Sandemo Margit - Saga o Ludziach Lodu 10 - Zimowa zawierucha.pdf
(
784 KB
)
Pobierz
6211906 UNPDF
_____________________________________________________________________
Margit Sandemo
SAGA O LUDZIACH LODU
Tom X
Zimowa zawierucha
_____________________________________________________________________
ROZDZIAŁ I
Villemo, jedyne dziecko Gabrielli i Kaleba, ockn
ę
ła si
ę
o brzasku, bo kto
ś
rzucał
kamykami w okno. Wyskoczyła z łó
Ŝ
ka, ale zakr
ę
ciło jej si
ę
w głowie i musiała si
ę
przytrzyma
ć
por
ę
czy. Przywykła ju
Ŝ
do takich stanów, zreszt
ą
sama była winna temu,
Ŝ
e głód
j
ą
dr
ę
czył i wysysał z niej wszystkie siły. Villemo wyrosła na młod
ą
kobiet
ę
o niezłomnej
woli.
Po wielu latach marnych urodzajów rok 1673 był w tej okolicy czasem prawdziwej
n
ę
dzy. Elistrand, gdzie Villemo mieszkała, było zaopatrzone lepiej ni
Ŝ
inne dwory i
gospodarstwa w parafii; du
Ŝ
y maj
ą
tek miał spore zapasy. Villemo jednak była uparta. Jak
długo mogła, starała si
ę
dzieli
ć
los z innymi i w ascetycznym odmawianiu sobie pokarmu
znajdowała co
ś
w rodzaju ponurego zadowolenia.
Skutki niedojadania zaczynały ju
Ŝ
by
ć
widoczne. Villemo miała siedemna
ś
cie lat i
niezwykł
ą
, fascynuj
ą
c
ą
urod
ę
, teraz jednak wygl
ą
dała na wyn
ę
dzniał
ą
. Jej jasne z rudym
połyskiem włosy zmatowiały, a złocistozielone oczy jakby zapadły si
ę
. Skóra stała si
ę
niemal
przezroczysta.
Cała posta
ć
promieniała jednak jakim
ś
wewn
ę
trznym ogniem, co czyniło przejmuj
ą
ce
wra
Ŝ
enie. W niecierpliwych ruchach, jakby starała si
ę
powstrzyma
ć
w sobie co
ś
gwałtownego, w gor
ą
czkowym sposobie mówienia, w pałaj
ą
cych oczach - zawsze dawała o
sobie zna
ć
ta jaka
ś
gro
ź
na siła, zamkni
ę
ta w niej niczym roz
Ŝ
arzona lawa w wulkanie.
Podeszła do okna. Na dworze stała Irmelin z Niklasem, o rok od niej starsi kuzyni z
Grastensholm i Lipowej Alei.
Villemo dała znak,
Ŝ
e zaraz zejdzie.
Pospiesznie i byle jak narzuciła ubranie. Nie zwracała zbyt wielkiej uwagi na swój
wygl
ą
d. Dbała o czysto
ść
, ale na tym koniec. Gabriella cz
ę
sto ubolewała nad
bałaganiarstwem córki, ona za
ś
po prostu nie mogła sobie da
ć
rady ze swoim pragnieniem
Ŝ
ycia, ch
ę
ci
ą
doznawania. Nie opuszczała jej dojmuj
ą
ca t
ę
sknota za czym
ś
, co ukrywało si
ę
jeszcze w przyszło
ś
ci, za czym
ś
cudownym, niezwykłym, czego tak bardzo chciała
do
ś
wiadcza
ć
. Kiedy ludzie mówili o miło
ś
ci, wiedziała,
Ŝ
e dla niej te słowa znacz
ą
co
ś
zupełnie innego ni
Ŝ
dla nich. Dla niej miło
ść
była uczuciem bezkompromisowym, któremu
człowiek oddaje si
ę
cały, bez reszty, a
Ŝ
sam staje si
ę
tylko miło
ś
ci
ą
. Nigdy jeszcze tego nie
prze
Ŝ
yła, ale czekała...
Wybiegła na dziedziniec. Powietrze było zimne, miało si
ę
chyba na przymrozek.
Pierwsze jesienne chłody nadchodziły niepostrze
Ŝ
enie, noc
ą
, pozostawiaj
ą
c rankiem
cieniutk
ą
, chrupk
ą
warstewk
ę
lodu na kału
Ŝ
ach i zwarzone szronem
ź
d
ź
bła traw.
- Hej! - zawołała i po raz nie wiadomo ju
Ŝ
który stwierdziła,
Ŝ
e Niklas stał si
ę
bardzo
przystojnym młodzie
ń
cem. I jaki poci
ą
gaj
ą
cy z tymi sko
ś
nymi, połyskuj
ą
cymi złotym
blaskiem oczami! - Co si
ę
stało? Dlaczego
ś
cie si
ę
zerwali tak rano?
- W nocy złodzieje zakradli si
ę
do Grgstensholm - wyja
ś
nił Niklas.
- Wcale mnie to nie dziwi. Szukali jedzenia?
- Chyba tak - potwierdziła Irmelin. - Ale nie zd
ąŜ
yli niczego zabra
ć
.
- Co za idioci! - prychn
ę
ła Villemo. - Wiedz
ą
przecie
Ŝ
,
Ŝ
e twój ojciec dzieli wszystko
sprawiedliwie pomi
ę
dzy komorników i biednych chłopów. Wiadomo, kto to był?
- Mówi
ą
,
Ŝ
e ludzie ze Svanskogen.
- O, tak, mo
Ŝ
na si
ę
było domy
ś
le
ć
! Có
Ŝ
za wypaczon
ą
dum
ę
nosz
ą
oni w sobie!
Odmawiaj
ą
przyjmowania od nas pomocy, a kra
ść
to mog
ą
. Ale dlaczego przyszli
ś
cie do
mnie?
- Ojciec pojechał do chorego, a mama poło
Ŝ
yła si
ę
wczoraj tak pó
ź
no,
Ŝ
e nie chciałam
jej niepokoi
ć
. Pomy
ś
lałam wi
ę
c,
Ŝ
e mogliby
ś
my załatwi
ć
to sami - wyja
ś
niła Irmelin.
- Co załatwi
ć
?
- Wiesz, nasi ludzie strzelali do złodziei i trafili. Uwa
Ŝ
am,
Ŝ
e powinni
ś
my pój
ść
po
ś
ladach krwi.
- Chyba tak. Poczekajcie, wezm
ę
kilka rzeczy, które mog
ą
si
ę
przyda
ć
. Masz co
ś
do
opatrywania ran, Irmelin?
- Tak, wzi
ę
łam od ojca. Ale pospiesz si
ę
! Wydaje mi si
ę
,
Ŝ
e oni obaj s
ą
ranni!
Villemo po chwili wróciła z du
Ŝ
ym koszykiem i wszyscy troje pobiegli w stron
ę
Grastensholm. Ona była najsłabsza, lecz zaciskała z
ę
by i starała si
ę
nie zostawa
ć
w tyle.
Irmelin z Grastensholm wyrosła na bardzo ładn
ą
, mił
ą
dziewczyn
ę
do
ść
kr
ę
pej budowy, któr
ą
odziedziczyła po babce Irji, miała te
Ŝ
łagodny, spokojny charakter tamtej. Była
niewiarygodnie silna, podobnie zreszt
ą
jak Niklas, potomek Arego.
- Miałe
ś
jakie
ś
wiadomo
ś
ci od Dominika? - zapytała Villemo ci
ęŜ
ko dysz
ą
c, gdy
nieco zwolnili tempo. Z jej powodu, co do tego nie miała w
ą
tpliwo
ś
ci, cho
ć
oboje byli tak
delikatni,
Ŝ
e nie dali niczego po sobie pozna
ć
.
- Owszem - odparł Niklas. - Pisze,
Ŝ
e przyjedzie do nas jesieni
ą
.
- Znakomicie! Miło b
ę
dzie zobaczy
ć
go znowu. To ju
Ŝ
trzy lata min
ę
ły, odk
ą
d był tu
po raz ostatni.
W gł
ę
bi duszy jednak nie była zbyt pewna, czy odwiedziny kuzyna b
ę
d
ą
a
Ŝ
takie miłe.
Dominik bowiem miał jak
ąś
niepoj
ę
t
ą
zdolno
ść
wprawiania jej w zakłopotanie. W jego
obecno
ś
ci zachowywała si
ę
beznadziejnie, stawała si
ę
nienaturalna.
Niklas mówił dalej:
- Tym razem przyjedzie sam. Jak wiesz, wuj Mikael i ciotka Anene bardzo prze
Ŝ
yli
ś
mier
ć
Marki Christiany w ubiegłym roku. A teraz tak
Ŝ
e Gabriel Oxenstierna odszedł z tego
ś
wiata. Oboje s
ą
bardzo przygn
ę
bieni i na razie nie chc
ą
wyje
Ŝ
d
Ŝ
a
ć
z domu.
Villemo pokiwała głow
ą
. Wiedziała,
Ŝ
e kuzynka wuja Mikaela i jego ukochana
przyjaciółka z czasów dzieci
ń
stwa, Marka Christiana, miała ci
ęŜ
k
ą
ś
mier
ć
i
Ŝ
ycie nielekkie.
Urodziła o
ś
mioro dzieci i troje z nich straciła. Najmłodsze miało zaledwie dwa lata, gdy
Marka Christiana zachorowała. Przez trzy lata le
Ŝ
ała nieuleczalnie chora na zamku w
Sztokholmie, zanim
ś
mier
ć
uwolniła j
ą
od cierpie
ń
. Dominik musiał jej obieca
ć
,
Ŝ
e nigdy nie
opu
ś
ci tego z jej synów, którym cz
ę
sto si
ę
opiekował i z którym razem dorastał: cztery lata od
siebie młodszego Gabriela, syna marszałka Gabriela i wnuka admirała Gabriela Oxenstierny.
Marka Christiana obawiała si
ę
o przyszło
ść
tego chłopca. Nie został obdarzony ani takim
charakterem, ani takimi talentami, by sta
ć
si
ę
równie wielkim jak ojciec czy dziadek. To
zreszt
ą
nie miałoby dla niej specjalnego znaczenia. Szło o to,
Ŝ
e chłopiec był bardzo
chorowity.
Marka Christiana miała wspaniały pogrzeb w katedrze sztokholmskiej i spoczywała
tam teraz u boku swego mał
Ŝ
onka. Jej odej
ś
cie okryło Mikaela gł
ę
bok
ą
Ŝ
ałob
ą
.
Tak wi
ę
c Dominik miał przyjecha
ć
sam! Wspaniałe, podniecaj
ą
ce wiadomo
ś
ci! Dla
Villemo wszystko było podniecaj
ą
ce. Tak
Ŝ
e ta dzisiejsza wyprawa o
ś
wicie w poszukiwaniu
rannych złodziei ze Svartskogen.
ś
eby tylko nie czuła si
ę
tak okropnie zm
ę
czona! Nogi nie chciały jej nie
ść
, a serce
biło ledwo, ledwo.
Tymczasem doszli do Grastensholm i, wypatruj
ą
c krwawych
ś
ladów, ruszyli w stron
ę
lasu. Cho
ć
krew przewa
Ŝ
nie ju
Ŝ
wsi
ą
kła w mech i le
ś
ne poszycie, nietrudno było
ś
ledzi
ć
trop.
Wkrótce te
Ŝ
znale
ź
li jednego ze złodziei pod drzewem, le
Ŝą
cego wprost na ziemi.
- On nie
Ŝ
yje! - zawołał Niklas przera
Ŝ
ony. - To straszne.
Stali bez słowa i wszyscy troje my
ś
leli o tym samym: ta nie ko
ń
cz
ą
ca si
ę
, toczona w
zawzi
ę
tym milczeniu walka pomi
ę
dzy Grastensholm i Svanskogen przerodziła si
ę
oto w
krwaw
ą
zemst
ę
. Nienawi
ść
do Ludzi Lodu stanie si
ę
teraz jeszcze wi
ę
ksza.
Znali tego blisko czterdziestoletniego m
ęŜ
czyzn
ę
. Był to dra
ń
, po prostu n
ę
dznik, ale
przecie
Ŝ
Ŝ
adne
ś
mierci mu nie
Ŝ
yczyło!
- Zostawmy go na razie, niech tu le
Ŝ
y - powiedziała Villemo. - Krwawe
ś
lady
prowadz
ą
dalej. Musimy si
ę
spieszy
ć
,
Ŝ
eby nie mie
ć
jeszcze jednego
Ŝ
ycia na sumieniu.
- Na sumieniu? To przecie
Ŝ
nie nasza wina,
ś
mier
ć
tego tutaj - obruszył si
ę
Niklas.
- Oczywi
ś
cie,
Ŝ
e nie - potwierdziła Irmelin, gdy szli ju
Ŝ
dalej. - Ale ci dwaj nasi ludzie
za bardzo lubi
ą
strzela
ć
. Dostali ju
Ŝ
ostr
ą
reprymend
ę
,
Ŝ
e si
ę
tak pospieszyli, a pewnie dojdzie
i do s
ą
du.
- Bronili przecie
Ŝ
maj
ą
tku - próbował ich usprawiedliwia
ć
Niklas. - Chocia
Ŝ
masz
racj
ę
, nie mo
Ŝ
na przesadza
ć
.
Szli przez g
ę
sty las sosnowy o wilgotnym podło
Ŝ
u, przedzieraj
ą
c si
ę
w
ś
ród
rosochatych gał
ę
zi. Ich przyciszone głosy dudniły głucho. Jedyne co do nich poza tym
docierało, to jaki
ś
szelest od czasu do czasu. Jakby spłoszona wiewiórka albo ptak...
Villemo spogl
ą
dała ukradkiem na wypatruj
ą
cego
ś
ladów Niklasa. Z niewyra
ź
nym
u
ś
miechem wspominała ostatni
ą
noc
ś
wi
ę
toja
ń
sk
ą
. Jak stała przy ognisku na wzgórzu
pomi
ę
dzy Grastensholm a Lipow
ą
Alej
ą
i wpatrzona w płomienie obserwowała niezwykł
ą
gr
ę
barw. I jak j
ą
nagle jaki
ś
diabeł podkusił,
Ŝ
e spytała Niklasa, czy by j
ą
odprowadził do domu,
bo ona boi si
ę
ciemno
ś
ci.
Ju
Ŝ
wtedy spojrzał na ni
ą
zdziwiony, bo Villemo raczej nie była znana jako kto
ś
, kto
boi si
ę
sam chodzi
ć
po nocy. Jeszcze bardziej si
ę
zdumiał, gdy weszli w jałowcowe zaro
ś
la
niedaleko Elistrand.
„Pocałuj mnie, Niklas” - zawołała roze
ś
miana. „Dlaczego, na Boga, miałbym to
zrobi
ć
?” - spytał zaskoczony. „Bez
Ŝ
adnego specjalnego powodu - odparła. - Tylko dlatego,
Ŝ
e chciałabym zobaczy
ć
, jak to jest”. „Ty nie jeste
ś
całkiem m
ą
dra, Villemo!” - brzmiała
odpowied
ź
. Odwróciła si
ę
wi
ę
c na pi
ę
cie i poszła. „Nie, to nie”. „Villemo, poczekaj!”
„Taak?” - odparła przeci
ą
gle i wyczekuj
ą
co. On zacz
ą
ł si
ę
j
ą
ka
ć
. „Mo
Ŝ
e... mo
Ŝ
e ja te
Ŝ
miałbym ochot
ę
zobaczy
ć
, jak to jest...” „
Ś
wietnie!” „Ale to nic nie znaczy, pami
ę
taj!”
„Oczywi
ś
cie,
Ŝ
e nie, Niklas!”
Ostro
Ŝ
nie odnale
ź
li si
ę
w mroku jak młodzi ludzie wszystkich czasów, którzy
podejmuj
ą
eksperyment pierwszego pocałunku. To była gra, udawali,
Ŝ
e s
ą
w sobie
zakochani, dotykali si
ę
nawzajem wargami. „Mmm... kocham ci
ę
, kocham ci
ę
” - mruczała
Villemo w kark Niklasa. Spojrzał na ni
ą
przestraszony. „Naprawd
ę
tak my
ś
lisz?” „Ech, ty
głuptasie, teraz wszystko popsułe
ś
! - prychn
ę
ła. - Ja si
ę
tylko na tobie wprawiam, nie
rozumiesz tego?” Przez chwil
ę
robił wra
Ŝ
enie naburmuszonego, po czym znowu podj
ą
ł
zabaw
ę
. A gdy teraz on szeptał do niej „kocham ci
ę
”, poj
ę
ła, dlaczego poprzednio tak
zareagował. Bo tym razem prawie uwierzyła,
Ŝ
e on naprawd
ę
my
ś
li to, co mówi. Poczuła
gniew,
Ŝ
e Niklas nadu
Ŝ
ywa takich
ś
wi
ę
tych słów, a jednocze
ś
nie zawód,
Ŝ
e to tylko zabawa.
Plik z chomika:
jros
Inne pliki z tego folderu:
Sandemo Margit - Saga o Ludziach Lodu 41 - Góra demonów.pdf
(1042 KB)
Sandemo Margit - Saga o Ludziach Lodu 33 - Demon nocy.pdf
(945 KB)
Sandemo Margit - Saga o Ludziach Lodu 27 - Skandal.pdf
(962 KB)
Sandemo Margit - Saga o Ludziach Lodu 25 - Anioł o czarnych skrzydłach.pdf
(764 KB)
Sandemo Margit - Saga o Ludziach Lodu 24 - Martwe wrzosy.pdf
(575 KB)
Inne foldery tego chomika:
● Ania z Zielonego Wzgórza
● Emilka
● Kot, który
● Kroniki Wampirze
● Kwiat pustyni
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin