Rebecca Brandewyn - Wiem, że jesteś lwem.pdf

(592 KB) Pobierz
Brandewyne Rebecca - Wiem, ¿e jestes lwem
Rebecca Brandewyne
Wiem, Ŝ e jeste ś lwem
PROLOG
Wymarzony dom w Chicago, stan Illinois;
współcze ś nie.
– Nie rozumiem! Co zamierzasz? – Sophia Westcott przyglądała się ze
zdumieniem swemu diabelnie przystojnemu synowi. Nie wierzyła własnym uszom.
Po chwili przyszło jej do głowy, Ŝe sobie z niej zaŜartował. Wybuchnęła śmiechem,
ale pod jej bacznym spojrzeniem w oczach młodego męŜczyzny nie pojawiły się
wcale radosne iskierki, a na wyrazistych ustach brakowało uśmiechu. Sophia
przestała chichotać i nerwowym gestem splotła dłonie na kolanach. – Jordanie,
chyba nie mówisz serio – dodała z obawą.
– Mamo, zapewniam, Ŝe nigdy w Ŝyciu nie byłem równie powaŜny. – Jordan
Westcott stał przez chwilę bez ruchu, a potem strzepnął niewidoczny pyłek z klapy
szytego na miarę garnituru. Z uwagą przyglądał się starannie wypielęgnowanym
paznokciom, jakby całkiem zapomniał o zmieszaniu matki i wuja, spowodowanym
jego oświadczeniem sprzed kilku chwil. Jego najbliŜsi krewni siedzieli na cennej,
dziewiętnastowiecznej kanapie obitej tkaniną koloru czerwonego wina, stanowiącej
element wyposaŜenia luksusowego gabinetu w pomieszczeniach firmy Westcott
International. – Postanowiłem zwiać do cyrku.
– To największa niedorzeczność, jaką w Ŝyciu słyszałem – wysapał z
oburzeniem Charles Westcott, próbując ukryć zakłopotanie i poczucie winy. – Coś
ci powiem, Jordanie. Miałeś ostatnio zbyt wiele pracy. Przedwczesna śmierć ojca
sprawiła, Ŝe musiałeś zarządzać rodzinną firmą, co zapewne było ponad twoje siły.
Presja okazała się zbyt silna. To moja wina. Powinienem więcej ci pomagać.
Niepotrzebnie się łudziłem, Ŝe wszystko pójdzie jak z płatka. Zbyt często
wymykałem się wcześniej z pracy, by pograć w golfa.
– Nie wiń siebie, wujku Charlesie – odparł Jordan cicho, lecz zdecydowanie. –
Postępowałeś zgodnie ze wskazówkami lekarza, co ci się chwali. Wykazałeś sporo
rozsądku. Poza tym wcale nie oczekuję, Ŝe przejdziesz na emeryturę, bym mógł
sam o wszystkim decydować. Dobrze wiesz, Ŝe nie ma takiej potrzeby.
Tworzyliście z ojcem najlepszy zarząd naszego przedsiębiorstwa, jaki moŜna sobie
wymarzyć. Szczerze mówiąc, wszystko układa się tak wspaniale, Ŝe na co dzień
czuję się jak zwykły figurant. – W głosie Jordana dało się słyszeć
zniecierpliwienie.
Gdy Richard A. Westcott przed pięciu laty zginął w wypadku podczas lotu
balonem, syn Jordan starał się przejąć jego obowiązki. Szybko się jednak
przekonał, Ŝe codzienne sprawy przedsiębiorstwa idą gładko, a w biurowej pracy
brak elementu ryzyka oraz mocnych wraŜeń. W trakcie szybkiej wspinaczki po
szczeblach dyrektorskiej kariery zrozumiał, czemu ojciec tak chętnie kupował
podupadłe firmy, by przekształcić je w zyskowne przedsiębiorstwa, i dlaczego
podejmował niebezpieczne wyprawy. Udział w wyścigu balonów napełnionych
gorącym powietrzem kosztował go Ŝycie.
Jordan, podobnie jak ojciec, pragnął się czymś odznaczyć, pozostawić wyraźny
ślad swego istnienia. Rodzinna firma Westcott International z siedzibą w Chicago
miała własny biurowiec z widokiem na jezioro Michigan. Była obecnie tak
potęŜna, zasobna i rozgałęziona, Ŝe tylko ogólnoświatowy kryzys ekonomiczny
mógłby jej naprawdę zagrozić. Co więcej, Jordan rzadko kontaktował się
bezpośrednio z poszczególnymi oddziałami przedsiębiorstwa. Kierował nimi za
pośrednictwem telefonu, a dane czerpał ze sprawozdań regularnie spływających na
jego biurko ustawione w luksusowym gabinecie.
Miał całkowitą pewność, Ŝe trzymiesięczne wakacje, które sobie planował, nie
wpłyną na stan rodzinnej firmy. Poza tym nie przepadnie bez wieści. W razie
potrzeby będzie się moŜna z nim skontaktować przez telefon lub za pośrednictwem
przenośnego komputera.
– Nie jesteś Ŝadnym figurantem, synku – stwierdziła z naciskiem Sophia,
oburzona takim posądzeniem, a zarazem nieco wystraszona, bo podobne słowa nie
raz i nie dwa słyszała od świętej pamięci męŜa. Z jego oczu wyzierała wtedy
tęsknota za przygodą. Ten sam blask rozświetlał dziś twarz syna. – Jesteś w firmie
niezbędny, rodzina cię potrzebuje. Nie zachowuj się jak mały chłopiec. Jesteś
dorosłym męŜczyzną. CiąŜy na tobie wielka odpowiedzialność. Moim zdaniem
tylko Ŝartowałeś, mówiąc o pobycie w cyrku.
– Nie, mamo. Gdybyś częściej kontaktowała się z dziadkiem, wiedziałabyś, o
co mi chodzi – rzucił Jordan oskarŜycielskim tonem. Na policzkach Sophii
pojawiły się ciemne rumieńce.
– To nieuczciwe, synu – broniła się Ŝarliwie. – Wiesz, jak dumny i uparty jest
dziadek. WciąŜ powtarza, Ŝe nie zamierza kompromitować mnie i klanu
Westcottów. Obsesyjnie pragnął dla mnie Ŝycia w dostatku, a gdy to marzenie się
spełniło, usiłuje zatrzeć wspomnienie o moim niskim rzekomo pochodzeniu.
PrzecieŜ ja w ogóle się tym nie przejmuję! Nie ukrywałam nigdy, Ŝe w moich
Ŝyłach płynie cygańska krew, a przyszłego męŜa poznałam, występując w cyrku,
skąd zabrał mnie po krótkim i szalonym okresie narzeczeństwa. – Twarz Sophii
nagle złagodniała.
Pani Westcott z uśmiechem na ustach wspominała piękne chwile. – Dla
Richarda byłam najbardziej niezwykłą i najodwaŜniejszą ze wszystkich kobiet,
jakie znał. Chyba spodobałam mu się właśnie dlatego, Ŝe występowałam na
trapezie. Wcale nie byłam podobna do bezbarwnych panien z dobrych domów.
– Święte słowa, moja droga. – Charles uśmiechnął się szeroko. – Wszystkich
męŜczyzn z naszej rodziny pociągały dziewczyny szalone, piękne i wyjątkowe. Nie
szukamy Ŝon wśród królowych salonów. Kierujemy się tylko głosem serca. Moim
zdaniem te szaleństwa stanowią przeciwwagę dla wyjątkowej ostroŜności w
interesach. U Jordana doszła zapewne do głosu romantyczna cząstka jego natury i
dlatego postanowił spędzić trochę czasu w cyrku twego ojca.
– Nic z tych rzeczy, wujku. – Zirytowany Jordan zmarszczył gęste brwi. – Brak
mi tej waszej skłonności do romantyzmu. MoŜe to, co powiem, zabrzmi chełpliwie,
ale faktem jest, Ŝe uganiają się za mną piękne kobiety, z czasem okazuje się jednak,
Ŝe prawdziwym wabikiem są dla nich moje pieniądze. Dlatego nie oszaleję na
punkcie Ŝadnej zwariowanej ślicznotki.
Skrzywił się na wspomnienie dziewczyny, z którą właśnie zerwał. Była
modelką. Wyznała niedawno Jordanowi, Ŝe pragnie zostać aktorką. Miała nadzieję,
Ŝe dzięki wpływom i funduszom narzeczonego zagra w kasowym filmie.
– Mam tylko jeden cel: chcę, Ŝeby cyrk dziadka zaczął znów przynosić dochód
– ciągnął młody męŜczyzna. – Gdybym zaproponował dziadkowi finansowe
wsparcie, odmówiłby nawet wówczas, gdybym twierdził, Ŝe inwestuję kapitał,
licząc na zyski. Odrzuciłby taką propozycję, twierdząc, Ŝe zrobiłem mu ją z litości.
Ten uparciuch wzgardziłby moją krwawicą. Mama słusznie powiedziała, Ŝe jest
dumny i zawzięty. Poza tym lepiej od innych zdaje sobie sprawę, jak trudno jest
dziś przetrwać małemu cyrkowi. Nawet te duŜe muszą tworzyć spółki, by nie
pozwolić się wyeliminować z rynku. Konkurencja jest ogromna.
NamnoŜyło się tych rozrywek: koncerty, występy zespołów i grup teatralnych,
rewie na lodzie. Wszyscy chcą zarobić. Chętnych do oglądania cyrkowych popisów
jest znacznie mniej niŜ kiedyś i tak juŜ pozostanie. Przedsiębiorstwo dziadka nie
jest konkurencyjne.
– A po co mu teraz walka z konkurencją? – wypytywał zniecierpliwiony
Charles. – Powinien był dawno temu sprzedać Cyrk Mistrzów, przejść na
emeryturę i przez resztę Ŝycia cieszyć się rodzinnym szczęściem, zamiast stale
wędrować po kraju. W jego wieku! Tylko nie myślcie sobie, Ŝe opieka nad nim
byłaby dla rodziny cięŜarem. To sama radość gościć go tutaj.
– Och, Charles, dzięki za te słowa. Miło, Ŝe o tym wspomniałeś. – Wzruszona
Sophia pogłaskała szwagra po ramieniu. – Niestety, obawiam się, Ŝe Jordan ma
rację. Cyrk to Ŝyciowa pasja mojego ojca, artyści są dla niego jak rodzina.
Dobrowolnie z tego nie zrezygnuje. Bóg mi świadkiem, Ŝe kontaktuję się z tatą
znacznie częściej, niŜ twierdzi Jordan.
Wiele razy usiłowałam przekonać go, by sprzedał cyrk i zamieszkał z nami. Nie
chciał mnie nawet wysłuchać. A szkoda. Gdyby rozwaŜył wszystkie za i przeciw,
chyba zgodziłby się na tę propozycję. Moim zdaniem... za bardzo się przejmuje
losem pracowników, którym rzeczywiście trudno będzie znaleźć zatrudnienie w
innych zespołach. Cyrk jest dla nich całym światem. Niektórzy przejęli zawód po
rodzicach, a nawet dziadkach. Jordan miał rację, gdy mówił, Ŝe przedstawienia
cyrkowe cieszą się teraz mniejszym zainteresowaniem niŜ przed laty.
– To prawda – dodał rzeczowo Charles. – I dlatego powinieneś wziąć pod
uwagę doświadczenie zdobyte w interesach. Trudno sprzedać produkt, na który nie
ma popytu. Szanuję cię wprawdzie za dobre intencje, ale nie pojmuję, jak
zamierzasz pomóc dziadkowi.
– Znalazłem sposób – odparł natychmiast Jordan. – W rozmowie z nim
powiedziałem, Ŝe, zdaniem lekarza, jestem przepracowany i dlatego potrzebny mi
dłuŜszy urlop, bo mój układ nerwowy nie wytrzymuje ciągłej presji.
– Szczerze mówiąc, to prawda – mruknął Charles i dodał nie bez poczucia
winy: – Kiedy się nad tym zastanawiam, nie mogę sobie przypomnieć, kiedy
ostatnio miałeś wakacje, Jordanie. ZasłuŜyłeś na odpoczynek i odrobinę rozrywki.
Nie wiem, czemu Sophia i ja tak na ciebie napadliśmy, kiedy oznajmiłeś, Ŝe
bierzesz urlop. Masz rację.
Firma nie upadnie, jeśli wyjedziesz na parę tygodni, byłeś tylko odzywał się od
czasu do czasu. Nie ma obawy, Ŝe serce pęknie mi z rozpaczy, jeśli opuszczę kilka
golfowych rozgrywek. Jak zamierzasz ratować Cyrk Mistrzów?
– Przez jakiś czas będę pracować dla dziadka jako pogromca lwów. – Jordan
mrugnął do krewnych porozumiewawczo i uśmiechnął się radośnie, najwyraźniej
uradowany takim obrotem spraw.
– W cyrku taty nie ma lwów, mój drogi. – Sophia nie kryła rozbawienia.
– JuŜ są. Dokładnie mówiąc: szesnaście lwów i lwic.
Przed kilkoma tygodniami kupiłem je w Europie od właściciela likwidowanego
właśnie cyrku. Przypłynęły juŜ statkiem do Stanów – wyjaśnił Jordan. –
Umieściłem zwierzęta w jednym z opuszczonych magazynów firmy. W przerwie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin