02. McKinney Meagan - Księżycowa dama.pdf
(
1600 KB
)
Pobierz
(Microsoft Word - 02. McKinney Meagan - Ksi\352\277ycowa dama)
Meagan McKinney
KSI
Ħņ
YCOWA DAMA
Dla Jude’a Nicholasa Foreta,
oficera i d
Ň
entelmena
1
Prolog
Wrzesie
ı
1881 roku
R
afael Belloch odsun
Ģ
ł skórzan
Ģ
zasłon
ħ
w oknie powozu, gdy mijali ratusz. Wysun
Ģ
ł głow
ħ
przez okno
i zawołał do stangreta:
- Jed
Ņ
t
ħ
dy, przez Baxter Street!
- Ale
Ň
to Five Points, prosz
ħ
pana! A w dodatku ju
Ň
si
ħ
Ļ
ciemnia.
- Trafiłe
Ļ
dwa razy w dziesi
Ģ
tk
ħ
. Jed
Ņ
jak mówi
ħ
!
- Roi si
ħ
tu od ciemnych typów... Wyl
ħ
garnia szumowin!
- Nic mnie to nie obchodzi! Rób co ka
Ňħ
!
- Jak pan sobie
Ň
yczy.
Wo
Ņ
nica zad
Ģ
ł w tr
Ģ
bk
ħ
, by ostrzec inne pojazdy. Potem smagn
Ģ
ł lejcami konie po l
Ļ
ni
Ģ
cych zadach i
lakierowany powóz skr
ħ
cił w najbli
Ň
sz
Ģ
przecznic
ħ
.
Rafe opadł ze znu
Ň
eniem na obite pikowanym atłasem siedzenie i przygl
Ģ
dał si
ħ
, jak dzie
ı
umiera w
krwawej łunie zachodu. Ksi
ħŇ
yc wschodził wła
Ļ
nie nad Upper Bay. Ze swego miejsca Belloch mógł do-
strzec od strony Manhattanu zarys wie
Ň
y. To nieuko
ı
czony jeszcze most wznosił si
ħ
dumnie nad miastem
na przeciwległym brzegu East River. Zwisaj
Ģ
ca z filarów pl
Ģ
tanina pr
ħ
tów wygl
Ģ
dała jak paj
ħ
cza sie
ę
na
tle ciemniej
Ģ
cego nieba.
Wst
ħ
pniaki nowojorskich gazet przepowiadały,
Ň
e pokraczna struktura runie lada chwila pod własnym
ci
ħŇ
arem. Ale Rafael widział ju
Ň
na Zachodzie, jak jego ludzie - in
Ň
ynierowie i robotnicy - wiercili tunele
kolejowe w granitowych skałach rzekomo nie do przebicia. Most nie runie, b
ħ
dzie stał. Mógł si
ħ
o to
zało
Ň
y
ę
!
Wydawało si
ħ
,
Ň
e teraz nawet najbardziej fantastyczne marzenia mog
Ģ
si
ħ
urzeczywistni
ę
. Niektórzy
wierzyli,
Ň
e w tej epoce cudów wszystkie zdobycze nauki zostan
Ģ
wykorzystane dla dobra ludzko
Ļ
ci.
Rafe słuchał z pogard
Ģ
tych pyszałkowatych za
Ļ
lepie
ı
ców. Owszem, ludzie potrafili ju
Ň
rozsadza
ę
góry i
budowa
ę
drapacze chmur, ale głodne dzieci nadal
Ň
ebrały w mrocznych zaułkach Baxter Street. Post
ħ
p
przynosił po
Ň
ytek tym, którym p
ħ
czniały portfele. Na ludzk
Ģ
dusz
ħ
nie miał
Ň
adnego wpływu. Ani na
skamieniałe serce wypełnione jedynie my
Ļ
l
Ģ
o zem
Ļ
cie.
Turkot kabrioletów i kolasek ucichł w oddali, gdy powóz opu
Ļ
cił dobrze utrzymane ulice o trotuarach z
szaroniebieskiego piaskowca i wjechał na poszczerbione bruki slumsów. Przez chwil
ħ
, póki nie dotarł do
jego uszu chrapliwy zgiełk Five Points, Rafael zanurzył si
ħ
w dziwnie koj
Ģ
c
Ģ
cisz
ħ
. Było tak cicho,
Ň
e
słyszał bij
Ģ
ce na Anioł Pa
ı
ski dzwony ko
Ļ
cioła
Ļ
w. Patryka.
Za dnia na Baxter Street nie brakowało „przyzwoitych” przechodniów. Dla wielu magistrackich
urz
ħ
dników Lower East Side stanowiła istny raj. Mo
Ň
na tu było wpa
Ļę
do ulubionej trafiki i za jednym
zamachem odwiedzi
ę
zaprzyja
Ņ
nion
Ģ
dam
ħ
lekkich obyczajów. Nierzadko obie znajdowały si
ħ
pod
jednym dachem.
Sytuacja w tej cz
ħĻ
ci miasta nieco si
ħ
poprawiła od osławionych czasów, gdy członkowie
konkuruj
Ģ
cych gangów rozwalali sobie nawzajem czaszki w biały dzie
ı
. Nawet słynny Karol Dickens nie
o
Ļ
mielił si
ħ
pojawi
ę
tu bez eskorty. Ale to było przed ponad trzydziestu laty. Teraz w miejscu starej
gorzelni stał ko
Ļ
ciół i misja. Mimo to wi
ħ
kszo
Ļę
nowojorczyków nadal unikała Five Points, zwłaszcza po
zachodzie sło
ı
ca. I wła
Ļ
nie dlatego Rafe Belloch odwiedzał od czasu do czasu te strony. On - jeden z
filarów nowojorskiej elity. On - ulubieniec Caroline Astor, wyroczni „braminów z Fifth Avenue”, jak ich
pogardliwie okre
Ļ
lał.
Ich? Nas, poprawił si
ħ
w duchu. Niestety, nas.
Jazda przez Five Points była znakomit
Ģ
odtrutk
Ģ
, ilekro
ę
ogarniało go zbytnie samozadowolenie.
Luksus i wysoka pozycja społeczna zwi
Ģ
zane z niedawno zdobytym bogactwem mogły sprawi
ę
,
Ň
e
spocznie na laurach. Musiał wi
ħ
c od czasu do czasu przyjrze
ę
si
ħ
znów ludzkiej n
ħ
dzy. Przypominała mu,
Ň
e jego
Ň
yciow
Ģ
misj
Ģ
jest zemsta. Zemsta na tych, którzy teraz byli gotowi brata
ę
si
ħ
z nim. Na podłych
bogaczach, którzy spowodowali ruin
ħ
i ha
ı
b
ħ
jego rodziny. Którzy bez mrugni
ħ
cia okiem skazali go w
dzieci
ı
stwie na n
ħ
dzn
Ģ
egzystencj
ħ
w Five Points.
Ponure cienie przeplatały si
ħ
ze
Ļ
wiatłem gazowych latar
ı
. Powóz mijał butwiej
Ģ
ce drewniane domy.
Od czasu do czasu migały mi
ħ
dzy nimi wysokie ceglane domy czynszowe. Współczucie zmagało si
ħ
w
duszy Rafaela z obrzydzeniem, gdy spogl
Ģ
dał na zaludniaj
Ģ
cych te k
Ģ
ty włócz
ħ
gów,
Ň
ebraków, złodziei,
morderców, ulicznice i oszustów. A przede wszystkim na tłumy bezdomnych dzieci, porzuconych lub
2
osieroconych, zdanych tylko na własne siły, walcz
Ģ
cych z bezpa
ı
skimi psami o suchy k
Ģ
t do spania.
Na Wall Street powinni stworzy
ę
jeszcze jedn
Ģ
giełd
ħ
: brudu i n
ħ
dzy, pomy
Ļ
lał. Tego towaru nigdy w
mie
Ļ
cie nie zabraknie!
Powóz podskoczył nagle i zatrzymał si
ħ
. Po chwili ruszył znowu. Mijali wła
Ļ
nie skrzy
Ň
owanie trzech
przecinaj
Ģ
cych si
ħ
ulic, za którym rozci
Ģ
gał si
ħ
istny labirynt mrocznych, n
ħ
dznych zaułków, pełen
niezliczonych melin.
ĺ
wiat, o którym nie mówiło si
ħ
i nie czytało, chyba
Ň
e w brukowej prasie. Powóz
skr
ħ
cił w jeden z zaułków i znowu si
ħ
zatrzymał, tak raptownie,
Ň
e zad
Ņ
wi
ħ
czały ła
ı
cuszki przy uprz
ħŇ
y.
Rafael omal nie spadł z siedzenia. Wysun
Ģ
ł głow
ħ
przez okno.
- Psiakrew! - zakl
Ģ
ł. - Wilson, co ty, u diabła...
Nim sko
ı
czył, smukła kobieca r
ħ
ka podsun
ħ
ła mu pod nos wilgotn
Ģ
szmat
ħ
. Zd
ĢŇ
ył odwróci
ę
głow
ħ
,
ale poczuł ci
ħŇ
ki odór chloroformu. Nie stracił przytomno
Ļ
ci, lecz był jak ogłuszony pot
ħŇ
nym ciosem w
głow
ħ
.
Opadł bezwładnie na siedzenie. Wszystkie zmysły odmówiły mu posłusze
ı
stwa. Wokół rozbrzmiewała
kakofonia niezrozumiałych d
Ņ
wi
ħ
ków. Potem kto
Ļ
jednym szarpni
ħ
ciem otworzył drzwiczki powozu.
- Wysiadaj, durniu, i lepiej si
ħ
po
Ļ
piesz, bo ci
ħ
podziurawi
ħ
!
Nadal otumaniony i walcz
Ģ
cy z mdło
Ļ
ciami Rafe znalazł si
ħ
na brudnej, za
Ļ
mieconej uliczce. W
g
ħ
stniej
Ģ
cym mroku ledwie mógł dostrzec pot
ħŇ
nego m
ħŇ
czyzn
ħ
w płaszczu z szorstkiego, lu
Ņ
no tkanego
materiału i w spodniach z
Ň
aglowego płótna wetkni
ħ
tych w drewniane chodaki. W prawej r
ħ
ce
nieznajomy
Ļ
ciskał kawaleryjski pistolet.
Rafael spojrzał w gór
ħ
i nad jego lewym ramieniem zobaczył drugiego napastnika. Siedział na ko
Ņ
le
obok Wilsona i przykładał mu wielki nó
Ň
do gardła.
Nagle kto
Ļ
podsun
Ģ
ł mu do twarzy latarni
ħ
, tak blisko,
Ň
e niemal całkiem go o
Ļ
lepił.
- Patrzcie no, ale si
ħ
wystroił! - mrukn
Ģ
ł m
ħŇ
czyzna stoj
Ģ
cy na ulicy. - Szcz
ħĻ
cie nam sprzyja, kochanie!
„Kochanie”, jak si
ħ
Rafe szybko zorientował,
Ļ
wieciło mu wła
Ļ
nie w twarz latarni
Ģ
. Była to ta sama
kobieta, która zamroczyła go chloroformem. Twarz miała do połowy zasłoni
ħ
t
Ģ
czarn
Ģ
mask
Ģ
, a
odgarni
ħ
te do tyłu ciemne włosy przewi
Ģ
zała szkarłatnym szalem naszywanym paciorkami. Ubrana była
w połatan
Ģ
spódnic
ħ
z br
Ģ
zowej wełny i brudnozielony aksamitny
Ň
akiet, który uwydatniał jej obfity
biust.
Mierzyła go zimnymi oczyma, które połyskiwały w otworach czarnej maski jak odłamki lodu.
Rafaelowi przemkn
ħ
ło przez my
Ļ
l,
Ň
e serce ma równie zimne, dostrzegł jednak w spojrzeniu jej
zdumiewaj
Ģ
co bł
ħ
kitnych oczu ból i wyrzut, zupełnie jakby miała
Ň
al do całego
Ļ
wiata.
Wła
Ļ
cicielka tych oczu nie mogła by
ę
zatwardział
Ģ
zbrodniark
Ģ
. Jeszcze nie!
K
Ģ
ciki jej ust drgn
ħ
ły w leciutkim u
Ļ
miechu. Bł
ħ
kitne oczy błysn
ħ
ły, zaraz jednak odwróciła je, jakby
nieco zmieszana.
- Poznali
Ļ
cie chyba, kto to taki? - rzuciła kpi
Ģ
co do swoich kompanów zaskakuj
Ģ
co d
Ņ
wi
ħ
cznym, miłym
głosem. - Rafael Belloch we własnej osobie! Waligóra, jak go nazywaj
Ģ
. Dr
ĢŇ
y tunele i wznosi mosty dla
Kansas-Pacific. O, przepraszam! Podobno przej
Ģ
ł ju
Ň
t
ħ
korporacj
ħ
.
- Dobry Bo
Ň
e! Masz racj
ħ
, dziewczyno. To Belloch!
Trzeci bandzior prychn
Ģ
ł pogardliwie z wysoko
Ļ
ci kozła.
- Jasne, jasne! A ja jestem Jay Gould!
- Mówi
ħ
ci, psiakrew,
Ň
e to Belloch! - upierał si
ħ
osiłek terroryzuj
Ģ
cy Rafaela pistoletem. - Dopiero co
widziałem t
ħ
g
ħ
b
ħ
w „Heraldzie”. Popatrz tylko na uprz
ĢŇ
: kapie od złota!
- Oczywi
Ļ
cie,
Ň
e to Belloch - potwierdził słodki głosik. - Tak
Ģ
przystojn
Ģ
bu
Ņ
k
ħ
zapami
ħ
ta ka
Ň
da
kobieta!
W nast
ħ
pnej chwili w jej głosie zabrzmiała wyra
Ņ
na drwina.
- Oj, panie Waligóro! Za daleko si
ħ
pan zapu
Ļ
cił od Fifth Avenue!
- By
ę
mo
Ň
e - odparł Rafe. W głowie ju
Ň
mu si
ħ
rozja
Ļ
niło, a urzeczenie nieznajom
Ģ
szybko ust
ħ
powało
miejsca w
Ļ
ciekło
Ļ
ci. - Za to wam trojgu coraz bli
Ň
ej do wi
ħ
zienia przy Ludlow Street!
- Jak nam b
ħ
dzie zale
Ň
ało na twojej opinii - warkn
Ģ
ł grubia
ı
sko oprych stoj
Ģ
cy obok kobiety - to sami j
Ģ
od ciebie wyci
Ģ
gniemy. Dawaj portfel i zegarek. I bez
Ň
adnych sztuczek!
Rafe wyci
Ģ
gn
Ģ
ł z wewn
ħ
trznej kieszeni surduta portfel ze
Ļ
wi
ı
skiej skóry, a z kieszonki kamizelki złoty
zegarek z dewizk
Ģ
.
- A teraz płaszcz, baronie - poleciła kobieta. Ujrzał iskierki wesoło
Ļ
ci w jej pi
ħ
knych oczach.
- Baronie? - powtórzył, pozbywaj
Ģ
c si
ħ
okrycia. - Sk
Ģ
d ten zaszczytny tytuł?
3
- Zasłu
Ň
ył pan co najmniej na takie wyró
Ň
nienie w imperium rabusiów!
- Skoro zaliczam si
ħ
do rabusiów, to mo
Ň
e raczej wy powinni
Ļ
cie podnie
Ļę
r
Ģ
czki do góry?
- Tylko si
ħ
zgrywa na bohatera - prychn
Ģ
ł pogardliwie ten z kozła. - Stracha ma,
Ň
e hej!
- Wcale nie ma stracha. - Kobieta przygl
Ģ
dała si
ħ
uwa
Ň
nie twarzy Rafaela w
Ļ
wietle latami. - Nasz pan
Belloch nie jest boja
Ņ
liwy. Ten szyderczy grymas na jego twarzy to nie
Ň
adne udawanie. Ju
Ň
sobie pewno
układa w my
Ļ
li, jak by nam spu
Ļ
ci
ę
lanie! Wszystkim trojgu.
Za
Ļ
miała si
ħ
melodyjnie.
- Widz
ħ
,
Ň
e potrafi pani czyta
ę
w my
Ļ
lach! - rzekł Rafe. - Czy jest pani równie biegła w seansach
spirytystycznych i wró
Ň
eniu z fusów? Czemu kobieta obdarzona tak
Ģ
urod
Ģ
i wykształceniem marnuje si
ħ
jako pospolita złodziejka?
Jej oczy pociemniały. Spojrzenie skrzywdzonego dziecka znikło bez
Ļ
ladu.
W tym momencie Rafe poj
Ģ
ł,
Ň
e ta kobieta nie chce, aby jej przypomina
ę
,
Ň
e została stworzona do
wy
Ň
szych celów. To był jej słaby punkt i tym z pewno
Ļ
ci
Ģ
nale
Ň
ało tłumaczy
ę
wyraz bólu pojawiaj
Ģ
cy si
ħ
w jej spojrzeniu.
- To zaj
ħ
cie, panie Belloch - odparła chłodno, przewieszaj
Ģ
c sobie przez rami
ħ
jego płaszcz, jakby to był
koronkowy szal - z pewno
Ļ
ci
Ģ
bardziej mi si
ħ
opłaci ni
Ň
harowanie za marne grosze w fabryce odzie
Ň
y.
Tam bym si
ħ
dorobiła tylko
Ļ
lepoty!
- Gadane to ty masz, Belloch! - mrukn
Ģ
ł drwi
Ģ
co ten z kozła, przyciskaj
Ģ
c nó
Ň
jeszcze mocniej do
gardła Wilsona. - Wy, kolejowe rekiny, zdarliby
Ļ
cie skór
ħ
nawet z umarlaka! My przynajmniej
kradniemy uczciwie: twarz
Ģ
w twarz. Tacy jak ty chowaj
Ģ
si
ħ
za plecy Wall Street: niech banki odwalaj
Ģ
za nich brudn
Ģ
robot
ħ
!
Rafael powstrzymał si
ħ
od odpowiedzi. Nie miał w
Ģ
tpliwo
Ļ
ci: obaj m
ħŇ
czy
Ņ
ni z przyjemno
Ļ
ci
Ģ
by go
zamordowali. Skupił si
ħ
na studiowaniu twarzy pi
ħ
knej bandytki. Chciał utrwali
ę
sobie w pami
ħ
ci ka
Ň
dy
uroczy szczegół niezakryty przed jego wzrokiem. Szlachetne czoło; delikatny zarys nosa; słodkie, pełne
wargi. Odnajdzie j
Ģ
na pewno i wtedy zedrze z niej mask
ħ
!
Wpatrywał si
ħ
chyba zbyt długo. Jej oczy znów stały si
ħ
lodowate.
- Prosz
ħ
si
ħ
nie ogranicza
ę
do płaszcza, panie Belloch - rzuciła zjadliwym tonem. - Przyda si
ħ
nam i
reszta pa
ı
skiego ubrania. Dostaniemy za nie ładny grosz u handlarza starzyzn
Ģ
.
- Reszta? Czy to
Ň
art, na Boga Ojca?!
Wzdrygn
Ģ
ł si
ħ
, gdy lufa kawaleryjskiego pistoletu wbiła mu si
ħ
w pier
Ļ
.
- Słyszałe
Ļ
, co dama do ciebie mówi!
ĺ
ci
Ģ
gaj łachy!
- Zbieram na posag - wyja
Ļ
niła z kokieteryjnym
Ļ
mieszkiem.
Belloch opanował gniew.
- My
Ļ
lisz,
Ň
e uda ci si
ħ
zrobi
ę
ze mnie pajaca?! - wykrztusił.
- Owszem, tak wła
Ļ
nie my
Ļ
l
ħ
, panie Belloch. Niew
Ģ
tpliwie dumny i odwa
Ň
ny z pana m
ħŇ
czyzna. Ale
Ň
aden z was nie jest bohaterem na golasa.
- To rozwa
Ň
ania teoretyczne czy głos do
Ļ
wiadczenia?
Znowu odwróciła wzrok.
- Chc
ħ
mie
ę
pewno
Ļę
,
Ň
e uda si
ħ
pan prosto do domu. Prosz
ħ
si
ħ
rozbiera
ę
!
- Potrzebna mi ły
Ň
ka - upierał si
ħ
. - Buty mam nowe i strasznie ciasne.
- Niech go szlag! - wybuchn
Ģ
ł m
ħŇ
czyzna na ko
Ņ
le. - Zastrzel
ħ
tego drania!
- Nie! - Kobieta odwróciła si
ħ
błyskawicznie w jego stron
ħ
z gracj
Ģ
baletnicy wykonuj
Ģ
cej piruet. -
ņ
adnego strzelania!
Podeszła do Rafe’a. Przyjrzał si
ħ
jej z bliska, jeszcze dokładniej. Przez kilka sekund jej oczy płon
ħ
ły
ciepłym blaskiem i miały barw
ħ
najpi
ħ
kniejszych niezapominajek.
Nie była wi
ħ
c całkiem zimna. Ani całkiem pozbawiona sumienia.
- Rozbieraj si
ħ
szybciej, mój panie, bo jeszcze si
ħ
rozmy
Ļ
l
ħ
co do tego strzelania! - powiedziała niemal
prosz
Ģ
cym tonem.
Kipi
Ģ
c ze zło
Ļ
ci, Rafe spełnił jej polecenie. Oddał surdut, kamizelk
ħ
i koszul
ħ
z cienkiego płótna. Dama
wcale nie udawała wstydliwej i przygl
Ģ
dała mu si
ħ
bacznie.
- Kto by pomy
Ļ
lał! Ma mi
ħĻ
nie jak ze stali! - zauwa
Ň
ył bandzior z kozła.
Kobieta bł
Ģ
dziła niemal t
ħ
sknym wzrokiem po silnej piersi i smukłej talii Rafaela.
- Teraz rozumiem, dlaczego pani Astor ma do pana słabo
Ļę
! No, szybciej, panie Belloch: buty i spodnie!
Buty schodziły opornie i omal si
ħ
nie przewrócił,
Ļ
ci
Ģ
gaj
Ģ
c je. Złodziej wymachuj
Ģ
cy pistoletem
4
wyrwał mu obuwie z r
Ģ
k.
- Mo
Ň
e
Ļ
my niegodni,
Ň
eby ci je sznurowa
ę
, ale ukra
Ļę
jako
Ļ
nam si
ħ
udało, do licha!
Wr
ħ
czaj
Ģ
c kobiecie spodnie. Rafe spytał wyzywaj
Ģ
co:
- Kalesony te
Ň
?
Jej zuchwała odpowied
Ņ
zbiła go z tropu.
- Jak najbardziej - odparła. - Wst
ħ
p był ogromnie interesuj
Ģ
cy. Niech
Ň
e mi pan teraz nie sprawi zawodu!
- Do
Ļę
tej zabawy! - zaprotestował ten z kozła, zeskakuj
Ģ
c na ziemi
ħ
. - Zostaw w spokoju jego gacie,
rozpustnico! Nie mam ochoty wyl
Ģ
dowa
ę
na Blackwell’s Island tylko dlatego,
Ň
e zachciało ci si
ħ
ogl
Ģ
da
ę
tego pi
ħ
knisia!
Obaj m
ħŇ
czy
Ņ
ni poci
Ģ
gn
ħ
li j
Ģ
za sob
Ģ
jak niesfornego urwisa. Rafe dostrzegł,
Ň
e słodkie wargi wygi
ħ
ły
si
ħ
w lekkim u
Ļ
mieszku. Była zadowolona ze swej psoty.
Kiedy trójka rabusiów znikała w mrocznej uliczce, usłyszał przekorny głos dziewczyny:
- We dnie i w nocy b
ħ
d
ħ
my
Ļ
lała o tym, co mnie omin
ħ
ło, panie Belloch!
To było wyra
Ņ
ne wyzwanie.
- A my
Ļ
l sobie, my
Ļ
l, ty impertynencka dziewucho! - burkn
Ģ
ł Rafe pod nosem.
To tylko zaostrzy jej apetyt, dodał w duchu. I mój te
Ň
.
Przysi
Ģ
gł sobie na wszystkie
Ļ
wi
ħ
to
Ļ
ci,
Ň
e bez wzgl
ħ
du na to, o czym ta dziewczyna b
ħ
dzie my
Ļ
lała,
przyjdzie dzie
ı
, gdy ujrzy cał
Ģ
nag
Ģ
prawd
ħ
.
1
Czerwiec 1883 roku
P
anie i panowie - oznajmił Paul Rillieux mocnym, d
Ņ
wi
ħ
cznym głosem. - Wielu ludzi posiada
niewytłumaczalny jak dot
Ģ
d dar nawi
Ģ
zywania kontaktów z siłami... nazwijmy to... nadnaturalnymi.
Okre
Ļ
lamy ich jako wra
Ň
liwych na ponadzmysłowe bod
Ņ
ce. Nie pretenduj
ħ
do miana jednego z tych
wybranych, jednak
Ň
e zajmowałem si
ħ
troch
ħ
naukami tajemnymi. Dowiedziawszy si
ħ
o moich
zainteresowaniach, pani Astor poprosiła mnie o niewielki pokaz telepatii. Telepatia to udokumentowana
ju
Ň
w sposób naukowy mo
Ň
no
Ļę
przechwytywania my
Ļ
li innych osób za po
Ļ
rednictwem przenikaj
Ģ
cego
nasz
Ģ
ziemsk
Ģ
atmosfer
ħ
gazowego pierwiastka zwanego eterem.
Podwy
Ň
szenie na ko
ı
cu ogrodowej galerii, dot
Ģ
d zaj
ħ
te przez orkiestr
ħ
graj
Ģ
c
Ģ
walce i motywy z
ró
Ň
nych oper, opustoszało. Muzycy ust
Ģ
pili miejsca na podium staremu wynalazcy i badaczowi, który
zasłyn
Ģ
ł równie
Ň
jako jasnowidz.
- Wszyscy wiemy - dodał Paul Rillieux z przymilnym u
Ļ
mieszkiem -
Ň
e
Ň
yczenie pani Astor ma moc
równ
Ģ
rozkazowi najwy
Ň
szych władz. Tak wi
ħ
c stawiłem si
ħ
na wezwanie i oto jestem.
Skłonił si
ħ
gładko uczesanej matronie, z której szyi spływała istna kaskada brylantów. Dama skin
ħ
ła
łaskawie głow
Ģ
, jakby zezwalaj
Ģ
c zebranym na okazanie uznania dla dowcipu mówcy. Rozległ si
ħ
powstrzymywany dot
Ģ
d
Ļ
miech, zarówno na przybranej od
Ļ
wi
ħ
tnie galerii, jak «w otaczaj
Ģ
cych j
Ģ
ogrodach.
Elektryfikacj
ħ
dolnego Manhattanu rozpocz
ħ
to zaledwie przed rokiem, tu
Ň
po uko
ı
czeniu budowy
elektrowni na Pearl Street. Teraz nawet rezydencj
ħ
Maitlandów, usytuowan
Ģ
w dolnej cz
ħĻ
ci Fifth
Avenue, o
Ļ
wietlały
Ň
arówki umieszczone w mosi
ħŇ
no-kryształowych kinkietach. Kinkiety miały kształt
putti
- szelmowsko u
Ļ
miechni
ħ
tych cherubinków, a mi
ħ
dzy nimi wisiały ogromne gobeliny utrzymane w
zielonej tonacji.
- Umysł ludzki to psyche, czyli dusza - perorował Rillieux - a zarazem pneuma, czyli duch, jej
eteryczny dwojnik. Ta para rzadko pozostaje w harmonii. Człowiek
Ļ
wiadomie zastanawia si
ħ
nad tym,
co b
ħ
dzie na obiad, podczas gdy jego pod
Ļ
wiadomo
Ļę
zamartwia si
ħ
skrycie jakim
Ļ
niedotrzymanym
przyrzeczeniem lub marzeniami, które si
ħ
nie zi
Ļ
ciły.
Opieraj
Ģ
c si
ħ
lekko na trzcinowej laseczce, Rillieux mierzył wzrokiem otaczaj
Ģ
cy go wykwintny tłum.
Oprócz Caroline Schermerhorn Astor w
Ļ
ród jego słuchaczy znajdowali si
ħ
: Alice Vanderbilt; hrabia de
Chartrain, francuski arystokrata na wygnaniu; debiutuj
Ģ
ca w towarzystwie Antonia Butler, przyszła
dziedziczka fortuny dorównuj
Ģ
cej fortunie Vanderbiltów; oraz gospodarz przyj
ħ
cia Jared Maitland,
potentat w dziedzinie obrotu nieruchomo
Ļ
ciami.
Obecno
Ļę
pani Astor dowodziła,
Ň
e dama owa wreszcie uległa pod coraz silniejszym naporem
mno
ŇĢ
cych si
ħ
jak króliki nowobogackich. Przybywali oni głównie z zachodu i mieli okropne maniery, za
to pieni
ħ
dzy jak lodu, tote
Ň
nawet pani Astor nie mogła ju
Ň
udawa
ę
,
Ň
e nie istniej
Ģ
. Prawd
ħ
mówi
Ģ
c, w
5
Plik z chomika:
nena6911
Inne pliki z tego folderu:
02. McKinney Meagan - Księżycowa dama.pdf
(1600 KB)
03. Langan Ruth - Jasny Nefryt.pdf
(963 KB)
046. Alexander Meg - Dziecko miłości.pdf
(668 KB)
05. Stuart Anne - Duma i honor.pdf
(1470 KB)
055. Cassidy Laura - Za głosem serca (Latimarowie 04).pdf
(1251 KB)
Inne foldery tego chomika:
Brockway Connie
ebooki
Romans historyczny
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin