W lwim uścisku masonerii.pdf

(102 KB) Pobierz
W "lwim uścisku" masonerii
W "lwim uścisku" masonerii
Nasz Dziennik, 2011-02-20
W każdej odsłonie przetaczających się w Europie "wojen o kulturę"
masoneria, jeśli nie była w awangardzie, to gorąco przyklaskiwała kolejnym falom ataków na
Kościół i podstawowe prawa obywatelskie osób wierzących.
Masoneria - lub też sekta wolnomularska, jak nazywają ją kolejne dokumenty papieskie formułujące
Magisterium Kościoła w tym względzie - jest dzieckiem XVIII wieku; wieku oświecenia, epoki, w której
zaczęło powstawać zjawisko opinii publicznej, kształtowanej przez rozwijający się błyskawicznie ruch
wydawniczy, salony i literackie kawiarnie. Masoneria była częścią tego formowania opinii publicznej,
profilowania jej w duchu zdecydowanie wrogim wobec dziedzictwa chrześcijańskiej cywilizacji
europejskiej i europejskiej wspólnoty narodów chrześcijańskich (christianitas).
Trudno wyznaczyć początki wolnomularstwa. Zazwyczaj badacze tego zjawiska wskazują na rok
1717, gdy w Londynie doszło do powstania pierwszej wielkiej loży z połączenia istniejących już paru
mniejszych lóż. Po kilku latach wolnomularstwo rozprzestrzeniło się we Francji oraz w innych krajach
zachodniej Europy. W Polsce pierwsze loże zaczęły powstawać w okresie panowania Augusta III
Sasa.
Wyrób religiopodobny
"Wiek świateł", który miał ambicje bycia wiekiem emancypacji rozumu z "okowów barbarzyństwa,
ciemnoty i nietolerancji" - doskonale reprezentowanych, według oświeceniowców, przez Kościół
katolicki - w rzeczywistości obfitował w przykłady systematycznego ulegania rozmaitym mitologiom,
mistyfikacjom i zwykłej szarlatanerii.
W XVIII wieku reprezentanci ówczesnych elit, którzy podpisywali się pod ładnie brzmiącymi hasłami
masońskimi głoszącymi braterstwo wszystkich ludzi oraz "posłuszeństwo moralnemu prawu", musieli
również podpisywać się pod masońską mitologią, wedle której początki lóż sięgają budowniczych
świątyni Salomona (Hiram - rzekomy założyciel masonerii), a kontynuację znaleźli dzięki rycerskiemu
zakonowi templariuszy. Ci sami ludzie, którzy często naigrywali się z "zabobonów ciemnego,
katolickiego ludu", bez oporów oddawali się tyleż upokarzającym, co dziwacznym rytuałom
inicjacyjnym obowiązującym we wszystkich lożach (przypomnijmy sobie opis tego rytuału w
"Popiołach" Stefana Żeromskiego). Niektóre loże wykształciły nawet swoistą "mowę ciała". Na
przykład, wśród brytyjskich i amerykańskich masonów na przełomie XVIII i XIX wieku popularne było
pozdrowienie w formie tzw. uścisku lwa (lion´s grip).
Wielu znanych w epoce oświecenia hochsztaplerów, fetowanych na salonach, było masonami.
Najgłośniejszy przypadek to hr. Cagliostro (właściwie Giuseppe Balsamo), którego banialuki o eliksirze
długowieczności (sam zapewniał, że żył w czasach faraonów) zyskiwały wielu chętnych słuchaczy w
lożach i na salonach. Jak mawiał Gilbert K. Chesterton: dramatem nie jest to, że ludzie nie wierzą, ale
to, że są w stanie uwierzyć we wszystko.
Wielu wstępujących do powstającego wolnomularstwa wierzyło na przykład w to, co napisał w 1723 r.
James Anderson, jeden ze współtwórców pierwszej Wielkiej Loży na Wyspach, który referując cele
masonerii, stwierdzał: "Naszą polityką jest tylko uczciwość, a naszą religią prawo natury i miłość Boga
ponad wszystko, a bliźniego jak siebie samego: to jest prawdziwa, pierwotna religia katolicka i
uniwersalna, uznawana za taką po wsze czasy i wieki".
Głoszenie haseł o miłości bliźniego miało przykryć rzecz najistotniejszą: program "religii naturalnej",
wypranej z wszelkiego wymiaru transcendencji. Na pewno zaś bez odniesienia do Boga Trójjedynego.
Jak zauważał prof. Marian Kukiel, jeden z najwybitniejszych polskich historyków: "Im dalej w XVIII
wiek, tym więcej 'oświecony' świat, który wyrzekł się wiary ojców, odrzucił religie objawione, wyrzekł
się całej ich potęgi emocjonalnej i odwrócił się od liturgii przemawiającej do wyobraźni i serca, skłonny
jest przyjąć masonerię jako religię zastępczą, obywającą się bez dogmatów, zgodną z rozumem i z
duchem czasu, a dającą nieco strawy dla serca (braterstwo, humanitaryzm, filantropia) i dla wyobraźni
(czynnik tajemnicy, symbolika, obrzędy)".
Dodajmy, że w epoce oświecenia - które raczej można określić nie tyle wiekiem rozumu, ile właśnie
epoką zastępczych religii - te ostatnie kwitną w innych pokrewnych, niekiedy afiliowanych niemal przy
masonerii tajnych stowarzyszeniach, takich jak różokrzyżowcy, illuminaci czy "martyniści". Jakże wiele
czasu upłynęło od ostatniego wieku rozumu, czasu scholastyków, tak bardzo ufających rozumowi
wspartemu przez łaskę.
Wolnomularskie loże stały się w XVIII i XIX wieku jednym z głównych kanałów upowszechniania nie
1
446106756.001.png
tylko dziwacznych rytuałów, ale również spiskowej wizji świata. Masońskie publikacje roiły się bowiem
od powielania zrodzonej w XVII wieku w kręgu protestanckim teorii spisku jezuitów - pierwszej wielkiej
teorii spisku w nowożytnej Europie. Zanim zaczęto mówić o spiskach masońskich, sami wolnomularze
rozpisywali się o "pajęczej nici tajemnej władzy" Towarzystwa Jezusowego.
Paraliż elit
W lipcu 1789 r. - u progu rewolucji francuskiej - jeden z francuskich masonów napisał: "Każdy z nas
wie, że nasz mistrz ks. Orleański przyczynił się najbardziej ze wszystkich do szczęśliwej rewolucji,
która się właśnie dokonała". Z pewnością dużo prawdy jest w stwierdzeniu, że jedną z
najważniejszych przyczyn wybuchu rewolucji był kryzys elit (nie tylko francuskich). Z jednej strony
zostały one uwiedzione przez tzw. oświecony absolutyzm, a więc program budowy nowoczesnego
państwa, z tym że wyznacznikiem nowoczesności miała być jego dominacja nad Kościołem.
Dochodziło do tego, że oświeceni absolutyści (a właściwie: despoci) nie tylko starali się dyktować
Kościołowi, które zakony są złe (wszystkie kontemplacyjne - bo "próżniaki", oraz jezuici - bo
"wichrzyciele"), a które dobre (np. pracujące w szpitalach), ale nawet chcieli regulować liczbę świec na
ołtarzu (temu zadaniu oddawał się np. cesarz Józef II Habsburg). Z drugiej strony elity te były bardzo
mocno infiltrowane, a tym samym paraliżowane przez masonerię.
Któż pod koniec XVIII wieku nie był masonem! W lożach działali wszyscy wielcy oświeceniowi
philosophes (Monteskiusz, Wolter, encyklopedyści). Wolnomularzami byli także przedstawiciele
"starego porządku": poczynając od króla Ludwika XVI, księcia Filipa Orleańskiego (królewskiego
kuzyna, od 1771 r. wielkiego mistrza Wielkiego Wschodu Francji - najpotężniejszej loży w tym kraju), a
skończywszy na wielu duchownych i wojskowych (tuż przed rewolucją istniało niemal 70 lóż tylko dla
oficerów i żołnierzy). Szacuje się, że w 1785 r. we Francji było ok. 30 tysięcy masonów, skupionych w
niemal 600 lożach (w 1772 r. było ich tylko 102). W samym Paryżu było ich wówczas 65.
Masonami byli: przyszły ojciec europejskiego konserwatyzmu Edmund Burke i przyszły "doktor
kontrrewolucji" Józef De Maistre, który jeszcze w 1782 r. snuł plany zjednoczenia Kościołów dzięki
zaangażowaniu lóż. Masonem (i to wielkim mistrzem rytu szkockiego) był również książę Ferdynand
Brunszwicki, głównodowodzący wojsk prusko-austriackich mających w 1792 r. poskromić rewolucyjną
Francję, autor słynnego manifestu zapowiadającego zburzenie Paryża w razie niewypuszczenia na
wolność Ludwika XVI i jego rodziny (panujący w tym czasie król Prus Fryderyk Wilhelm II był
różokrzyżowcem). W tym więc sensie rewolucja francuska i niektórzy jej antagoniści przypominali
stworzonego przez Zygmunta Krasińskiego hrabiego Henryka - obrońcę starego świata, który nie za
bardzo wiedział, w imię czego należy go bronić.
Kielnią i cyrklem o "nową kulturę"
Masoneria z pewnością miała swoje niepodważalne "zasługi" w obalaniu od 1789 r. "starego ładu",
opartego na zasadzie "sojuszu tronu i ołtarza", który we Francji przybrał formułę monarchii katolickiej.
Z takim państwem loże walczyły w XVIII wieku oraz w następnych stuleciach. "Wielka diecezja bez
granic" (jak określił masonerię jeden z "braci" w połowie XIX wieku) była w okresie III Republiki
Francuskiej na przełomie XIX i XX wieku w awangardzie programu systematycznej i bezwzględnie
przeprowadzanej laicyzacji Francji. Nie jest to bynajmniej uleganie powabowi spiskowej wizji świata.
Wystarczy odwiedzić stronę internetową francuskiego "Wielkiego Wschodu" lub jego paryską siedzibę
(w każdym razie część udostępnianą zwiedzającym), by się przekonać, że do dzisiaj ustawa z 1905 r.
o "rozdziale Kościoła od państwa" jest postrzegana przez francuską masonerię jako jedno z jej
największych osiągnięć.
Masonami byli bez wyjątku wszyscy - od Jules´a Ferry´ego po Emila Combes´a - premierzy francuscy
oraz ministrowie oświecenia publicznego, którzy od lat 70. XIX wieku po 1905 r. wdrażali program
laicyzacyjny, począwszy od usunięcia Kościoła z publicznego szkolnictwa po ustawę o "rozdziale".
Podczas kolejnych fal antykatolickiego ustawodawstwa w liberalnej prasie można było przeczytać
oświadczenia rozmaitych lóż utrzymane w tonie entuzjastycznego poparcia. Organizowano pod
patronatem wolnomularzy "święta ludowe, demokratyczne i antyklerykalne", podczas których
zapewniano (jak w 1903 r.), że "republika to masoneria, która wyszła ze swoich świątyń", i wytyczano
plany dalszych działań: "Skoro jeszcze nie zerwaliśmy z Rzymem, nie odwołaliśmy konkordatu, nie
stworzyliśmy systemu wychowania w całości laickiego i to na terenie całego kraju - nic nie jest jeszcze
zakończone".
Emil Combes, który przyznawał, że w masonerii "odnalazł swoją duchową ojczyznę", oraz jego
następcy sumiennie wyżej podane wytyczne realizowali. Francuska ustawa z 1905 r. o "rozdziale
Kościoła od państwa" była zresztą traktowana przez "współbraci" z innych krajów jako najlepszy wzór
do naśladowania. W 1911 r. twórcy portugalskiej republiki, powstałej rok wcześniej dzięki zamachowi
stanu zorganizowanemu przez oficerów - braci lożowych, uchwalili własną ustawę wzorowaną na
2
francuskiej. Republikańska i laicka Portugalia już pod koniec 1911 r. pozbyła się ze swojego terytorium
wszystkich portugalskich biskupów protestujących przeciw antykatolickiej polityce republikańskiego
rządu (w tym względzie wsparcie znaleźli w Papieżu św. Piusie X, który podobnie jak w 1905 r.,
również w 1911 r. potępił samą zasadę "rozdziału Kościoła od państwa", która stała się pretekstem dla
oddzielenia religii od społeczeństwa). Matka Boża, objawiając się w Fatimie w 1917 r., wzywała - z
punktu widzenia systemu prawnego laickiej republiki portugalskiej - do "czynów nielegalnych", takich
jak na przykład publiczne odmawianie Różańca (w myśl wspomnianego prawodawstwa było to
wzywanie do "ostentacyjnego kultu religijnego", za który groziła co najmniej kara wysokiej grzywny).
Właściwie w każdej odsłonie przetaczających się w Europie na przełomie XIX i XX wieku "wojen o
kulturę" masoneria, jeśli nie była w awangardzie, to gorąco przyklaskiwała kolejnym falom ataków na
Kościół i podstawowe prawa obywatelskie osób wierzących. Wolnomularskie loże w Niemczech
popierały bismarckowski Kulturkampf. Koryfeuszami procesu zjednoczeniowego Włoch, który w
drugiej połowie XIX wieku przybrał zdecydowanie antykatolickie oblicze (państwo kościelne
traktowano jako rzekomą przeszkodę na drodze zjednoczenia Italii), byli członkowie masonerii -
zarówno po stronie rządowej (Camillo Cavour, premier Piemontu), jak i po stronie rewolucyjnej
(Giuseppe Mazzini, Giuseppe Garibaldi). Ten ostatni - fetowany po 1870 r. jako "bohater w czerwonej
koszuli", "ojciec zjednoczonych Włoch" - poza dowodzeniem w kolejnych wyprawach wojennych, był
autorem antykościelnej powieści, "demaskującej" rzekome lubieżne życie wysokich dostojników
Kościoła.
Ameryka musi być jak loża
Powstawanie kolejnych kolonii brytyjskich w Ameryce Północnej w XVIII wieku oznaczało również
przenoszenie na ten kontynent pierwszych lóż (w latach 30. tego stulecia). W drugiej połowie XVIII w.
można było zaobserwować dynamiczny wzrost wolnomularstwa wśród kolonialnej elity. W latach 60.
nastąpił rozrost liczebny wolnomularstwa "dawnego rytu szkockiego", które w następnej dekadzie
będzie jednym z głównych motorów tzw. stronnictwa patriotycznego, które z kolei wzniesie hasła
oddzielenia się od Korony brytyjskiej i niepodległości.
Słynna "herbatka bostońska" z 1773 r. - uznawana za początek procesu wiodącego do ogłoszenia
Deklaracji Niepodległości w 1776 r. - była opracowana w lokalnych bostońskich lożach i
przeprowadzona przez ich członków. Wśród wielu ojców założycieli USA (a więc autorów
wspomnianej Deklaracji, jej sygnatariuszy, uczestników pierwszego Kongresu, który ją zatwierdził)
było wielu prominentnych masonów. Dość wspomnieć w tym kontekście: Benjamina Franklina,
Jerzego Waszyngtona czy Johna Hancocka (speakera pierwszego Kongresu). Szczególnie wielu
masonów było wśród korpusu oficerskiego "armii kontynentalnej" walczącej w latach 1776-1783
przeciw Brytyjczykom w udanej wojnie o niepodległość. Obok jej głównodowodzącego (J.
Waszyngtona) w lożach było zrzeszonych ok. 50 proc. oficerów i generałów.
Pierwsze czterdzieści lat historii USA to okres bardzo szybkiego wzrostu liczby lóż wolnomularskich w
tym kraju. W połowie lat 20. XIX wieku w Stanach Zjednoczonych (które obszarowo były wówczas o
wiele mniejsze od dzisiejszych) było więcej funkcjonujących lóż aniżeli we wszystkich innych krajach
świata. Co ciekawe, wzrostowi liczebnemu amerykańskiej masonerii towarzyszyło również coraz
większe utajnianie jej struktur (wykształca się wówczas struktura 33 stopni wtajemniczenia).
Znaczenie amerykańskiej masonerii w tym okresie znajduje swój wyraz nie tylko w liczbach, ale
również w bardzo mocno zarysowanej obecności wolnomularstwa w sferze publicznej.
W 1789 r. pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych został Jerzy Waszyngton (od 1752 r. w
loży). Prezydencką przysięgę odbierał od elekta pastor Robert Livingston, wielki mistrz nowojorskiej
loży. Biblia, na którą przysięgał pierwszy prezydent, do tej pory była przechowywana w budynku loży.
Do rangi symbolu urosło również uroczyste położenie kamienia węgielnego pod budynek Kongresu w
nowej stolicy USA - Waszyngtonie - w 1793 roku. Uroczystość - pod przewodnictwem prezydenta
Waszyngtona ubranego z tej okazji w masoński fartuszek - była przeprowadzona całkowicie w
wolnomularskim rytuale i z wykorzystaniem masońskiej symboliki. Tę ostatnią zresztą odnajdziemy nie
tylko na amerykańskich banknotach (słynna piramidka i "wszechwidzące oko"), ale również w
oficjalnej pieczęci państwowej USA (np. masońskie korzenie ma inskrypcja "Novus Ordo Seclorum").
Zdaniem niektórych badaczy, nawet pierwotny układ nowej stolicy państwa odzwierciedlał masońska
symbolikę. Jak pisał w latach 90. XVIII wieku Washington do swoich współbraci zrzeszonych w lożach,
Stany Zjednoczone powinny stać się tym, czym masoneria już jest - "lożą cnót".
Na przełomie XVIII i XIX wieku bardzo dużo publicznych uroczystości w USA odbywało się w
masońskim rytuale: otwieranie mostów, pierwszych uniwersytetów (np. w Wirginii czy Północnej
Karolinie) lub budynków władz stanowych (w Massachusetts i Wirginii). Dochodziło do tego, że nawet
uroczystości poświęcenia nowych kościołów protestanckich w USA (wielu duchownych protestanckich
należało do lóż) odbywały się według masońskiego rytuału. Silną pozycję masonerii jako jednego
3
(choć, podkreślmy, nie jedynego) z ważnych elementów amerykańskiego politycznego establishmentu
potwierdziła druga połowa XIX wieku. Na przełomie XIX i XX wieku wpływy amerykańskich lóż będą
już wykraczały poza obszar USA, wspierając także w innych krajach amerykańskiego kontynentu
sprawę "wyzwolenia człowieka z okowów ciemnoty i nietolerancji". Amerykańska masoneria bardzo
gorąco wsparła na przykład radykalnie antykatolicką politykę rządu meksykańskiego na początku XX
wieku.
"Deklaracja Niepodległości od masonerii"
Sprzeciw wobec ekspansji masonerii najczęściej - i słusznie - jest kojarzony przede wszystkim z
Kościołem katolickim. Rzeczywiście, kolejne orzeczenia Papieży (od 1738 r.) definiujące Magisterium
Kościoła w tym względzie podkreślały zarówno niebezpieczeństwa doktrynalne (naturalizm, a niekiedy
wprost ateizm propagowany przez masonerię), jak i tajność działania wolnomularstwa, które w ten
sposób infiltrowało znaczne obszary życia publicznego.
Najlepszym dowodem na to, iż te orzeczenia nie były wynikiem jakiegoś ulegania teoriom spiskowym,
ale raczej rezultatem rzetelnej analizy sytuacji, była tzw. afera fiszkowa we Francji na początku XX
wieku. Okazało się bowiem, że rząd Emila Combes´a zlecił wolnomularskim lożom gromadzenie
konfidencjonalnych materiałów dotyczących życia prywatnego francuskich oficerów podejrzanych o
"klerykalne skłonności" (czytaj: regularne chodzenie do kościoła w niedzielę lub posyłanie dzieci do
katolickich szkół). Tak zebrane materiały były następnie podstawą do blokowania takim oficerom drogi
awansu zawodowego.
Stany Zjednoczone - kraj, w którym masoneria (jak nigdzie indziej) rozbudowała swoje struktury - były
również świadkiem powstania pierwszego, całkowicie świeckiego ruchu antymasońskiego. Wszystko
zaczęło się w 1826 r. od tajemniczego zniknięcia Williama Morrisa, eksmasona z Batavii (stan Nowy
York), który zapowiadał opublikowanie książki demaskującej wszystkie niegodziwości i tajne
machinacje (również gospodarcze) członków lóż. Gdy dodatkowo do opinii publicznej przedostały się
wiadomości, że masoni funkcjonujący w wymiarze sprawiedliwości faktycznie sabotowali śledztwo w
sprawie uprowadzenia Morrisa (i najprawdopodobniej jego śmierci), oburzenie postępowaniem "braci"
ogarnęło cały kraj. Na przełomie lat 20. i 30. oddolny, antymasoński ruch objął całe Stany
Zjednoczone. Powstało ponad sto gazet i periodyków poświęconych antymasońskiej tematyce.
Organizowano setki antymasońskich mityngów, w tym także takich, w których brali udział eksmasoni.
Podczas jednego z nich w 1828 r. odczytano nawet "Deklarację Niepodległości od masońskich
instytucji".
Należy podkreślić, że ten antymasoński ruch - w sensie politycznym, ultrademokratyczny - nie
pochodził z inspiracji katolickiej (społeczność katolicka w USA jest dopiero w powijakach, przed wielką
migracją Irlandczyków w latach 40. XIX wieku). Zaangażowało się w niego natomiast wielu
duchownych i członków rozmaitych Kościołów protestanckich. Wszyscy domagali się wprowadzenia
oficjalnego zakazu piastowania przez masonów urzędów publicznych niepochodzących z wyboru i
wprowadzenia państwowej ewidencji wszystkich lóż i ich członków. Postulaty te nie zostały spełnione.
Jednak antymasoński odruch amerykańskiego społeczeństwa - pierwszy tego typu ruch oddolny
wykraczający ponad dwupartyjny schemat życia politycznego w USA - był dla wolnomularstwa
bolesnym ciosem. W ciągu kilkunastu lat amerykańska masoneria utraciła ponad połowę swoich
członków. Wielu Amerykanów, jak widać, nie chciało posłuchać wezwania swojego pierwszego
prezydenta, by Ameryka stała się "jak loża".
Prof. Grzegorz Kucharczyk
Autor jest kierownikiem Pracowni Historii Niemiec i Stosunków Polsko-Niemieckich Instytutu Historii
Polskiej Akademii Nauk, autorem m.in. książek: "Czerwone karty Kościoła", "Pierwszy holocaust XX
wieku", "Kielnią i cyrklem. Laicyzacja Francji w latach 1870-1914".
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin