Mamo! Czy mogę oddychać?
Piotr Chmieliński
Kobieta, która dokonała aborcji, zabiła swoje dziecko. A przy okazji również coś w sobie
Fot. Bożena Sztajner
Po aborcji wszystkie osoby, które się do niej przyczyniły (a więc także ojciec namawiający do zabiegu, lekarz wykonujący zabieg, a nawet pani rejestratorka), cierpią na tzw. syndrom poaborcyjny. Jednym z jego objawów jest żal, który trzeba dobrze przeżyć. Nie wolno udzielać rad typu: – Nie przejmuj się, jeszcze będziecie mieli dzieci. Wyjedź, zapomnij. – Są to najgorsze rady, jakie możemy dać. Prawdziwy przyjaciel to ten, kto wspólnie z nami płacze po stracie. Wspólnie mamy opłakać tę stratę w rodzinie i wspólnie pomóc osobie bliskiej trwać w żałobie, po prostu płakać. Nieprzeżyty dobrze żal po stracie dziecka przeradza się w żal patologiczny, który jest częstym powodem depresji, będącej jednym z elementów syndromu poaborcyjnego – przekonuje terapeutka Wiesława Stefan w książce „Uzdrawianie relacji”. Dramatem jest też to, że kobieta, która zabiła swoje dziecko, ma wobec innych dzieci, tych żyjących, nierealistyczne oczekiwania. Bo one muszą spełnić to wszystko, czego nie zrobią dzieci już nieżyjące. Taka kobieta przejawia postawę nadopiekuńczości, ściśle kontroluje swoje dzieci, ich postępowanie i decyzje. Do tego stopnia, że córka jednej z takich kobiet zapytała kiedyś: „Mamusiu, czy ja mogę oddychać?”. – Bardzo ważne jest zapisanie imion dzieci na drzewie rodzinnym. Takie drzewo powinno być w każdym domu, może to być także album. Niektóre osoby, obok zdjęć żyjącego rodzeństwa zostawiają puste miejsce z imieniem – opowiada Wiesława Stefan. Dobrze jest też napisać do utraconego dziecka, a także dzieci, które ocalały, listy przebaczenia i pojednania. To także ważny element procesu pojednania z sobą. Taki list (zaproponowany przez Wiesławę Stefan), wysłany do dziecka ocalonego z aborcji, mógłby wyglądać następująco: „Mogłeś mieć siostrę lub brata, ale oni się nie narodzili. Byli bardzo mali, kiedy umarli, ale mam ich w swoim sercu i chciałabym o nich rozmawiać. Dzisiaj jestem już gotowa o tym mówić, chcę o nich rozmawiać, powiedzieć, jak mają na imię”. Wiesława Stefan przytacza też historię Szaron, która, gdy miała trzynaście lat, została zgwałcona i zaszła w ciążę. Modliła się, aby Bóg zabrał jej dziecko. Poroniła w czwartym miesiącu. Pochowała dziecko w ogrodzie, nikomu o tym wszystkim nie mówiąc. Przez następne lata bardzo cierpiała, miała ogromne poczucie winy. Uważała, że swą modlitwą przyczyniła się do śmierci dziecka. Trafiła na terapię dla osób z syndromem poaborcyjnym. A po jej zakończeniu napisała następujący wiersz:
Patryku Nosiłam cię przez trzy i pół miesiąca Odrzucając cię każdego dnia, Sama będąc przestraszonym dzieckiem Modliłam się, by Bóg cię zabrał Byłeś moim haniebnym sekretem Z bólem patrzyłam, jak rośniesz Chociaż trzymałam cię pod kluczem Moje łono cię odrzuciło O, w jakim horrorze zostałeś poczęty Mój, Patryku, tak cię nazwałam Kiedy Bóg cię zabrał Trzymałam w sobie twoją tajemnicę przez trzynaście lat Dokładnie tyle miałam, gdy cię nosiłam Teraz przychodzę jako dojrzała kobieta Te słowa chcę ci powiedzieć: Patryku, przepraszam za to, żeśmy cię stracili Za odrzucenie i ból Za wszystkie choroby tym spowodowane Za winę i za wstyd Pragnę złożyć cię wreszcie w miejscu wiecznego spoczynku Pośród aniołów tam, w górze Kocham cię, Patryku, mój najukochańszy synu Żegnaj, aż do dnia, kiedy znów się spotkamy W miłości, Mama
W Specjalistycznej Poradni Rodzinnej we Wrocławiu, gdzie pracuje Wiesława Stefan, tradycją stała się listopadowa Msza św. odprawiana w intencji rodzin, których dzieci umarły przed narodzeniem. Przychodzą często całe rodziny. Wtedy wspominane są imiona zmarłych dzieci, które mają też symboliczne miejsce wiecznego spoczynku, do którego można przyjść jak na grób.
obywatel_NN