Rice Anne - Dar wilka.pdf

(1589 KB) Pobierz
1048726388.001.png
1048726388.002.png 1048726388.003.png
Rice Anne
Dar wilka
Klify nad Pacyfikiem, piękna rezydencja z sekwojową puszczą w tle. Młody reporter otrzymuje
zlecenie – ma napisać artykuł o niesamowitej posiadłości. Przypadkowe spotkanie dwojga ludzi i
idylliczną noc przerywa brutalna napaść. Mężczyzna zostaje pogryziony przez bestię, której w
nieprzeniknionej ciemności nawet nie widzi... Wkrótce ulega przerażającej, ale i dziwnie
pociągającej przemianie.
Jest zafascynowany nowo nabytą mocą, ale też pełen obaw.
W chwili, gdy najmniej się tego spodziewa, znajduje miłość, ale przede wszystkim stara się zgłębić
tajemnicę, która odmieniła jego los. Dlaczego i w jaki sposób otrzymał wilczy dar? Reporter
wyrusza w trudną, pełną pokus podróż, by poznać swoją nową, dwoistą naturę: człowieka i wilka.
1
Reuben był mężczyzną rosłym - miał sporo ponad sześć stóp wzrostu — o brązowych, kręconych
włosach i głęboko osadzonych, błękitnych oczach. Nazywali go Słonecznym Chłopcem, a on szczerze
nie znosił tego przydomka i dlatego starał się nie epatować zbytnio tym, co dla świata było
„zniewalającym uśmiechem".
W tej chwili jednak był odrobinę zbyt szczęśliwy, by nosić maskę powagi i starać się wyglądać
stateczniej niż przeciętny dwudziestotrzylatek. Szedł po stromym stoku wzgórza smaganego
oceanicznym wichrem, w towarzystwie eleganckiej, starszej od niego kobiety, Marchent Nideck.
Podobało mu się każde jej słowo dotyczące przestronnego domu stojącego na klifie. Była szczupła, a
jej wąską twarz o pięknych rysach otaczały rozwiane kosmyki blond włosów, które nigdy do końca
nie posiwieją. Zwykle zaczesywała je do tyłu; opadały falą i kręciły się lekko do wewnątrz tuż nad
ramionami.
Podobała się Reubenowi w tej długiej, brązowej sukni z dzianiny i wysokich wypolerowanych na
błysk butach.
Pracował nad materiałem dla „San Francisco Observera", dotyczącym właśnie tej wielkiej
rezydencji, a także nadziei Marchent na zbycie domu teraz, gdy jej stryj został w końcu uznany za
zmarłego.
Choć Felix Nideck zaginął dwadzieścia lal wcześniej, dopiero niedawno otwarto jego testament;
nową właścicielką nieruchomości została Marchent.
Odkąd Reuben przybył do jej posiadłości, spacerowali po
lesistych pagórkach, odwiedzając między innymi chylący się ku upadkowi domek dla gości oraz ruiny
stodoły. Maszerowali zapomnianymi drogami i starymi ścieżkami, gdzieniegdzie znikającymi w
gąszczu krzewów i wyłaniającymi się z gęstwiny na skalnych tarasach, wysoko ponad zimnymi,
stalowymi wodami Pacyfiku, tylko po to, by zaraz powrócić w zaciszny i wilgotny świat
poskręcanych dębów i dorodnych paproci.
W gruncie rzeczy Reuben nie był przygotowany na taką wycieczkę.
Pojechał na północ w typowym dla siebie „uniformie": cienkim, kaszmirowym sweterku, granatowej,
wełnianej marynarce i szarych spodniach. Pamiętał przynajmniej o zabraniu ze schowka w
samochodzie apaszki, którą owinął szyję. Ale tak naprawdę nie miał
nic przeciwko przenikliwemu chłodowi, który ich otaczał.
Wielki dom też nie emanował ciepłem. Kryty łupkową dachówką, ozdobiony fasetkowymi oknami,
stał na litej skale, sięgając ku niebu niezliczonymi kominami. Od zachodu przylegała doń oranżeria ze
stali i szkła. Reuben był nim zachwycony. Zauroczyły go już zdjęcia, które widział w Internecie, ale
nie był przygotowany na spotkanie z czymś tak wspaniałym.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin