09_2011.pdf

(1625 KB) Pobierz
665947366 UNPDF
gotuję się Magda gessler
Warszawska restauratorka, gospodyni programu
„Kuchenne rewolucje Magdy Gessler” w TVN
Nieznośna lekkość smalcu
wydziela nieprzyjemny zapach podczas smażenia, słonina ma mnó-
stwo przerostów, a tłuszcz lochy jest delikatny. Smalec przyrządzamy
z powoli wytapianej słoniny, której... też już nie ma. Nie kupię już
słoniny grubej na 10 cm, bo teraz produkuje się świnie odchudzone,
które słoniny mają najwyżej na grubość palca. Chcemy być „light”,
wchłaniamy sztuczne tłuszcze, nie doceniamy tego, co kiedyś mieliśmy.
We Francji dostanę słoninę w każdej grubości i szerokości, bo Francuzi
bez niej nie będą mieli czym obłożyć słynnych
pasztetów. Bez dobrej słoniny nie przygotują
też zjawiskowego rillettes z odrobiną koniaku
i czosnku. Dobrą grubą słoninę upoluję cza-
sem na wschodzie Polski, dlatego z ogromną
przyjemnością wracam do Restauracji Carskiej
w Białowieży, gdzie jadam najlepsze carpaccio
ze słoniny. Dziwnie brzmi? Ale jak smakuje...
Marynowana w soli słonina w towarzystwie
octu, białej rzepy i marynowanych prawdziw-
ków jest eksplozją smaku. Krojona cieniutko,
tak jak Włosi kroją lardo. Czy Włosi wstydzą
się lardo? Przeciwnie – za przysmak każą sobie
słono płacić. Płacimy 50 zł za kilogram pysznej,
włoskiej słoniny i mówimy sobie, że na waka-
cjach wszystko lepiej smakuje. Szczególnie
zimą w Dolomitach. Dlaczego więc boimy się
słoniny nad Wisłą? Bo śpiewne „lardo” lepiej
działa na wyobraźnię niż przaśna „słonina”?
Mogę przymknąć oko na to, że już niemal nikt
nie zakąsza wódki słoniną, ale zawsze głośno
zaprotestuję przeciw głupiej modzie na podawanie ruskich pierogów
w towarzystwie skwarek z boczku. Niewiele rzeczy tak uwłacza sma-
kowi pierogów jak te przesączone tłuszczem, ohydne skwary. Jeśli
skwarki, to tylko ze słoniny. Są miękkie, drobne i bajecznie delikatne.
Ich uzyskanie nie jest tak proste jak podsmażenie pokrojonego boczku,
jednak warto poświęcić więcej czasu i uzyskać smaczną omastę.
Smalec z jabłkiem i cebulą podany w charakterze przystawki do
ciężkiego razowego chleba znika ze stołu pierwszy, i to bez względu
na wysokość sfer, jakie się przy nim zebrały. Proszę też spróbować
mojej ulubionej wersji tego tłuszczu, wytapianego z dużych połaci
słoniny z dość niecodziennymi ( jak na smalec) dodatkami. Na pół
kilograma słoniny potrzeba pół kilograma podgardla wieprzowego, do
tego kilka kromek podsuszonego, niesłodzonego wiejskiego razowca,
suszone morele, cebula, czosnek, kiełbasa chorizo, mielona słodka
papryka, świeży rozmaryn i... paczka sezamków. Dzień wcześniej
marynujemy słoninę w startym czosnku, pokrojonej cebuli i siekanym
rozmarynie. Następnego dnia kroimy ją w grubą kostkę, mielimy
podgardle przez maszynkę z grubym sitem, wrzucamy ze słoniną
do garnka i powoli wytapiamy. Przynajmniej trzy godziny. Po tym
czasie wyławiamy skwarki, dodajemy do nich
pokrojone drobno morele i mieloną paprykę. Do
smalcu wkładamy na chwilę cztery pokrojone
w ćwiartki cebule i odstawiamy z ognia. Gdy
zacznie tężeć, dodajemy podsmażone wcześniej
grzanki z razowca, wymieszane z morelami
i papryką skwarki, pokrojone w drobną kostkę
chorizo i potłuczone w moździerzu sezamki.
Lekko mieszamy i odstawiamy do stężenia.
Pyszne i piękne jednocześnie.
Na koniec uwaga, szczególnie cenna w kar-
nawale. Bez smalcu bowiem nie ma również
faworków. To, co wyprawiają cukiernie, żeby
zaoszczędzić czas i pieniądze, woła o pomstę
do nieba. Faworki z oleju są ciężkie, gumowate
i niesmaczne. Dobrze rozgrzany smalec działa
jak japońska tempura. Ciasto się praży, a nie
smaży, nabiera lekkości i rośnie. Gdy jest już
rumiane, przekładamy je na bibułę i obsypujemy
od razu cukrem pudrem, w którym wcześniej
przez dwa tygodnie trzymaliśmy laski prawdzi-
wej wanilii. Cukiernicy wolą dziś etylowanilinę, a ja wciąż z uporem
maniaka powtarzam stary polski przepis, którym już kiedyś dzieliłam
się z czytelnikami „Wprost”, i z rozbawieniem patrzę na opuszczają-
cych Fukiera gości, którzy niby już wychodzą, niby już w płaszczach,
ale jednak wciąż nie mogą oderwać się od wystawionych dla nich na
pożegnanie tac ze świeżo wysmażonymi faworkami. Patrzę na to
z rozbawieniem, ale wcale się nie dziwię. Kiedy byliśmy mali, nasza
mama stawiała faworki co roku wysoko na szaie, inaczej pochłonę-
libyśmy wszystkie jednego dnia. Wtedy już to wiedziałam, dziś tylko
powtarzam – swój smak zawdzięczały w ogromnej mierze temu,
że były smażone na najprawdziwszym wiejskim smalcu.
96
6 marca 2011 | wprost
nie chcemy pamiętać o smalcu. nikt się do smalcu nie przyznaje. Gdy pytam o smalec
w domach moich znajomych, ich oburzenie jest tak ogromne, że aż zabawne. Tymczasem to
właśnie brak smalcu w kuchni powinien siać kulinarne zgorszenie, nie jego obecność.
M ało kto wie, że najlepszy jest smalec z sadła lochy. Ten z knura
665947366.001.png 665947366.002.png 665947366.003.png 665947366.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin