Greiman Lois - Powrót do Iowa.pdf

(781 KB) Pobierz
From caviar to chaos
LOIS GREIMAN
Powrót do Iowa
158487899.060.png 158487899.071.png 158487899.082.png 158487899.093.png 158487899.001.png 158487899.011.png 158487899.012.png 158487899.013.png 158487899.014.png 158487899.015.png 158487899.016.png 158487899.017.png 158487899.018.png 158487899.019.png 158487899.020.png 158487899.021.png 158487899.022.png 158487899.023.png 158487899.024.png 158487899.025.png 158487899.026.png 158487899.027.png 158487899.028.png 158487899.029.png 158487899.030.png 158487899.031.png 158487899.032.png 158487899.033.png 158487899.034.png 158487899.035.png 158487899.036.png 158487899.037.png 158487899.038.png 158487899.039.png 158487899.040.png 158487899.041.png 158487899.042.png 158487899.043.png 158487899.044.png 158487899.045.png 158487899.046.png 158487899.047.png 158487899.048.png 158487899.049.png 158487899.050.png 158487899.051.png 158487899.052.png 158487899.053.png 158487899.054.png 158487899.055.png 158487899.056.png 158487899.057.png 158487899.058.png 158487899.059.png 158487899.061.png 158487899.062.png 158487899.063.png 158487899.064.png 158487899.065.png 158487899.066.png 158487899.067.png 158487899.068.png 158487899.069.png 158487899.070.png 158487899.072.png 158487899.073.png 158487899.074.png 158487899.075.png 158487899.076.png 158487899.077.png 158487899.078.png 158487899.079.png 158487899.080.png 158487899.081.png 158487899.083.png 158487899.084.png 158487899.085.png 158487899.086.png 158487899.087.png 158487899.088.png 158487899.089.png 158487899.090.png 158487899.091.png 158487899.092.png 158487899.094.png 158487899.095.png 158487899.096.png 158487899.097.png 158487899.098.png 158487899.099.png 158487899.100.png 158487899.101.png 158487899.102.png 158487899.103.png 158487899.002.png 158487899.003.png 158487899.004.png 158487899.005.png 158487899.006.png
PROLOG
- Tu Cecil MacCormick. Kto mówi?! - wrzasnął do słuchawki.
- Tu Daniel. - Ucichł, czekając na rozpoznanie. Jednak miasteczko Oakes
w stanie Iowa było najwyraźniej bardziej odcięte od świata, niż myślał. - Daniel
MacCormick. Twój bratanek.
- Danny? To Danny? Chłopak Willy'ego? Oczywiście, bo niby ilu miał
bratanków o imieniu Danny?
- Danny, mój chłopcze, od wieków nie dawałeś znaku życia. Akurat
niedawno pomyślałem sobie: ciekawe, co też porabia mały Danny w... A gdzie
ty właściwie mieszkasz?
Daniel zazgrzytał zębami. Cierpliwość nie należała do jego największych
cnót Talent to zupełnie co innego - to był wrodzony dar. Ale w tej chwili nawet
on był wątpliwy.
- W Nowym Jorku.
- Nowy Jork, tak? Pada tam u was?
Rzucił roztargnione spojrzenie w stronę okna. Kiedy Melissa
wyprowadziła się dziewięć miesięcy temu, zabrała ze sobą zasłony. Z lekką
irytacją zauważył, że bardziej tęskni za zasłonami niż za nią. Jego terapeuta -
były terapeuta - kazałby mu poważnie zastanowić się nad tym odkryciem. Nie
miał jednak ochoty zastanawiać się nad nim, gdyż wątpił, by świadczyło ono
dobrze o jego charakterze.
- Nie. Nie pada.
- Szkoda. Tata mawiał, że wiosenny deszcz robi polom równie dobrze, jak
świńskie odchody. Ale Willy uważał...
- Słuchaj, Cecil, muszę cię o coś spytać.
- Tak? - Stary najwyraźniej nie był zadowolony, że przerwano mu
monolog.
- 1 -
158487899.007.png
- Czy stary dom nadal jest na sprzedaż?
- Dom Willy'ego w mieście?
Jasne, że jego dom w mieście. Innych przecież nie miał. Ten właśnie dom
był kością niezgody między rodzicami Daniela przez czas trwania ich
małżeństwa.
To okropne przeżycie dla chłopca - obudzić się pewnego pięknego
poranka i odkryć, że matka odeszła, że jego świat zmienił się nieodwołalnie. To
jakby dowiedzieć się, że świat nie jest okrągły, ale kanciasty jak kostka do gry.
Przez całe lata nie mógł zrozumieć, dlaczego ojciec nie sprzeda domu i
nie przeniesie się na wieś. William MacCormick był farmerem z dziada
pradziada. Teraz Daniel rozumiał, że William czekał na jej powrót. Ale on był
mądrzejszy. Wiedział, że matka nigdy nie wróci.
- Tak, dom w mieście. Nadal jest na sprzedaż?
- Od dwóch lat. Od śmierci Willy'ego. Handel nieruchomościami wcale tu
nie kwitnie, w każdym razie odkąd zamknęli tę starą fabrykę. Ceny ziarna są
okropne, ciężko cokolwiek zarobić, choćby się duszę sprzedało diabłu. Dlatego
pozwalam...
- Dobra. - Daniel bezceremonialnie przerwał mu w połowie kolejnego
zdania. - Muszę iść, ale niedługo pogadamy.
Odłożył słuchawkę, zanim Cecil zdążył cokolwiek dodać, i siedział bez
ruchu, przyglądając się jej ze zdumieniem. A więc to prawda Z całą pewnością
zwariował. Planów, które właśnie poczynił, nie dawało się wyjaśnić w żaden
inny sposób.
- 2 -
158487899.008.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zadźwięczał dzwonek u drzwi. Oskar jak zwykle groźnie warknął.
Zawtórowały mu dwa żywiołowe piski. W saloniku-gabinecie zadzwonił
telefon.
Jesika Sorenson wstawiła butelkę dla niemowląt pod kran i szybko
wytarła ręce.
- Proszę! - wrzasnęła, zakładając smoczek. Oskar znowu warknął.
- Chciałaś coś? - zapytał Komar, zaglądając przez drzwi garażu. Jego
włosy - o mało interesującej barwie, za to zawsze ułożone w niepowtarzalną
fryzurę - sterczały niczym kolce na grzbiecie jeżozwierza.
- Odbierz telefon! - wrzasnęła i pobiegła do drzwi.
Co za dzień! Oczywiście, pani Conrad musi wszystko utrudnić. Przez
ostatnie pół roku wpadała bez zapowiedzi w każdy poniedziałek i środę. I akurat
musiała wybrać tę właśnie chwilę.
- Odbiorę! - odwrzasnął Komar i, ku wielkiemu zaskoczeniu i
bezgranicznej radości Jessie, zdołał w drodze do gabinetu potknąć się tylko raz.
Dzwonek odezwał się ponownie, a zaraz potem rozległo się niecierpliwe
pukanie. Trzymając butelkę, Jessie nacisnęła klamkę i odkryła, że drzwi są
zamknięte na klucz. I całe szczęście. Xena okazała się nie gorsza od Perełki w
wydostawaniu się z zamkniętych pomieszczeń, a Jessie nie chciała, by
wygłodniała menażeria znowu zaatakowała azalie Lomana.
- Przepraszam, pani Con... - zaczęła, ale urwała.
Wśród doniczek babci stał mężczyzna o wyglądzie nie budzącym
zaufania. Jego czarne, zaczesane gładko do tyłu włosy odsłaniały wysokie, blade
czoło. Miał też wydatne kości policzkowe i ciemny, dwudniowy zarost Był
szczupły i ubrany na czarno, a jego oczy przysłaniały ciemne okulary.
- 3 -
158487899.009.png
- W czym mogę pomóc? - zapytała, starannie wycierając resztki wody z
powierzchni butelki.
- Co ty tu robisz? Myślałem, że dom jest na sprzedaż. - Zmarszczył brwi.
- Bo jest, ale...
- To co się tu, do cholery, dzieje?
Jesika wyprostowała się z pewnym trudem. Nie po to zarzynała się pracą
przez ostatnie dziesięć lat, by teraz dać się zastraszyć takiemu typowi.
- Kim pan jest? - zapytała ostro. - Czego pan chce?
- Czego ja chcę? - Zerwał słoneczne okulary i spojrzał na nią groźnie.
Jego oczy były czarne i patrzyły przeszywająco, ale białka przecinały czerwone
żyłki. - Chcę wiedzieć, co, u diabła, robisz w moim domu, Sorenson.
- MacCormick?
Nazwisko to wymknęło się niepostrzeżenie z jej ust, ale była święcie
przekonana, że się myli. Danny MacCormick nie zaszczycił Oakes swoją
obecnością od ponad dziesięciu lat i sądząc po jego wypowiedziach na temat
miasteczka, było mało prawdopodobne, by zrobił to w przyszłości.
- Danny MacCormick?
- Na litość boską, Sorenson! - zirytował się. - A za kogo mnie bierzesz?
- Nie wiem - przyznała i roześmiała się z ulgą.
Wcale nie przypominał Danny'ego, z którym spędziła dwanaście lat w
jednej klasie. Zniknął gdzieś przygarbiony chłopak z krótko obciętymi włosami
i okularami w rogowej oprawie.
Zastąpił go mężczyzna. Prawda, Danny zawsze był bystry i wygadany,
miał opinię na każdy temat - od bezsensowności dobierania skarpetek pod kolor,
do zgnilizny moralnej i degeneracji ludzkości. Jednak był w nim jakiś cień
wrażliwości. A ten mężczyzna...
- Gdzie się podziała prowincjonalna gościnność? - zapytał, patrząc na
wysadzaną wiązami uliczkę. - Zamierzasz mnie wpuścić, czy mam tu sterczeć
jak głupek?
- 4 -
158487899.010.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin