Witkiewicz - Nadobnisie i koczkodany.pdf

(202 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Sa/on w pałacu Pandeusza Klawistańskiego. Najfantastyczniejsze urzšdzenie
w tonach ciemnoniebieskich. Pole do popisu dla najbardziej wyuzdanego
dekoratora. Wprost kominek bardzo wysunięty naprzód. Drzwi we wgłębieniu
na prawo wprost sceny, na prawo i na lewo. Klawi-stański i Pępkowicz w
białych tropikalnych kostiumach siedzš rozwaleni na ceylońskich leŜakach
przed kominkiem i palš olbrzymie czerwone "cherooty". Nina siedzi na
fotelu na lewo, ubrana w czerwonš lekkš sukienkę
1 czerwone pończochy. Pantofle ma koloru vert veronese. Jest zupełnie
obojętna. Panowie nie zwracajš na niš najmniejszej uwagi. Jest biały
goršcy dzień. Mimo to na kominku pali się zielony ogień. Za scenš słychać
co pewien czas piew kanarków, gdakanie kur i pianie kogutów. W miejscach
oznaczonych [blask] staje się wprost o lepiajšcy. Okien nie na.
Wykluczone jest, aby na scenie wisiały jakiekolwiek Modernistyczne
obrazy, np. moje własne, chyba Ŝe jest to wyra nie napisane w informacji.
Wykluczona jest równieŜ dekoracja ze starych rekwizytów, np. jaki "cichy
kšcik" z komedii Bałuckiego, jak równieŜ kombinacja tej moŜliwo ci
2 Poprzedniš. Te ostatnie wymagania stosujš się nie tylko do tej sztuki,
ale do wszystkich, które napisałem dotšd i moŜe naPiszę jeszcze. , >v ,
Nadobnisie i koczkodan^yij Ziel
470
PANDEUSZ mówi z wzrastajšcym patosem
Mówię ci, Kwiniu, Ŝe problemów w znaczeniu istotnym dawniejszym, nie ma
juŜ. W filozofii sš jedynie tak zwane "Scheinprobleme", problemy pozorne,
a w Ŝyciu wszystko jest zdefiniowane, sprecyzowane, skończone Jeste my o
krok tylko od kompletnej martwoty społecznej, gorszej od tego, co nastšpi
po zga nięciu słońca. mierć za Ŝycia, prawie Ŝe nieosišgalna dla
jednostek^ spełnia się rzeczywi cie w społeczeństwach. Mówię: "prawie",
bo mamy jeszcze paraliŜ postępowy i narkotyki. Ale nie mogę nazwać tego
pełnym ekwiwalentem samopoŜerania się ludzko ci w formie wzrastajšcej
specjalizacji. Nawet wiara w katastroficzne zakończenie całej tej
historii jest ostatniš iluzjš degeneratów dawnego porzšdku. Katastrofa
jest czym zbyt pięknym, aby miało to przydarzyć się naszemu gatunkowi
Istnień Poszczególnych. Skończyło się wszystko, co było mniej więcej
znanym. Zdaje mi się jednak, Ŝe wynalazłem co zupełnie nowego, co , co
moŜe być sprawdzonym jedynie przez nas obu... TARKWINIUSZ
Pozostaje zawsze miło ć. (Wskazuje na Nin ę, która ani drgnęła.) Oto jest
problemat, od którego oddzieliłe mnie, Pandziu, murem przedwczesnego
zwštpienia. PANDEUSZ
Chcę cię uchronić od wszystkich tych potworno ci, które przeŜyłem; sam
kochałem się i w niewmnycn panienkach, i w demonach, poczšwszy od klasy
pie szej aŜ do trzeciej. Byłem ofiarš, drobniutkš muszM w łapach
straszliwych pajšków, byłem sam dem^ i rozgniatałem serca jak truskawki,
i Ŝarłem je P0. jako marmoladę z czystej męczarni. Przeszedłem dyzm, i
masochizm, nie liczšc miło ci wzniosfycn czšcych do obłędu przez samš
niespefflia prostszych załoŜeń. Jestem młody i piękny, a
zafflykam z tš lekko ciš i beztroskš, jak gdybym zatrzaskiwał drzwiczki
od mej kasy, wybrawszy z niej wszyst-jae warto ci istotne, (z naciskiem)
Musimy wrócić do czasów greckich: odrodzić zamierajšcš przyja ń. Przyja ń
stała się dzi
czym wstrętnym, poniewaŜ znikło poczucie istotnej
wrogo ci. Ale my nie zejdziemy na manowce obrzydliwego erotyzmu: nasza
przyja ń będzie wyrzeczeniem się wszelkich wstrzšsów zmysłowych.
Sublimacja uczuć jednorodnych w najwyŜszej sferze Ŝyciowego poznania.
Będę prowadził cię drogš cięŜkš ku absolutnej jedno ci dusz męskich...
TARKWINIUSZ zrywajšc się
To jest zamaskowana perwersja. Błagam cię: pozwól mi raz jeden choćby
zakochać się naprawdę. MęŜczyzna pięknym jest tylko w samotno ci albo
kiedy zdobywa swoje najwyŜsze marzenie w postaci nieprzypadkowej kobiety.
Elementy męskie w jednorodno ci połšczeń sš - powiedziałbym - zbyt
psychicznie włochate. Siła musi być samotna, a łup nie moŜe stać się
jedno ciš ze swym zdobywcš.
PANDEUSZ uderzajšc dłoniš w poręcz Nie, nie, nie. Nie pozwolę ci się
splugawić. Ach, ileŜ bym dał w tej chwili, aby móc wydrzeć z siebie to
wszystko, co przeŜyłem. Ty jeste czysty, ty masz dane, do czego ja
dochodzić muszę brnšc przez straszliwe Pustynie przeszło ci,
przezwycięŜajšc na kaŜdym kroku Wldma i upiory. Kocham cię i nie mogę ci
na to pozwolić, aby zniszczył w sobie to, co jest najpiękniej-sze: bfak
wspomnień. A zresztš wszystkich kobiet i tak "ueć nie będziesz. To jest
najpotworniejsze w całym TA^m Pr°blemie. rĽRK\V!NlUSZ siadajšc
j 'to Prawda. O, BoŜe, BoŜe. JakŜe straszliwie cier-
? Pozwól mi przynajmniej uŜywać jakich narkoty-
' "andziu. Ja inaczej nie wytrzymam twojej tresury.
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułka
473
PANDEUSZ
MoŜesz co najwyŜej palić. Ja przezwycięŜyłem morfinę, C2H5OH, and you
must know, my dear, Ŝe alkoholizm jest najtrudniejszym do wyleczenia,
poniewaŜ większo ć pijaków "will not stop their drinking" - nie chcš
przestać pić. Pokonałem dalej haszysz i kokainę, nie mówišc juŜ o
wszystkich najnowszych wynalazkach sir Granta, o jego niezwycięŜonej
cerebro-spinalinie i piekielnych afrodyzjakach z typu
trynitrobenzoamidofen-dów. Znasz jego epokowe do wiadczenia na
brazylijskich gwanxach. Byłem we wszystkich zakładach wiata, w których
walczš z truciznami. Walczyłem teŜ sam, w pustyniach Australii i
puszczach Peru i Borneo. Nie - nie dam ci ani kropli niczego. Jestem
uosobieniem potęgi woli w najstraszliwszym, luksusowym wydaniu. Ty, jako
czysty i niewinny, przero niesz mnie w nieskończono ć. TARKWINIUSZ
AleŜ, Pandziu. CzyŜ nie dlatego wła
nie jeste tak potęŜnym, Ŝe masz juŜ
to wszystko poza sobš? CzyŜ będę mógł osišgnšć tę doskonało ć nie
poznawszy wprzód niebezpieczeństw: moich własnych i tych tak zwanych
zewnętrznych? CzyŜ wyrzeczenie się nie stwarza dopiero najistotniejszej
Ŝšdzy? Wszystko rzuca się wtedy na mózg i opanowuje coraz większe jego
obszary. PANDEUSZ
Der Mensch ist ein sich selbst betriigendes Tier. Człowiek jest to
samookłamujšce się zwierzę. Przebaczam ci to, ale musisz mi przyrzec, Ŝe
było to po raz ostatni. Przyrzekasz? TARKWINIUSZ wstajšc
Przyrzekam. Pęknę od tego cišgłego nienasycenia, ale
wytrzymam. Choćbym miał nawet dostać obłędu, a na
wet zwykłego bzika, wytrzymam.
".
Akt pierwszy
PANDEUSZ
Nie dostaniesz. Znam twojš naturę lepiej, niŜ ty sam jš znać moŜesz. Na
tle moich własnych przeŜyć widzę cię jak przezroczystš tafelkę kryształu
w ród najjadowit-szych promieni Rutherforda i Bohra. Przy pomocy moich
metod uczynię z ciebie atletę najistotniejszych niedosytów, które dopiero
otworzš ci wrota tajemnicy najwyŜszej: zasady TOśSAMO CI FAKTYCZNEJ
POSZCZEGÓLNEJ. Tajemnica ta ma dwa piętra, nieprzepuszczalne, jak dwa
moŜliwe wiaty Einsteina. KaŜdy nawet najgłupszy bydlak wie, Ŝe to jest
to, a nie co innego. A jednak w wyŜszym zrozumieniu tego rozwišzuje się
najpiekielniejszy problemat wszystkich-moŜliwych i aktualnych Istnień.
Z prawej strony wbiega Stary słuŜšcy we fraku.
STARY LOKAJ
Pandziu! Zofia z Abencerage'ów Kremlińska wali tu na sze ciu autach z
całym sztabem. Czterdziestu Mandel-baumów! Bóg nie wie kto! Miałem
wiadomo ć telefonem ze stacji na folwarku Antares. Minęli juŜ wał na
rzece Szlifowanych Ryb.
Wybiega. f.,,
<.:,, '.. < t
TARKWINIUSZ niepewnie l "
No i co teraz? ;
/.?; '
PANDEUSZ z lekka pow cišgnie^ w swoim poprzednim
patosie > ' . ;
Nic - wytrzymamy to.
TARKWINIUSZ
A kiedy wprowadzisz mnie do wyŜszej sfery twoich my li?
PANDEUSZ
Dzi wieczór - moŜe jutro - nie wiem. Obecno ć całej tej hałastry tutaj
będzie wła nie doskonałš próbš dla ciebie. Zobaczysz negatywnš stronę
Ŝycia w jej najbardziej luksusowym egzemplarzu. Idę na wieŜę
475
474
Akt pierwszy
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułkš
popatrzeć na widowisko wjazdu tej bandy metafizycznych snobów.
Przechodzi na prawo.
TARKWINIUSZ
Czy ty znasz tę Kremlińskš osobi cie?
PANDEUSZ zatrzymujšc się
Znałem kiedy . Ale wtedy była trochę innš niŜ obecnie.
Wychodzi na prawo.
NINA podnoszšc głowę po raz pierwszy
Czy pana nie nudzi cały ten patos, którego tak naduŜywa nasz gospodarz?
(Tarkwiniusz milczy.} No, panie Kwiniu, ze mnš moŜe pan być tak otwarty
jak z nikim - nawet z pańskim mistrzem.
TARKWINIUSZ
Tak - nudzi mnie. Widzi pani, ja znam wiele rzeczy, ale teoretycznie. Ja
więcej czytałem, niŜ on się tego domy la. Znam Kamasutrę i Weiningera,
Freuda i babilońskich erotomanów. Znam wszystkie moŜliwe powie ci klasy
pierwszej i całš prawie poezję wiata. Wszystko to razem nudzi mnie juŜ
zawczasu. Jednak w tym, czego ogólne zarysy rozwinšł przede mnš Pandzio,
jest co nowego i nieznanego.
NINA wstajšc
Czy pan wierzy w te ostatnie wtajemniczenia? (Tarkwiniusz milczy
uporczywie.) Mnie się wydaje, Ŝe to nie nastšpi nigdy, Ŝe na dnie tego
wszystkiego jest tylko artystyczny frazes, tworzšcy rzeczywisto ć. Czemu
pan Klawistański nie moŜe dokonać tego sam? Dlaczego koniecznie pan jest
mu potrzebny, wła nie pan, a nie kto inny?
TARKWINIUSZ
Nie wiem. (innym tonem) Pani wie, Ŝe ja nie jestem nawet tak niewinny
naprawdę? (tajemniczo) Niech pani sobie wyobrazi, Ŝe ja pocałowałem
kiedy Lizę, o tu - za ucho.
Wskazuje palcem swojš szyję za uchem. > , k. <>
NINA ostro
O - tylko proszę bez zwierzeń. Liza nic mi o tym nie mówiła i nie chcę
wcale wdzierać się przypadkiem w jej tajemnice, (innym tonem) Czy pan
wie, czym jest dla mnie przyjazd całej tej kompanii? Wuj mój, sir Tomasz
Blazo de Lizo, naleŜy do najbliŜszych przyjaciół pani Zofii. On jedzie tu
z niš na pewno. To znaczy: koniec mojej swobody. TARKWINIUSZ
Ech - co tam pani swoboda. Pani wyjdzie sobie za mšŜ, będzie pani miała
kochanków, wszystko, co pani zechce. A ja? Jestem niewolnikiem nowotworu,
który mi przeszczepił do mózgu ten piekielny Pandzio. Ja jestem zupełnš
maszynkš w jego rękach, (nagle) Niech pani powie, czy między wami nigdy
nic nie było? NINA
Daję panu słowo, Ŝe nic. On nie przekroczył w stosunku do mnie granic
najnormalniejszego opiekuna. TARKWINIUSZ zaciskajšc pię ci
Ja mu nie zazdroszczę ostatecznie jego przeszło ci - to juŜ
przezwycięŜyłem, ale wie pani, Ŝe gdybym się dowiedział, Ŝe on teraz co
takiego robi, czego nie powinien, niech mi [pani] wierzy, zabiłbym go jak
psa. NINA patrzšc mu w oczy
Pan jest o niego zazdrosny. Pan go kocha... TARKWINIUSZ obłędnie
Nie wiem. Nie wiem, czy to jest miło ć, (z siłš) Wiem tylko to, Ŝe je li
tak dalej będzie trwać, je li on naprawdę mnie nie wprowadzi w inny
wiat, który by mi mógł zastšpić Ŝycie, to stanę się potworem, jakiego
dotšd nie było. NINA
Ee - niech pan nie przesadza. Pan jest biedne dziecko, a nie Ŝaden
potwór. Gładzi go po głowie.
476
477
Akt pierwszy
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułkš
TARKWINIUSZ odsuwajšc się od niej z gniewem
Niech pani się nade mnš nie lituje. To mnie obraŜa. Niech pani lepiej
powie, co pani o nim my li.
NINA
Powiem panu otwarcie: ja go teŜ kocham.
TARKWINIUSZ ze strachem
Co?...
NINA miejšc się
Niech pan będzie spokojny, z tego nic nigdy być nie
; moŜe. (powaŜnie) On, kiedy był w pańskim wieku, był
kochankiem mojej zmarłej matki. Moja mama była
kobietš złš. Czytałam jej dziennik. Ja nie mogę my leć
o tym bez wstrętu.
r
TARKWINIUSZ gro nie
;
O czym, o czym?
NINA miejšc się
O jego pocałunkach, tylko o pocałunkach. A zresztš on jest skończony,
zniszczony na zawsze, (z ironiš) Ach - on jest niezwycięŜony, jemu groził
zanik roŜków przednich z powodu miło ci do pani Kremlińskiej - ona teŜ
jest niezwycięŜona. MoŜe pan go zwycięŜy, panie Kwi-niu. Pan jest taki
ładny.
TARKWINIUSZ
Więc jednak pani go kocha! Pani go prowokuje fałszywš obojętno ciš. Co za
perfidia.
NINA z ironiš
Ach, co za do wiadczenie teoretyczne. Ach, co za wzniosło ć duszy, (innym
tonem) A zresztš, ja pana kocham takŜe. Pan jest liczny, niewinny
chłopczyk. Pan jest jak mała gwiazdka w Drodze Mlecznej.
Całuje go nagle w usta i wybiega na lewo. Tarkwiniusz
stoi przez chwilkę nieruchomo.
TARKWINIUSZ
A jednak usta to jest piekielna rzecz. Teraz juŜ nic
nie wiem. ,-,..,- *",,.,,
Przez drzwi rodkowe, w głębi, na prawo od kominka, wchodzi Zofia z
Abencerage'ów Kremlińska ubrana w strój automobilowy, ze szpicrutš w
ręku. Za niš równieŜ w strojach automobilowych: Sir Tomasz, Teer-broom i
Oliphant Beedle. Za nimi w stroju kardynalskim dr Don Nino de Gewacz i w
pełnym uniformie kirasjerów gwardii graf Czub inin- Zalet a -j e w. Za
nim tłoczy się 40 (wyra nie czterdziestu) Man-delbaumów. Tarkwiniusz
dębieje na widok Zofii. ZOFIA
Czego pan tak zdębiał, panie. Jak się pan nazywa? Gdzie jest wła ciciel
zamku?
TARKWINIUSZf
Poszedł się przebrać. Nazywam się Pępkowicz. f!:
ZOFIA
liczne nazwisko. Ja jestem Zofia z Abencerage'ów i tak dalej. DlaczegóŜ
to pan się nie poszedł przebrać na moje przybycie? TARKWINIUSZ
Zajęty byłem waŜnš rozmowš z księŜniczkš Passmore St. Edwards. Cierpię na
nieopisane ciemno ci we łbie, a od niejakiego czasu... SIR TOMASZ
Hullo! Więc ona jest tutaj, tak jak to przypuszczałem. Czy nie wie...
TARKWINIUSZ
MoŜesz pan być zupełnie spokojny, sir Tomaszu. Mój przyjaciel kocha tylko
i wyłšcznie mnie. Stworzył nowy zakon absolutnej, czysto duchowej
przyja
ni. Jutro lub nawet dzi wieczorem mam być przypuszczony do
tajemnic ostatecznych. ZOFIA
A zatem w porę przybywam. (Wskazujšc na Tarkwiniusz a) Patrzcie, jaki
on liczny. CięŜkš walkę
479
478
Pigułka
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona
będę miała z takim rywalem. (Gro ny pomruk w tłumie Mandelbaumów i parę
głosów ze sztabu główne go.) Cicho, Mandelbaumy, i wy, czciciele
pierwszej klasy.
TARKWINIUSZ
Pani obraŜa mego przyjaciela. Nie moŜe pani objšć swoim kobiecym
móŜdŜkiem wielko ci jego ducha. Pani się zdaje, Ŝe pani ma do niego
jakie prawa. Proszę się raz na zawsze rozczarować.
ZOFIA do sztabu
Słyszycie? To jest co niebywałego! Taki kwiatek uchował się w domu tego
potwora. I on jeszcze mu wierzy. (do Tarkwiniusza) Straszne chwile
czekajš cię, smutny młodzieńcze. Nie wiesz jeszcze, czym sš psychiczne
zbrodnie. Patrz na mnie: czyŜ nie jestem piękna i młoda? A jednak nie ma
we mnie nic. Jestem mumia, mam lat tysišce, a okrucieństwo moje nie ma
granic. To on, pański Pandeusz, uczynił ze mnie pajęczycę - ja poŜeram
duchy, nasyciwszy się ciałami. Patrz na ten tłum. (Wskazuje sztab i
Mandelbaumów.) To wszystko skórki od poczwarek, z których uleciały
motyle. A te motyle, ich dusze, mam w mojej siatce i bawię się nimi,
kiedy chcę i jak chcę, młody idioto. MoŜe i ty zechcesz być okazem w
mojej kolekcji?
Tłum milczy.
TARKWINIUSZ. . .
Pani jest banalna, głupia kura. Ci panowie wydali juŜ
sšd na siebie samych, o ile to prawdš jest, co pani
nich mówi. Ja jestem wyŜszy ponad zwykły Ŝyc10^
apetyt i to dzięki niemu, jedynemu dla mnie człowie
wi na tej ziemi, którego pani w jego domu obraza.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin