Lewica boi się utraty władzy w Europie.doc

(41 KB) Pobierz
Lewica boi się utraty władzy w Europie

Lewica boi się utraty władzy w Europie

Z Konradem Szymańskim, dolnośląskim posłem do Parlamentu Europejskiego z ramienia PiS, o konflikcie, który wywołał w tym organie Unii Europejskiej Bronisław Geremek, rozmawia Mariusz Bober

 

Europejska lewica, a jak twierdzą media, także członkowie formacji określanych jako prawicowe, uznała zobowiązanie m.in. europosła Bronisława Geremka do złożenia oświadczenia lustracyjnego za polowanie na czarownice. Lewicowi posłowie w Parlamencie Europejskim w taki sposób demonstrowali poparcie dla nierespektowania prawa przez byłego szefa MSZ. Nie dopuścili nawet do głosu polskich posłów chcących wyjaśnić sytuację. Jak Pan to ocenia?

- O polowaniach i stalinizmie mówi tylko lewica, której bardzo nie podoba się, że lustracja stawia komunizm obok nazizmu. To im słusznie psuje nastrój. Problemem jest to, że spór natury prawnej został w atmosferze niewiedzy i nieporozumień zamieniony w konflikt natury politycznej. Poseł Bronisław Geremek powinien brać pod uwagę, że złożenie jego oświadczenia w czasie sesji plenarnej może być odebrane nie w kategoriach problemu prawnego, ale jako sytuacja jakiegoś nadzwyczajnego działania dyskryminacyjnego wymierzonego w jego osobę. Tak oczywiście nie jest. Wszyscy posłowie mają te same zobowiązania. Polscy parlamentarzyści złożyli oświadczenia lustracyjne, nie dostrzegając w nich ataku na godność osobistą. Wydaje mi się, że w PE wywołano celowo tę atmosferę niejasności, sugerując, iż prof. Geremek jest szczególnie źle traktowany przez polski rząd, dlatego że jest przedstawicielem opozycji. Jest to niezgodne z prawdą, dlatego domagaliśmy się głosu, żeby wyjaśnić, na czym polega problem.

 

Z zapowiedzi przedstawicieli PE wynika, że to europarlament może zdecydować, czy mandat posła Geremka wygaśnie, czy nie. Rzeczywiście to organy Unii Europejskiej mogą o tym decydować?

- Polskie prawo ma tutaj znaczenie pierwszorzędne. Z drugiej strony, mamy protokół o przywilejach i immunitetach Wspólnot Europejskich oraz fakt, że ustawa lustracyjna weszła w życie po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Jest to problem natury prawnej i powinny się w tej sprawie wypowiedzieć odpowiednie organy: Państwowa Komisja Wyborcza, być może Trybunał Konstytucyjny oraz Komisja Prawna PE.

 

Czyli zamieszanie ma źródło jedynie w negatywnym nastawieniu europejskiej lewicy do obecnych władz w Polsce?

- To jeden aspekt. A drugi - to celowo wywołana atmosfera jakichś nadzwyczajnych prześladowań rządu wobec jednego posła do PE. Prowadzący obrady socjalista Pierre Moscovici zrobił wszystko, by jakakolwiek ścisła informacja dotycząca tej sprawy nie dotarła do europarlamentarzystów. To jest skandaliczne zachowanie. Złożyliśmy protest do przewodniczącego PE, ponieważ Moscovici nie zachował koniecznej bezstronności.

 

Czyli europejska lewica z inicjatywy posła Geremka dokonała kolejnej nagonki na władze w Polsce?

- Częścią posłów kierowała taka motywacja. Ale drugim elementem jest niewiedza i celowo wywoływana atmosfera niejasności. Wątpię, by takie były zamierzenia prof. Geremka. Z własnego doświadczenia wiem, że wiele razy wykazywał on dużą wrażliwość na sprawy polskiego wizerunku w PE. Jednak w tej sprawie powinien przynajmniej zakładać taki scenariusz.

 

Czy rozpętując tą awanturę, poseł Geremek nie uczynił wizerunku Polski za granicą zakładnikiem swoich pretensji do obecnych władz?

- Z całą pewnością cała ta sprawa wpisuje się w zły odbiór polityki rządu Jarosława Kaczyńskiego na Zachodzie. Opozycja ma prawo spierać się z rządem. Ale w Polsce ten spór przekroczył nie tylko granice przyzwoitości, ale też granice naszego kraju. Uważam, że zdrowa anglosaska zasada "za granicą o swoim kraju albo dobrze, albo nic" nie jest respektowana obecnie w naszym kraju. Szkoda.

 

Dlaczego poseł Geremek zdobył takie poparcie w PE?

- Po części wynika to z tego, że jesteśmy w konflikcie z europejską lewicą, realizujemy program cywilizacyjny, który jest dla nich rzeczą nie do zniesienia. Ich reakcje są tym bardziej nerwowe, że obawiają się uruchomienia podobnego trendu w innych krajach, przynajmniej Europy Środkowej. Przyzwyczaili się, że mają zapewnioną pozycję monopolu w sprawach obyczajowych. My ten monopol łamiemy. Jednak głównym powodem było celowo wywoływane wrażenie, że wobec posła Geremka polski rząd stosuje jakieś nadzwyczajne rygory. Mało kto zdawał sobie sprawę z faktu, że rząd w tej sprawie nie podejmuje żadnych kroków; że działają zwykłe mechanizmy ustawowe, takie same dla wszystkich.

 

Również były premier Tadeusz Mazowiecki nie zamierza poddać się procedurze lustracyjnej. Czy nie jest to objaw bojkotu przez część dotychczasowych elit politycznych lustracji w Polsce?

- Najwyraźniej tak. Szanuję prawo każdej osoby do indywidualnej oceny poczucia godności. Nie potrafię jednak zrozumieć, dlaczego to proste oświadczenie składane kiedyś było do przyjęcia, a kiedy ma być złożone dziś - narusza poczucie godności. To nasuwa przypuszczenie, że przeważają motywy polityczne.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

 

Monstrum dusi naukę

 

Z prof. dr. hab. Piotrem Jaroszyńskim, wykładowcą Sekcji Filozofii Teoretycznej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, o problemach z przeprowadzeniem lustracji w Polsce rozmawia Mariusz Bober

 

Były szef MSZ, obecnie europoseł Bronisław Geremek, odmówił złożenia oświadczenia lustracyjnego. Nie jest on jedynym przykładem stanowiska polskich elit politycznych wobec lustracji. Z czego to wynika?

- Wydaje mi się, że we współczesnym świecie istnieje środowisko powiedzmy "nietykalnych", "namaszczonych", "mędrców", którzy mają astralne poczucie wyższości, zwłaszcza wobec zwykłych ludzi, a nawet państw, i zarazem czują się bardzo pewni siebie, ponieważ wiedzą, że stoi za nimi jakiś układ, chyba raczej międzynarodowy, który ich chroni. Dlatego gdy jest im to na rękę, mówią o priorytecie państwa prawa, a kiedy im to nie odpowiada, mówią o obywatelskim nieposłuszeństwie. Ale zawsze w głębokim zatroskaniu, oczywiście o własne "ego" i własny wizerunek, który mamy podziwiać i oddawać mu pokłony. Tak instrumentalnie traktowane prawo jest ostatecznie prawem silniejszego, a o prawdziwej demokracji nie ma wówczas mowy.

 

W ostatnich dniach mieliśmy do czynienia również z oporem części środowiska akademickiego w podporządkowaniu się ustawie lustracyjnej. Czy to rzeczywiście tak poważny problem dla naukowców i wykładowców?

- Wiele wskazuje na to, że jest to bardzo poważny problem, że służby specjalne nie natrafiały na zbyt duży opór, by zjednać do współpracy naukowców, skoro protest idzie z góry, ze strony rektorów i rad wydziałów, w których zasiadają w większości ci, których młode lata upłynęły w PRL. Jedni po prostu zapisywali się do partii komunistycznej, żeby ułatwić sobie karierę, inni robili to pokątnie, nawiązując tajną współpracę, by mieć jeszcze lepszą kartę przetargową w walce o stopnie, tytuły i wpływy. W sumie wyłaniają się zarysy jakiegoś koszmarnego monstrum, które tak mocno wgryzło się w polską naukę, że po dziś dzień ma siły, by ją nadal dusić. A w odbiorze społecznym rachunek wystawiany jest całej kadrze akademickiej, również ludziom nie tylko zdolnym i pracowitym, ale przede wszystkim uczciwym i dzielnym.

 

Wymóg składania oświadczeń lustracyjnych bojkotuje także środowisko dziennikarzy, twierdząc, że jest to poniżające. Czy rzeczywiście?

- Dziennikarze współpracujący z komunizmem byli narzędziem, który miał umacniać ten zbrodniczy system, i w tym sensie są za wyrządzone zło współodpowiedzialni. Poniżające jest to, że nie chcą przyznać się do winy i wziąć na siebie odpowiedzialności, tak jak to powinien uczynić człowiek honoru. Przyznanie się jest szansą na odzyskanie godności, w innym wypadku mamy do czynienia ze zwykłym tchórzostwem.

 

Władze, wprowadzając ustawę lustracyjną, podkreślały, że chcą w ten sposób oczyścić także życie polityczne, środowisko naukowe i dziennikarskie z powiązań, które prowadzą do patologicznych zjawisk w wymienionych sferach. Część przedstawicieli środowisk twierdzi jednak, że przepisy wpływają destrukcyjnie na te dziedziny życia społecznego, które reprezentują. Jak Pan to ocenia?

- Trzeba ustalić, co jest prawdziwym powodem takiej właśnie destrukcji wielu dziedzin naszego życia, w tym życia politycznego, medialnego i akademickiego. Współpraca ze służbami specjalnymi nie była bezinteresowna, lecz w sposób merytorycznie nieuzasadniony dawała przewagę agentowi w określeniu jego pozycji zawodowej, a równocześnie otwierała pole do szkodzenia innym, co koniec końców generowało różne rodzaje patologii. W tym sensie było to gorsze od członkowstwa w PZPR, bo takie członkowstwo było przynajmniej jawne i wiadomo było, czego się można po kimś spodziewać. Natomiast agent był ukryty. Najgorsze, gdy uwierzył, że jego pozycja zawodowa to efekt jego geniuszu, a nie tajnego układu, który pomógł mu zostać profesorem zwyczajnym, doktorem habilitowanym, a następnie członkiem jakiejś ważnej komisji, naukowej lub rządowej.

 

Z ujawnionych ostatnio informacji wynika, że prof. Janusz Kryszak, znany toruński naukowiec i wykładowca, był wieloletnim agentem SB. W jednym z wywiadów powiedział, że nie widzi nic nagannego w tym, iż współpracował z SB. Czy nie jest to objaw szerszego zjawiska przymykania oczu w środowisku naukowym na działalność agenturalną, a przynajmniej na uwikłanie w taką współpracę?

- To świadczy o skali zjawiska. Osoby zdekonspirowane nie czują się osamotnione, bo liczą na "solidarność" podobnych im agentów, którzy w odpowiednich jednostkach administracyjnych mogą mieć głos decydujący. Ofiarą takiej postawy "profesorów" będzie przede wszystkim młodzież, która tracąc szacunek do kadry akademickiej, przestanie poważnie traktować naukę jako drogę rozwoju osobowego. Zresztą już widać jak dosłownie z dnia na dzień spada społeczny prestiż naukowców, choć nie wszyscy na to sobie zasłużyli. Czegoś takiego nie było nawet w czasie zaborów, nie słyszymy, by polscy profesorowie współpracowali z Ochraną, a żeby jeszcze z tego powodu mieli być dumni. To przechodzi ludzkie pojęcie. Jeśli nie dokonamy całościowej reformy polskiej nauki, w tym Centralnej Komisji do Spraw Tytułów, która różnych ubeków, politruków i agentów zatwierdzała i promowała, to za chwilę nie będzie czego ratować.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

4

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin