dr. Rudolf Steiner.rtf

(266 KB) Pobierz

 

 

RUDOLF STEINER


CHRZESCIJANSTWO JAKO RZECZYWISTOSC MISTYCZNA A MISTERIA DAWNYCH CZASÓW


PRZEDMOWA DO DRUGIEGO WYDANIA "Chrzescijanstwo jako rzeczywistosc mistyczna" - tak nazywal autor te prace, w której przed osmiu laty zebral tresc swych wykladów z roku 1902. Tytul ten ma podkreslac szczególny charakter ksiazki. Autor staral sie nie tylko przedstawic w niej mistyczna tresc chrzescijanstwa w rozwoju dziejowym, lecz równiez opisac, jak chrzescijanstwo wyroslo z mistycznego poznania. Kierowala nim mysl, ze dzialaly tu czynniki duchowe, które poznac mozna jedynie na drodze mistycznego poglebienia. Tylko tresc ksiazki sama moze przekonac czytelnika, ze autor nie nazywa "mistycznym" jakiegos pogladu, zwiazanego raczej z nieokreslonymi doznaniami uczuciowymi, niz z "ujeciem czysto naukowym". Ale w szerokich kolach tak wlasnie rozumie sie dzisiaj "mistyke", nic wiec dziwnego, ze wiele osób uwaza ja za dziedzine, która nie ma nic wspólnego z "prawdziwa wiedza". W niniejszej ksiazce autor uzywa slowa "mistyka" dla oznaczenia pewnej rzeczywistosci duchowej, która poznaje zródla zycia duchowego. Kto odrzuca poznanie plynace z tego rodzaju zródel, nie bedzie w ogóle wiedzial co poczac z trescia tej ksiazki. Tylko ten, kto uznaje, ze w "mistyce" moze panowac taka sama jasnosc, jak w opisie przyrodniczym, bedzie mógl zainteresowac sie ksiazka, w której mistyczna tresc chrzescijanstwa opisana jest tez w sposób mistyczny. Bo nie tylko o tresc ksiazki tutaj chodzi, lecz równiez - i przede wszystkim - o to, na jakich metodach poznawczych opieral sie autor w swej pracy. W dzisiejszych czasach mnóstwo ludzi odczuwa jeszcze wielka niechec do tego rodzaju metod poznawczych. Uwazaja je za sprzeczne z prawdziwa naukowoscia. Tak sadza nie tylko ci, którzy w zakresie "prawdziwej nauki przyrodniczej" uznaja tylko poglady utrzymane w ich wlasnym duchu, lecz równiez i ci, którzy pragna rozwazac istote chrzescijanstwa jako wyznawcy. Autor niniejszej pracy opiera sie na pogladach, w mysl których dzisiejsze osiagniecia wiedzy przyrodniczej wymagaja wzniesienia sie do prawdziwej mistyki. Z pogladów tych wynika, ze inny stosunek poznania jest wlasnie niezgodny ze wszystkim, co przynosza osiagniecia nauk przyrodniczych. Wlasnie zjawiska przyrody nie daja sie ogarnac tymi metodami poznania, które wielu ludzi przekonanych, ze stoja na gruncie scislej naukowosci, uwaza za jedynie dopuszczalne. Tylko ten kto rozumie, ze mozna w pelni oddawac sprawiedliwosc naszej wspólczesnej, tak bardzo podziwu godnej wiedzy przyrodniczej, a jednoczesnie miec uznanie dla prawdziwej mistyki tylko ten nie odrzuci niniejszej ksiazki. Idac droga, która nazywamy tutaj "poznaniem mistycznym", pragniemy pokazac, jak zywe chrzescijanstwo stworzylo sobie podstawy w misteriach czasów przedchrzescijanskich. Wykazujemy, ze owa "mistyka przedchrzescijanska" byla gleba, z której chrzescijanstwo wyroslo jako samoistna roslina. Przy takim ujeciu mozna zrozumiec chrzescijanstwo w jego samoistnej odrebnosci, pomimo, ze sie wyprowadza jego rozwój z dawnej mistyki. Jezeli sie z tym jednak liczymy, mozemy latwo popasc w blad i nie widziec tej odrebnosci chrzescijanstwa, sadzac ze jest ono jedynie dalszym etapem rozwojowym mistyki przedchrzescijanskiej. Wielu wspólczesnych myslicieli popelnia ten blad, porównuja oni tresc chrzescijanstwa z pogladami czasów przed chrystusowych i sadza, ze poglady chrzescijanskie to tylko dalszy etap rozwojowy tamtych. Ksiazka nasza ma wykazac, ze chrzescijanstwu potrzebna byla dawna mistyka tak, jak gleba potrzebna jest roslinie. opisujac powstanie chrzescijanstwa pragniemy wlasnie podkreslic, a nie zatrzec jego odrebnosc. Niechaj wolno bedzie autorowi wspomniec z glebokim zadowoleniem, ze takie wlasnie ujecie istoty chrzescijanstwa spotkalo sie z uznaniem ze strony mysliciela, który swymi wybitnymi pracami w dziedzinie zycia duchowego ludzkosci wzbogacil i poglebil kulture naszych czasów. Edouard Schure, autor dziela "Wielcy wtajemniczeni" tak dalece zgadzal sie z pogladami niniejszej ksiazki, ze sam przelozyl ja na jezyk francuski (Le Mystere Chretien et les Msteres Antigues, Paris, Liberairie Academigue, 1908). Przy tej okazji pozwole sobie wspomniec ze pierwsze wydanie niniejszej pracy zostalo przetlumaczone nie tylko na francuski lecz równiez i na inne jezyki europejskie, co swiadczy, ze w naszych czasach budzi sie tesknota do rozumienia istoty chrzescijanstwa w duchu naszej ksiazki. Opracowujac obecne drugie wydanie autor nie odczuwal potrzeby dokonania jakichkolwiek istotnych zmian. Omówil tylko nieco szerzej niektóre zagadnienia, poruszane juz przed osmiu laty. Staral sie równiez ujac niejedno dokladniej i bardziej wyczerpujaco. Nawal pracy sprawil, ze od chwili, gdy wyczerpane zostalo pierwsze wydanie do ukazania sie drugiego uplynelo niestety sporo czasu. Rudolf Steiner Pisano w maju 1910r.

 

 

WSTEP

 

Nauki przyrodnicze wywarly gleboki wplyw na nowoczesne zycie umyslowe. Coraz bardziej trudniej dzis mówic o potrzebach duchowych i o "zyciu duszy", nie liczac sie z pojeciami i wynikami wiedzy przyrodniczej. Oczywiscie, wielu jest jeszcze ludzi, którzy zaspakajaja te potrzeby, nie przejmujac sie zbytnio wplywem nauk przyrodniczych na nasze zycie umyslowe. Ci, którzy wyczuwaja tetno dzisiejszych czasów, nie moga sobie na to pozwolic. Pojecia zaczerpniete z nauk przyrodniczych z coraz wieksza szybkoscia zdobywaja sobie umysly, a serca podazaja za nimi, choc nie tak ochoczo, chociaz nieraz z lekiem i niepewnoscia. Nie tylko o to chodzi, ze ogól ulega tym pogladom, lecz o to, ze w przyrodniczym sposobie myslenia tkwi jakas sila, która czujnym umyslom wpaja przeswiadczenie w tych myslach kryje sie cos, nad czym czlowiek wspólczesny nie moze przejsc do porzadku dziennego. Pewne wypaczenia tych mysli zmuszaja nieraz do slusznych zastrzezen wobec calego kierunku. Ale to nie jest rozwiazanie spraw w czasach, kiedy przyrodniczy sposób myslenia ogarnia coraz szersze kola i przyciaga ludzi z przedziwna, czarodziejska jakby sila. Nic tu nie zmienia faktu, ze poszczególne jednostki rozumieja, jak czesto prawdziwa wiedza wznosi sie sama przez sie ponad "plaskie wyobrazenia o sile i materii", gloszone przez materializm. Nalezaloby chyba raczej zwrócic uwage na tych, którzy glosza smialo, ze wlasnie na tych pojeciach przyrodniczych oprzec sie powinna nowa religia i chociaz owe pojecia przyrodnicze moga sie wydac powierzchowne i plytkie czlowiekowi, któremu nie jest obce glebsze zycie duchowe ludzkosci, to jednak musi sie on z nimi liczyc, ku nim bowiem zwraca sie w naszych czasach powszechna uwaga i mamy wszelkie powody sadzic, ze w najblizszej przyszlosci zwracac sie bedziemy coraz bardziej. Ale sa i tacy, u których potrzeby serca musialy ustapic wobec wymagan umyslu. Sa to ludzie, którzy rozumowo nie sa w stanie oprzec sie pogladom przyrodniczy; przytlacza ich ciezar dowodów. Poglady te jednak nie zaspakajaja religijnych potrzeb ich serca.. Stwarzaja zbyt beznadziejne perspektywy. Czyz dusza ludzka, pelna podziwu dla dobra, prawdy i piekna, ma w koncu zniknac bez sladu jak banka mydlana, bo byla tylko chwilowym wytworem mózgu? Pytanie to przytlacza wiele dusz niby jakas zmora. Ale tak samo przytlacza je swiatopoglad przyrodniczy, poniewaz narzuca sie z ogromna sila autorytetu. Ludzie tacy dopóki tylko moga staraja sie nie widziec rozdzwieku we wlasnej duszy, albo tez pocieszaja sie tlumaczac sobie, ze dusza ludzka nie zdola nigdy osiagnac jasnosci w tych sprawach. Mysla w sposób przyrodniczy na ile wymaga tego doswiadczenie i logiki; nie wyzbywaja sie jednak uczuc religijnych wpojonych przez wychowanie i wola wszystko, co dotyczy tych zagadnien pozostawic w zamgleniu i ciemnosci. Tak wiec nie ulega watpliwosci: swiatopoglad przyrodniczy jest najpotezniejsza sila w nowoczesnym zyciu umyslowym. I jezeli sie mówi o duchowych potrzebach ludzkosci, nie mozna przejsc na nim do porzadku dziennego. Ale trzeba tez stwierdzic, ze swiatopoglad przyrodniczy zaspakaja nasze potrzeby duchowe w sposób na razie powierzchowny i plytki. Beznadziejnosc ogarnia czlowieka na mysl, ze musi uznac nastepujacym rozumowaniem: "Mysl jest pewna forma sily. Chodzimy za pomoca tej samej sily, dzieki której myslimy. Czlowiek jest organizmem, który przeobraza rózne formy sily w sile myslenia, organizmem, którego funkcje podtrzymuja przy pomocy tego, co nazywamy "pozywieniem" i który wytwarza to, co nazywamy "myslami". Cóz za cudowny proces chemiczny, który dane quantum pozywienia potrafi przeksztalcic w boska tragedie Hamleta! Slowa te czytamy w broszurze Roberta Ingersolla zatytulowanej: "Nowoczesny zmierzch bogów". Co prawda malo kto wyraza glosno uznanie dla tego rodzaju mysli, ale nie o to chodzi. Wazne jest, ze niezliczone rzesze ludzi odczuwaja jakas koniecznosc ustosunkowania sie do swiata w duchu powyzszych slów, mimo ze nie zawsze zdaja sobie z tego sprawe. Niewatpliwie wszystko to byloby beznadziejne, gdyby istotnie z wiedzy przyrodniczej musialy nieuchronnie wynikac takie przekonania, jakie glosi wielu z jej dzisiejszych rzeczników. Najbardziej beznadziejne byloby to dla czlowieka, który zajmujac sie wiedza przyrodnicza doszedl do przekonania, ze -na jej terenie- jej sposób myslenia jest obowiazujacy a jej metody niezachwiane. Musialby on powiedziec sobie: niech sie tam ludzie nie wiem jak spieraja o poszczególne zagadnienia, niech pisza niezliczone tomy, gromadza niezliczone spostrzezenia na temat "Walki o byt" lub nieslusznosci tego pogladu, albo na temat, czy "dobór naturalny" decyduje o wszystkim, czy tez o niczym, wiedza przyrodnicza sama zmierza w kierunku, który w pewnych granicach musi spotkac sie z coraz wiekszym uznaniem. Ale czy rzeczywiscie wymagania wiedzy przyrodniczej sa takie, jak twierdza niektórzy jej przedstawiciele? Sama ich postawa dowodzi, ze ta nie jest. Postawa ich na wlasnym terenie nie jest taka, jaka wielu z nich opisuje i jakiej wymagaja od innych. Bo czyz np. Darwin albo Ernest Haeckel dokonaliby kiedykolwiek swoich wielkich odkryc w dziedzinie ewolucji zycia, gdyby zamiast obserwowac zycie i budowe zywych istot zamkneli sie w laboratorium i prowadzili badania chemiczne nad wycietym z jakiegos organizmu skrawkiem tkanki? Albo tez czy Lyoll móglby opisac rozwój skorupy ziemskiej, gdyby - zamiast badac warstwy ziemi i ich zawartosc- badal kamien za kamieniem z punktu widzenia ich wlasnosci chemicznych? Wstepujemy wiec rzeczywiscie w slady tych badaczy, których imponujace postacie zarysowuja sie monumentalnie na tle nauki nowoczesnej. Bedziemy sobie wówczas w wyzszych dziedzinach zycia duchowego poczynali tak, jak oni poczynali sobie na polu wiedzy przyrodniczej. Nie bedzie nam sie wówczas wydawalo, ze rozumiemy istote "boskiej" tragedii Hamleta, jezeli mówimy, ze dzieki przedziwnemu jakiemus procesowi chemicznemu tragedia ta powstala z pewnego quantum pozywienia. Tak samo jak zaden przyrodnik nie powie, ze - studiujac dzialanie ciepla na siarke w retorcie - zrozumial role ciepla w rozwoju ziemi. A jezeli chce zrozumiec budowe mózgu ludzkiego, nie wezmie przeciez wycinka mózgu aby poddawac go dzialaniu substancji zasadowych. lecz bedzie dociekal, jak sie ten mózg rozwinal z odpowiednich organów nizszych organizmów. Prawda wiec jest, ze ten kto bada istote ducha moze sie od wiedzy przyrodniczej wiele nauczyc. Niech tylko tak sie bierze do rzeczy, jak ona. Niech tylko nie daje sie zbic z tropu, co mu chca narzucic poszczególni przedstawiciele wiedzy przyrodniczej. Powinien prowadzic badania w swiecie ducha tak, jak oni w swiecie fizycznym, nie musi przy tym jednak przejmowac pogladów, które oni, nawykli do myslenia o zagadnieniach czysto fizycznych, przenosza na swiat duchowy. Postepujemy wlasnie w duchu wiedzy przyrodniczej - jezeli rozwazamy ewolucje duchowa czlowieka tak obiektywnie, jak przyrodnik rozwaza swiat fizyczny. Wprawdzie dojdziemy wówczas w dziedzinie ducha do metod, które róznic sie bede od metod czysto przyrodniczych, podobnie nad rozwojem zycia róznia sie od wykrywania praw chemicznych. Dojdziemy do metod wiedzy przyrodniczej, jednak utrzymane beda calkowicie w ich duchu. W ten sposób mozna bedzie skorygowac lub zmodyfikowac z nowego punktu widzenia wiele jednostronnych pogladów wiedzy przyrodniczej; bedzie to jednak kontynuacja wiedzy przyrodniczej, a nie czyms jej przeciwnym. Tylko opierajac sie na tego rodzaju metodach bedziemy mogli naprawde wnikac w procesy duchowe, takie jak np. rozwój chrzescijanstwa czy tez innych pogladów religijnych. Kto stosuje te metody moze wprawdzie narazic sie na niejeden sprzeciw ze strony ludzi, którym sie zdaje, ze mysla naukowo, ale tym niemniej wie doskonale, ze jest w calkowitej zgodzie z przyrodniczym sposobem myslenia. Badacz taki musi równiez wzniesc sie ponad czysto historyczny sposób rozpatrywania dokumentów, zwiazanych z zyciem duchowym. Wlasnie dlatego musi, ze wzorujac sie na wiedzy przyrodniczej dazy do bezposredniego kontaktu z rzeczywistoscia. Opisy retort, próbek i szczypczyków, którymi poslugiwano sie by wykryc jakies prawo chemiczne, nie wiele pomoga dla udowodnienia tego prawa. Ale niewiele by tez pomoglo gdyby ktos, chcac wyjasnic powstanie chrzescijanstwa, szukal zródel historycznych, z których czerpal swiety Lukasz Ewangelista, lub na których sw. Jan oparl swoja Apokalipse. "Historia" moze tu byc jedynie przedsionkiem dla wlasciwych poszukiwan. Studia nad powstawaniem dokumentów historycznych nie rzuca jeszcze swiatla na idee zawarte w pismach Mojzesza lub w tradycjach greckich misteriów. Dokumenty takie sa jedynie zewnetrznym wyrazem istotnej tresci. Przeciez tak samo przyrodnik, który bada istote "czlowieka", nie bedzie dociekal, jak powstalo slowo "czlowiek" i jakie przechodzilo przeobrazenie. Chodzi nam o rzecz sama, nie o slowo, które te rzecz wyraza. A w zyciu duchowym musi nam chodzic o ducha, nie o zwiazane z nim dokumenty.

 

 

MISTERIA I WIEDZA TAJEMNA MISTERIÓW.

 

Cos niby tajemnicza zaslona kryje odpowiedz na zapytanie, jak w dawnych okresach zaspakajali swe duchowe potrzeby ludzie, którzy szukali glebszego zycia religijnego i glebszego poznania niz to, jakie mogly dawac religie oficjalne. Wstepujemy w mrok tajemniczych kultów kiedy staramy sie tego dociec. Kazda jednostka, która znajduje to zaspokojenie, jest przez pewien czas niedostepna dla naszej obserwacji. Widzimy przede wszystkim, jak religie oficjalne nie moga dac jej tego, czego dusza jej szuka. Czlowiek taki uznaje wprawdzie bogów, ale tez wie, ze zwykle pojecia o bogach nie dadza mu rozwiazania wielkich zagadek bytu. Szuka on tej wiedzy, której troskliwie strzeze grono kaplanów - medrców. U nich szuka oparcia w swoich dazeniach. Jezeli medrcy ci uznaja, ze jest godny, prowadza go krok za krokiem w sposób niedostepny dla oczu postronnych, na coraz wyzsze szczeble poznania. To co sie z nim teraz dzieje zakryte jest przed okiem nie wtajemniczonych. Wydaje sie, ze czlowiek ten zostal calkowicie oderwany od ziemi, przeniesiony w jakis tajemny swiat. A kiedy znów powraca na swiatlo dzienne, mamy w nim zupelnie innego, przemienionego czlowieka, czlowieka który nie znajduje slów dostatecznie wznioslych by wyrazic ogrom tego co przezyl.. Czuje on, ze nie w przenosni, lecz w najwyzszym, najbardziej rzeczywistym sensie przeszedl przez smierc i zbudzil sie do wyzszego zycia. Jasno zdaje sobie sprawe ze ktos, kto tego sam nie przezyl, nie zdola naprawde zrozumiec jego slów. Takie byly przezycia ludzi wtajemniczonych w misteria, w owa tajemnicza madrosc, która zakryta byla przed ogólem, a która rzucala swiatlo na najwyzsze zagadnienia. Obok religii oficjalnej istniala zawsze owa "tajemna" religia wybranych. Poczatek jej zaciera sie dla historyka w mroku zamierzchlej przeszlosci. Znajdujemy ja wszedzie u ludów starozytnych, o ile w ogóle mozemy dotrzec do tych spraw. Medrcy tych ludów mówia o misteriach z najwyzsza czcia. Co sie w nich krylo?.. I co odslanialy temu, który dostapil wtajemniczenia? Zagadkowosc tego zjawiska poteguje sie jeszcze, kiedy slyszymy, ze misteria byly jednoczesnie uwazane przez starozytnych za cos niebezpiecznego. Droga do tajemnic bytu wiodla przez swiat przerazajacych przezyc. I biada temu, kto chcial dotrzec do tych tajemnic nie bedac ich godnym. Nie bylo wiekszej zbrodni nad "zdrada" tych tajemnic przed nie wtajemniczonym. Zdrajce karano smiercia i konfiskata dóbr. Jak wiemy, Ajschylosa oskarzono o to, ze wprowadzil na scene cos z tresci misteriów. Zdolal uniknac smierci jedynie dzieki temu, ze schronil sie u oltarza Dionizosa, a poza tym dowiódl przed sadem, ze nigdy nie byl wtajemniczony. Wiele mówiace, ale tez wiele zagadkowe jest to, co starozytni mówia o tym, czego sie dowiedzial i ze grzechem jest równiez dla nie wtajemniczonego sluchac o tym. Plutarch pismo o trwodze jaka ogarnia ludzi, majacych przejsc wtajemniczenie i porównujac ich stan wewnetrzny do stanu ludzi gotujacych sie na smierc. Wtajemniczenie musialo byc poprzedzone specjalnym trybem zycia. Chodzilo o to, by przezycia zwiazane ze zmyslami podporzadkowac mocy ducha. Posty, samotne zycie, umartwienia i pewne okreslone cwiczenia duszy mialy sluzyc temu celowi. Wszystko do czego czlowiek przywiazuje wage w zwyklym zyciu mialo stracic dlan wartosc. Caly kierunek jego zycia uczuciowego musial sie gwaltownie zmienic. Nie moze byc watpliwosci co do tego, jaki cel mialy te cwiczenia i próby. Madrosc, która miala sie stac udzialem wtajemniczonego, tylko wtedy mogla wywrzec wlasciwy wplyw na jego dusze, jezeli jego czysto ludzkie uczucia zostaly przedtem przeobrazone.. Mial przeciez byc wprowadzony w zycie ducha. Mial dojsc do ogladania wyzszych swiatów. Bez poprzedzajacych cwiczen i prób nie móglby znalezc zadnego do nich stosunku. Chodzilo wlasnie o ów stosunek. Jezeli chcemy miec wlasciwy poglad na te sprawy, musimy znac subtelne przezycia zwiazane z droga poznania. Musimy zdawac sobie sprawe, ze istnieja dwie rózne mozliwosci ustosunkowania sie do tego, co daje nam najwyzsze poznanie. Swiat otaczajacy czlowieka jest dlan zarazem swiatem rzeczywistym. Czlowiek dotyka, slyszy i widzi to co go otacza. Poniewaz postrzega te zjawiska za pomoca zmyslów, nazywa je rzeczywistymi. Zastanawia sie nad nimi, aby wyjasnic sobie istniejace miedzy nimi zwiazki. To zas, co pojawia sie w jego duszy, nie jest dlan na razie w tym samym stopniu rzeczywiste. Sa to bowiem "tylko" mysli idee. Widzi on w nich co najwyzej odbicie rzeczywistosci zmyslowej. Nie sa rzeczywistoscia same w sobie. Nie mozna ich przeciez dotknac, nie widzimy ich ani slyszymy. Ale moze byc jeszcze inny stosunek do swiata. Kto kurczowo trzyma sie opisanego przed chwila rodzaju rzeczywistosci, pojmie to z wielkim trudem. Niektórym ludziom zdarza sie, ze w pewnym momencie zycia caly ich stosunek do swiata biegunowo sie zmienia. Zaczynaja nazywac naprawde rzeczywistym to, co pojawia sie w ich zyciu wewnetrznym. Temu zas, co widza, slysza, czego dotykaja moga przyznac jedynie rzeczywistosc nizszego rzedu. Wiedza, ze nie byliby w stanie udowodnic tego co mówia, ze moga jedynie opowiadac o swych nowych przezyciach. Wiedza równiez, ze opowiadajac innym o tych przezyciach sa wobec nich w takim polozeniu, jak ktos obdarzony normalnym wzrokiem, kto niewidomym od urodzenia opowiada o wrazeniach wzrokowych. Mimo to jednak decyduja sie mówic innym o swych doswiadczeniach wewnetrznych w przekonaniu, ze maja przed soba ludzi, u których oczy duszy sa jeszcze co prawda zamkniete, których jednakze sama sila opowiedzianej prawdy moze doprowadzic do myslowego jej ogarniecia. Ludzie tacy maja bowiem wiare w czlowieczenstwo i pragna otwierac innym oczy ducha. Moga oni jedynie podac owoce, jakie duch ich zebral. Czy ktos inny je zobaczy, to zalezy od tego, czy bedzie mial zrozumienie dla zjawisk dostepnych oczom ducha. W czlowieku tkwi cos, co poczatkowo przeszkadza mu widziec oczyma ducha. Wydaje mu sie, ze nie po to zyje na swiecie. Jest on tym czym jest dzieki swoim zmyslom, rozum wyjasnia tylko i osadza to, co daja zmysly. ¬le spelnialyby one swoje zadanie, gdyby nie obstawal przy tym, ze wypowiedzi ich sa wierne i nieomylne. Zlym narzadem byloby takie oko, które by dopuszczalo watpliwosci co do prawdy swoich postrzezen. Oko jako takie ma slusznosc. Tej slusznosci nie odbiera mu równiez oko duchowe. Pozwala ono jedynie widziec w wyzszym swietle wszystko, co postrzega oko fizyczne. Nie przekreslamy wówczas zreszta nic z tego, co widzi nasz wzrok fizyczny. Lecz ze wszystkiego co widzimy bije nowy blask, któregosmy przedtem nie dostrzegali. A wówczas wiemy, ze poprzednio widzielismy tylko rzeczywistosc nizszego rzedu. Widzimy nadal to samo, ale teraz przenikniete jest ono jakims wyzszym pierwiastkiem, przenikniete jest duchem. Ale chodzi jeszcze o to, czy sie czuje i przezywa to, co sie widzi. Ten w kim jedynie swiat zmyslowy budzi zywe uczucia i przezycia, bedzie widzial w wyzszym swiecie jakas "fata morgana", jakis wytwór czystej wyobrazni. Jego uczucia bowiem sa zwrócone jedynie ku rzeczom umyslowym. Kiedy stara sie ujmowac zjawiska duchowe, trafia w próznie. Cofaja sie one przed nim, kiedy chce ich dosiegnac. Sa bowiem "tylko" myslami. Czlowiek ów nie zyje w nich, mysli je tylko. Sa to dla niego obrazy, jeszcze bardziej nieuchwytne, niz jakies zwiewne sny. Pojawiaja sie niby mgliste zjawy, gdy czlowiek obcuje ze swoja wlasna rzeczywistoscia, gina w zetknieciu z ciezka, solidna rzeczywistoscia, o której mówia mu zmysly. Inaczej ten, kto przemienil uczucia swe i przezycia wobec rzeczywistosci. Rzeczywistosc zmyslowa stracila dlan swa absolutna nie wzruszalnosc, swoja bezwzgledna wartosc. Zmysly i uczucia nie musialy przy tym zatracac swej wrazliwosci. Czlowiek zaczyna jednak watpic w ich bezwarunkowa slusznosc. W ten sposób otwiera sie pole dla innych przezyc. I oto swiat ducha zaczyna te przestrzen ozywiac. I tutaj kryje sie niebezpieczenstwo, które moze byc straszne. Czlowiek moze stracic wyczucie i wrazliwosc wobec bezposredniej fizycznej rzeczywistosci, a zadna inna mu sie nie objawi. Wtedy zawisa.. jakby w prózni. Czuje sie jakby obumarly. Utracil dawne wartosci, a nowych nie zdobyl. I wtedy nie istnieje juz dla niego ani swiat, ani czlowiek. Nie jest to tylko jakas teoretyczna mozliwosc. Staje sie w pewnej chwili rzeczywistoscia dla kazdego, kto chce dojsc do poznania wyzszych swiatów. Dociera on tam, gdzie w swietle ducha wszelkie zycie wydaje mu sie smiercia. Jest juz poza swiatem. Jest pod ziemia, w otchlani. Zstepuje do Hadesu. Szczesliwy, jesli tam nie zatonie, jezeli otworzy sie przed nim swiat nowy. Jest to bowiem moment, kiedy czlowiek albo zginie, albo poczuje sie calkowicie przeobrazony. A wtedy ukaze mu sie nowe slonce i nowa ziemia. Z ognia ducha narodzi mu sie na nowy caly swiat. Tak opisuja wtajemniczeni, czym stali sie dzieki misterium opowiada, ze wyruszyl do Babilonu, tam, pod przewodnictwem nastepców Zoroastra zstapil do Hadesu i powrócil na ziemie. Mówi, ze w swych wedrówkach przeplynal przez wielka wóde, ze musial wedrowac przez wode i lód. Czytamy, jak przyszly wtajemniczony widzial przed soba ze zgroza dobyty z pochwy miecz i ze plynela przy tym krew... Rozumie sie te slowa, jezeli sie zna przejscie od nizszego do wyzszego swiata. Czlowiek czul przeciez jak wszelka materia stala, wszystko co zmyslowe rozplywalo sie niby woda i tracil zupelnie grunt pod nogami. Wszystko cosmy przedtem odczuwali jako zywe, bylo usmiercone. Jak miecz przeszywa zywe cialo, tak duch przenikal cale zycie zmyslowe. Uczen misteriów widzial, jak plynie krew pokonanej zmyslowosci. Ale wtedy swiatlo nowe zycie. Czlowiek dzwigal sie ze swiata podziemnego. Retor Arystydes opowiada: "mialem uczucie, ze dotykam Boga, ze czuje Jego bliskosc, a bylem przy tym miedzy jawa a snem. Duch mój byl calkiem lekki, tak ze nikt tego nie pojmie i nie wypowie, kto nie dostapil wtajemniczenia". Ten nowy byt nie podlega prawom nizszej natury. Nie dotyczy go postawienie i przemijanie. Wiele mozna mówic o wiecznosci, jesli jednak nie mamy przy tym na mysli tego, czemu daja swiadectwo ludzie, którzy przezyli zstapienie do Hadesu, nasze slowa beda jedynie pustym dzwiekiem, wtajemniczeni nauczyli sie patrzec inaczej na zycie i na smierc. Czuja, ze dopiero teraz maja prawo mówic o niesmiertelnosci. Wiedza, ze ten, kto mówi o niesmiertelnosci nie majac za soba doswiadczenia ludzi, którzy dostapili swiecen, mówi cos czego nie rozumie i przypisuje niesmiertelnosc rzeczom, które podlegaja prawom stawania sie i przemijania. Uczniowie misteriów chca zdobyc cos wiecej niz przeswiadczenie, pewnosc ze duch jest niesmiertelny. W duchu misteriów pewnosc taka niewiele bylaby warta. W tym duchu bowiem wiecznosc nie moze w ogóle byc udzialem nie wtajemniczonego. Jezeli taki czlowiek mówi o wiecznosci mówi o niczym. Ale uczen misteriów usiluje sam dotrzec do tego, co wieczne. Musi on obudzic w sobie dopiero to wieczne, wtedy moze o nim mówic. I dlatego realne sa dla nich te surowe slowa Platona, ze kto nie jest wtajemniczony, tonie w blocie, i ze jedynie ten wstepuje w wiecznosc, kto szedl droga misteriów. i tak tez tylko mozemy rozumiec slowa Sofoklesa w jednym z jego fragmentów: "Jakze szczesliwie docieraja do królestwa cieni ci, którzy byli wtajemniczeni; i tylko oni tam zyja, innych czeka tam tylko nedza i niedola". Wiec o niebezpieczenstwach slyszymy wciaz czytajac co starozytni mówia o misteriach. Czyz czlowiekowi, którego sie prowadzi do wrót swiata podziemnego, nie odejmuje sie szczescia i wszelkich wartosci? Przeciez bierze sie przez to na siebie straszna odpowiedzialnosc. A jednak: czy wolno nam uchylac sie przed ta odpowiedzialnoscia? Takie pytanie musial sobie stawiac wtajemniczony. Wiedzial, ze wiara ludu wobec jego wiedzy jest jak mrok wobec swiatla. Ale ten mrok i nieczytelne wiersz 13 str14 szczescie niewiedzy... bloga nieswiadomosc. Przekonaniem wtajemniczonych bylo, ze tego szczescia nie wolno lekkomyslnie narzucac. Bo cózby sie stalo, gdyby wtajemniczony "zdradzil" swoje tajemnice? Mówilby slowa, i nic tylko slowa. Nie istnialyby uczucia ani przezycia, które z tych jego slów wykrzesalyby ducha. Na to bowiem trzeba by przygotowania, cwiczen i prób, trzeba by dokonac calkowitej przemiany zycia. Inaczej wtraca sie sluchacza w pustke, w nicosc. Odbiera mu sie to, co stanowi jego szczescie, nie dajac mu nic w zamian. A wlasciwie, to nawet nim nie mozna zmienic jego zycia wewnetrznego. Tylko przedmioty podpadajace pod zmysly sa dla niego rzeczywistoscia, sa mu przezyciem. Mozna by dac tylko jakies okropne, zabójcze dla jego zycia przeczucie. A to bylaby przeciez zbrodnia. Troche inaczej wyglada ta sprawa gdy idzie o dzisiejsza droge poznania duchowego. Obecnie moze ona byc ujeta pojeciowo, poniewaz ludzie nowoczesni posiadaja zdolnosc myslenia pojeciami, której dawniejsi ludzie nie mieli. Dzisiaj istnieja ludzie, którzy poznaja swiat ducha przez wlasne przezycia, ale sa i tacy, którzy zdobyte przez tamtych prawdy moga zrozumiec pojeciowo. Tego rodzaju zdolnosci pojeciowej nie miala ludzkosc dawnych czasów. Dawna wiedza misteriów podobna byla do cieplarnianej rosliny, która trzeba pieczolowicie hodowac i pielegnowac w zaciszu i odosobnieniu. Kto wnosi ja w atmosfere codziennosci, stwarza jej warunki, w których nie moze sie ona rozwijac. W zetknieciu z hyperarktycznym mysleniem nowoczesnej naukowosci i logiki usycha i ginie. Wyzbywamy sie Wiec na chwile tych nawyków, których nabralismy dzieki ciaglemu obcowaniu z.... mikroskopem, teleskopem, dzieki przyrodniczemu sposobowi myslenia, oczyscmy rece zgrubiale przy sekcjach i eksperymentowaniu, tak abysmy mogli przestapic próg swiatyni misteriów. Musimy sie na to wyzwolic ze wszystkiego, co nam odbiera bezposredniosc przezywania. Chodzi tu przede wszystkim o stan duszy ucznia, który zbliza sie do tego, co jest dlan najwyzsze i w czym wyczuwa rozwiazanie zagadek bytu. Ale w naszych czasach, w których uwaza sie za poznanie tylko wyniki wiedzy operujacej grubymi konkretami, trudno ludziom uwierzyc, ze w sprawach najwazniejszych moze cos zalezec od stanu duszy. Przeciez poznanie byloby w ten sposób jakby osobista sprawe czlowieka. Ale dla ucznia misteriów jest ono sprawa bardzo osobista. Spróbujmy dac komus rozwiazanie zagadki, jaka jest wszechswiat: dajmy je mu gotowe do reki. Dla mistyka beda to szare slowa, jezeli dusza jego nie znajdzie wlasciwego podejscia do tego rozwiazania. Rozwiazanie to samo przez sie jest niczym, rozwija sie jak mgla, jezeli w duszy nie zaplonie ogien, o który tutaj chodzi. Wyobrazmy sobie, ze jakas boska istota staje przed czlowiekiem, moze byc ona dla niego wszystkim - albo niczym. Bedzie niczym, jezeli czlowiek przyjmie ja tak, jak zwykle, powszednie zjawiska. Bedzie wszystkim, jezeli dusza jest przygotowana, odpowiednio nastrojona. Czym ta istota jest sama w sobie, to na razie nie jest takie wazne: wazne jest, czym zostawi czlowieka takim jakim byl, czy tez zrobi go nowym czlowiekiem. Ale to zalezy tylko i wylacznie od czlowieka. Musialby sie przygotowac dluga, mozolna praca nad soba, rozwinac najglebsze sily swej osobowosci, aby w duszy jego zaplonelo to, co bóstwo moze obudzic w czlowieku, co nas spotyka. Plutarch mówi o tej pracy nad soba. W jednym ze swych pism opowiada, jak uczen misteriów zwraca sie do bóstwa. "Albowiem bóstwo wita kazdego, kto sie don tutaj zbliza, slowami: Poznaj samego siebie, co z pewnoscia nie jest wcale gorsze od zwyklego powitania: Badz pozdrowiony. My zas odpowiadamy Bogu slowami: Tys jest; - stwierdzajac niejako, ze tylko pozdrowienie w imie bytu bedzie wobec bóstwa prawdziwe, istotne i takie, które tylko jemu samemu przysluguje. Bo my sami wlasciwie nie mamy tutaj udzialu w owym prawdziwym bycie. Kazda natura smiertelna, zyjaca miedzy powstaniem a zaglada, jest tylko zjawiskiem, jest watlym, niepewnym mniemaniem o sobie samej i jezeli czlowiek stara sie pojac je rozumem, wówczas dzieje sie tak, jak kiedy wóde poddajemy wysokiemu cisnieniu: wskutek ucisku tezeje i niszczy to, co sie w niej znajduje, tak tez i rozum, kiedy stara sie nazbyt dokladnie ujac rozumowo poszczególne istoty podlegajace przypadkom i przemianom, blaka sie miedzy ich powstawaniem a zamieraniem i nie moze uchwycic nic trwalego ani tez obdarzonego prawdziwym bytem. Bo - jak mówi Heraklit - nie mozna plynac dwa razy w tej samej fali, i tak samo nie mozna zadnej istoty smiertelnej uchwycic dwa razy w tym samym stanie, lecz gwaltownosc i szybkosc ruchu sprawia, ze fala rozpada sie i na nowo zbiera, powstaje i przemija, przychodzi i odchodzi. Tak wiec to co powstaje nigdy nie moze osiagnac prawdziwego bytu, gdyz powstawanie nigdy nie ustaje nie zna spoczynku, lecz juz w nasieniu zaczyna sie przemiana, która ksztaltuje plód, potem dziecko, potem meza, starca, przy czym kazdy nastepny etap niszczy poprzedni. Przeto smieszne byloby bac sie tej jednej smierci, skoro my juz na tyle róznych sposobów umierali i wciaz umieramy. Albowiem nie tylko smierc ognia jest narodzeniem powietrza, jak mówi Heraklit, a smierc powietrza - narodzeniem wody, lecz jeszcze wyrazniej widzimy to patrzac na czlowieka: maz w pelni sil umiera, kiedy staje sie starcem, mlodzieniec - kiedy staje sie mezem, chlopiec - kiedy staje sie mlodziencem, dziecko - kiedy staje sie chlopcem. Wczorajsze umiera w tym co dzisiejsze, dzisiejsze - w narastajacym jutrze: nic nie trwa, nic nie jest jednoscia, lecz zwielokrotniamy sie bezustannie, podczas kiedy materia uklada sie dokola jakiegos obrazu, jakiejs wspólnej formy. Bo gdybysmy wciaz byli ci sami, to jak moglibysmy teraz znajdowac odpowiednie w innych rzeczach niz przedtem, jak moglibysmy kochac lub nienawidzic, podziwiac lub ganiac rzeczy miedzy soba sprzeczne, mówic coraz to co innego, coraz to innym namietnosciom ulegac, gdybysmy nie przybierali tez innej postaci, innych ksztaltów, inaczej dzialajacych zmyslów? Bez przemiany bowiem nie mozna przejsc w inny stan, a ten kto sie zmienia, nie jest juz przeciez tym samym, a jezeli nie jest tym samym, to juz i nie jest, tylko przemienia sie z tego kim byl, stajac sie kim innym. To tylko postrzeganie zmyslowe nas uwodzi, ze - nie znajac prawdziwego bytu - uwazamy ze byt to, co jest tylko pozorne". Plutarch czesto mówi o sobie jako o wtajemniczonym. To co nam tutaj opisuje jest w zyciu ucznia koniecznym warunkiem. Czlowiek osiaga tego rodzaju madrosc, dzieki której przede wszystkim dach jego przenika zlude zycia fizycznego. Wszystko co dla zmyslów jest bytem, rzeczywistoscia, jest jakby pograzone w strumieniu calego powstawania. Dotyczy to wszystkich rzeczy na swiecie, dotyczy równiez i czlowieka. Rozwiera sie on przed oczyma ducha, to co bylo caloscia rozpada sie na czesci, na przemijajace zjawiska. Narodziny i smierc przestaje byc czyms tak waznym, staje sie momentami powstawania i przemijania, jak wszystko co sie w ogóle dzieje. W tym splocie stawanie sie i przemijanie nie znajdujemy tego co najwyzsze. Szukac najwyzszego mozna jedynie w tym, co jest naprawde trwale. Co siega w przeszlosc i w przyszlosc. Jest to wyzszy stopien poznania, znalezc owo spojrzenie wstecz i naprzód. Duch to jest, który objawia sie we wszystkim i przez wszystko co materialne. Jest on zupelni czyms innym niz wszelkie stawianie sie swiata fizycznego. Nie powstaje ani tez nie przemija w ten sposób, co ziemskie zjawiska. W czlowieku, który zyje w swiecie zmyslów jedynie, duch ten jest utajony; ale w tym, kto przeniknal zlude swiata zmyslów, objawia sie jako rzeczywistosc. Kto ten etap osiagnal, rozwinal w sobie jak gdyby nowy czlon swej istoty. Stalo sie z nim cos podobnego jak z roslina, która najpierw miala tylko zielone liscie, az potem wypuscila barwny swiat. Oczywiscie, te sily, dzieki którym powstal swiat, istnialy juz utajone w roslinie zanim zakwitla; ale dopiero kiedy zakwitla staly sie rzeczywistoscia. Podobnie w czlowieku, który nie wyszedl jeszcze poza swiat zmyslów, istnieja - utajone - boskie sily duchowe; lecz dopiero we wtajemniczonym staja sie one ujawnione rzeczywistoscia. Na tym polega przemiana, której doznaje wtajemniczony. Wnosi on swym rozwojem cos nowego w ten swiat, który istnial juz poprzednio. Nasz ziemski swiat stworzyl go jako istote fizyczna, po czym pozostawil go wlasnym silom. Natura tym samym spelnila swoje zadanie. Wszystko czego byla w stanie dokonac z dzialajacymi w czlowieku silami - dokonalo sie. Lecz sily te, one same, nie zostaly jeszcze wyczerpane. Sa one jak gdyby zaczarowane w czlowieku - tworze natury - i czekaja wyzwolenia. Nie moge sie wyzwolic same; jezeli czlowiek nie ujmie ich teraz w rece i nie bedzie rozwijal; jezeli tego, co w nim spoczywa utajone, nie zbudzi do prawdziwego istnienia. Przyroda rozwija sie od tworów mniej doskonalych do coraz doskonalszych. Od materii nieozywionej prowadzi swoje twory poprzez caly szereg stopni posrednich, poprzez wszystkie postacie zyjacych istot, az do fizycznej postaci czlowieka. Czlowiek otwiera oczy i widzi siebie w otoczeniu swiata fizycznego jako realnie istniejace, fizyczne, podlegajace przemianom istote. Ale czuje w sobie jeszcze i te sily, z których narodzil sie swiat fizyczny. Nie sa one tym, co sie ciagle zmienia, bo wszystko co zmienne wzielo z nich poczatek. Czlowiek ma je w sobie jako znak, ze zyje w nim cos wiecej niz to, co sie postrzega za pomoca zmyslów. To co dzieki tym silom moze powstac, jeszcze nie istnieje. Czlowiek czuje, ze oto rozblyska w nim cos, co stworzylo wszystko, lacznie z nim samym i czuje, ze to wlasnie ta iskra daje mu natchnienie do wyzszych zadan. Iskra ta jest w nim, byla przed jego zstapieniem na ziemie i bedzie, gdy czlowiek ziemie te opusci. Czlowiek istnieje dzieki niej, ale teraz moze ja ujac w rece i sam brac udzial w tworzeniu samego siebie. Takie uczucia zyly w duszy mistyka dawnych czasów po wtajemniczeniu. Czul on to co wieczne, co boskie. Wiedzial ze czyny jego maja sie teraz wlaczyc w twórcza prace bóstwa. Mógl swiatlo powiedziec: Odkrylem w sobie wyzsze "ja", ale to "ja" siega po za granice mego ziemskiego istnienia; bylo przed moim narodzeniem, bedzie po mojej smierci. Bylo twórcza sila od wieków i bedzie nia przez cala wiecznosc. Moja fizyczna osobowosc jest tworem tego ja". Ale wlaczylo mnie ono w siebie, dziala we mnie, jestem jego czastka. To co teraz czynie jest czyms wiecej niz sprawy zwiazane z materia. Moja osobowosc jest jedynie narzedziem tej twórczej sily, tego boskiego pierwiastka we mnie. -Tak przezywal wtajemniczony swoje przebóstwienie. Prawdziwym swoim duchem nazywali wtajemniczeni te sile, te boska iskre, która zapalala sie w nich w ten sposób. Oni sami byli tworem tego ducha. Teraz odczuwali swój stan tak, jak gdyby w nich wstapila jakas nowa istota i zawladnela narzadami ich ciala. Byla to jakas istota posrednia miedzy ich fizyczna osobowoscia a wszechogarniajaca sila kosmiczna. Bogiem. Tego swojego prawdziwego ducha szukal uczen misteriów. Stalem sie czlowiekiem wsród tej wspanialej przyrody - mówil sobie. Lecz przyroda nie dokonczyla swego dziela. Ja sam musze podjac to zadanie. Ale nie móglbym go dokonac w królestwie przyrody, do którego nalezy równiez moja ziemska osobowosc. To co moglo sie rozwinac w tym królestwie, rozwinelo sie. Musze Wiec wyjsc po za jego granice. W królestwie ducha musze budowac w dalszym ciagu, zaczynajac od tego punktu, na którym stanela przyroda. Musze stworzyc sobie atmosfere, jakiej nie dalaby przyroda. Ta atmosfera otaczano uczni w swiatyniach. Budzono drzemiace w nich sily. Tam przeobrazali sie w wyzsze, twórcze natury duchowe. Przemiana taka byla procesem bardzo subtelnym, takim który nie móglby zniesc brutalnego zetkniecia z codziennoscia. Kiedy jednak cel zostal osiagniety, czlowiek byl jak skala: w oparciu o rzeczy wieczne mógl stawic czolo wszelkim huraganom. Ale wiedzial doskonale, ze tym co przezywal nie jest w stanie podzielic sie z innymi tak bezposrednio i po prostu. Plutarch mówi, ze w misteriach "mozna znalezc najlepsze poczucia i wyjasnienia, dotyczace natury dajmonów". Od Cycerona zas dowiadujemy sie, ze przez misteria " o ile zostana nalezycie zrozumiane, poznaje sie raczej nature rzeczy niz bogów". (Plutarch "O upadku wyroczni" - Cycero "O naturze bogów"). Z tych wypowiedzi wynika, ze dla wtajemniczonych istnialy wyzszego rodzaju pouczenia dotyczace natury rzeczy niz te, jakie mogly dac religie ludowe. Co wiecej, widac z tego, ze zagadnienie, kim sa dajmony czyli istoty duchowe, a nawet kim sa Bogowie sami, wymagalo wyjasnienia. Siegano wiec do istot wyzszego rzedu niz dajmony i bogowie religii oficjalnych. I na tym wlasnie polegala wiedza tajemna misteriów. Lid przedstawil dajmony i bogów w obrazach, których tresc byla calkowicie zaczerpnieta ze swiata rzeczywistosci fizycznej. Czy czlowiek, który przeniknal istote wiecznosci, mógl wierzyc, ze tacy bogowie sa wieczni? Jakzeby mial byc wiecznym Zeusem wyobrazen ludowych, obciazony wszystkimi cechami smiertelników? - Jedno bylo jasne dla wtajemniczonych: ze czlowiek w inny sposób dochodzi do wyobrazen o bogach, niz o innych rzeczach. Cos co nalezy do swiata zewnetrznego zmusza mnie do stworzenia sobie calkiem okreslonego wyobrazenia. Lecz kiedy tworzy sobie wyobrazenie boga, jest w tym jakas wolnosc, a nawet dowolnosc. Nie ma tutaj przymusu z zewnatrz. Zastanawiajac sie nad tym widzimy, ze wyobrazenie bogów sa czyms, co nie da sie sprawdzic od zewnatrz. I czlowiek czuje sie niepewny w swej logice. Zaczyna mu sie wydawac, ze sam stwarza swoich bogów. Zadaje sobie nawet pytanie, jak sie to dzieje, ze jego wyobrazenia wybiegaja poza fizyczna rzeczywistosc. Takim myslom oddawal sie wtajemniczony. Oczywiscie, budzily sie w nim i watpliwosci. Myslal sobie moze, jak tez wygladaja te nasze wszystkie wyobrazenia bogów? Czyz nie sa calkiem podobne do stworzen, jakie spotykamy na ziemi? Czyz czlowiek nie stworzyl ich sobie po prostu, dodajac lub ujmujac istotom swiata fizycznego te czy inna cecha? Czlowiek pierwotny, który kochal sie w polowaniu, stwarzal sobie niebo, w którym bogowie spedzaja czas na wspanialych lowach. A Grek zaludnial swój Olimp postaciami bogów, dla których czerpal wzory z dobrze sobie znanej greckiej rzeczywistosci. Z surowa logika podkresla te mysl filozof Ksenofanes. Wiemy, ze dawniejsi filozofowie greccy byli calkowicie pod wplywem misteriów. Wykazemy to w dalszym ciagu, mówiac o Heraklicie. To Wiec, co mówi Ksenofanes, mozna smialo uwazac za poglad wtajemniczonych. Oto slowa Ksenofanesa: "Ludzie, sadzicie ze na wasz wzór sa stworzeni bogowie, Ze musze miec wasze zmysly i wasze glosy i ciala. Lecz gdyby woly lub lwy tak jak my mialy rece, Mogly rekami malowac i tak pracowac jak ludzie, Malowalby bogów i ksztaltowaly ich ciala Wedle tego jak wygladaja wlasne ich ciala: Konie malowalyby konie jako bóstwa, woly zas -wolów". Taka swiadomosc moze czlowieka doprowadzic do zwatpienia we wszystko co boskie. Mozne on wtedy odrzucic wszelkie opowiesci o bogach i zacznie uznawac za rzeczywiste jedynie to, co narzucaja mu postrzezenia zmyslów. Ale wtajemniczony nie popadl w takie watpliwosci. Rozumial, ze watpic w ten sposób - to tak jakby roslina mówila: mój barwny kwiat - to czcza zluda: moje zielone liscie to cala rzeczywistosc; cokolwiek bym do nich dodala, bedzie zluda. Ale wtajemniczony nie mógl poprzestac na bogach stworzonych przez czlowieka, bogach religii ludowych. Gdyby roslina mogla myslec, pojeli by, ze z tych sil, które stworzyly jej zielone liscie, rodzi sie równiez jej barwny kwiat. I nie przestawalaby sama dociekac, az nie poznalaby tych sil, nie stanela przed nimi twarza w twarz. Tak tez odnosil sie wtajemniczony do bóstw ludowych. Nie odczuwal ich, nie twierdzil, ze sa niczym, wiedzial jednak, ze to czlowiek ich stworzyl. Te same sily przyrody, ten sam boski pierwiastek, który dziala w przyrodzie, dziala tez w duszy wtajemniczonego i stwarza w jego duszy wyobrazenia bogów. Wtajemniczony chce poznac te sile, która stwarza bogów. Nie jest ona tym, czym sa bóstwa ludowe, jest czyms wyzszym. O niej to mówi Ksenofanes: Jeden jest bóg, posród bogów najwiekszy, a takze wsród ludzi. Niepodobny do ludzi wcale, ni cialem, ni mysla. Ten to bóg byl równiez bogiem misteriów. Mozna by go nazwac "bogiem utajonym". Bo tez nigdzie - jak mówili Grecy - czlowiek nie moze go znalezc, jezeli kieruje sie tylko swiadectwem zmyslów. Zwróc spojrzenie na rzeczy tego swiata: nie znajdziesz nic boskiego. Natezaj umysl - moze zrozumiesz, wedlug jakich praw powstaje i przemija to czy tamto, lecz umysl nie znajdzie równiez tu nic boskiego. Mozesz przepoic wyobraznie uczuciem religijnym: bedziesz wówczas tworzyl postacie, które brac mozesz za bogów, ale rozum ci je rozbije w puch i proch, wykaze bowiem, ze je sam stworzyles, czerpiac tworzywo ze swiata zmyslów. Rozwazajac to co cie otacza z punktu widzenia czysto rozumowego musisz zaprzeczyc istnieniu boga. Bóg nie istnieje bowiem ani dla twych zmyslów, ani dla rozumu, który tlumaczy postrzezenia twoich zmyslów. Bóg jest ukryty w swiecie, jest jakby zaczarowany. Zeby go znalezc, trzeba miec jego wlasna, boska sile. Sile te musi czlowiek obudzic w sobie. Oto sa pouczenia jakich udzielano uczniowi w dawnych misteriach. I teraz zaczynal sie rozgrywac przed uczniem wielki dramat kosmiczny, który pochlanial cale jego zycie. A chodzilo tutaj o wielka rzecz: o wyzwolenie zaczarowanego Boga. Gdzie jest Bogiem? Oto pytanie które stawalo przed dusza ucznia. Boga nie ma, ale jest przyroda. Trzeba znalezc Boga w przyrodzie. W niej znalazl Bóg swój zaczarowany grób. Uczen zrozumial glebsze znaczenie slów: Bóg jest miloscia. Bóg bowiem posunal sie w swej milosci do najdalszych kranców. W nieskonczonej swojej milosci, sam siebie zlozyl w ofierze, oddal sie calkowicie, emanowal na caly swiat, rozpadl sie na wielorakosc tworów przyrody; one zyja, lecz on sam w nich nie zyje. Spoczywa w nich utajony. Ale zyje w czlowieku. I czlowiek moze doznac, czym jest zycie Boga, zwracajac sie w glab samego siebie. Jezeli ma poznaniem ogarnac Boga, musi to poznanie wyzwolic w sobie twórczym wysilkiem. I teraz czlowiek zwraca sie do siebie, do wlasnej duszy. Boski pierwiastek dziala w jego duszy jako ukryta sila twórcza, która jeszcze nie osiagnela w jego duszy jako ukryta sila twórcza, która jeszcze nie osiagnela prawdziwego bytu. Dusza ta jest przybytkiem, w którym zaczarowano bóstwo moze ozyc. Dusza jest matka, która w zetknieciu z przyroda moze poczac bóstwo. Niechaj przyroda zaplodni twoja dusze, a zrodzi sie z niej cos boskiego. Narodzi sie ze zwiazku duszy z przyroda. Nie bedzie to juz "ukryte" bóstwo, lecz bóstwo ujawnione. Ma ono w sobie zycie, prawdziwe zycie i przebywa wsród ludzi. Jest to odczarowany duch w czlowieku, dziecie zaczarowanego bóstwa. Nie jest ono moze tym wielkim Bogiem, który byl, jest i bedzie, lecz moze byc w pewnym sensie jego objawieniem. Ojciec pozostaje w ukryciu; czlowiek narodzil sie w jego wlasnej duszy Syn. Poznanie mistyczne jest w ten sposób realnym faktem w zyciu wszechswiata. Jest ono narodzeniem boskiego dzieciecia. Jest wydarzeniem równie realnym jak wszystko, co dzieje sie w przyrodzie, tylko na wyzszym szczeblu. To jest wlasnie ta wielka tajemnica misteriów, ze czlowiek sam wyzwala twórczym wysilkiem swoje boskie dziecie, przedtem jednakze musi sie przygotowac, aby potrafil uznac i uszanowac te stworzona przez siebie boska istote. Czlowiek nie wtajemniczony nie bedzie mial wyczucia, które by mu pozwolilo poznac ojca owego dzieciecia. Ojciec ten bowiem spoczywa w ukryciu. Dziecie rodzi sie niejako z dziewiczej matki. Tak jakby zrodzila je dusza nie zaplodniona. Wszystkie inne jej plody poczely sie w zetknieciu ze swiatem fizycznym. Mozna widziec, dotknac ich ojca. Zycie ich jest dostepne zmyslom. I tylko boskie dziecie zostalo poczete z zetkniecia z nim samym, z odwiecznym, utajonym Bogiem "Ojcem"..

 

 

MEDRCY GRECCY PRZED PLATONEM W SWIETLE MISTERIÓW

 

Mnóstwo danych swiadczy o tym, ze grecka mysl filozoficzna opierala sie na tym samym podlozy duchowym, co poznanie mistyczne. Wielkich filozofów dawnej Grecji rozumie sie wtedy jedynie, jezeli czlowiek zbliza sie do nich w nastroju, jaki wyrobil w sobie zaglebiajac sie w misteria. Z jakaz czcia mówi Platon w "Fedonie" o "tajemnych naukach", "I bodaj, ze ci, którzy nam uszanowali tajemne swiecenia - a to przeciez nie byle kto nie wtajemniczony i bez swiecen przybedzie do Hadesu, bedzie lezal w blocie, a kto sie oczysci i uswieci, zanim tam przybedzie, ten posród bogów zamieszka. Powiadaja bowiem to, co maja do czynienia ze swieceniami, ze wielu chodzi z rózdzkami, a prawdziwie duchem napelnionym malo. Wedle mojego mniemania bóg nawiedza nie innych, tylko tych, którzy ukochali madrosc (jak nalezy). Czego i ja, wedle moznosci, nie zaniedbywal w zyciu, tylko sie wszelkimi sposobami staral stac sie takim." W ten sposób mówic o wtajemniczeniu moze jedynie ktos, kto w swoim dazeniu do madrosci oddal sie calkowicie kierunkowi pielegnowanemu w misteriach. I nie ulega watpliwosci, ze slowa wielkich filozofów greckich staja w jasnym swietle, jezeli je oswietlamy z punktu widzenia misteriów. O tym, ze Heraklit z Efezu byl zwiazany z misteriami, dowiadujemy sie wyraznie z wypowiedzi przekazanej nam przez tradycje, ze jego mysli - sa sciezka nie do przebycia i ze kto podchodzi do nich bez wtajemniczenia, znajduje jedynie "mrok i ciemnosc", natomiast dla tego, kogo wprowadza wtajemniczony, sa o...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin