Amaizing Dance 5.docx

(69 KB) Pobierz

AMAZING DANCE

BY OLUSIA1MISIA

 

 

C:\Documents and Settings\XP\Pulpit\OLA PRYWATNE\ola\olusi pisane\Kolaże\ZMIERZCH1.jpg

              Bella PW

              Na lekcję z maluchami spóźniłam się tylko niecałe czterdzieści minut, ale one dopiero kończyły rozgrzewkę, więc niewiele straciłam. Przebrałam się w rekordowym czasie i wparowałam na parkiet. Dzieci siedziały znudzone na podłodze, jednak moje wejście od razu poprawiło ich humory. Nie dziwię im się. James jest bardzo dobrym tancerzem. Szkoda tylko, że tłumacząc strasznie przynudza.

              - Bello, można znać powód twojego spóźnienia? - spytał James. Słychać było, że jest zły.

              - Przepraszam, ale na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że poinformowałam wcześniej sekretarkę o dzisiejszym spóźnieniu - oznajmiłam.

              - W porządku, zaczynamy! Każdy już powinien znać podstawy tanga. Teraz wraz z Bellą pokarzemy wam kroki, a następnie wy dobierzecie się w pary i zaczniemy wszyscy ćwiczenia. - wytłumaczył mój partner i włączył muzykę.

              Pokazaliśmy dzieciakom kilka łatwych kroków a potem chodziliśmy między parami i pomagaliśmy indywidualnie. Izzy radziła sobie bardzo dobrze, ale ona zawsze miała smykałkę do wolniejszych tańców. Czas upłynął bardzo szybko i zanim się obejrzałam, była już godzina dziewiętnasta, więc zawiozłam Izzy do domu i wróciłam na zajęcia z hip-hopu. Zaczynały się o dwudziestej, stąd miałam godzinę dłużej się pomęczyć.

              - Witaj Bello! Jak tam po wczorajszym treningu? – zapytał Laurent z uśmiechem.

              - Hej Laurent! Mam straszne zakwasy, ale dam radę tańczyć - powiedziałam odwzajemniając uśmiech.

              Tak jak ostatnio, lekcje skończyłam 23.55, więc nawet się nie myłam, tylko od razu popędziłam w stronę wyjścia. Nie chciałam powtórki z przed roku. Dokładnie pamiętaj jak spóźniłam się o 2 min i musiałam spędzić noc w domu kultury. A z resztą nie rozumiem naszego burmistrza, po co montować w domu kultury elektryczne drzwi, które zamykają się równo o 24.00? Biegłam przez korytarz. Zostały mi cztery minuty. Nagle usłyszałam muzykę. Coś dziwnego, przecież to ja zawsze kończę tak późno. Zajrzałam do sali i mnie zamurowało. Takiego hip- hopu jeszcze nie widziałam. Patrzyłam na tańczącego chłopaka z otwartą buzią, ocuciły mnie dopiero wibracje mojej komórki. Kurcze zostały jeszcze trzy minuty. Postanowiłam ostrzec tancerza.

              - Hej, jeśli zaraz nie wyjdziemy to spędzimy tu całą noc – krzyknęłam.

              - Co? - spytał tancerz, obracając się w moją stronę i zdejmując kaptur.

              Zamurowało mnie.

              - Edward?! – krzyknęłam. Zostały nam dwie minuty. Szybko, bo zaraz zamkną się drzwi.

              - I co z tego ? spytał obojętnie.

              - I to, że drzwi zamykają się o północy i otwierają o szóstej rano. Nie można wcześniej wyjść! – wrzasnęłam i ruszyłam w stronę furtki.

              Może i panikuję, ale nie chcę zostać tu na noc i to jeszcze z nim. Została mi minuta. Podbiegłam do drzwi i zgadnijcie co zobaczyłam… Mojego kochanego braciszka szczerzącego się jak mysz do sera. Myślałam że nie wyrobię. Właśnie w tej chwili dołączył do mnie zasapany Edward.

              - Co tak stoisz ? Zamknęły się? - zapytał spanikowany.

              - Nie! Nie! Nie! – krzyknęłam. – Zamorduje go, a potem mojego ojca za to, że wpadł na pomysł posłania go do szkółki letniej na kurs elektryka!

              Cullen stał wpatrzony w zamknięte drzwi z szeroko otwartymi ustami. A tak na marginesie, on miał zajebiście pełne usta. Przejechałam wzrokiem po jego przyklejonej do klatki piersiowej bluzce i o mało nie westchnęłam. Stop! Nie czas na rozpraszanie się.

              - Edward? – zapytałam, ponieważ nie byłam pewna, czy jeszcze on jest wśród żywych.

              - Yyy Co? - odezwał się zmieszany.

              - Chyba będziemy musieli zostać tu na noc – oznajmiłam.

              -COO!? Ale jak ? Nie, ja tu nie zostanę! - Chyba chciał wrzasnąć, jednak mu to za bardzo nie wyszło.

              - No i co zrobisz? - zapytałam

              - Zadzwonię do ojca, on na pewno coś zrobi.

              - Twój tata nic nie wskóra, ja już kiedyś tak utknęłam - wytłumaczyłam mu.

              - I co? Spałaś tu? Twoi rodzice na to pozwolili?

              - Tak, spałam tu, bo mój tata, choć jest szeryfem, nic nie mógł zrobić . Nie dramatyzuj. Drzwi otworzą się o szóstej i wtedy wyjdziemy. - Rany niby facet, a robi sceny jak baba. Wywróciłam oczami. - Najlepiej zadzwoń do rodziców i powiedz, co się stało, żeby się nie martwili, gdyż do jutra rana cię nie zobaczą.

              - Ale ja to…… - Nie dałam mu dokończyć.

              - No tak to! - zaczęłam się wkurzać. Ile razy mam do tego głąba gadać?

              Nagle coś białego przebiegło mi po stopie. Z wrzaskiem rzuciłam się na Cullena.

              - Zabierz to! Zabierz to! Zabierz to! - piszczałam w szyje Edwarda.

              - Ale co ja mam zabrać? - zapytał zaskoczony. Nie dziwię się mu. Pewnie nie co dzień przerażona laska wskakuje mu na ręce. Choć przy jego wyglądzie wszystko jest możliwe.

              - Tu jest mysz! - wrzasnęłam.

              Zachichotał.

              - I to cię tak wystraszyło? Mała bezbronna myszka? - zaczął się śmiać.

              Wkurzona obróciłam tylko głowę, rumieniąc się. Może i mysz była mała i bezbronna, ale ja się jej bałam. Gdy mój wzrok padł w kąt zaraz przy drzwiach wejściowych.

              - Edddwwaa…RRRRRRRRRDDDDDDDDDDD!!!!!!! – wrzasnęłam, tuląc się jeszcze mocniej do jego szyi.

              - Bella, dusisz mnie stęknął.

              - ALE ICH JEST TU WIĘCEJ!!!!

              - Gdzie? - zapytał.

              - ZA TOBĄ!!!

              Jakieś 2 metry za nim było wielkie pudło, z którego przez wygryzioną dziurę uciekało piętnaście myszy, a następne już wychodziły na wolność. Edward przysunął się do ściany i zaczął rozglądać się za drogą ucieczki. Powoli przesuwał się do obrotowych drzwi dzielących nas od korytarza. Gdy tylko przedostaliśmy się tam, podszedł do krzesła i pomógł mi usiąść. Gdy zyskał pewność, że dalej poradzę sobie sama, resztą krzeseł zablokował drzwi. Chwile stał, wpatrując się w hol.

              - Nie powinny się wydostać. Czy możesz mi powiedzieć, skąd one się tu wzięły? - Co za głupie pytanie.

              - Emment ma znajomego, który prowadzi sklep zoologiczny. Pewnie stamtąd je wziął.

              - Czy nie ma dnia, w którym nie robicie sobie żartów? zapytał.

              - Tak, są. Staramy się pohamować naszą kreatywność w urodziny rodziców i w większe święta - objaśniłam.

              Nagle mój telefon zawibrował. Odebrałam.

              - Hej siostrzyczko! Dlaczego zostawiłaś moich nowych znajomych samych? - zarechotał Emmett.

              - TY BEZWARTOŚCIOWA KUPO OŻYWIONEGO MIĘSA!!!! JAK MOGŁEŚ MI TO ZROBIĆ!!!!! – wrzasnęłam.

              - Oj, cóż to za brzydkie słowa? To tylko mała zemsta za upokorzenie mnie przed Rosalie. O i przeproś Eda, nie chciałem go zamknąć z tobą w jednym bu...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin