Sala Sharon - Uzdrowiciel.pdf

(1099 KB) Pobierz
The Healer
145958362.005.png
SHARON SALA
UZDROWICIEL
Tytuł oryginału: The Healer
0
145958362.006.png 145958362.007.png 145958362.008.png 145958362.001.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Snow Valley, Alaska, 1977
Drobna, szara wilczyca zatrzymała się na granicy lasu, podniosła łeb,
poruszyła nozdrzami. Czuła niebezpieczeństwo, ale musiała ryzykować,
sama nie była już w stanie zadbać o potrzeby swojego malca.
Właśnie zapłakał. Polizała go czule po główce, a on natychmiast się
uspokoił. Najchętniej położyłaby się teraz gdzieś w zaroślach, odpoczęła,
ale czas naglił. Pchnęła malucha nosem i zaczęła schodzić w dolinę.
Wiosenne słońce w Snow Valley było miłą odmianą po długich
miesiącach zimy. Trzeba mieć dużą odporność, by wytrzymać tak długi
czas bez słońca i bez ciemności. Białe noce potrafią doprowadzić
człowieka do szału, ale miejscowi umieli z tym żyć, od wieków nawykli
do swojego świata.
Lekki wiatr schodził ze wzgórz do maleńkiej osady, i kobiety,
korzystając z ładnej pogody, powywieszały pranie na podwórkach.
Harley Dubois, pilot helikoptera, pochodzący z Biloxi w Mississippi,
mieszkał w skromnym domku na południowym skraju osady. Przeniósł się
tutaj przed dwunastu laty i teraz uważał się za najprawdziwszego tubylca.
W sezonie polowań latał swoim bellem, a kiedy myśliwi wracali do
domów, spędzał czas przy whisky i tanich thrillerach.
Doktor Adam Lawson mieszkał na drugim krańcu osady. Przybył tu
sześć lat temu, jako lekarz pogotowia. Trzeba było ratować pechowca,
któremu zaciął się spust w strzelbie. Miś, potencjalna ofiara pechowego
poszukiwacza przygód, też się zaciął i dość paskudnie okaleczył
1
145958362.002.png
myśliwego. Doktor udzielił rannemu pierwszej pomocy, ekspediował go
do szpitala, ale trwało to na tyle długo, że zdążył pokochać miejsce i ludzi.
Wrócił do osady wiosną i już tutaj został.
Natomiast Silas Parker, do którego należała cała maleńka osada,
mieszkał w piętrowym domu w „centrum". Na dole był sklepik z mydłem i
powidłem, zaś na pięterku małe mieszkanie.
Reszta mieszkańców Snow Valley tutaj się urodziła. Powiadano, że
ich przodkowie pojawili się w tej okolicy wcześniej od Boga, ale Adam
Lawson miał inne zdanie. To Bóg dał ludziom to miejsce, a oni byli na tyle
przytomni, żeby już nie szukać innego. Przyjmowali myśliwych, chodzili z
nimi po zaśnieżonych lasach, a wtedy w domach zostawały tylko kobiety z
dziećmi.
Teraz, gdy pogoda dopisywała, znowu zostały same i mogły zająć się
wiosennymi porządkami. Było ciepło, słonecznie, dzieci wyległy na
podwórka, by bawić się na świeżym powietrzu.
Kilkoro grało w piłkę, inne w chowanego, bliźniaki Mały i Buba
siedziały na środku drogi i rysowały coś na piasku. Zawiał wiatr. Mały
przetarł oczy, próbując usunąć z nich nawiany pył. Buba odwrócił głowę i
zerwał się na równe nogi. Nie wierzył własnym oczom. Chwycił brata za
włosy, pociągnął.
- Uciekamy, Mały! - wrzasnął w popłochu. Mały poderwał się
błyskawicznie i obaj chłopcy runęli z krzykiem w stronę domu, od którego
dzieliło ich może pięćdziesiąt metrów.
- Mama, wilk! - Buba pokazywał rodzicielce groźne zwierzę. Willa
też już je dostrzegła.
2
145958362.003.png
- Wilk! - krzyknęła, zagarniając dzieci do domu. Inne kobiety też
wybiegły po dzieci.
Wilczyca zatrzymała się. Słyszała przerażone krzyki, czuła nosem
emanujący z ludzi strach. Rozumiała ostrzeżenie, powinna uciekać, ale
maluch wczepiał się z całych sił w jej futro. Zwiesiła głowę i powoli
ruszyła dalej.
Silas Parker coś usłyszał. Zaciekawiony zostawił kanki, które miał
postawić pod ścianą, i podszedł do frontowych drzwi. Ulicą szła wilczyca.
Mógł być tylko jeden powód takiego niezwykłego zachowania.
Wścieklizna.
Kiedyś widział człowieka umierającego na wściekliznę i nigdy
więcej nie chciał oglądać czegoś podobnego.
Chwycił strzelbę leżącą pod ladą, naboje i wrócił na ulicę.
- Chowajcie się do domów! - krzyknął. Nigdy nie był dobrym
strzelcem, co oznaczało, że musi podejść bliżej. Jakaś kobieta z bronią
pojawiła się na ulicy, minął ją, zbliżył się do wilczycy, podniósł strzelbę.
- Nie strzelaj! Odwrócił się oszołomiony.
- Co z tobą, Marie?
- Popatrz. - Kobieta wskazała na wilczycę.
- Rany boskie... - zabrakło mu słów. Miał wrażenie, że śni. -
Niemożliwe. Matko Przenajświętsza... Dziecko? Marie, też je widzisz czy
ja zwariowałem?
Marie wydała jakiś nieartykułowany pomruk, odwróciła się i uciekła.
Silas miał ochotę uczynić to samo, ale nie mógł oderwać oczu od dziecka.
Wilczyca szczeknęła.
3
145958362.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin