Chah Ajahn - Dlaczego tu jesteśmy.pdf

(313 KB) Pobierz
Dlaczego tu jestesmy?
79232179.001.png
Podczas [obecnej] medytacji [odbywaj¡cej si¦ w czasie] pory deszczowej nie mam zbyt
wiele siły i moje zdrowie nie jest najlepsze, wi¦c wspi¡łem si¦ na t¦ gór¦, aby za»y¢
troch¦ ±wie»ego powietrza. Odwiedzaj¡ mnie [tu] ludzie, ale nie mog¦ ich przyj¡¢ tak, jak
kiedy±, bo ledwo mówi¦ i prawie nie mog¦ złapa¢ tchu. Mo»ecie uzna¢ za błogosławie«stwo
to, »e nadal istnieje to ciało, które siedzi przed wami i które mo»ecie ogl¡da¢. Samo
w sobie jest to błogosławie«stwem. Niedługo nie b¦dziecie go ogl¡da¢. Oddech si¦ sko«czy,
głos odejdzie. Stanie si¦ z nimi to samo, co z tym, co je przynosi, tak, jak si¦ dzieje ze
wszystkim, co zostało stworzone z cz¦±ci. Wielki Budda nazwał to khayavaya : upadek
i rozpad wszystkich wzgl¦dnych zjawisk.
Jak si¦ rozpadaj¡ [owe zjawiska]? We¹my brył¦ lodu. Najpierw była tylko wod¡. . .
zamrozili/zamro»ono j¡ i stała si¦ lodem. Ale nie trzeba długo czeka¢, by si¦ roztopiła.
We¹cie du»¡ brył¦ lodu, na przykład tak du»¡, jak ten magnetofon i zostawcie j¡ na sło«cu.
Zobaczycie, jak si¦ rozkłada, niemal tak samo, jak ciało. Stopniowo rozpadnie si¦. Minie
niewiele godzin lub minut i wszystko, co z niej zostanie, to kału»a wody. To wła±nie jest
khayavayam , upadek i rozkład wszystkiego, co zostało stworzone z cz¦±ci. Tak było od
dawna, od pocz¡tku czasu. Kiedy rodzimy si¦, przynosimy ze sob¡ na ±wiat przyrodzon¡
nam natur¦ i nie ma od tego ucieczki. Wraz z narodzinami przynosimy staro±¢, choroby
i ±mier¢.
Dlatego wła±nie Budda powiedział khayavayam , upadek i rozkład wszystkiego, co
zostało stworzone z cz¦±ci. My, wszyscy siedz¡cy tu, teraz, w tej sali, mnisi, nowicjusze,
±wieccy m¦»czy¹ni i kobiety, jeste±my bez wyj¡tku „bryłami rozpadu”. W tej chwili bryła
jest twarda, wła±nie tak, jak bryła lodu. Jej pocz¡tkiem była woda, na chwil¦ stała si¦
lodem, a teraz znów si¦ roztapia. Czy widzisz ten rozpad w sobie? Spójrz na to ciało.
Starzeje si¦ z ka»dym dniem. . . włosy si¦ starzej¡, paznokcie si¦ starzej¡. . . wszystko si¦
starzeje!
Kiedy± wygl¡dali±cie inaczej, prawda? Prawdopodobnie byli±cie du»o mniejsi. Teraz
jeste±cie doro±li i dojrzali. I teraz rozpadacie si¦ zgodnie z wasz¡ natur¡. Ciało rozpada si¦,
tak jak bryła lodu. Niedługo, tak jak bryła lodu, całkiem zniknie. Wszystkie ciała składaj¡
si¦ z czterech elementów: ziemi, wody, powietrza i ognia. Ciało jest mieszank¡ ziemi,
wody, powietrza i ognia, któr¡ zdecydowali±my si¦ nazwa¢ „osob¡”. Pocz¡tkowo trudno
stwierdzi¢, jak to nazwa¢, ale ostatecznie zwiemy to „osob¡”. Wpadamy w fascynacj¦ nad
ni¡, mówi¡c, »e jest m¦»czyzn¡, kobiet¡, nadaj¡c imiona, Pan, Pani i tak dalej — by móc
łatwiej identyfikowa¢ siebie nawzajem. Ale tak naprawd¦ nikogo tam nie ma. Jest ziemia,
woda, powietrze i ogie«. Kiedy si¦ poł¡cz¡ w znanej nam formie, efekt nazwiemy „osob¡”.
Ale nie ekscytujcie si¦ tym. Je±li spojrzycie dokładniej, zobaczycie, »e nikogo tam nie ma.
To, co w ciele jest stałe: mi¦±nie, skóra, ko±ci i tak dalej, zwane jest elementem ziemi.
Składniki ciała, które s¡ płynne, to element wody. Zdolno±¢ wydzielania ciepła w ciele
jest elementem ognia, a ruch powietrza przez ciało — elementem powietrza.
W klasztorze Wat Ba Pong mamy ciało, które nie jest ani m¦skie, ani »e«skie. To
szkielet wisz¡cy w głównej sali. Patrz¡c na niego, nie czujesz, »e jest to m¦»czyzna lub
kobieta. Ludzie pytaj¡, czy to m¦»czyzna, czy kobieta, ale mog¡ jedynie patrze¢ na siebie
bezradnie. To tylko szkielet, nie ma ju» ciała i skóry.
1
Ludzie s¡ w tych sprawach ignorantami. Niektórzy przychodz¡ do Wat Ba Pong, do
głównej sali, widz¡ szkielety. . . i natychmiast wybiegaj¡! Nie mog¡ znie±¢ ich widoku.
Boj¡ si¦, boj¡ si¦ szkieletów. My±l¦, »e ci ludzie nigdy nie widzieli siebie samych. Ba¢ si¦
szkieletów. . . nie zastanawiaj¡ si¦ nad wielk¡ warto±ci¡ szkieletu. By dotrze¢ do klasztoru,
musieli jecha¢ samochodem, albo i±¢. . . je±li nie mieliby ko±ci, jak by si¦ to stało? Czy
byliby w stanie — tak po prostu — chodzi¢? Tymczasem przyje»d»aj¡ do Wat Ba Pong
samochodami, wchodz¡ do głównej sali, widz¡ szkielety i natychmiast wybiegaj¡! Nigdy
przedtem nie widzieli czego± takiego. Urodzili si¦ z tym, a nigdy tego nie widzieli. Bardzo
dobrze, »e maj¡ teraz okazj¦ to zobaczy¢. Nawet starsi ludzie widz¡ szkielety i boj¡ si¦. . .
O co tyle zamieszania? Wida¢ po tym, »e wcale nie s¡ w kontakcie z samymi sob¡, nie
znaj¡ siebie naprawd¦. Mo»e id¡ do domu i nie mog¡ po tym spa¢ przez trzy lub cztery
dni. . . a jednak ±pi¡ ze szkieletem! Ubieraj¡ si¦ z nim, jedz¡ z nim, wszystko z nim rob¡. . .
a jednak si¦ go boj¡.
Pokazuje to, jak bardzo brak ludziom kontaktu z nimi samymi. Jakie to »ałosne! Zawsze
patrz¡ na zewn¡trz, na drzewa, na innych ludzi, na rzeczy zewn¦trzne mówi¡c „to jest
du»e”, „to jest małe”, „to jest krótkie”, „to jest długie”. S¡ tak zaj¦ci patrzeniem na
inne rzeczy, »e nigdy nie widz¡ siebie samych. Szczerze mówi¡c, ludzie s¡ naprawd¦ godni
po»ałowania. Nie maj¡ gdzie si¦ schroni¢.
Przyst¦puj¡cy do ceremonii wy±wi¦ce« musz¡ nauczy¢ si¦ pi¦ciu podstawowych tema-
tów medytacji: kesa — włosy na głowie, loma — włosy na ciele, nakha — paznokcie,
danta — z¦by, taco — skóra. Niektórzy uczniowie i wykształceni ludzie parskaj¡ ±mie-
chem, kiedy słysz¡ t¦ cz¦±¢ ceremonii. . . „Czego ten Ajahn próbuje nas nauczy¢? Uczy¢
nas o włosach, które mamy od lat. Nie musi nas o tym uczy¢, to ju» wiemy. Po co uczy¢
nas czego±, co ju» wiemy?”. Ludzie nieo±wieceni tacy s¡, my±l¡, »e ju» widz¡ te włosy.
Tłumacz¦ im, »e kiedy ka»¦ „zobaczy¢ włosy”, mam na my±li zobaczenie ich takimi, jakie
naprawd¦ s¡. Zobacz włosy na ciele takimi, jakie s¡, zobacz paznokcie, z¦by i skór¦ ta-
kimi, jakie s¡ naprawd¦. To rozumiem przez „widzenie” — nie powierzchowne patrzenie,
ale widzenie zgodnie z prawd¡. Nie byliby±my zanurzeni po uszy w rzeczach, gdyby±my
wiedzieli je takimi, jaki s¡ naprawd¦. Włosy, paznokcie, z¦by, skóra — jakie s¡ naprawd¦?
Czy s¡ ładne? Czy s¡ czyste? Czy maj¡ jakiekolwiek znaczenie? Czy s¡ stabilne? Nie —
nic w nich nie ma. Nie s¡ ładne, ale wyobra»amy sobie, »e takimi s¡. Nie maj¡ znaczenia,
ale wyobra»amy sobie, »e je posiadaj¡.
Włosy, paznokcie, z¦by, skóra. . . ludzie s¡ naprawd¦ przywi¡zani do tych rzeczy. Budda
uczynił z nich podstawowe tematy medytacji, nauczył nas je poznawa¢. S¡ one Przemi-
jaj¡ce, Niedoskonałe i Niczyje; nie s¡ „mn¡” czy „nimi”. Rodzimy si¦ z nimi i jeste±my
przez nie zwodzeni, ale tak naprawd¦ s¡ one nieczyste. Wyobra¹cie sobie, »e nie k¡pali-
by±my si¦ przez tydzie«: czy mogliby±my znie±¢ zbli»enie si¦ do siebie? Pachnieliby±my
naprawd¦ brzydko. Kiedy ludzie du»o si¦ poc¡, na przykład kiedy du»o ludzi ci¦»ko pra-
cuje razem, zapach jest okropny. Wracamy do domu i cali nacieramy si¦ mydłem oraz
wod¡ i zapach nieco słabnie, zast¦puje go zapach mydła. Nacieranie ciała mydłem mo»e
sprawi¢, »e b¦dzie ono mile pachniało, ale tak naprawd¦ brzydki zapach pozostaje — jest
tylko na chwil¦ przytłumiony. Kiedy zapach mydła zniknie, zapach ciała znów powróci.
2
My±limy cz¦sto, »e ciała s¡ ładne, zachwycaj¡ce, trwałe i mocne. My±limy, »e nigdy
si¦ nie zestarzejemy, nie zachorujemy, nie umrzemy. Jeste±my zauroczeni i uwodzeni przez
ciało, wi¦c nie pojmujemy, »e istnieje prawdziwe schronienie wewn¡trz nas. Prawdziwym
miejscem schronienia jest umysł. Umysł jest naszym prawdziwym schronieniem. Ta sala
jest mo»e całkiem spora, ale nie mo»e by¢ prawdziwym schronieniem. Goł¦bie chroni¡
si¦ tutaj, gekony si¦ tu chroni¡, jaszczurki si¦ tu chroni¡. . . mo»emy my±le¢, »e ta sala
nale»y do nas, ale tak nie jest. yjemy tu razem z wszystkimi innymi istotami. To miejsce
schronienia jest tymczasowe i wkrótce b¦dziemy musieli je opu±ci¢. A ludzie my±l¡, »e
miejsca daj¡ prawdziwe schronienie.
Zatem Budda mówił, »eby znale¹¢ swoje schronienie. Znaczy to, aby znale¹¢ swoje
prawdziwe serce. Serce jest bardzo wa»ne. Ludzie zwykle nie patrz¡ na wa»ne rzeczy, sp¦-
dzaj¡ wi¦kszo±¢ czasu patrz¡c na rzeczy nieistotne. Na przykład, kiedy sprz¡taj¡ dom,
mog¡ by¢ skupieni na czyszczeniu, myciu naczy« i tak dalej, ale nie zobacz¡ swojego wła-
snego serca. Ich serce mo»e by¢ zepsute, mog¡ czu¢ gniew, zmywaj¡c z kwa±nym wyrazem
twarzy. Nie dojrz¡ jednak, »e ich własne serca nie s¡ czyste. To wła±nie nazywam „przyj¦-
ciem za schronienie tymczasowego miejsca”. Ludzie upi¦kszaj¡ swoje domy i mieszkania,
ale nie my±l¡ o uczynieniu pi¦knymi własnych serc. Nie obserwuj¡ cierpienia. Serce jest
wa»ne. Budda nauczał, by znale¹¢ schronienie w swoim sercu: Attahi attano natho —
„B¡d¹ swoim własnym schronieniem”. Kto jeszcze mo»e by¢ schronieniem? Prawdziwym
schronieniem jest serce i nic innego. Mo»ecie próbowa¢ polega¢ na innych rzeczach, ale nie
s¡ one pewne. Na innych rzeczach mo»ecie polega¢ tak naprawd¦ tylko wtedy, kiedy macie
ju» schronienie w sobie. Musisz najpierw mie¢ swoje własne schronienie, zanim zaczniesz
polega¢ na czymkolwiek innym — czy to nauczyciel, rodzina, przyjaciele czy krewni.
Zatem wszyscy, którzy tu dzi± przyszli±cie z wizyt¡, ±wieccy i ci, którzy poszukuj¡
domu, zastanówcie si¦, prosz¦, nad t¡ nauk¡. Spytajcie siebie: „Kim jestem? Dlaczego tu
jestem?”’. Spytajcie siebie: „Dlaczego si¦ urodziłem?”. Niektórzy nie wiedz¡. Chc¡ by¢
szcz¦±liwi, ale cierpienie nigdy si¦ nie ko«czy. Bogaci czy biedni, młodzi czy starzy —
cierpi¡ tak samo. Wszystko jest dla nich bólem. Dlaczego? Bo nie maj¡ m¡dro±ci. Biedni
s¡ nieszcz¦±liwi, bo nie posiadaj¡ wystarczaj¡co du»o, a bogaci — bo jest zbyt wiele rzeczy,
o które musz¡ si¦ troszczy¢.
Swego czasu, jako młody nowicjusz, opowiadałem o Dharmie. Mówiłem o szcz¦±ciu
płyn¡cym z bogactwa i własno±ci, posiadania słu»¡cych i tak dalej. . . Stu słu»¡cych,
sto pokojówek, sto słoni, sto krów, sto byków. . . po sto wszystkiego! wieccy słuchacze
naprawd¦ ch¦tnie tego słuchali. Ale czy mo»ecie sobie wyobrazi¢ zajmowanie si¦ stoma
bykami? Albo stoma krowami, setk¡ słu»¡cych i pokojówek. . . mo»ecie sobie wyobrazi¢,
»e musicie si¦ tym wszystkim zajmowa¢? Czy byliby±cie zadowoleni? Ludzie nie bior¡
pod uwag¦ innych punktów widzenia. Pragn¡ posiada¢. . . mie¢ krowy, byki, słu»b¦. . .
setki słu»by. A ja mówi¦ —– pi¦¢dziesi¡t byków to za du»o. Samo wi¡zanie powrozów dla
tych wszystkich stworze« — to ju» za du»o! Ale ludzie o tym zapominaj¡, my±l¡c tylko
o przyjemno±ci posiadania. Nie bior¡ pod uwag¦ wszystkich kłopotów z tym zwi¡zanych.
Je±li nie zdob¦dziemy m¡dro±ci, wszystko wokół nas b¦dzie ¹ródłem cierpienia. Je±li
jeste±my m¡drzy, rzeczy te wyprowadz¡ nas z cierpienia. Oczy, uszy, nos, j¦zyk, ciało
3
i umysł. . . Wiecie co? — oczy niekoniecznie s¡ dobre. Je±li jeste±cie w złym nastroju,
samo patrzenie na innych ludzi mo»e wp¦dzi¢ was w gniew i odebra¢ wam sen. Albo
mo»ecie si¦ zakocha¢. Miło±¢ to te» cierpienie, je±li nie dostajesz tego, czego chcesz. Miło±¢,
tak jak i nienawi±¢ s¡ cierpieniem, a to przez po»¡danie. Po»¡danie jest cierpieniem,
pragnienie pozbycia si¦ [po»¡dania] jest cierpieniem. Ch¦¢ posiadania rzeczy. . . nawet
je±li je zdob¦dziesz, nadal cierpisz, bo boisz si¦, »e je stracisz. Tylko ból. Jak chcecie
z tym »y¢? Mo»ecie mie¢ wielki, luksusowy dom, ale je±li wasze serca nie s¡ dobre, nic
nigdy nie b¦dzie dzia¢ si¦ tak, jak oczekujecie.
Spójrzcie zatem na siebie. Czemu si¦ urodzili±my? Czy naprawd¦ kiedykolwiek osi¡-
gamy co± w tym »yciu? Tu, na wsi, ludzie zaczynaj¡ sadzi¢ ry», kiedy s¡ dzie¢mi. Kiedy
maj¡ siedemna±cie, czy osiemna±cie lat — szybko si¦ »eni¡ z obawy, »e nie starczy im
czasu, »eby zbi¢ maj¡tek. Zaczynaj¡ pracowa¢ od wczesnych lat, my±l¡c, »e w ten sposób
si¦ wzbogac¡. Sadz¡ ry» tak długo, a» maj¡ siedemdziesi¡t lub osiemdziesi¡t, lub nawet
dziewi¦¢dziesi¡t lat. Pytam ich: „Pracowałe± od dnia swoich narodzin. Ju» niedługo przyj-
dzie czas odej±¢, co ze sob¡ zabierzesz?”. Nie wiedz¡, co odpowiedzie¢. Mówi¡ tylko: „To
mnie przerasta”. Mamy takie powiedzenie: „Nie oci¡gaj si¦ przy zbieraniu jagód, bo noc
zapada w mgnieniu oka”. I tylko dlatego rozumiej¡ tyle [by móc odpowiedzie¢]: „To mnie
przerasta”! S¡ ani tu, ani tam, wystarcza im: „To mnie przerasta”, siedz¡ w krzakach,
objadaj¡c si¦ jagodami. . . „To mnie przerasta”, „To mnie przerasta”.
Kiedy jeste± młody, my±lisz, »e »ycie w pojedynk¦ nie jest dobre i czujesz si¦ tro-
ch¦ samotny. Znajdujesz wi¦c sobie »yciowego partnera. Gdzie dwie osoby, tam kłótnie!
Samotne »ycie jest zbyt spokojne, ale »ycie z innymi oznacza kłótnie.
Kiedy dzieci s¡ małe, rodzice my±l¡: „Kiedy dorosn¡, b¦dzie nam lepiej”. Wychowuj¡
wi¦c dzieci — trójk¦, czwórk¦ lub pi¡tk¦, my±l¡c, »e kiedy dzieci dorosn¡, b¦dzie im l»ej.
Ale kiedy dzieci dorastaj¡, jest jeszcze ci¦»ej. Jak te dwa kawałki drewna, jeden wi¦kszy,
drugi mniejszy. Wyrzucasz mniejszy i bierzesz wi¦kszy my±l¡c, »e b¦dzie l»ejszy, ale tak
oczywi±cie nie jest. Kiedy dzieci s¡ małe, nie przeszkadzaj¡ ci bardzo — miska ry»u
i banan raz na jaki± czas wystarcza. Kiedy dorastaj¡, chc¡ mie¢ motocykl albo samochód!
Có», kochasz swoje dzieci i im nie odmówisz. Próbujesz wi¦c da¢ im to, czego chc¡.
Problemy. . . czasem rodzice zaczynaj¡ si¦ o to kłóci¢: „Nie kupuj mu auta, nie mamy
do±¢ pieni¦dzy!”. Ale kiedy kochasz dzieci, musisz sk¡d± wzi¡¢ pieni¡dze. Mo»e nawet
rodzice odejm¡ sobie od ust, aby da¢ dzieciom to, czego one chc¡. A potem jest nauka.
„Kiedy sko«cz¡ studia, wyjdziemy na czysto”. Nie ma ko«ca studiom! Kiedy je sko«cz¡?
Tylko w nauce Buddy istnieje moment jej uko«czenia, w innych naukach tylko kr¦cisz si¦
w kółko. Jest to prawdziwy problem. W domu z czwórk¡ lub pi¡tk¡ dzieci rodzice kłóc¡
si¦ codziennie.
Nie dostrzegamy bólu, który czeka na nas w przyszło±ci, my±limy, »e nigdy nie na-
dejdzie. Wiemy o nim dopiero, kiedy ju» jest. Trudno spodziewa¢ si¦ tego bólu, który
jest cz¦±ci¡ naszego ciała. Kiedy byłem dzieckiem pas¡cym bydło, brałem w¦giel drzew-
ny i polerowałem nim z¦by, »eby były białe. Wracałem do domu, patrzyłem w lustro
i widziałem, jakie s¡ ładne i białe. Oszukiwały mnie moje własne ko±ci i tyle. Kiedy ju»
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin