Na Rozdrożu.doc

(72 KB) Pobierz

NA ROZDROŻU
Maciek




Wstęp

    Większość ludzi nie lubi gejów i większość z nich  nie wie, dlaczego. Chcą być jak inni, nie chcą, żeby ludzie wytykali ich palcami i mówili: „O, to ten, co kumpluje się z gejem”. Nawet w szkole, w klasie, w której są dwaj geje, a inni wiedzą tylko o jednym, ten drugi, o którym klasa nie wie, też będzie tępił tego drugiego. Powód jest prosty – nie chce, żeby uważano, że on też jest gejem i żeby traktowano go w ten sam sposób. Ludzie sami nie wiedzą, czemu nie lubią gejów. Boją się ich, a też nie wiedzą, dlaczego. Dla przykładu najbrzydszy chłopak w klasie powie: „Nie będę siedział z tym gejem, bo się boję...” i wszyscy to zrozumieją, a nawet nie spytają, czego się boi! Co, zgwałci go? Zarazi niewiadomą chorobą? Ludzie boją się wszystkiego, co jest na swój sposób inne, tego, z czym dotychczas  się nie spotkali.
    A może warto by było popatrzyć na to z innej perspektywy? Zastanowić się, jak czuje się ktoś w ten sposób poniżany, odizolowany od społeczeństwa, nietolerowany przez większość? Jak ma się czuć ktoś, kto idąc szkolnym korytarzem, słyszy za sobą docinki: „Co jest, geju, pedale?” etc.? Może warto by było wczuć się w tę osobę choć na ten jeden moment? Jakie mamy prawo oceniać kogoś, kogo tak naprawdę nie znamy? Wiemy o tej osobie tylko tyle, że woli chłopaków.
    Niestety, w Polsce utarło się patrzenie na gejów jak na istoty myślące tylko o seksie. Nie bez powodu. Większość z nas takimi jest. Piszę „nas”, bo sam jestem gejem i widzę innych gejów. Obserwując widzę, że liczy się dla nich tylko zabawa oraz seks i jeszcze raz seks. Impreza bez seksu to impreza nieudana. Do tego ubierają się jak cioty, mają dziwne gesty, ich dykcja przyprawia o mdłości. Sam tego nie lubię – i nie jestem taki. Ale, niestety, świat gejów już taki jest i sami sobie jesteśmy winni,  że gej patrzy na geja w większości jak na obiekt do uprawiania seksu.
    Ale czy wolno nam oceniać jednostkę patrząc na stereotypy i na ogół całego środowiska? Czy mamy prawo każdego geja oceniać tak samo, wkładając wszystkich do tego samego worka, nie wiedząc, jakim człowiekiem tak naprawdę jest? Nie wiedząc, jakie ma życie, z kim się zadaje, jak traktuje innych, jakie ma podejście do seksu?
    Postaram się przybliżyć moje życie, pomijając mniej istotne jego części, skupiając się na najważniejszych jego aspektach, aby inni mogli zobaczyć, że jesteśmy takimi samymi ludźm, jak wszyscy dookoła, mając jedynie inne tylko niektóre problemy. Że nie różnimy się niczym, że nie zasługujemy na takie traktowanie.


I. Dzieciństwo

    Dwie osoby. Dziewczyna i chłopak. Ona 17, on 20 lat. Mają na siebie ochotę, idą do łóżka, uprawiają seks. Po paru tygodniach szok: ona jest w ciąży. A po dziewięciu miesiącach rodzi się mały, niewinny człowieczek wielkości parędziesięciu centymetrów, nie wiedzący, co się wokół niego dzieje. Wszyscy się nim zachwycają, jaki to on jest śliczny, rodzice i rodzina są szczęśliwi, obiecują sobie złote góry... I nagle każdy sobie uświadamia, jaka to odpowiedzialność. I proste pytanie: gdzie będą mieszkać? Z czego będą żyć? Kto pójdzie do pracy? Kto będzie się zajmował dzieckiem? Jak to będzie...?
    Rezultat jest taki, że zamieszkali u rodziców ojca. Babka kupowała dzieciaczkowi różne ciuszki, matka dalej uczyła się w liceum, ojciec zaczął pracę jako elektryk. A dzieciak w którymś momencie zaczął do babki mówić „mamo”. Młoda matka chodziła z ojcem na dyskoteki, oboje odrabiali „utraconą młodość”, a dzieciaka wychowywała babka.
    Później stało się tak, że ojciec zaczął pić i powoli staczał się na dno, poniżanie rodziny, rękoczyny... Matka zabrała dziecko i uciekła do swoich rodziców. Tam opiekowała się mną – bo to o mnie mowa – moja prababcia. Ostatecznie gdzieś się przeprowadziliśmy, i tak aż do momentu, gdy zamieszkaliśmy w rynku.
    Przez rok mieszkałem tylko z matką. Miałem siedem lat. Któregoś dnia przyszedł jakiś facet. Potem przychodzi niemal codziennie i nawet nie wiem kiedy, a już byli razem. Po roku urodziła mi się siostra. Poszedłem w całkowitą odstawkę. Liczyła się tylko ona... Minął jakiś czas i znów się przeprowadziliśmy.
    Moi „rodzice” nie zwracali na mnie żadnej uwagi. W szkole byłem rozrabiaką na całego, biłem wszystkich bez wyjątku i bez większego powodu. Jak mi się coś nie podobało, to od razu w gębę. Gabinet dyrektorki znałem już na pamięć... Później urodził mi się brat, a ja stałem się już tylko mieszkańcem tego domu. Matka, gdy wracała z wywiadówek, a szła jak już naprawdę musiała, mówiła o moich wyczynach ojczymowi, a ten się wkurzał tak, że przez dwa tygodnie nie mogłem usiąść na dupie. Często miałem ślady od kabla aż na plecach. Tak było niemal codziennie...
    Mijały lata... Kiedyś wyszedłem na spacer z jednym kolegą z podwórka – i uciekliśmy. Nie pamiętam, jak on miał na imię, ale wiem, że był świadkiem Jehowy. Wtedy pierwszy raz w życiu czułem się taki wolny. Wszystko zależało ode mnie, mogłem robić, co chciałem i jak chciałem. To uczucie było takie fajne... Odebrali nas po dwóch dniach z Komendy Policji na Psim Polu... Później po każdej kłótni wybywałem na drugi koniec miasta, do babci, spałem tam, a rano dziadek odwoził mnie do domu. Po miesiącu takich odwiedzin u babci, zainteresował się mną wujek. Zaczął wpadać do nas, bo mu to wszystko nie pasowało. I tak się jakoś stało, że od szóstej klasy podstawówki mieszkałem już u babci, a wujek siedział nade mną dzień w dzień, pomagając mi w lekcjach. Wynik był taki, że egzamin szóstoklasisty zdałem niemal na samych czwórkach i piątkach.
    Już w podstawówce zauważyłem, że ciągnie mnie do chłopaków. Nie wiedząc nawet, że takie coś jest możliwe, nie zwracałem na to większej uwagi. Z perspektywy patrząc, to już samo to, że w czwartej czy piątej klasie potrafiłem wskoczyć i uwiesić się na szyi gościowi od wf-u... Do wujka tuliłem się już jako pięciolatek. Wtedy te swoje zachowania ignorowałem.  
    Kiedyś usłyszałem słowo „pedał”. Zacząłem się dopytywać, co to znaczy. Ktoś mi wytłumaczył, że „to jest kiedy chłopak robi to z chłopakiem”. Ale – co robi...? Seks? Ta rozmowa mnie tak wciągnęła, że zastanawiałem się nad tym przez kilka następnych dni.


II. Gimnazjum

    Cholerny stres, nowi znajomi. Nie wiedziałem, jak się zachować. Przez jakiś czas się do nikogo nie odzywałem. W końcu jakoś się zaaklimatyzowałem. W sumie okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Pierwsza klasa była cholernie ciężka. Wtedy nawet nie zwracałem uwagi na chłopaków, zajmowałem się szkołą. Miałem tyle braków z podstawówki, nauki cała masa. Siedziałem codziennie z wujkiem i nadrabiałem te zaległości. Byłem jak duży dzidziuś. Wszędzie za nim chodziłem, on był dla mnie chodzącym wzorem do naśladowania. I dalej nim jest... Jakoś minęła ta pierwsza klasa. Zaczęła się druga. Lubili mnie chyba wszyscy nauczyciele i większość uczniów. Wszędzie mnie było pełno. Na przerwach odwiedzałem salę muzyczną, bo nie mogłem oderwać się od pianina. Na informatyce potrafiłem zostać z kolesiem do 18:00 w szkole i robić komputery.
    Któregoś dnia odkryłem, że podoba mi się chłopak, który u nas w klasie grał na pianinie. Nigdy mu tego nie powiedziałem, bo dalej nie potrafiłem tego pojąć ani zrozumieć. Ignorowałem to całkowicie. Nie zawracałem sobie tym głowy aż do momentu, kiedy usiadłem w domu do komputera i wpisałem w Google „Gay”. Wyskoczyło kilka linków. Kliknąłem w pierwszy i – cała masa pornografii z facetami! Byłem w szoku. Na początku się wystraszyłem, że jak to tak można pokazywać wszystko i... robić wszystko. Brzydziłem się tego. Ale gdy mój penis zaczął na to reagować, spodobało mi się to. Zaglądałem tu coraz częściej. Wciągnęło mnie to i w ogóle było fajne. Zacząłem czytać na tematy gejowskie, aż w końcu uznałem,  że jestem gejem.
    Pojechałem z rodziną na wakacje nad morze. W sumie co roku tam jeździliśmy. Pamiętam, że dostałem wtedy nowy telefon. Sony Ericsson K750i, było na nim GG, wtedy to był po prostu szok i cyrk na kółkach. Ciągle się nim bawiłem, jak dziecko. Wtedy padało. Nudziło mi się, wszedłem na GG, wpisałem w wyszukiwarce „Gay” i wyskoczyło parę osób on-line. Rozmowy trwały może z pięć minut, bo wszystko ociekało seksem. W końcu trafiłem na Marka. Pamiętam jak dziś, gadaliśmy całą noc, do rana, a później codziennie przez całe dwa tygodnie pobytu nad morzem. Wróciłem do Wrocławia i pierwsze, co zrobiłem, to na komputer i pisać z Markiem. On miał 13 lat, ja 14 i pół. Gadało mi się z nim jak z dorosłym i poważnym chłopakiem. Wiedział dużo więcej ode mnie, miał swojego chłopaka. Wymienialiśmy się fotami minimum dwa razy w tygodniu i gadaliśmy o wszystkim, co się działo, co robiliśmy cały dzień, i takie tam. W ogóle nie gadaliśmy o seksie. Ani ja, ani on nie lubiliśmy o tym gadać. Zresztą, obydwaj uważaliśmy, że jesteśmy na to za młodzi. Może to śmieszne, ale jednak.
    W trzeciej gimnazjum postanowiłem, że założę jakiś swój gejowski profil. I odezwał się do mnie Darek. Okazało się, że mieszkał prawie po sąsiedzku. Miał 18 lat. Gadaliśmy codziennie, chodziliśmy na spacery. Któregoś dnia powiedziałem mu, że chcę zwalić z innym chłopakiem i zobaczyć, jak to jest. Usiedliśmy, a ja dobre półtorej godziny zbierałem się na odwagę, żeby tylko ściągnąć spodnie. Późnej jakoś poszło. I... w sumie nigdy więcej już ze sobą nie gadaliśmy.
    Opowiadałem późnej o tym Markowi. Po prostu się nieźle nim zauroczyłem. Gadam z nim do dzisiaj. Nie tak często jak kiedyś, ale uwielbiałem z nim gadać. W ogóle nie gadamy o seksie. Czasami tylko. Jakoś nie umiem z nim o tym gadać. W dalszym ciągu traktujemy się jak dawniej. Lubię to. Nigdy u niego nie byłem, ale znam jego adres, a on mój. Kiedyś musimy się odwiedzić i pogadać, wymienić poglądy. To jest jedyny normalny człowiek, którego znam i szanuję. Z chłopakiem, z którym był jak miał 13 lat, dalej jest. Teraz będzie szedł do technikum.
    Pewnego dnia dostałem na GG wiadomość: „A my się znamy, bo mam Cię na liście kontaktów”. Nie znaliśmy się. Po prostu ktoś miał przede mną ten numer. Nie wiem, jak to się stało, ale gadałem z tym chłopakiem całą noc, później cały dzień. Wciągnęliśmy się w rozmowę. On mi opowiadał o swojej dziewczynie i małym chłopaczku, którym się opiekuje, ja mu mówiłem, że chyba jestem gejem, i takie rzeczy. Zdziwiło mnie jego podejście, bo zareagował całkiem normalnie. Gadaliśmy tak ze trzy miesiące i zauroczyłem się nim, głupi, myśląc wtedy, że to miłość. I stało się coś dziwnego. Zmieniłem hetero w geja. To on zakochał się we mnie. Wtedy byłem szczęśliwy. Po jakimś czasie przyjechał do Wrocławia. Byłem zarówno szczęśliwy jak i wystraszony. Byliśmy w hotelu. Oglądaliśmy TV i powiedział, że chce spróbować, jak to jest całować się z chłopakiem. Nawet próbował. Postawiłem się niemal okoniem. Byłem w szoku, wystraszony, zły, roztrzęsiony... Nie chciałem z nim później w ogóle gadać, płakałem przez jakiś czas, on też. Chciał się zabić, wylądował w szpitalu, jego matka do mnie pisała na GG, a ja się bałem nawet odezwać. Zachowałem się jak świnia.
    Po sześciu miesiącach napisałem do niego, czy możemy spróbować znowu, że sobie wszystko przemyślałem, że rozumiem swoje błędy, i takie tam. Odpowiedź była jedna: „Nie, nie możemy, mam teraz chłopaka, Roberta, i jestem z Nim szczęśliwy”. Nie wiedziałem, jak zareagować.
    Czas leciał, aż spotkałem Dawida. Gadaliśmy trochę, później pojechałem do niego – jeden autobus cały czas. Zaczęliśmy gadać. W pewnej chwili siadł na mnie. Zapytał, czemu się cały trzęsę... Następnym razem zrobiliśmy to. Bolało jak nie wiem. Udawałem, że wszystko jest ok. A tak naprawdę nie chciałem go więcej widzieć. Spotkaliśmy się jeszcze parę razy. Zaczął traktować mnie jak zabawkę, unikać, a jak coś chciał, dzwonił. Skończyłem z nim i przez długi czas byłem sam. Starczyło mi GG z Markiem, a przede wszystkim była szkoła, nie miałem na to czasu.
    Na wakacjach, siedząc na skype, znalazłem jakiegoś młodego geja. Napisałem do niego bez najmniejszego zastanowienia. Najpierw gadaliśmy na czacie na skype, później video rozmowy, śmieszne rozbieranie się przed kamerką, małe prowokacje i w ogóle. Miał na imię Michał. Powiedział, że wkrótce przyjedzie do Wrocławia do babci. Spotkaliśmy się. Był prawiczkiem. Już na drugim spotkaniu, w plenerze, gdy leżałem w słońcu i wcale nie miałem większej ochoty nic robić, bo się po prostu bałem, sam mnie rozebrał. Byłem w lekkim szoku... W sumie na tym się wtedy skończyło. Następne dni były coraz bardziej interesujące, spotykaliśmy się już o 7 rano i szukaliśmy odpowiedniego miejsca na rozłożenie koca. W lecie, w pełnym słońcu zrobiliśmy… coś. Pominę ten szczegół, bo nie wydaje mi się on najważniejszy.
    Czy pokochałem Michała? Nie wiem. Z perspektywy czasu powiem, że było to bardzo silne zauroczenie, które powoli przekształcało się dopiero w miłość. Dzień przy nim był super, czas leciał z prędkością światła. Ale gdy odjeżdżał do domu, na pożegnanie powiedział, że to koniec. Nie mogłem tego pojąć, próbowałem z nim rozmawiać, pisać sms, dzwonić. Zmienił telefon, zablokował mnie na GG. Ze dwa miesiące dochodziłem do siebie. Później byłem w dziwnym stanie, aż w końcu się z tym pogodziłem.
    Nie pamiętam kompletnie, jak poznałem Maxa. Chłopak pokochał mnie całym sercem, albo też się we mnie mocno zauroczył. Nie wiem, naprawdę nie wiem. Spotykaliśmy się rzadko, bo mieszkał w Oławie, a nasze spotkania ograniczały się do przytulania. Mnie to wystarczało. Pierwszy raz w życiu nie było z mojej strony mocnego uczucia... Założyłem fellow.


III. Teraźniejszość

    Fellow było tylko i wyłącznie po to, żeby pogadać z ludźmi. Nie miałem zamiaru nikogo szukać, bo w końcu miałem Maxa. Pisałem sobie z ludźmi, przeglądałem profile etc. Pewnej nocy trafiłem na jeden profil: Michaś…. Nie wiem, co się stało. Zawiesiłem się na dobre 15 minut i bałem się do niego napisać. Po „odwieszeniu się” dosłownie z prędkością błyskawicy moja myszka była na znaku X i – zamknąłem tę stronę.
    Tydzień później w nocy wszedłem na czata. Tak sobie for fun, w sumie pośmiać się z tych niewyżytych seksu bestii. Był tam jakiś chłopak, który robił to samo. Więc jakoś się z nim skumałem. Nie sprawdzałem nawet jego profilu. Po prostu pisaliśmy. Ale gdy kliknąłem „pokaż profil” –  szok. Zamurowało mnie. Ten, który był moim aniołem nieziemskim – z nim właśnie piszę! I dalej już nie umiałem nic napisać. Było mi ciężko, sam nie wiedziałem, dlaczego. Dziwne. Miałem wrażenie, że on też już nie chce ze mną gadać. Potem zauważyłem, że dzień bez gadania z nim jest jakiś pusty. Uzależniłem się. Po jakimś czasie się zauroczyłem i nie wiedziałem, jak mu to powiedzieć. Więc powiedziałem prosto z mostu, że się w nim zakochałem. Tak w tamtej chwili myślałem.
    Ale był Max. Czekała mnie kolejna poważna rozmowa. Musiałem mu powiedzieć, że tak nie mogę, bo pokochałem kogoś innego. W sumie nie mógł się z tym pogodzić i nie może dalej. Powiedział, że dobrze, jeżeli ta osoba będzie mnie dobrze traktować. Wszedłem z Maksem na stosunki czysto przyjacielskie.
    Gadając z Michasiem, czas płynął tak niesamowicie. Godziny były minutami, minuty sekundami. Czułem się fajnie. Uwielbiałem z nim pisać. Później zaczęliśmy rozmawiać przez telefon. Jego głos był jakiś niesamowity, potrafił mnie uspokoić, był ciepły, miły, wyrozumiały i… śliczny. I te jego zielone oczka i piękne usta. Zakochałem się. A może znów zauroczyłem. Tak, na początku było to zauroczenie. Idealizowałem go pod każdym względem. Był chodzącą świętością.
    Nawet nie wiem, jak to się stało i byliśmy razem. I w tym momencie zaczęły się problemy. On nie wiedział, czy jest naprawdę gejem, a ja stałem się o niego nieziemsko zazdrosny, z czego wynikały tylko i wyłącznie kłopoty i kłótnie. Chciałem do niego jechać. I pojechałem, a on wystawił mnie do wiatru. Nie przyszedł... Potem zaczął brać prochy, raz się upił i zrobił to z dziewczyną... Całował się z chłopakami, spotykał się z gejami. To cholernie bolało, ale nie umiałem mu tego nie wybaczyć. Dla mnie wciąż był tym jednym jedynym, moim aniołkiem. W tamtej chwili już od pół roku nie miałem żadnego stosunku fizycznego, ale jakoś takowego nie potrzebowałem. Było mi to zbędne. Nie odczuwałem nawet najmniejszej potrzeby seksu, z kimkolwiek. Nawet z nim. Na początku o tym nawet nie myślałem, chciałem mieć go tylko w swoich ramionach, zasypiać z nim i budzić się przy nim. To było coś cudownego.
    Po którejś kłótni, następnego dnia wylądowałem w Poznaniu. Chciałem, żeby wszystkie nasze nieporozumienia się już skończyły. Chciałem mu pokazać, że bycie z kimś nie polega na pisaniu na GG, na rozmawianiu przez telefon i na skype. Pojechałem bez uprzedzenia. Znowu go nie było... Czułem się potwornie. Byłem pewien, że skoro mówi, że kocha, to czegoś takiego nie zrobi, nie osobie, którą kocha! Myliłem się. Dzwoniłem, że jestem. Nie przyszedł. Mam znajomego informatyka w Poznaniu, zadzwoniłem do niego, podjechał po mnie, napiliśmy się piwa i wróciłem do Wrocławia. Nie chciało mi się już żyć. Osoba, którą kochałem, tak mnie wystawiła. Byłem wściekły na siebie, że dałem się tak cholernie zmanipulować. Po jakimś czasie ochłonąłem. Uświadomiłem sobie, że to już nie jest zauroczenie, tylko miłość. Wybaczyłem mu to, nie umiałem nie wybaczyć. Był i w dalszym ciągu jest dla mnie bardzo ważny... Później jakiś czas było dobrze.
    Nagle jakaś kolejna kłótnia i ostra wymiana zdań. Nie odzywał się chyba z tydzień. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić, dzwoniłem, pisałem, błagałem. Ignorował mnie. Miałem ochotę się zabić. Nie mogłem znieść tego, że go nie ma. W którymś momencie już się nawet poddałem.
    Miałem dziwny dzień. Pierwszy raz od dłuższego czasu zacząłem myśleć o seksie. Nie wiem, jakiś niedosyt... Zmieniłem się nie do poznania. Zadzwoniłem do niego, odebrał. Zacząłem mu opowiadać, co bym mu zrobił, gdybym tam był. To było dziwne, a zarazem niesamowicie ekscytujące. Zawsze brzydziłem się rozmów o seksie, nie lubiłem tego. A w tej chwili, w tym momencie sam o tym gadałem i to mi się podobało. I to nie dlatego, że gadałem o seksie, a dlatego, że o tym gadałem z nim. To było takie inne, fajne, że w ogóle brak mi słów. Nie patrzyłem na Michasia jak na obiekt do seksu. Dla mnie był on kimś niesamowitym, delikatnym, pięknym i kochanym. Seks miał charakter czystego złączenia się ze sobą, bycia już razem. To było po prostu śliczne. Samo myślenie o tym w ten sposób jest niemalże idealnym przykładem związku.
    Wiedziałem, że z nikim jeszcze tego nie robił, to znaczy nie robił tego z żadnym chłopakiem, poza całowaniem, przytulaniem, mizianiem. Teraz gadaliśmy o seksie i to całkiem otwarcie. Nigdy nie potrafiłem w ten sposób rozmawiać o seksie. Z nim przychodziło mi to z łatwością. Pisaliśmy o tym i było ok. Jednak doskonale wiedziałem, że mimo tego typu rozmów i gadaniu, czego to byśmy sobie nie zrobili, to i tak w realu by tego nie było. Powód? Bardzo prosty. Za dużo popełniłem już błędów i tak naprawdę bym mu już na to nie pozwolił. Nie na pierwszym, drugim a nawet i dziesiątym spotkaniu. Gadałem o tym, bo go to podniecało i było fajne. Jednak na to pierwsze spotkanie miałem całkiem inne plany.
    Mieliśmy się spotkać w Sylwestra. Dopiąłem wszystko na ostatni guzik. Skopiowałem parę filmów na laptopa, kupiłem mu czerwony sznurek do bluzy, bo zgubił, a bardzo go lubił. Chciałem spędzić ten wieczór z nim, wtulony w niego, oglądając filmy. I tylko to. Później ululać to dzieciątko do snu i zasnąć tak z nim.
    Niestety. 31.12.2009 godzina 3:55 sms: „Nie przyjeżdżaj, nie przyjdę”. Nie mogłem tego pojąć. Cała ta siła, magia, radość, które we mnie były, zniknęły z miejsca, jakby ktoś je wyrwał, brutalnie wyszarpał. Po prostu: „Nie będę tam”. Bez słowa wyjaśnienia? Leżałem w łóżku, więc zerwałem się na równe nogi. Usiadłem i zacząłem pytać sam siebie, czemu, co jest nie tak? Zadzwoniłem. Nie chciał odpowiedzieć. Cały się trząsłem. Przecież miałem już bilet... Nawet później chciałem się zabić. Pomyślałem, że pojadę do Poznania i tam się zabiję, u niego w mieście, żeby cierpiał, że to zrobiłem przez niego. Trząsłem się, płakałem – i nagle uspokoiłem się. Usiadłem do komputera. Bez namysłu, w tej złości, nerwach, ogarnięty goryczą, napisałem mu... żeby spierdalał, że nie chcę go znać. Nie myślałem wtedy, jak bardzo będę tego później żałował.


IV. Sylwester

    Zadzwoniłem do znajomej, co robi w Sylwka. I mnie zaprosiła. Nie miało być tu żadnych gejów, kilku przyjaciół i tyle. Pojechałem. Cały czas miałem w myślach tylko Michasia. Zaciskałem zęby, żeby nie płakać. Nie chciałem nawet pić. Wypiłem jedno piwo i miałem dosyć. Ale zaczęły się toasty noworoczne, coraz więcej i więcej, w końcu wyszło tak, że wlałem w siebie więcej niż samochód na stacji benzynowej. Byłem tak nawalony, że nie wiedziałem, gdzie jestem i co robię.
    Około 2:30 wyszedłem do łazienki i – tam zasnąłem na podłodze. Kumpel znajomej przeniósł mnie do łóżka. A że miałem w ręku telefon, poprzeglądał go, ciekawski, i wydało się... Wyszło, że on też jest... Gdy zasypialiśmy, w głowie miałem tylko Michasia, jego głos, „tuli tuli”... Te omamy były straszne, rozwalały mi głowę. I wtedy powiedziałem, żeby mnie zerżnął. Że nie robiłem tego od siedmiu miesięcy. Zapytał, czy na pewno chcę. Odpowiedziałem, że tak. Mówił, że też chce, że zrobi to powoli, i w ogóle. Powiedziałem, że chcę ostro, tak, żeby bolało. Dziwnie się na mnie popatrzył, ale zrobił to. Bolało tak nieziemsko, że chciało mi się wyć. Ale ten ból odciągał mnie od myślenia o Michasiu… Powiedziałem mu, żeby mnie związał i zakneblował, żebym nie miał możliwości powiedzieć stop, dość, żeby już przestał.... Już tego nie wytrzymywałem. Chyba zemdlałem. Nie wiem czy z bólu, czy od alkoholu.
    Rano nic nie pamiętałem. Bolała mnie tylko dupa i suty… Gdy wychodziłem, usiadłem na schodach i przez dwie godziny myślałem, co się stało. Coś sobie przypomniałem, jakieś urywki. Wtedy byłem przekonany, że ktoś mnie zgwałcił.
    Wróciłem do domu. Wszedłem do pokoju, usiadłem na biurku, wziąłem wódkę pół na pół z colą i...  wpiłem bez oddechu. I – zobaczyłem na półce Biblię, mój prezent z Pierwszej Komunii Świętej, do którego nigdy nie zajrzałem. Zacząłem ją czytać. Wciągnęła mnie tak, że przeczytałem 120 stron... aż padłem znużony i spałem do następnego dnia.
    Dopiero w nocy wszystko sobie przypomniałem. To boli bardziej niż gwałt. Sam się na to zgodziłem! W sumie nie byłem tego do końca świadomy.
    Gdy go spotkałem, obaj udawaliśmy, że tego nie było, że nic takiego się nie stało. I chyba obaj nie zamierzaliśmy kontynuować tej znajomości..
    Ale wciąż mam te cholerne wyrzuty sumienia, które mnie zjadają. Poczucie, iż to wszystko jest moją winą. Sam fakt, że nie będę miał już mojego kochanego Aniołka. Kocham go, i to bardzo, nie umiem bez niego żyć. Sam jego głos nieziemsko mnie uspokajał. Nie mogę spać, ciągle o nim myślę. Mogę z nim nie być, podnieść głowę i spróbować jakoś żyć. Ale co to za życie? Kocham go, tego mi nikt nie zabroni. Kochać go będę już do końca życia. Mogę być z kimś, mogę oszukiwać siebie samego, miesiąc, rok, całe życie... Tylko po co? Po co mam wśród ludzi udawać szczęśliwego, a w środku krwawić? Chcę być z nim, a nie mogę. Więc będę sam…

                                                                                                                                               Maciek

Zgłoś jeśli naruszono regulamin