomości dobrą i złą. Przechylając się
przez bar. To którą chcę najpierw. Ja mówię, że dobrą. To ona mi powiedziała, że w mieście
jest podobno wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną. Ja mówię, że skąd wie, a ona, że
słyszała. To mówię, że wtedy złą. To ona wyjęła szminkę i mi powiedziała, że Magda mówi,
że koniec między mną a nią. To ona mrugnęła na Barmana, że jakby co, ma przyjść. I tak
dowiedziałem się, że ona mnie rzuciła. To znaczy Magda. Chociaż było nam dobrze,
przeżyliśmy razem niemało miłych chwil, dużo miłych słów padło, z mojej strony jak również
z niej. Z pewnością. Barman mówi, żebym kładł na niej laskę. Chociaż to nie jest tak proste.
Jak dowiedziałem się, że tak już jest, chociaż raczej, że już nie ma. to nie było tak, żeby ona
mi to powiedziała w szczere oczy, tylko stało się akurat na tyle inaczej, że ona mi to
powiedziała poprzez właśnie Arletę. Uważam, że to było jej czyste chamstwo, prostactwo. I
nie będę tego ukrywał, chociaż to była moja dziewczyna, o której mogę powiedzieć, że dużo
zaszło między nami różnych rzeczy zarówno dobrych i złych. To przecież nie musiała mówić
tego przez koleżankę w ten sposób, że ja się dowiaduję ostatni. Wszyscy wiedzą od samego
początku, gdyż ona powiedziała to również innym. Mówiła, że ja to jestem raczej bardziej
wybuchowy i że musieli mnie przygotować do tego faktu. Boją się, że coś mi odpierdoli, bo
raczej tak zawsze było. Mówiła, żebym wyszedł pooddychać. Dała mi te swoje fajki z gówna.
Tymczasem ja czuję tylko smutek bardziej niż cokolwiek. Jeszcze żal, że nie zostało mi to
powiedziane w cztery oczy przez nią. Chociaż jedno słowo.
Przechylając się przez bar niczym sprzedawczyni przez ladę. Jak gdyby zaraz miała
sprzedać mi jakieś podroby, jakiś wyrób czekoladopodobny Arleta. Żelazistą wodę w
szklance od piwa. Barwnik do pisanek. Cukierki, co by sprzedała, by były puste w środku.
Samo pazłotko. Czego by nie dotknęła swoimi palcami z paznokciami, podrobione i fałszywe.
Gdyż ona sama jest fałszywa, pusta wewnętrznie. Pali fajkę. Kupioną od Ruskich. Fałszywą,
nieważną. Zamiast nikotyny są w niej jakieś śmieci, jakieś nieznane nikomu drągi. Jakieś
papiery, trociny, co nie śniło się nauczycielkom. Co nie śniło się żadnej policji. Chociaż
powinni Arletę posadzić. Których nie zna nikt, a na które ona wszystkich bajeruje, na swoje
oczy. Na swój telefon, na swoje dzwonki w telefonie.
Teraz siedzę i patrzę na jej włosy. Arleta w skórze, a obok włosy Magdy, długie, jasne
włosy, jak ściana, jak gałęzie. Patrzę na jej włosy również jak w ścianę, gdyż nie są dla mnie.
Są dla innych, dla Barmana, dla Kisła, dla różnych chłopaków, co wchodzą i wychodzą. Dla
wszystkich, chociaż tym samym nie dla mnie. Inni będą wsadzać w nie ręce.
Przychodzi Kacper, siada, pyta, o co chodzi. Jego za krótkie spodnie. A jego buty są
niczym czarne zwierciadło, w którym przeglądam się, neony w barze, automaty do gier, różne
rzeczy, które są wokół. Tuż koło klamry widać Magdy włosy, które są jak nieprzepuszczalna
ściana. Odgradzają ją ode mnie niczym mur, niczym beton. Za nim są nowe miłości, jej
wilgotne pocałunki. Kacper jest naspidowany wyraźnie, szyje butem. Toteż obraz rozmywa
się. Jest samochodem, żuje gumę miętową. Pyta czy mam chusteczki. Gubię Magdę w tłumie.
Mówię mu, że nie mam. Chociaż mieć być może powinnem. Kacper ma spida, cały
samochód spida, cały bagażnik od golfa. Rozgląda się wszędzie, jak gdyby ze wszystkich
stron czaiła się armia ruskich. Jak gdyby chcieli tu wejść i wsadzić mu między te trzęsące się
szczęki wszystkie swoje ruskie fajki. Wyciąga LM-y czerwone. Pyta dlaczego siedzę z twarzą
do ściany. Mówię, czy gdybym siedział przodem, to może by coś zmieniło, tak? Może by tu
Magda ze mną była, tylko siadam przodem, a ona przylatuje i sru mi na kolana, włosami w
twarz, wkłada sobie moją rękę wewnątrz ud, jej pocałunki, jej miłość. Mówię, że nie. Chociaż
wolałbym powiedzieć tak. Ale mówię nie. Nie i nie. Nie zgadzam się. Gdyby nawet chciała tu
przyjść, bym powiedział: nie zbliżaj się, nie dotykaj mnie, śmierdzisz. Śmierdzisz tymi
facetami, co cię dotykają, jak nie patrzysz i myślisz, że nie wiesz, że cię dotykają. Śmierdzisz
tymi fajkami, co od nich bierzesz, co cię częstują. Pierdolonymi LM-ami mentolowymi.
Kupionymi u Rusków po tańszej cenie. Tymi drinkami, tym bagnem co ci kupują w szklance,
w którym pływają bakterie z ich ust niczym ryby, niczym morskie kurwy. I gdyby chciała,
żebym ją taką miał teraz, nie doczekałaby się. Nie powiedziałbym ani słowa. Podałaby mi
szklankę z drinkiem, powiedziałbym: nie. Najpierw zdejmij tą gumę, co przykleiłaś pod
spodem, gdyż ona jest z ust jednego z tych brudnych facetów, z ich ust jest ta guma, chociaż
myślisz, że o tym nie wiem. Potem się umyj, a wtedy możesz mi usiąść dopiero, kiedy
będziesz czysta od tych lewych fajek, od tych lewych spidów, co pijesz w drinkach. Dopiero
jak się rozbierzesz z tych szmat, z tych piór, które nie są dla mnie.
Oczywiście wtedy ja jestem nieco jeszcze obrażony. Odwracam się, nie chcę z nią
gadać. Mówię, że jak będzie taką, rozpierdolę cały bar, wszystkie szklanki pójdą na podłogę,
będzie chodzić w szkle, będzie łamać sobie wszystkie swoje obcasy, potłucze sobie łokcie,
podrze sobie kieckę i wszystkie w niej zawarte w sznurki. Ona prosi, żebym do niej wrócił.
Że będzie dobra jak nigdy, bardziej dobra, bardziej oddana. Ja mówię na to, że nie. Mówię:
raz mam tłumaczyć czy dwa razy mam ci to wytłumaczyć, że już nie chcę nigdy z tobą być i
albo ze mnie zejdziesz, albo sam to zrobię. Ona mówi, że mnie kochała. Ja mówię, że też ją
kochałem, że zawsze mi się podobała, chociaż najpierw była dziewczyną Lola i chociaż
zanim była moja, to jego samochód był lepszy, to wszystko Lolo miał lepsze, lepsze buty,
lepsze spodnie, lepsze pieniądze. Że chciałem go zabić, bo nie był dla Magdy dobry, tylko
raczej szorstki. Że potem chociaż była moja, zawsze byłem dla niej, zawsze byłem za nią.
Chociaż nie zawsze było dobrze, co już mówiłem, gdy owszem, kradła ciuchy ze sklepów,
wycinała kody w przymierzalni. Kolczyki, torebki, cienie do oczu. Wszystko w torbę i w
siatkę. Nie było dobrze, gdyż musiałem potem raz błyszczeć oczami, chociaż przeważnie jej
się udawało, co wpływało dodatnio na jej humor. Poza tym miała tę wadę, że była młodsza, o
co zresztą mieli mi za złe moi rodzice. Poza tym było wszystko odpowiednio, mówiła często,
że nie innego chłopca, ale właśnie mnie i to uczucie jest dla mnie, a nie dla nich.
Przychodzi Lewy, mówi, że wie i że Magda to bardziej niż zwykła szmata spod
dworca, niż te, co stoją na Głównym. Bordowe na pysku, brudne. Również te od Ruskich.
Rozumiem, ale co to, to już nie mogę pozwolić. Żeby ktoś Lewego pokroju tak powiedział,
więc wstaję. Żeby ktoś z tikiem komputerowym mówił mi, jakie jest moje życie, jakie są
moje uczucia, co mam robić, a co nie, czy Magda jest dobra, czy nie, bo tego to już nawet w
grobie może nikt nie udowodni, jaka jest prawda o Magdzie. Żeby oceniał jej sumienie, jak
sam wjechał samochodem w Arletę z poczucia zemsty, czego by nikt Arlecie nie zrobił,
chociaż jest jaka jest. Więc wstaję. Patrzę w jego skaczące oko, tak z bliska, żeby wiedział,
jak jest. Milcząc patrzy głęboko w swoje piwo. Mówi, że toczy się w mieście w ostatnich
dniach wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną. Myśli, że zmienił temat. Temat jest
ciągle ten sam, Lewy. Wiem, że czy się toczy wojna, czy się nie toczy, to ją miałeś przed
Lolem, wiem, że wszyscy ją mieliście przede mną i znów teraz wszyscy będziecie ją mieć, bo
od dzisiaj jest wasza, bo od dzisiaj jest pijana i jest czynna całą dobę, świecą jej żarówki
osiemdziesiątki w oczach, świeci jej język w ustach, świeci jej neon nocny między nogami,
idźcie ją wziąć, wszyscy po kolei. Ty, Lewy, na pierwszy rzut, bo ciebie znam, wiem jaki
jesteś, dla ciebie najświeższe mięso, bo ty musisz w życiu dostać same najlepsze rzeczy, samą
piankę, kawkę ze śmietanką, najszybszy komputer, najlepszą klawiaturę, złoty telefon na
złotej tacy, więc jak chcesz, masz Magdę, gdyż ona jest najlepsza, ma złote serce. Ma złote
serce, gdy kładzie ci na głowie rękę i mówi co by chciała. Ma złote serce, wszystko potrafi
osiągnąć, ale w taki sposób, że jeszcze jak płacisz, to czujesz się jakbyś pożyczał. Że czujesz
się, jakbyś zastawiał się w lombardzie. Ma złote serce, jest delikatna i romantyczna, na
przykład lubi zwierzęta i często gęsto mówi, że chciałaby mieć różne zwierzęta, lubi oglądać
chomiki w akwariach. Może nawet chciałaby mieć później dziecko, ale tylko pięcioletnie,
takie co by urodziło się, jak miało pięć lat i nigdy nie urosło. Z odpowiednim imieniem.
Klaudia, Maks, Aleks. Małe dziecko, pięcioletnie, a ona już zawsze by miała siedemnaście
lat, by prowadziła go pod ramię rynkiem, w swojej sukni ze sznurków, w swoich obcasach.
By je nosiła w swoich torebkach ze szminką w jednej przegródce. Ona by z tym dzieckiem
tańczyła w dyskotece, przychodziłyby gazety i robiły zdjęcia jej włosom, jakie są lśniące i
błyszczące, a dziecko brzydkie, bo twoje, Lewy, urodzone ze złamanym nosem, urodzone z
tikiem komputerowym, od urodzenia brzydkie, od urodzenia skurwysyńskie, bo twój syn to
by był z miejsca skurwysyn. Bo ty byś nie wiedział, jak być dla Magdy dobrym, jak ją
uczynić szczęśliwą. Jak jej z siebie dawać, nie pokazałbyś jej świata, tylko swoje
komputerowe gry, krew, rozpacz, ból. Ona nie jest do tego, ona jest do robienia z nią
delikatnych rzeczy.
Bo to jest Magda. Arleta przyszła, żebym dał jej ognia, mówi, że niby robię cyrk,
podobno tak Magda mówi. Proszę bardzo, oto są słonie, co przeze mnie idąc, zniszczyły moje
serce, oto są pchły. Oto są psy tresowane, gdyż byłem niczym psy tresowane, co nie dostają
nic w zamian, tylko jeszcze liścia na twarz i ani dziękuję, ani spierdalaj. Oto jestem psem
tresowanym, żeby prowadził samochód bez dachu. Ognia nie mam. Gdyż jestem wypalony. I
chcę teraz umrzeć. W ostatniej chwili, gdy będę umierał, chcę zobaczyć Magdę. Jak pochyla
się nade mną i mówi: nie umieraj. Nie umieraj, to wszystko moja wina, będę teraz z tylko
tobą, tylko nie umieraj, przecież nie o to tu chodzi, chodzi, żeby się dobrze bawić, a to
wszystko były takie żarty, tak naprawdę przed tobą nie byłam Z nikim, z innymi nie byłam
albo nawet nie byłam wcale, tak żartowałam, Żeby cię rozzłościć, palancie, teraz wszystko
będzie dobrze, będziemy mieć dziecko, Klaudię, Bryczka, Nikolę, wiesz zresztą, zawsze tego
chciałeś, będziemy je wozić w wózku, zobaczysz, jak będzie, tylko obiecaj, że nie umrzesz, a
teraz ja muszę iść do toalety, ponieważ Arleta bajeruje teraz takiego jednego, on mówi, że jest
prezesem i zna wszystkich, podobno dobie zresztą zna nawet, mówi: Silny, znam go, a ja nic,
cisza, nie powiedziałam mu, że jesteś moim chłopakiem, bo było inaczej, ale teraz mu
powiem, jaka jest prawda, żeby wiedział, jak jest.
Więc to najwyżej zrobię później jako ostateczność, gdyż Arleta mówi, że Magda teraz
wyszła gdzieś. Mówi, że nie wie gdzie. Mówi, że nie wie z kim. Mówię jej, czy jest moją
koleżanką czy też taką samą szmatą jak Magda. Ona mówi, że koleżanką. Ja mówię, że o co
wtedy kurwa chodzi. Ona mówi, że z Irkiem. Że Magda poszła z Irkiem popatrzyć na miasto,
pogapić się na samochody, zostać przyjaciółmi, ot po prostu. A więc z Irkiem. A więc dziecko
będzie jednak brzydkie. Gorsze bardziej niż z Lewym. Genetycznie nienormalne. Genetycznie
zboczone od urodzenia. Genetycznie bez sensu. Genetyczny skurwysyn. Od początku z
Zgłoś jeśli naruszono regulamin